Świąteczny wypad do Londynu
-A czemu miałbym Ci pomóc?- Zapytał, unosząc pytająco brew.
-Jesteś moim najlepszym i jedynym przyjacielem i mnie lubisz, więc z pewnością mi pomożesz. Ba, znamy się tak długo, że jesteśmy jak rodzina. A rodzinie się pomaga... Wiem, że i tak to zrobisz, a w takim razie może spędzimy ten wolny czas w inny sposób? - Zapytała z nadzieją w głosie.- Proponuję wycieczkę do Londynu. Jak za starych dobrych czasów.No nie daj się prosić, są Święta.
Na twarz Mistrza Eliksirów wypłynął lekki rumieniec, co równało się z niemą zgodą.
-Pijemy Wielosokowy czy wyruszamy we własnych postaciach?- Dopytała go kobieta.- I tak nas nikt nie pozna, więc myślę, że nie byłoby sensu. Zmienimy ubrania poza terenem szkoły.
-Też tak myślę, teraz czy później?- Katherina roześmiała się i złapawszy Severusa za dłoń pociągnęła go do wyjścia.
Dzięki temu, że była Przerwa Świąteczna nie natknęli się na żadnego ucznia ani tym bardziej nauczyciela. Przez całą drogę parskali śmiechem i dosłownie chichrali się jak małe dzieci. Gdyby zobaczył ich jakiś uczeń, zapewne wylądowałby w Skrzydle Szpitalnym z powodu doznanego szoku. Nie codziennie w końcu spotyka się dwóch najsurowszych profesorów w takiej sytuacji.Dotarłszy poza teren Hogwart zmienili swoje szaty czarodziei na typowo mugolskie stroje: ciepłe kurtki, golfy, spodnie i czapki.
-Gdzie najpierw?
-A pamiętasz ten Park? Nie wiem dokładnie, gdzie jest, ale z chęcią powtórzyłabym tę bitwę na śnieżki.- Uśmiechnęła się nieśmiało.
Czarodziej parsknął śmiechem. Sześć lat temu święta spędzili, nocując w Regent's Park. To właśnie tam odbyła się wspomniana bitwa, zakończona dopiero po trzech godzinach. A do walki używali nie tylko śniegu, w ruch poszły również pacyny błota.
-Regent's Park- Wyciągnął dłoń i teleportowali się do wspomnianego miejsca. Wszystko wokół było piękne, jezioro skute lodem, śnieg na każdej płaskiej powierzchni, i sople lodu.
-Mogłabym spędzić tu wieczność.- Rozmarzyła się czarownica, mocno opatulając się kurtką.
Było już kompletnie ciemno i zbliżała się północ, gdy nagle sobie coś przypomniała. Wigilia, jeszcze nigdy nie obchodziła tak naprawdę świąt. Owszem w zamku, w którym mieszkała, odbywały się bale, jednak nigdy nie było tak jak w opowieściach jej koleżanek. Czego się spodziewała? Przecież jej matka nie przyszłaby i nie przytuliła małej córki. Czasem można było odnieść wrażenie, że Maurussa Salvatore nie miała dzieci. Całą czwórką opiekowały się niańki i pomocnice. Sama królowa była oschłą, surową i bezlitosną kobietą. Całe życie nie okazała uczuć w stosunku do dzieci i męża. Był on dla niej tylko kimś, z kim musi żyć i nie było mowy o miłości. Severus też nie miał łatwo. Ciągłe awantury, ojciec alkoholik nienawidzący magi. Cóż, idealne warunki do świętowania. Przysunęła się do mężczyzny i oparła się o niego. Może i była kopią matki, jednak chciała mieć normalną rodzinę. Chciała świąt, kolęd i reszty tego okropieństwa.
-Tylko mi tu się przypadkiem nie rozrycz.- Syknął Severus, jednak objął ją ramieniem.
Katherina uśmiechnęła się smutno. Płakać nie zamierzała, za to przytulić się do obiektu westchnień już tak. Pachniał miętą i Ognistą. Dziwne nie zauważyła żadnych butelek. Severus nieczęsto pił, tylko wtedy gdy zdarzyło się coś złego albo w pewnych wyjątkowych sytuacjach. Mruknęła i przycisnęła się do niego mocniej.
-Co ty na to, by przejść się do jakiegoś baru i spić do nieprzytomności?- Zaproponowała.
Było to najlepsze wyjście. Oboje stosowali tę praktykę co roku w Święta i na Sylwestra. Tylko w ten sposób mogli zapomnieć. Na chwilę, ale zawsze. Czarodziej pokiwał głową.
-Wpierw przejdźmy się. Maże wyczarujemy łyżwy? Lód wygląda na mocny.- Stwierdził.
-Jak wpadnę do wody i się utopię pod lodem, to mój duch będzie nawiedzał Cię przez resztę życia.- Zagroziła i odsunęła się trochę.
Wyczarowali łyżwy i podeszli do jeziora. Lód jak twierdził Severus był mocny i równy. Mężczyźnie gorzej szła jazda w zamian za to Katherina robiła piruety i śmiała się do rozpuku. Już przeszło kilka lat nie jeździła na łyżwach. W pewnym momencie potknęła się jednak o mały występek i runęła na Severusa. Ten wylądował na plecach i przejechał plecami z metr po lodzie.
-Cały jesteś?- Zapytała czarnowłosa, podnosząc się z trudem i zaklęła, gdy zobaczyła swoją kostkę.
Była rozcięta i najwidoczniej złamana, na co wskazywała opuchlizna i jej wygląd. Wykręciła się pod dziwnym kątem. Nie czuła jeszcze bólu, który miał nadejść za moment.
-Sev, zawsze byłeś lepszy w nastawianiu kości. Mógłbyś coś z tym zrobić?- przy tym wskazała na własną nogę.
Severus dopiero podniósł się do pozycji siedzącej, masując się po krzyżu. Miał zaciętą minę, lecz pomógł przyjaciółce i po chwili byli już na brzegu. Noga została uleczona i teraz tylko ślad krwi na nogawce przypominał o tym małym wypadku. Nic nie mówiąc, powlekli się przed siebie, by po kilkunastu minutach teleportować się przed mugolskim barem. Z zewnątrz przypominał melinę, lecz na szczęście w środku wyglądał znośnie. Od razu udali się do baru, by zamówić „coś najmocniejszego". Jak można było się spodziewać, już po godzinie rozmawiali luźno, śmiejąc się co drugie słowo i bełkocząc.Z rozmowy na temat eliksirów przeszli na prywatne sfery.
-Na siódmym roku mówiłeś coś o tym, że masz kogoś na oku. Powiesz wreszcie, o kogo chodziło? To była Cyzia, Bella a może ta szlama Evans?- zapytała znienacka Ketherina podpierając głowę dłonią. Była nieziemsko ciekawa, kto podobał się Severusowi.
Severus zmrużył oczy. To jasne miał uraz co do tego konkretnego słowa.
-Od kiedy to interesuje cię, kto mi się podoba? Mówiłem, że nie powiem i nadal będę się tego trzymał- zaperzył się.
No tak, na tym należało zaprzestać. Jeśli czegoś nie chciał powiedzieć, to nigdy tego nie mówił. Nawet niektóre groźby nie pomagały. A niestety ten temat nigdy się nie wypowiadał. Tylko raz napomknął o tym, że ktoś mu się bardzo podoba. Katherina drążyła, bezskutecznie. W końcu pogodziła się z tym, że nigdy się nie dowie. Wykluczyła wszelkie Puchonki i większość Ślizgonek. Mogła to być jedna z Krukonek. Gryfonek nie brała pod uwagę, nienawidził tego domu i było raczej niemożliwe, że imponował mu ktoś z niego. Była rzecz jasna Evans, jednak to nie mogła być ona.Po prostu nie. Wiedziała, że żywił do niej uczucia i to silne. Dowiedziała się tego zaraz po tym, jak wrócił w nie najlepszym nastroju do Pokoju Wspólnego i powiedział jej o wszystkim.
-Tak pytam- przewróciła oczami.
Przy barze spędzili jeszcze kilka godzin, a gdy wrócili do Hogwartu ledwo trzymali się na nogach. Obijali się od ściany do ściany, aż w końcu poupadali i ułożyli się wygodnie na korytarzu.
W takim właśnie stanie zastała ich Minerwa McGonagall, która uśmiechając się po nosem teleportowała ich do komnat Severusa. Z początku nie mogła uwierzyć w to, co ma przed oczami.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro