Narcyza i Bellatriks
Katherina z własnej woli zgodziła się na przygotowanie kolacji, pomimo tego, że Czarny Pan ulokował Glizdogona w domu Severusa, by mu pomagał. On jednak wraz z Kate traktowali go gorzej niż skrzata domowego bądź natrętnego robaka. Do spania dostał przegniły materac w piwnicy, a domownikom miał się nie pokazywać na oczy. Z ogromną trudnością tolerowali jego obecność. Zastanawiali się również co miał na celu Voldemort, umieszczając go z nimi w jednym domu. Wiedział przecież o relacjach, jakie łączyły tę trójkę. Nienawiść była lekkim określeniem.
Kobieta preferowała przygotowywanie naleśników w tradycyjny, niemagiczny sposób. Jako Mistrzyni Eliksirów miała wprawną rękę i bardzo dobrze gotowała. Choć rzadko się za nie zabierała, lubiła to. W pewnym sensie, gdy przyrządzała niektóre posiłki, czuła się, jakby warzyła. Zasady były takie same. No może nie wszystkie. Gdy dodało się nieodpowiedni składnik do eliksiru, ten groził wybuchem, a gdyby dodać sól do w naleśnikach zamiast cukru i mleka, nic wielkiego, by się nie stało. Co najwyżej zepsuty smak.
Kończyła już je powoli przygotowywać,a zapach placków przywoływał na jej usta uśmiech. Wystarczyło je tylko porozkładać na dwóch talerzach. Ani myślała częstować tę glistę, która spała w piwnicy. Otrułaby go, gdyby tylko mogła. Niestety był nietykalny, co nie raz usłyszała z ust swojego Pana. Nie miała pojęcia, w jakim celu trzyma on go jeszcze przy życiu. Peter był tylko problemem.
Zapełnione stosem pyszności talerze wzięła w dłonie, lewitując za sobą kubki z herbatą. W salonie ustawiła wszystko na wolnym stoliku. Nie widząc nigdzie Severusa, krzyknęła, aby przyszedł. Kilka minut później sam zainteresowany wreszcie raczył się zjawić. Był umazany niezidentyfikowaną substancją, która konsystencją i kolorem do złudzenia przypominała zielonkawy jogurt. Bez pytania zgarnął swoją porcję i wycofał się, wprawiając w zdziwienie Katherinę.
-Ej!- Podniosła głos i ruszyła za nim. Niestety zdążył zamknąć jej drzwi do swojej pracowni przed nosem i zabezpieczył je.- Severusie Snape masz w tej chwili mnie tam wpuścić! Ale już!
Jak można było się spodziewać, nie dosłyszała odpowiedzi. Rozeźlona kopnęła z zamachu drzwi, a gdy tylko jej stopa w dość miękkim obuwiu zetknęła się z drzwiami, odskoczyła od nich, chwytając się za wspomnianą stopę. Jęknęła głośno, przygryzając wargę. Chwilę zajęło jej uspokojenie się. Wyprostowawszy się, wysyczała kilka inwektyw i z dumnie uniesionym czołem wróciła do salonu. Przez dwa ostatnie dni Severus podejrzanie się zachowywał. Całe dnie spędzał w pracowni, a gdy tylko chciała tam wejść, wyganiał ją, wymyślając na poczekaniu powody, dla których wejść tam nie może.
Zjadła posiłek w ciszy, zmąconej jedynie przez Pettigrew, który przemierzał korytarz. Nie został jednak nawet obdarzony spojrzeniem. Katherina nie chciała na niego patrzeć, a tym bardziej zwracać uwagę, by chodził ciszej. Nie miała na to najzwyczajniej ochoty, było to poniżej jej godności.Aż w nosie ją kręciło przez to, że nie może gdzieś zajrzeć. Nie, aby nie próbowała, próbowała i to nie raz. Niestety w żaden możliwy sposób nie mogła się tam jednak dostać. Severus użył silnych zaklęć zabezpieczających, których za nic nie mogła obejść. Większość z nich znała i nie raz sama używała. Nie można było ich złamać, jeśli nie było się osobą rzucającą owo zaklęcie.
Niecałą godzinę później na Spinner's End pojawiły się dwie czarownice. Obie ubrane były w eleganckie i wyróżniające się stroje, w kolorze czarnym. Dyskutowały zawzięcie, stukając obcasami butów. Jedna z nich miała burzę czarnych i matowych włosów, ciemne oczy przysłonięte ciężkimi powiekami i okolone wachlarzem grubych rzęs. Była blada, a jej kości policzkowe mocno odznaczały się na jej twarzy. Druga zaś wyglądała jak wzór elegancji. Wysoka, szczupła i wyprostowana. Miała długie i misternie upięte blond włosy, błękitno-szare oczy i gładką cerę.
-Cyziu to nierozsądne- mówiła brunetka, starając się zatrzymać drugą kobietę.
-Wiem, co robię- odpowiedziała jej tamta.
Wreszcie zatrzymały się przed jednym z domów, który nie wyróżniał się niczym wśród reszty sobie podobnych. Jedna z nich zapukała. Odczekały dłuższy moment, aż w końcu, w drzwiach poojawiła się głowa Glizdogona. Przyglądał się przez chwilę gościom, by w końcu wpuścić czarownice do środka.
Poprowadził je przez korytarz do salonu, gdzie zwinięta w fotelu siedziała Katherina, czytająca jedną z książek. Pozostałe tworzyły wysoki stosik tuż obok fotela. Wybrała sobie kilka mugolskich książek do przejrzenia, by znaleźć coś ciekawego na wieczór. Słysząc, że ktoś wchodzi do salonu, podniosła głowę i na widok znajomych twarzy, odłożyła niedbale książkę na stosik, wywalając go i rzuciła się z wyciągniętymi ramionami na kobiety. Prawdę mówiąc, czarownice nie spodziewały się zobaczyć przyjaciółki w domu Severusa. Ściśnięte wypuścił głucho powietrze, nadaremnie wyłuskując się z objęć Kate.
- Katherino Salvatore uspokój się!- Wykrzyknęła z uśmiechem na ustach blondynka.
-Cyziu, Bello co tu robicie?- Zapytała kobieta, wreszcie się od nich odklejając.
-Co ty tu raczej robisz? Od kiedy mieszkasz u Severusa?- Narcyza odpowiedziała jej pytaniem na pytanie.
Katherina spuściła głowę.Ciężko jej było powiedzieć coś, co przyjaciółki powinny wiedzieć już dawno. Źle się czuła, z tym że wcześniej na ten temat nie pisnęła im nawet słówka. Tak się nie powinno robić.
-A nie powiecie nikomu?- Obie pokręciły głowami, na co czarownica uśmiechnęła się szeroko i dodała równie cicho.- Jesteśmy razem, już od dłuższego czasu.
Oczy sióstr Black zrobiły się wielkie jak galeony. Czegoś takiego się nie spodziewały. Owszem jak każdy wiedziały o tym, że pannę Salvatore ciągnie do Snape'a, ale nie spodziewały się, iż coś z tego wyniknie. Katherina była czystokrwistą czarownicą, która od dziecka proponowana była przez swoich rodziców różnym czarodziejom o takim samym statusie krwi.
Żadna z wiedźm nie zdążyła czegokolwiek powiedzieć, gdyż do salonu wszedł jeszcze ktoś. Severus, tym razem w czystej szacie wyprostowany jak struna. Zmierzył gości ponurym spojrzeniem i odezwał się nieprzyjemnym głosem.
-Co tutaj robicie?- Pytanie skierował bardziej do Narcyzy, unikając wzrokiem Bellatriks. Nie było tajemnicą, że nie darzył jej sympatią, co uwielbiał okazywać.
Zapadła chwilowa cisza, aż w końcu odezwała się blondynka. Spojrzała pewnie w oczy mężczyźnie, choć jej dłonie mocno zaciśnięte przeczyły jej spokojnej postawie.
-Chodzi o Draco- zaczęła.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro