Pojedynek
Korytarzem przechodziła uczennica, Rovena Lestrange. Dłońmi obejmowała kilka książek. Jej torba była już nimi zapchana i właśnie miała kilka zostawić w Dormitorium. Wcześniej musiała spławić Draco. Od Uczty nie odstępował jej na krok, co niezbyt jej się podobało. Nie wiedziała, o co może mu chodzić. Wtem zauważyła coś dziwnego, jakiś ciemny kształt przypominający człowieka. Podeszła bliżej a w momencie, gdy zrozumiała, na kogo patrzy, książki wysunęły się z jej dłoni i upadły z łoskotem na podłogę. Pochyliła się nad kuzynką i potrząsnęła jej ramieniem.
-Ciociu Katherino?
Przerażona potrząsnęła jeszcze raz jej ramieniem, a gdy znowu się nie poruszyła, wstała i zostawiając torbę, pobiegła po jakiegoś nauczyciela. Na następnym korytarzu dosłownie zwaliła z nóg Septimę Vector. Surowa nauczycielka przewróciła się na plecy, a z jej dłoni wyleciał stos papierów.
-Jak chodzisz...- Rovena weszła jej w słowo.
-Przepraszam Pani Profesor!- Krzyknęła zdenerwowana dziewczynka.- Ciocia... Profesor Salvatore leży na korytarzu i się nie rusza!
Kobieta wytrzeszczyła oczy i pośpiesznie wstała. Nie zwracając uwagi na dokumenty, dała gest uczennicy, by prowadziła. Obie w mgnieniu oka znalazły się obok nieprzytomnej Katheriny. Profesor Vector sprawdziła jej puls i z ulgą stwierdził, że jej koleżanka z pracy żyje.
-Idź po Madame Pomfrey.- Poleciła.
Pół godziny później Profesor Salvatore leżała w Skrzydle Szpitalnym a wokół jej łóżka ustawiło się kilku nauczycieli i dyrektor. Madame Pomfrey zaś sondowała jej ciało różdżką. Trwało to już dość długo, a gdy skończyła, jej mina nie była radosna.
-Jej magia jest niestabilna. To wygląda tak, jakby próbowała się ona wydostać na zewnątrz. Jeszcze nigdy czegoś takiego nie widziałam... Ta magia pozbawia ją energii. Zauważyłam, że jest bardzo wychudzona. Paznokcie ma całkiem białe. Prócz tego jej serce czasem mocno przyspiesza, a czasem zwalnia niebezpiecznie mocno, właśnie dlatego zemdlała... Jeśli taki stan rzeczy będzie się utrzymywał, umrze.- W pomieszczeniu zapanowała nagła cisza.
W końcu Dumbledore odchrząkną i zapytał.
-Jak można jej pomóc?
Pielęgniarka zamyśliła się na chwilę.
-Musi pozbyć się w sposób naturalny tej wzbierającej magii. Myślę, że najlepszym sposobem byłby pojedynek. Rozładowałaby emocje i wyrzuciła je poza siebie. Jedyny problem to to z kim miała walczyć. Jeśli nie ma się hamować, najprawdopodobniej mocno poturbuje przeciwnika bądź go zabije- urwała.- Wszyscy pamiętamy, jak dobra jest w pojedynkach.
Wtem poruszyła się postać dotychczas stojąca na uboczu. Severus przestąpił z nogi na nogę.
-Ja mogę się z nią pojedynkować.- Powiedział w końcu.
Z początku nikt nie wziął jego słów na poważnie, a gdy dotarło do nich, że jednak chciał to zrobić, posypały się protesty. Mistrz Eliksirów odbijał je niewzruszoną miną.Kłótnia, która dokładnie kłótnią nie była przebudziła Katherinę, która jęknąwszy, uciszyła wszystkich.Wlepiło się w nią pięć par oczy.
-Na brodę Merlina, kto mi tak pogruchotał plecy.- Syknęła, otwierając oczy.- Co ja tu robię?
W skróconej wersji dowiedziała się wszystkiego o swoim stanie, co przyjęła z nadzwyczajnym spokojem. Pod żadnym pozorem nie zamierzała ryzykować czyjegoś życia, jednak nie dała tego po sobie poznać. Nie zmieniłaby i tak postanowień Severusa i wiedziała, że on wiedział. Pozostawało jej przyjmować wszystko w spokoju.
Na sam koniec poprosiła, aby dali jej się przespać i przewróciła się na lewy bok, plecami do drzwi. Musiała to przemyśleć. A raczej tak to sobie tłumaczyła, podświadomie chciała walczyć, ale nie, gdy po drugiej stronie różdżki miał stanąć Severus. To było wykluczone.
Na szóstym roku urządzili sobie pojedynek. Zaczęło się niewinnie, a skończyło na klątwach tnących, co poskutkowało wylądowaniem w Św. Mungu na dwa tygodnie. Do dziś miała blizny na plecach.
Czarna magia sprawia, że posługujący się nią czarodzieje popadają w obłęd. Właśnie to dopadło Severusa i Katherinę podczas tamtego pojedynku. Stracili kontrolę i gdyby nie nauczyciele dawno byliby martwi. Z tego, co kobieta zdołała dosłyszeć, profesor McGonagall przestraszyła się nie na żarty, gdy ich znalazła.
Znając życie i tak zmuszą ją, by z nim walczyła, nawet próbując ją zabić.
Zamknęła oczy i pozwoliła sobie odpłynąć w sen. Był na tyle niespokojny, że po kilku godzinach się obudziła. Było już ciemno, a obok łóżka ktoś siedział. Ktoś w czarnych szatach, Severus.
-Co tu robisz Nietoperzu?- Zapytała, podnosząc się z trudem do pozycji siedzącej.
-Podziwiam łóżka szpitalne.- Sarknął i wyprostował się- Porywam Cię na błonia. Zbieraj się albo stoczysz pojedynek w pidżamie. Ostrzegam, że jeśli nie przyjdziesz, jestem w stanie zagrozić czyimś życiem.
I już go nie było. Przeanalizowała jego słowa, nie kłamał. Był zdolny, by zabić kogoś i nie raz to udowadniał. Katherina zgarnęła różdżkę i zmieniła prążkowaną pidżamę w czarną koszulę i spodnie a na stopy wyczarowała wygodne trzewiki. Czym prędzej pomknęła na błonia.
Czekał już, leniwie oparty na drzewo. Tego dnia była pełnia, co dawało im światło. Czarownica zagryzła wargę i podeszła bliżej, wyciągając różdżkę. Nie zamierzał się bawić, jeśli tego chce to to dostanie. Była nadal osłabiona, jednak nie miało to najmniejszego znaczenia.
-Walczysz, czy śpisz? Chciałeś, to jestem, sam pchasz się w łapy śmierci.- Warknęła, krzywiąc się.
Severus również wyciągną różdżkę i bez ostrzeżenia rzucił pierwszą klątwę, która Katherina zręcznie ominęła. W zamian otrzymał dwie posłane tak szybko, że prawie otarły się o jego głowę, przypalając włosy. I wtedy zaczęło się piekło. Zaklęcia latały tak szybko, że osoba trzecia obserwująca pojedynkujących się nie rozpoznałaby większości. Większość posyłanych zaklęć były czarnomagiczne i miały na celu skrzywdzenie przeciwnika. Czarodziej tańczyli, posyłając najróżniejsze klątwy i unikając ich. Było to trudne ze względu na to, iż czasem kilka klątw było posłanych tak prędko, iż nie było gdzie się przed nimi ukryć.Walczyli zaciekle całkiem pochłonięci pojedynkiem. W końcu to Severus poszybował kilka metrów w tył, obrywając klątwą tnącą. Katherina podeszła z szaleństwem wypisanym na twarzy do swej ofiary. Była zaślepiona magią, która z niej wręcz emanowała niczym aura. Uniosła różdżkę i przycisnęła mu ją do szyi.
-Avada Ke...- miała kończyć gdy, ktoś ją rozbroił.
Tym kimś był dyrektor, który dotychczas obserwował wszystko z daleka. Nie mógł uwierzyć, że wiedźma byłaby w stanie zamordować Severusa.
-Katherino, Moja Droga.-Tymi słowami ocucił Katherinę i obłędu.
Ta spojrzała na siebie a później na Severusa, który leżał zakrwawiony nieopodal
-Co ja zrobiłam?- Zapytała sama siebie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro