Lockhart
Dwa miesiące minęły zaskakująco szybko. Pomimo wielu problemów i codziennych sprzeczek Severusowi i Ketherinie udało się przetrwać. Oczywiście, jeśli pominąć niektóre lekkie uszkodzenia ciała, które zostały zrobione „przypadkiem i z pewnością bez premedytacji". Wydarzenia z pamiętnej nocy zostały zapomniane. Nie chcieli poruszać tego trudnego tematu. Czarownica chciała poradzić sobie sama ze wszystkim i udało jej się to. Napisała do Isabelli z pytaniem na, które dostała odpowiedź. Przyznała się ona do wszystkiego z dopiskiem, że żałuje, iż Inferius jej nie zamordował.Nie spodziewała się, że będzie ją błagać o przebaczenie. Krótko mówiąc wszystko wróciło do normy.
Wreszcie nadszedł czas powrotu do Hogwartu, znów miały zacząć się lekcje i sprawdzanie prac. Ponadto Obrony Przed Czarną Magią miał uczyć ten nieudacznik Gilderoy Lockhart. Katherina musiała kilkanaście razy przeczytać artykuł w Proroku Codziennym, by wreszcie dotarło do niej, co czyta. Nie wiedziała podobnie jak czytający jej przez ramię Severus co Dumbledorowi strzeliło do głowy. Najprostszym wytłumaczeniem było to, że zdurniał na starość. Czarodziej ten był jednym z największych narcyzów i jedyne czym się wyróżniał był jego talent pisarski, choć jeśli porównać go z innymi pisarzami wypadłby słabo. Jego denerwująca twarz ostatnimi czasy pojawiała się dosłownie wszędzie i nawet gazeta z Erisu miała ją na trzeciej stronie.
Kobieta zastanawiała się, jak wytrzyma ten rok szkolny, gdy na korytarzach spotykać będzie tego lalusia. Nie cierpiała tego typu ludzi. Z Severusem umówiła się, że pojawią się w Hogwarcie dzień przed rozpoczęciem roku szkolnego. Musieli tak zrobić, by omówić plany lekcji i dyżurów.
Katherina pakowała właśnie do kufrów ubrania, starannie układając je. Wcześniej spakowała książki i różnorakie drobiazgi. Nie zabierała wszystkiego dlatego, że miała spędzić tu następne wakacje. Cieszyła się, że nie musi szukać sobie jak na razie domu. Z pensji, jaką otrzymała, mogła pozwolić sobie na dom bez zaglądania do rodzinnego skarbca. Robiła to, jednak czekała na moment, gdy będzie mogła się ustatkować. Żyć na własny koszt i nie prosić nikogo o pomoc, najzwyczajniej się odciąć. Pewnie i tak za kilka lat zostanie namówiona przez siostrę i brata, by wyszła za jednego z lordów, bo któż to widział, by siostra królowej była niezamężna?
Ostatnie dwie koszule i była spakowana. Obejrzała swoje dzieło z dumą i zamknęła kufer. Nie mając już nic do zrobienia, pomyślała o tym, by wybrać się do kuchni. Przy odrobinie szczęścia Severus zostawił kawałek ciasta. Niestety szczęście ją opuściło, ciasta nie było. Był natomiast pusty talerzyk. Zrezygnowana wróciła na piętro i wtargnęła do sypialni Severusa, właśnie kończył pakowanie.
-Czego chcesz?- Warknął, starając się wepchać książkę.- Zestaw swoje rzeczy do salonu, przeniesiemy się przez kminek.
-Myślałam, że się teleportujemy- zdziwiła się.
-Naprawdę chce ci się pokonywać drogę od bramy do zamku na piechotę? Jeśli chcesz, to się katuj, ja nie mam zamiaru- sarknął, po czym się wyprostował.
Przewróciła oczami i wyszłaby chwilę później wylewitować jeden średniej wielkości kufer, na który rzuciła zaklęcie zmniejszająco zwiększające. Ustawiła go przy kominku.
Do Hogwartu teleportowali się każde do swoich własnych kwater. Czarownica z radością powitała swoje kwatery. Wszystko było takie, jakie zostawiła. Rozpakowała się szybko, a gdy skończyła, postanowiła chwilę odpocząć. Jak tu przybyła był ranek, a spotkanie miało się odbyć po południu. Miała mnóstwo czasu, a krótka drzemka nikomu jeszcze nie zaszkodziła. Ułożyła się w sypialni i przymknęła oczy. Nie minęła minuta i już twardo spała. Było to nader dziwne, gdyż całą poprzednią noc przespała bez jakichkolwiek kłopotów.
Jak to zwykle bywa, obudziła się kilkanaście minut przed spotkaniem. Pierwszą rzeczą, jaką zrobiła pod wstaniu, było spojrzenie na zegar. Gdy zobaczyła, ile ma czasu dosłownie wypadła ze swoich komnat. Nawet nie zabezpieczyła dokładnie drzwi. Przebiegłą drogę do gabinetu dyrektora sprintem, a gdy znalazła się na miejscu, stanęła jak wryta. Miała ochotę uderzyć się w głowę za to, że nie zapytała Severusa o hasło. Zgrzytnęła zębami wściekła na siebie samą.
Katherina Salvatore, czy to ty Wspaniała przyjaciółko?
Głos, który sprawił, że wyprostowała się jak struna mógł należeć tylko do jednej osoby do Gilderoy'a Lockhart'a. Szczęście musiało ją całkowicie opuścić, skoro spotkała właśnie jego. Odwróciła się powoli, zaciskając dyskretnie dłonie w pięści. Przywołała na twarz sztuczny półuśmiech.
-Gilderoy! Co ty tu robisz?- Chyba tylko skończony imbecyl nie zauważyłby okropnej nutki w jej głosie. Przez myśl przeszło jej pytaniem? Jakim cudem on trafił do Ravenclaw'u?
Pseudo czarujący mężczyzna uśmiechnął się, a Katherina musiała stłumić odruch wymiotny.
-Będę nauczał Obrony Przed Czarną Magią, wspaniale nieprawdaż?- Uśmiechnął się jeszcze szerzej.- A ty już uczysz Żywiołów, jak mniemam? Jeśli ładnie poprosisz, mogę podpowiedzieć ci kilka ciekawych zaklęć.
-Z pewnością znasz ich mnóstwo... Może umówimy się kiedyś na herbatę i wtedy?- Zaproponowała, mając nadzieję, że to kiedyś nie nastąpi nigdy.- Znasz może hasło, ja niestety go nie znam i nie mogę wejść na spotkanie. Pewnie też się na nie wybierasz, więc...
Pokiwał głową i wymawiając hasło, które brzmiało „wspaniałe toffi" i przepuścił ją, by szła pierwsza. W gabinecie czekali już na nich pozostali nauczyciele i Dumbledore. Usiadła najdalej, jak tylko mogła od reszty nauczycieli i z uwagą słuchała dyrektora.
Spotkanie to nie było takie straszne dzięki temu, że tak szybko się skończyło. Z ulgą wyrwała się z tej paszczy lwa i gdyby nie nauczycielka Transmutacji mogłaby przygotować się na jutrzejszy dzień. Nie mogła, a raczej nie chciała odmawiać krótkiej rozmowy, więc powlekła się za profesor McGonagall, która zaproponowała jej filiżankę kawy.
-Tak się cieszę, że nadal tu jesteś.
Na te słowa młodsza czarownica musiała się uśmiechnąć. Pomimo tego, że zrobiła tak wiele złego, dla profesorki zawsze będzie zdolną uczennicą, która czasami wycinała lepsze kawały od Huncwotów i nigdy nie została na tym przyłapana. Choć nikt nie miał dowodów, wszyscy nauczyciele wiedzieli czyją sprawką, było między innymi podwieszenie za nogę Blacka do sufitu Wielkiej Sali.
-To miło, że pani tak...-kobieta przerwała jej surowym gestem.
-Dość. Musisz przestać nazywać mnie panią, czuję się staro. Nie jesteś moją uczennicą od przeszło kilkunastu lat i to nie na miejscu byś zwracała się do mnie per profesor McGonagall- położyła jej dłoń na ramieniu.- Proszę mów mi Minerwa.
Katherina zagryzła wargę. Niestosownie to czułaby się, mówiąc do niej po imieniu. Nie mniej jednak nie pozostawało jej nic innego niż przystanie na tę propozycję.
-Dobrze... Minerwo.
Tym razem dodaję notkę od autora :)
Każdy, kto to czyta, niech zostawi po sobie komentarz. Będę o to błagała, prosiła, nakłaniała, a nawet usiłowała przekupić czekoladą. Piszcie czy macie zarzuty i czy wam się podoba. :)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro