Mistrzostwa Świata w Quidditchu
Na Spinner's End dwójka czarodziei szykowała się właśnie z brakiem humoru do wyprawy, do Dartmoor. Tam właśnie miały odbyć się Mistrzostwa Świata w Quidditchu. Katherina i Severus zostali podstępem zmuszeni do wyprawy na to wydarzenie. Ministrowi Magii nie wypadało jednak odmawiać. Nie zamierzali zostawać tam dłużej, niż było to konieczne. Żadne z nich nie interesowało się quidditchem, więc równało się to, z tym że zajmą się podczas meczu wszystkim byle nie grą. Katherina stała przed lustrem i zastanawiała się, co ma nałożyć. To głupie i dziecinne, ale chciała ostatnimi czasy wyglądać dobrze. W końcu wybrała długą zieloną suknię i pelerynę w ciemniejszym odcieniu i pantofle na płaskim obcasie. Gotowa zapięła pasek z przypiętą do niego saszetką, na którą rzuciła uprzednio zaklęcie zmniejszająco zwiększające. Ostatnie spojrzenie w lustro i już wychodziła. Severus już na nią czekał. Wyszli razem przed dom i teleportowali się nieopodal lasu. Bez słowa ruszyli w odpowiednim kierunku. Wydarzenie miało rozpocząć się niedługo i po krótkim czasie widzieli już pchające się tłumy czarodziei.
-Znów to samo, jak mrówki do cukru.- Wymamrotała Katherina.
-Choć, ominiemy ich i wejdziemy z drugiej strony.- Zaproponował mężczyzna, złapał ją za dłoń i pociągnął w przeciwny kierunek. Po wspomnianej stronie, stało niewielu czarodziei.
Po kilkudziesięciu minutach chodzenia w te i wewte wreszcie zaprowadzono ich na przeznaczone im miejsca. Sam mecz dla Katheriny był męczarnią. Nigdy nie rozumiała i prawdopodobnie nigdy nie zrozumie fenomenu tego sportu. Dla niej quidditch był po prostu uganianiem się za piłkami. Nie przeszkadzało to jednak jej w graniu na pozycji pałkarza wraz z Rookwoodem. Byli dobrzy w tej grze, potwierdzał to fakt, że w jednym meczu zdołali, znokautować wszystkich graczy drużyny przeciwnej w tym przypadkowo kilku swoich. Kate Salvatre na boisku grała jak furiatka, której nic nie było w stanie zatrzymać. Wracając jednak do rzeczywistości, kobieta stała tuż obok Severusa i przypatrywała się temu, jak jeden z zawodników Irlandii nokautuje Bułgara. Wszędzie było głośno, za głośno.
Z ulgą przyjęła koniec tego „wspaniałego" wydarzenia. Wrzaski zadowolenia i te zawodu były nie do zniesienia. Wytrzymała tak długo i sama nie miała zielonego pojęcia, jak jej się to udało. Okazało się, że Minister chciałby z nią zamienić kilka słów. Zgodziła się, bo cóż innego miała zrobić. Poprosiła swojego towarzysza, aby na nią poczekał niedaleko. Sama wdała się z konwersację z nie najmłodszym czarodziejem. Wypytywał ją o przeróżne sprawy, sądząc, chyba że coś z niej wyciągnie. Zawiedziony odprawił ją. Kate nie dzieliła się swoją wiedzą z tymi, którym ta wiedza nie była potrzebna. Ponadto tajemnice, które skrywała w swoim umyśle, w większości mogły być niebezpieczne.Odnalazła Severusa i razem postanowili się przejść. Co prawda wszędzie dookoła biegali czarodzieje, lecz wizja spaceru była nader kusząca.
-Nie podobał Ci się mecz...- Stwierdził to, co oczywiste Severus, a Katherina pokiwała głową.- Po co w ogóle tu jesteś?
-Knot chciał mnie widzieć, to jestem- odpowiedziała.- Muszę się przystosować do tego świata i muszę zdobywać znajomości. Wiesz, czemu nie mam ich zbyt wielu...
-Rozumiem, ale po co ci znajomości w Ministerstwie? Nie lepiej poszukać ich w innych kręgach? Obawiam się, że znajomość z Knotem może przysporzyć ci tylko kłopotów.- Powiedział z nieodgadnioną miną.
Rozmawiali tak przyciszonymi głosami, coraz dalej oddalając się od namiotów i boiska.Zrobiło się już chłodno i ciemno, co niezbyt im przeszkadzało. Lubili swoje towarzystwo. Choć żadne z nich nie mówiło tego drugiemu, to jedno nie zamieniłoby drugiego na nikogo innego. Spacerowali spokojnie, aż usłyszeli krzyki inne od krzyków kibiców. Oboje na ten dźwięk zerwali się do biegu i pognali do miejsca, skąd słyszeli krzyk. Wokół magowie wrzeszczeli i uciekali w przeróżne strony. Wśród płomieni, które opanowały namioty, kroczyli oni. Ubrani w szaty śmierciożerców czarodzieje, lewitujący czwórkę mugoli przed sobą. Kobieta nie rozpoznała w nich prawdziwych sług Czarnego Pana. Tylko nieliczni przypominali jej kogoś, a rozpoznawała ich po maskach.Niespodziewanie wszystko ucichło a przebierańcy teleportowali się, zamieszanie wygasało, a dwójka czarodziei trzymających się blisko siebie, nie wiedziała, o co chodzi. Dopiero Mroczny Znak otworzył im oczy. Katherina otworzyła oczy i usta, po czym poczuła, że osuwa się na ziemię. Podtrzymały ją ramiona Severusa, będącego w podobnym stanie jak ona. Wszystkie wspomnienia przeleciały jej przed oczami. Wszystkie mordy i tortury. Jego oblicze. Kobieta czuła jak jej serce łomocze niebezpiecznie szybko. "Nie, nie tylko nie to!" wrzeszczał jej umysł. To nie mogła być prawda, tylko nie ten znak. Wszystko byle nie to.
Severus teleportował się wraz z nią przed swój dom i zaprowadził ją do jej sypialni, gdzie podniósł ja i ułożył na łóżku. Przykrył ją kołdrą. Była przerażona całą tą sytuacją, a gdy chciał, wyjść zatrzymała go i przyciągnęła do siebie. Nie protestował, tylko objął ją mocno, czując to samo co ona. Oboje bali się tego. Oczywiście nie było ważniejszych dowodów, prócz Mrocznych Znaków na ich przedramionach. Wiedzieli jednak, że ona prędzej czy później wróci i pragnęli, by stało się to później.
-On wróci.- Zawyrokowała pustym głosem.
-On wróci.- Powtórzył za nią mężczyzna.
-Mógłbyś ze mną zostać?- Zamiast odpowiedzi poczuła, jak materac łóżka ugina się pod ciężarem drugiego ciała i ramiona, oplatujące ją.
Długo nie mogła zasnąć. Cały czas prześladował ją znak, który ujrzała na niebie. Widziała tę przeklętą czaszkę, z której wyłaził wąż tyle razy, że mogłaby narysować to szkaradztwo z pamięci. Taki sam widniał na jej lewym przedramieniu. Jedyne, z czym się on jej kojarzył, było cierpienie i śmierć. Pamiętała dokładnie dzień, kiedy to, przyjęła go. Wtedy jeszcze było to dla niej najwyższym odznaczeniem, chlubą. Chwaliła się nim pośród innych śmierciożerców. Wiedziała, że nie każdy z nich takowy posiada. Po wojnie nie raz próbowała się go pozbyć, z wycinaniem skóry włącznie. Nic z tego jednak nie działało. Pomimo mnóstwa zabiegów, nadal znajdował się na swoim miejscu i ani myślał zniknąć.Pomimo ciemności, podwinęła delikatnie rękaw i aż się zachłysnęła. Wcześniej był blady i nieruchomy. Teraz był wyraźniejszy, a jego dół jakby falował. To oznaczało jedno, on wraca.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro