Katherina
Do kawiarni w centrum Londynu wpadła zmęczona czarownica w błękitnej sukni, Była to wysoka kobieta o szczupłej i wysokiej sylwetce. Jej twarz była wręcz chorobliwie blada a kości policzkowe i ściągnięte usta nadawały jej twarzy surowości. Wszystkiego dopełniały duże, czarne oczy i kruczy, arystokratyczny nos zaś włosy układające się w idealne fale były równie jak oczy w kolorze czarnym. Rozejrzała się po kawiarni i wzrokiem wyłapała starszego mężczyznę, który czekał na nią. Podeszła do stolika i usiadła na prostym krzesełku.
-Chciał się pan ze mną spotkać profesorze Dumbledore więc jestem.-Powiedziała, patrząc czarodziejowi w oczy.
-Witam Panno Salvatore! Nie spodziewałem się, że przybędziesz na czas. Pamiętam, iż nigdy nie przejmowałaś się punktualnością Moja Droga.- Odpowiedział uprzejmie i się uśmiechnął.
Mężczyzna miał długą siwą brodę, która pokrywała połowę twarzy. Ją zaś rozświetlały niebieskie oczy ukryte za okularami połówkami oraz promienny uśmiech. Ubrany był w jasną szatę.zdobioną gwiazdkami.
-Też miło mi pana widzieć profesorze. Nie mniej jednak pragnę dowiedzieć się, w jakim celu tu jestem.- Mówiła kobieta, prostując plecy.
-Katherino, dokładnie tydzień temu otrzymałem zgodę na wprowadzenie Magii Żywiołów w Hogwarcie jednakże mam mały kłopot ze znalezieniem kompetentnego nauczyciela.- Nachylił się nieznacznie- Przedmiotu tego może nauczać ktoś, kto włada wszystkimi żywiołami i doskonale się na nich zna. Magia ta należy jak, wiesz do gatunku prawie wymarłego i jedynie w Erisie można szukać kogoś, kto wie o niej. Od razu pomyślałem o Tobie, byłabyś idealna na to stanowisko. Myślę, że ktoś już się za Tobą odpowiednio stęsknił. W końcu, kiedy ostatnio odwiedzałaś Severusa? Na moje oko to było cztery lata temu. Katherino dobrze się czujesz?
Katherina trochę pobladła. Z jednej strony chciała wrócić i to bardzo, lecz wiedziała, jaką ma opinię. Wiele lat temu była Śmierciozercą, Ulubienicą Czarnego Pana. Rodzice, gdy dowiedzą się kto, naucza ich dzieci, podniosą larum. W końcu to niedopuszczalne by morderczyni przebywała wśród dzieci.
-Tak tylko...czy to odpowiednie? Zna pan moją sytuację i wie pan, że rodzice dzieci, które mam nauczać też ją znają. Z całym szacunkiem, lecz nikt o zdrowych zmysłach nie dałby mi tej posady-warga zaczęła jej drżeć.- Ja nie mogę.
Starszy czarodziej zmarszczył brwi, poważnie się zaniepokoił. Nie spodziewał się bowiem, że Katherina Salvatore będzie bała się pokazać jakiemukolwiek czarodziejowi na oczy. Owszem wiedział o urazie jednak po tylu latach, powinien on już zelżeć.
Cztery lata temu Panna Salvatore została zaatakowana przez kilkunastu czarodziei. Byli oni spokrewnieni z jej ofiarami i pragnęli na własną rękę wymierzyć sprawiedliwość. Właśnie wtedy wybuchła, praktycznie pozabijała agresorów. W ostatniej wręcz chwili opanowała się i uciekła a od tamtego czasu nikt jej w Anglii, nie widział.
-Katherino musisz wrócić, potrzebuję twojej pomocy... On wrócił. Podobno widziano go kilkakrotnie...
Czarownica przerwała mu.
-Wiem, wiem, że On wrócił. Wiem, że Czarny Pan żyje. Mam piętno na przedramieniu, które co dzień mi o tym przypomina. Nie wrócę tam, nie mogę.- Ton jej głosu wyrażał strach.
-Drogie Dziecko nie poddawaj się strachowi, oczekuję Cię wraz z Twoją kuzynką Roveną Lestrange w Hogwarcie. Jak mniemam, otrzymała list?
Wstał i z uśmiechem na ustach opuścił lokal, zostawiając zszokowaną Katherinę, która nie wiedziała nawet co powiedzieć. Miała do wyboru zgodzić się lub nie. Zgoda wiązała się z narażeniem czyjegoś życia tak jak i niezgodzenie się na tę propozycję. Ostatecznie i tak musiałaby wrócić, lecz w innych okolicznościach, wezwana przez Czarnego Pana. Katherina uśmiechnęła się smutno.
-A więc Hogwart.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro