Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Prośba

 Pomimo nieprzyjemnych wydarzeń z września Katherina wróciła do formy. Choć trudno w to uwierzyć zaprzyjaźniła się z Minerwą McGonagall, która okazała się nie być taką złą czarownicą. Z Severusem natomiast sprawa była trudniejsza, odzywali się do siebie sporadycznie. Nawet nie kłócili się już przy posiłkach. Dopiero pod koniec listopada zdołali się po ludzku porozumieć. Katherinę zżerały wyrzuty sumienia a Severus najwidoczniej nie miał zamiaru jej niczego ułatwiać.Na szyi mężczyzny pojawiła się nowa blizna, ciągnąca się od tchawicy do połowy policzka. Pewnego dnia czarownica po prostu przyszła z butelką Ognistej i tak zakończyli etap milczenia. 

23 grudnia 1991 r.

 Katherina z wściekłością przekreśliła połowę pracy i postawiła piękne T. Większość uczniów zacznie semestr w iście „wspaniałych" nastrojach.Miała już dość sprawdzania prac i kreślenia podobnych błędów. Wyciągnęła się, przeciągając kręgosłup i ziewając. Było już późno, lecz o spaniu nie było mowy. Rzuciła szybkie spojrzenie na zawiniątko, wciśnięte za regałem tak by nikt go nie zauważył. Musiała się odciąć a zostanie w zamku, było jedyną opcją, do czasu.Znikąd pojawił się patronus Dumbledora.  

-Proszę stawić się w moim gabinecie. Hasło to malinowy sorbet-powiedział feniks głosem staruszka.   

 Zaklęła i nie widząc innego, wyjścia powlekła się do Gabinetu Dyrektora. Nie wypadałoby w końcu, odpowiadać pracodawcy by spadał na drzewo. Oczywiście ostatnią osobą, jakiej się spodziewała była Rachel. Przez mgłę pamiętała list od niej. Stała tam, ubrana w elegancką szatę, kapelusz i zdobiony płaszcz. Uśmiechała się promiennie, co całkiem rekompensowało lekko zaokrąglone ciało. Kilka pasm jej czekoladowych włosów wysunęło się spod kapelusika. Rachel była niezwykle inteligentną czarownicą, którą niezwykle ciekawiły Eliksiry.

-Dyrektorze?- Zapytała zdziwiona.  

-Pani Hadaway, chciała, abym panią tu ściągnął. Podobno nie odpisywałaś Katherino na listy.- Odpowiedział uprzejmie dyrektor, uśmiechając się.- To ja może panie na chwilę zostawię.  

 Zostały same i zapanowała niezręczna cisza. W końcu przerwała ją Rachel.   

-Nie odpisywałaś, a nawet kazałaś mi się...odpiórkować i wypchać kocim futrem- przez jej twarz przemknął uśmiech.- Co się dzieje? Przecież nie bywasz niemiła bez powodu. Poznałam Cię i choć nie bardzo dobrze to potrafię rozpoznać, że coś się dzieje. Mój mąż kazał mi się nie mieszać, lecz ja się tylko martwię.   

 Katherina fuknęła ze złości i zgrzytnęła zębami. Doskonale wiedziała jak ktoś kłamał a Hadaway nawet nie starała się ukrywać fałszu.  

-Od kiedy Rachel Hadaway się o kogoś martwi co? Jak zaznaczyłaś, nie znasz mnie dobrze i coś myślę, że Tiara źle cię przydzieliła. Z taką zdolnością manipulacji byłabyś genialną ślizgonką. A teraz do rzeczy, co tu robisz i po jaką cholerę wplątujesz w to Dumbledora?... No gadaj.

 Czarownica zamrugała zdezorientowana i nagle jakby zabrakło jej słów. Co miała powiedzieć, że chce jej pomocy. Przecież to jasne, Katherina nie pomagała ot, tak. Wplątała Dumbledora tylko dlatego by z nią porozmawiało a wyszło tak, że tylko namieszała.   

-Ja no cóż, przejrzałaś mnie. Chciałam omówić pewną sprawę i myślę, że mogłabyś mi pomóc.- Powiedziała półgębkiem.- Pamiętasz, jak napisałam do Ciebie we wrześniu? Miałam wtedy problem...wiesz, że wyszłam trzy lata temu za Nicolasa. On chciałby mieć potomka i...właśnie tu jest problem. My się staramy, ale jak widzisz bezskutecznie.  

-Ach tak i ja mam ci niby wyczarować małego, wrzeszczącego bachora tak?- Prychnęła brunetka.

 Rachel przewróciła oczami.  

-To nie tak. Słyszałam, że w Twojej rodzinie jest pewien eliksir, Eliksir Odbudowy Rodu. Podobno pozwala on wyleczyć bezpłodność.- Powiedziawszy to, zdjęła kapelusz.- Pomożesz mi? Dasz mi ten eliksir? Mogę zapłacić każdą cenę.  

-Rachel czy ty wiesz, o co mnie prosisz? Ten Eliksir uwarzyła założycielka Erisu, jest w naszej rodzinie na wypadek, gdyby nasz ród miał wygasnąć. Nie mogę Ci go oddać, zostałabym wydziedziczona, zrównana z błotem i zapewne skazana na śmierć. Salvatore'owie są podporą Erisu bez nas tamten świat przestanie istnieć.- Katherina nie wierzyła, że ona ją o to prosi. Nagle wpadła jej do głowy myśl.- Jednakże znam kogoś, kto mógłby pomóc mi uwarzyć ten eliksir. Ostrzegam Cię jednak to, będzie kosztowało.  W składzie tego eliksiru są bardzo rzadkie składniki. Bursztyny, krew młodego jednorożca nie wiem gdzie ją dostanę...

 W oczach kobiety zalśniła nadzieja. Nie zastanawiając się, rzuciła się na Katherinę i przytuliła ją. Zaskoczona czarownica z początku próbowała się wyrwać jednak po chwili, dała za wygraną i poklepała kobietę po plecach. Dziwnie się czuła w tej sytuacji, nie była przyzwyczajona do przytulania przez w pewnym sensie obce osoby. Nawet w rodzinie nigdy nie była często przytulana, prawdę mówiąc prawie nigdy.  

-Dziękuję.- Powiedziała, odsuwając się- Zdobędę wszystko, co będzie potrzebne. Daj mi tylko listę.  

-Wyślę ci listę składników sową, teraz idź już.- Zakomenderowała Katherina i udała się do wyjścia.- Mam wiele spraw na głowie.  

 Przepis na ten eliksir znajdował się w skarbcu Salvatore'ych. Nie wiedziała, co ją podkusiło, aby się zgodzić. Mogła przecież ją spławić i powiedzieć, że się zastanowi. Czyżby złagodniała na stare lata? W końcu w tym roku wybiło jej trzydzieści jeden lat. Nie było jednak tego po niej widać.  

 Schodząc do lochów, zagapiła się i wyrżnęła twarzą o posadzkę. Warknęła i rozmasowała nos, sprawdzając przy okazji czy nie jest złamany, nie był. Tylko jej duma ucierpiała, na szczęście nie przechodził tędy żaden uczeń ani nauczyciel. Nie przeżyłaby takiego upokorzenia, Mistrzyni Pojedynków potknęła się na schodach.Otrzepała oraz poprawiła szatę i ruszyła jakby nigdy nic przed siebie. Zamierzała wstąpić do Severusa, przy okazji planowała opisać mu sytuację. Zgodzi się jej pomóc bez dwóch zdań, był zbyt zafascynowany tą sztuką, by przepuścić warzenie tego potężnego eliksiru.   

 Będąc na miejscu, nie bawiła się w pukanie, tylko wparowała do jego gabinetu. Nie było go w nim, więc przebywał zapewne w salonie. Przeszła obok biurka lustrując drobiazgi porozrzucane na nim i przeszła przez drugie drzwi. Automatycznie, gdy stanęła jak wryta. Severus Snape spał na jednym fotelu w rozsznurowanej koszuli i spodniach z jedną nogą przewieszoną przez oparcie. Pierwszą rzeczą, jaką chciała zrobić to podejść i po prostu patrzeć. Uśmiechnęła się krzywo na tę myśl. I jak miałaby w razie czego to wytłumaczyć? Nie powie mu przecież, że lubi go bardziej niż przyjaciela. Nie było o tym mowy. W łagodnej wersji, gdyby i on coś do niej czuł, a było to mało prawdopodobne, byliby razem. W gorszej wyśmiałby ją i by go straciła. Wolała nie ryzykować. W przypadku związku z nią zniszczyłaby mu życie.W końcu podeszła do niego i potrząsnęła jego ramieniem. Niestety nie przyniosło to zamierzonego skutku. Nie widząc innego wyjścia, wyciągnęła różdżkę.  

  -Aguamenti.  

 Mężczyzna zerwał się jak oparzony, parskając.  

-Czyś ty do reszty zdurniała?! Co to miało być?!- Zaatakował ją, posyłając mordercze spojrzenia.

-Spałeś, a ja mam ci coś ważnego do powiedzenia.- Uśmiechnęła się i kontynuowała.-Zapewne znasz Eliksir Odbudowy Rodu? Niezwykle trudne do zdobycia ingrediencje i jeszcze trudniejszy sposób przygotowania. Udało się go stworzyć nielicznym. 

-Niby po co ci ten eliksir? Jak rozumiem, nie dla siebie go potrzebujesz.-stwierdził.  

  -Nie, nie dla siebie, dla pewnej osoby.  

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro