Zaproszenia na bal
Ostatnimi czasy Rovena Lestrange większość wolnego czasu spędzała w bibliotece, zakopana w książkach. Denerwowały ją dziewczyny z jej dormitorium, które non stop rozmawiały o balu i przygotowaniach do niego. Rovenę nie do końca interesowały tego typu rzeczy, więc postanowiła znaleźć sobie ciche miejsce do nauki i rozmyślań. Wewnątrz jednak chciała, by ktoś ją zaprosił, a tym kimś miał być Draco. Sama przecież go nie zaprosi, to byłoby głupie i nieodpowiednie. Zacznijmy może od tego, że Rovena zainteresowała się Draconem dopiero w poprzednim roku szkolnym. Z początku ją tylko irytował, później go polubiła, a jeszcze później polubiła go bardziej. Drażniło ją to, że ta głupia Pansy też się nim interesowała. Cały czas przechwalała się tym, że podobno będzie kiedyś jego żoną. Pannie Lestrange łagodnie rzecz biorąc, to nie pasowało. Po każdej takiej przechwałce miała ochotę co najmniej wydrapać jej oczy. Przecież Parkinson była tępa, jak ktoś taki jak Draco miałby zwrócić na nią uwagę? Ona to co innego. Ucięła swoje rozmyślania, gdy obok niej przysiadła się Hermiona Granger. Dziewczynki nie darzyły się wzajemną sympatią, po prostu tolerowały się i wymieniały notatkami z lekcji. Zawarły pomiędzy sobą umowę, dzięki której miały łatwiej. Hermiona zajrzała jej przez ramię i zmarszczyła brwi, nadal nie mogła, pojąć co widzi jej rówieśniczka w Czarnej Magii, a książka, którą czytała dotyczyła prawdopodobnie tej dziedziny magii.
-Co czytasz?
Brunetka pokazała jej okładkę, z widniejącym na niej tytułem „Zaklęcia Niewybaczalne".
-Profesor Salvatore mi ją pożyczyła.- Wytłumaczyła choć było to kłamstwo, zabrała bowiem tę książkę z domu.
Hermiona kiwnęła głową i przypomniała sobie, po co to podeszła. Wygrzebała z torby rolkę pergaminu i podała ją dziewczynie.
-Napisałam dla ciebie jak, oberwałaś rykoszetem na eliksirach.- Poinformowała ją i już jej nie było.
Wspomniana sytuacja miała miejsce trzy dni wcześniej. Na Eliksirach dwie grupy uczniów, ślizgoni i gryfoni mieli uwarzyć Eliksir dodający wigoru. Crabbe i Goyle zostali usadzeni jako para tuż za Roveną i Draconem. Z powodu, iż Crabbe wraz ze swoim towarzyszem nie potrafią uwarzyć nawet najprostszego eliksiru, skończyło się to źle. Dla Roveny, była to najgorsza lekcja w życiu. Kociołek siedzących za nią chłopców przewrócił się i cała jego zawartość wylała się na niespodziewająca się niczego dziewczynkę. Po oparzeniach, których doznała, nie pozostały większe blizny, choć musiała smarować plecy specjalną maścią przez najbliższy tydzień.
Rovena przejrzała notatki i schowała je do torby, w duchu dziękując Granager. Wstała i wyciągnęła się, po czym zebrała swoje książki do torby, a te z biblioteki poodkładała na miejsce. Wychodząc, pożegnała się z panią Pince.
Dotarłszy do Pokoju Wspólnego, wypowiedziała hasło, weszła i usiadła po turecku na jednej z wolnych kanap. Nie miała jednak czasu, by nawet otworzyć książkę, gdy przysiadł się do niej Draco. Spojrzała na niego pytająco.
-Co robisz?- Zagadnął.
-A na co ci to wygląda? Uczę się- odpowiedziała spokojnie.
Chłopak wyprostował się i z dozą niepewności wypalił.
-Chciałabyśpójśćzemnąnabal?
Rovena zmarszczyła brwi i poprawiając mundurek, poprosiła.
-Mógłbyś powtórzyć odrobinę wolniej?
-Chciałabyś pójść ze mną na bal?
Ta uśmiechnęła się szeroko i pokiwała ochoczo głową. Żegnaj Parkinson, nie masz ze mną szans. Pomyślała, nadal ciesząc się jak dziecko. Czyli i Draco ma coś do niej, a co to się jeszcze okaże.
W tym samym czasie Katherina siedziała w swoim gabinecie i przeglądała Proroka Codziennego. Nic ciekawego tam nie znalazłszy, odrzuciła ją w kąt pomieszczenia i wyciągnęła się w fotelu. Za trzy dni miał się odbyć Bal Bożonarodzeniowy i to Merlinie uchowaj, jej powierzono, dopilnowanie dekoracji. Dumbledorowi najwidoczniej pomieszało się w głowie do końca przez te mugolskie słodycze. Oczywiście, wybór najbardziej ponurej czarownicy do udekorowania Wielkiej Sali do genialny pomysł. Dorzucić do tego Severusa oraz Moody'ego i będzie można urządzić najwspanialszy bal pod słońcem.
Ktoś zapukał do jej gabinetu.
-Wejść- warknęła.
Do środka wtargnął Severus. Dziwne, czy ona zapukał? Severus Snape zapukał, gdyby nie siedziała, pewnie usiadłaby z wrażenia. Odkąd pamiętała, on nigdy nie pukał. Wszystkie pomieszczenia Hogwatu traktował, jakby do nikogo nie należały. Owszem w czasach szkolnych pukał i zachowywał się dość grzecznie, jednak gdy sam został nauczycielem, całkiem zmienił swoje zachowanie. Teraz to on tu miał władzę, co pokazywał na każdym kroku.
-O co chodzi?
-Co powiesz na to, by iść ze mną na bal?- Zapytał znienacka, siadając na krzesełku, stojącym przed biurkiem.
Jego pytanie zaskoczyła ją. Zaskoczyło i to bardzo. A może jednak, a może coś do niej czuje? Szybko jednak powrócił zdrowy rozsądek. Przecież to niemożliwe, traktował ją jak przyjaciółkę. Nie jak kobietę, była dla niego tylko i wyłącznie przyjaciółką. Zapewne nie chciał iść sam. Robili tak już wcześniej, na różnych przyjęciach. Ona prosiła jego, a on ją. To była pewnie jedna z takich sytuacji. Pokiwała głową na znak zgody.
-Przyjdę godzinę przed rozpoczęciem.- Oznajmił z cieniem uśmiechu, którego czarownica nie mogła dostrzec.
Pożegnał się i cicho zamykając drzwi, wyszedł. Kolejne zdziwienie, przeważnie trzaskał drzwiami. Pomyślała, że może tym razem jej się uda. Zaciągnie go do siebie po balu i powie mu wszystko, całą prawdę. Postanowiła, że będzie się trzymała tej koncepcji. Czekała już tyle lat i nie chciała czekać następnych. Teraz albo nigdy. I tak zmarnowała już dobry kawałek życia, a drugiego nie miała dostać w gratisie. Wspomniała wszystkie momenty, których było aż dwanaście, kiedy prawie mu powiedziała. Za każdym razem się wycofywała i bała się tego, że i tym razem tak to się skończy. Bała się, że znów stchórzy i tego, że może nie mieć więcej okazji. Kto wie, czy Czarny Pan nie zechce się jej pozbyć? Miała pozycję w jego szeregach, ale z doświadczenia wiedziała, jak mało to znaczyło.
Niepewnie podwinęła rękaw i przełknęła ślinę, widząc wyraźnie odcinający się na skórze znak. Szybkim ruchem opuściła rękaw. Jeszcze pół roku temu był tylko cieniem na skórze, a teraz? Wyglądał już dokładnie jak w dniu, gdy go otrzymała.
Dzień, w którym On wróci, był coraz bliżej. Wiedziała, że jeśli w pełni odzyska swoją potęgę, będzie musiała do niego wrócić. Choć nie z własnej woli to na polecenie Dumbledora. Złożyła wieczystą przysięgę, a nie widziała siebie umierającej przez takie nic jak złamanie jej. Byłaby to chyba najgłupsza śmierć w jej rodzinie. Możliwe, że wygrałaby tym z prapraprababką, która ćwicząc zaklęcia, pozbawiła się organów wewnętrznych.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro