Przemyślenia
Wszystko toczyło się, nie tak jak toczyć się powinno. Pierwszą rzeczą był Potter, a właściwie jego brak jakichkolwiek chęci do uczenia się Oklumencji, na co nieustannie narzekał Severus. Katherina nie wiedziała, co ten chłopak miał w głowie. Czy on nie zdawał sobie sprawy, jakie to ważne? Najwidoczniej nie, o czym świadczyła jego postawa. Zaraz później na liście znajdowała się Gwardia Dumbledore'a, o której istnieniu kobieta dowiedziała się przez przypadek. Dzieciaki były na tyle nieważne, by rozmawiać o tak ważnych sprawach głośno i to na korytarzu szkolnym. A co za tym szło, zwrócili na siebie uwagę Umbridge. Jednak nie to wprawiało czarownicę we wściekłość każdego ranka tuż po przebudzeniu. Była to bowiem nieobecność Dumbledore'a i Dolores zasiadająca na jego miejscu. Puszyła się jak różowy paw. Katherinę w szkole trzymał natomiast jedynie jej status, który w razie naruszenia ściągnąłby Ministerstwu na głowę samą Izabellę. Ta potrafiłaby porządnie namieszać. Rodzinę Królewską reprezentowała rada, która na chwilę obecną składała się z dwudziestu czarodziei. Wśród członków rady, wyróżnić można było rodziców Roveny, rodzeństwo Kate oraz przedstawicieli najbardziej wpływowych rodów zamieszkujących Eris. Rada decydowała o wszystkim, co działo się w granicach wymiaru. Ostatnim co nie powinno się wydarzyć było odejście braci Weasley z Hogwartu. Nie powinno się to wydarzyć, jednak przyniosło to wiele pozytywów. Między innymi przedstawienie, dla większości uczniów i nauczycieli. Jednak to miało miejsce jeszcze przed egzaminami.
Istniała również sprawa masowej ucieczki z Azkabanu. Z jeden strony cieszyła się, że Bellatriks i Augustus są wolni, a z drugiej wiedziała, co to oznacza. Czarny Pan zbierał swoje szeregi i umacniał pozycję. Znikali czarodzieje, a na ulicach pojawiało się coraz większość podejrzanych typów. Poprzednio też tak się zaczynało, znów ten sam schemat. Kate nie mogła się doczekać, aż wreszcie znów zobaczy swoich przyjaciół. Nigdy bowiem nie przestała ich za takowych uważać. Bella może i była bezwzględną, rozszalałą i nieczułą wiedźmą, ale traktowała Katherinę jak siostrę. Broniła przed innymi uczniami, którzy nie pałali do niej sympatią i często rozmawiała. Choć była o cztery lata starsza, dobrze się rozumiały. Tak sam było z Rookwood'em, który był na tym samym roku co ona. Jednak on był zupełnie inny, niż wyobrażali sobie inni. Był bardziej zagubiony niż Kate i Severus razem wzięci. Od zawsze miał problemy z nawiązywaniem relacji międzyludzkich, a gdy już takowe nawiązywał, był do bólu lojalny.To on między innymi ratował jej skórę, gdy o coś ją podejrzewano.
Dołohowa natomiast nigdy nie trawiła. Ba nienawidziła go. W czasach służby Czarnemu Panu cały czas darli ze sobą koty.
Katherina wychodziła właśnie z biblioteki, gdy wpadł na nią Aidan. Był zmachany, a na jej widok, chwycił ją za ramiona i zapytał, łapiąc co chwilę oddech.Jego wzrok był rozbiegany.
-Powiedz, że widziałaś gdzieś Pottera, Granger albo Weasleya.
Kobieta zamrugała w pierwszym odruchu i wyłuskała się z jego uścisku.
-Nie, nie widziałam. O co ci chodzi?
-Potter powiadomił Snape'a, że Syriuszowi coś grozi. Severus sprawdził, czy nic mu nie jest, choć pewnie cieszyłby się, gdyby Blacka już nie było między nami, ale wracając do sedna sprawy. Wrócił, powiedział mi o wszystkim, że Black jest cały i kazał znaleźć te dzieciaki i jest problem. Nie ma ich nigdzie, jakby zapadli się pod ziemię. Przeszukałem cały zamek.- Jego spojrzenie stało się spanikowane.- Kate pomóż mi ich znaleźć.
Szukali Złotej Trójcy wszędzie. Niestety nie znaleźli ich, a ponadto zauważyli brak kilku innych uczniów. Nie mieli pojęcia co zrobić. Wszyscy, którzy mogliby im pomóc, w jakiś nieznany im sposób poznikali. Tak jakby się zmówili. Dopiero po dwóch godzinach, przed obojgiem czarodziei pojawił się Patronus w postaci wilka.
-Sami-Wiecie-Kto ujawnił się, Syriusz nie żyje.- Przemówił głosem Nimfadory Tonks.
Katherina myślała, że wiadomość o śmierci któregoś z jej wrogów jej nie ruszy. Było jednak inaczej. Poczuła się źle, a przecież nie powinna. Życzyła Blackowi śmierci już od pierwszego roku nauki. Nienawidziła do tego stopnia, że sama próbowała go wiele razy zamordować. Nie miała ochoty o tym nikomu opowiadać, w końcu i tak nikt by jej nie uwierzył. Katherina Salvatore nienawidziła Syriusza i z wzajemnością. Takie były fakty, które znał każdy, kto znał ich oboje. Nie raz spotkania tej dwójki przybierały niebezpieczne obroty. Kobieta była za czasów swej młodości nieobliczalna tak jak i Black.
Całą resztę dnia kobieta spędziła w swoich prywatnych komnatach, czekając na Severusa. Zostawiła mu w jego gabinecie wiadomość, aby przyszedł do niej. Niedawno już uporała się z wyrzutami sumienia, które dręczyły ją po zamordowaniu Karkarowa, a znów nurzała się w smutku. Nie wiedziała nawet dlaczego. Przecież to było głupie, po co niby miałaby przejmować się kimś, kogo nienawidziła?
Gdy Severus już długo nie przychodził, dała za wygraną i ruszyła do własnego łózka. Zmęczenie dało jej o sobie znać. Jutro Dumbledore powinien zwołać do siebie wszystkich nauczycieli. O ile tylko wróci, a znając go, na pewno wróci. Nie zostawiłby przecież szkoły samopas.
Zasnęła, a w jej snach pojawiły się wspomnienia z młodości. Widziała tam siebie kłócąca się z Blackiem i wiele pojedynków, które ze sobą staczali. Nie raz było tak, że lądowali na długo w Skrzydle Szpitalnym. Wszystko przez zamiłowanie Katheriny do Czarnej Magii i dumy Syriusza. Choć miał wiele okazji, by na nią naskarżyć, to nigdy z takowej nie skorzystał. Co nim kierowało? Tego nie wiedziała.
Obudziła się w środku nocy i pierwszym co zrobiła, była wyprawa do salonu gdzie rozpaliła ogień w kominku i usiadła w fotelu. Nie wiedziała, co mogłaby zrobić w tym czasie. Siedziała tylko i wpatrywała tępo w ogień. Po chwili wyciągnęła przed siebie różdżkę i przywołała do siebie płomienie, w które bez wahania włożyła drugą dłoń. Nie palił jej, już dawno opanowała tę sztuczkę na pozór trudną, a w rzeczywistości banalnie łatwą. Ogień objął jej palce, nie wyrządzając jej żadnej krzywdy. Obserwowała to z tajemniczym wyrazem twarzy. Odsunęła palce, a płomyki pozostały na nich. Odłożyła ostrożnie różdżkę i dołączyła druga dłoń, uważając przy tym, aby nie podpalić szaty. Zabawa z ogniem była wspaniała i niebezpieczna zarazem. Tworzyła nim różne kształty, a na jej twarz wypłynął lekki uśmiech.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro