Czarny Pan
Czarny Pan wyglądał inaczej, wręcz dziwnie, lecz dwójka jego sług nie ośmieliła się jednak powiedzieć tego na głos. Stał przed nimi z tajemniczą i srogą miną, oraz z różdżką skierowaną w ich stronę. Wytłumaczył im to, w jaki sposób został przywrócony do życia, cały czas sondując ich umysły. Dwójka czarodziei była jednak wyspecjalizowana w takich zagraniach i specjalnie podsyłali swemu panu najróżniejsze obrazy. Ukrywali wiele rzeczy, których nie mogli za nic zdradzić. Między innymi ich relację, która w ostatnim czasie ani trochę nie uległa zmianie. Owszem wyznali sobie miłość, jednak wszystko, co działo się wokół, uniemożliwiało im spędzanie ze sobą czasu. A tak naprawdę to oboje nie wiedzieli, jak tę relację mieliby rozwinąć.Żadne z nich nie miało większego doświadczenia w tym zakresie.
-Ssseverusie powiedz mi czemu, nie przybyliście wcześniej.- Zapytał wreszcie Voldemort.
-Panie nie chcieliśmy zwracać na siebie uwagi. Myśleliśmy, że nadal chciałbyś, abyśmy utrzymali nasze posady w Hogwarcie.- Odpowiedział mu uniżenie Severus.
Mężczyzna o czaszce wyglądającej jak u węża przestąpił z nogi na nogę. Tuż za nim rozłożył się jego wąż, śledzący każdy ruch swojego pana. W cieniu salonu, w którym się znajdowali siedział Glizdogon, przypatrujący się im z przestrachem. Nie odważył się nawet ruszyć bez pozwolenia.Katherina miała ochotę pozbyć się go, lecz jeśli Czarny Pan go tolerował to i ona musiała. Nie wiedziała tylko, po co mu takie nic jak Pettigrew. Nie nadawał się do niczego, no, chyba że miało to związek ze sknoceniem czegoś. Wtedy nadawał się idealnie.
-Masz rację Ssseverusie, dobrze postąpiliście. Moja droga Katherino, czym się przejmujesz?- Zwrócił się tym razem do kobiety.
Ta uśmiechnęła się jak zawodowa aktorka. Jak przychodziło co do czego, to potrafiła nabrać każdego. Nawet największego legilimentę.Nazywała to swoim urokiem osobistym, za którym kryły się naprawdę czarnomagiczne zaklęcia i różne rytuały, które odprawiała, a które dały jej tak wielką potęgę.
-Panie, martwię się tym, że nie będę mogła być cały czas u twego boku. Ponadto nie ma wśród nas wielu tak zaszczytnych czarodziei.- Powiedziała, udając zasmucenie. Tak naprawdę była szczęśliwa, że większość tych czarodziei nie żyje bądź gnije w więzieniu.
Voldemort najwidoczniej uwierzył w jej słowa. Pokiwał głową i zaczął przechadzać się po pomieszczeniu.
-Już niedługo Katherino, już niedługo ich uwolnię. Nie zamartwiaj się, iż mam dla was zadanie.- Tu zamilkł i poczekał, aż ich uwaga w pełni skupiona będzie na nim.- Macie znaleźć Igora Karkarowa i przyprowadzić go do mnie, mam z nim kilka spraw do załatwienia.
Uśmiechnął sie do sobie, w charakterystyczny dla siebie sposób. Wyglądał przy tym okropnie.Odprawił Severusa i Katherinę gestem, po czym wyszedł do innego pomieszczenia. Czarodzieje nie widząc innego wyjścia, wycofali się powoli. Wrócili do Hogwartu w ponurych nastrojach.
Katherina nie przejmowała się tym, że mieli znaleźć Karkarowa. W pełni zasłużył na śmierć, a tak przynajmniej uważała. Pierwszym co musieli zrobić po powrocie z tego spotkania, było zdanie raportu. Kobieta była jednak w okropnym stanie. Wiedziała, że na Igorze się nie skończy. Po drodze zdjęli z siebie szaty i zostawili je w swoich komnatach. W gabinecie dyrektora panował zamęt. Pierwszym co usłyszeli, gdy tylko tam weszli były wrzask nauczycielki Transmutacji.
-...nie wpuszczać go z Dementorem! Wiadome było, jak to się skończy!
-Minerwo, spokojnie niepotrzebne są tu krzyki. Jemu i tak już nic nie pomoże. O Severusie, Katherino, dobrze, że już jesteście.- Dumbledore spojrzał na nich z wyrazem ulgi na twarzy.
Pierwsza odezwała się Katherina, wiedząc, że McGonagall i tak dowiedziałaby się wszystkiego prędzej czy później. Nie było sensu, ukrywać to przed nią.
-Czarny Pan kazał mi i Severusowi, odnaleźć Karkarowa i sprowadzić go do niego. Pewnie wie pan, jak to ma się skończyć. Karkarow wydał swoich, nie będzie dla niego litości.- Orzekła z poważną miną.
Staruszek pokiwał głową i wstał z dotąd zajmowanego fotela. Obrócił się w stronę okna z zagadkowym wyrazem twarzy, po czym zakomunikował zdecydowanie.
-Zróbcie to.
Katherinę trochę to zdziwiło, myślała bowiem, że będzie on chciał, aby go ocalili. Cóż zrobi, jak jej kazano, nie miała wyboru. A wszystko to zawdzięczała Wieczystej Przysiędze, w której przyrzekała, że wykona wszystko, co każde jej Dumbledore.
-Dobrze.- Odpowiedział zamiast niej Severus.- Możemy już iść?
Po otrzymaniu zgody oboje wyszli. Schody wydawały się im, jeszcze bardziej strome niż były. Czarownica wspomniała dzień, kiedy pierwszy raz spotkała Czarnego Pana. Było to zaraz po ukończeniu szkoły.
07 lipca 1978 r. POV Katherina
Przechadzałam się po polanie, tracąc powoli cierpliwość. Czarny Pan nadal się nie pojawił, choć godzina, którą zapisał, w liście dawno już minęła. Nie odważyłam się jednak wracać do zamku. Chciałam dołączyć do jego szeregów i nic nie mogło mnie przed tym powstrzymać. Severus dołączył do śmierciożerców dwa dni temu, a ja miałam dziś. Byłam dumna z siebie, że na moje zaprzysiężenie przybędzie cały wewnętrzny krąg. Wystarczyło, że poczekam. Pewnie testuje mnie w ten sposób. Chce dowiedzieć się, ile jestem w stanie czekać na jego przybycie. Poprawiłam suknię, po czym rozejrzałam się dookoła. Było już późno i niebo zaczęło przybierać purpurową barwę. Usłyszałam za swoimi plecami dźwięk kilku aportacji. Odwróciłam się powoli i ujrzałam jego. Stał tam otoczony swoimi najwierniejszymi sługami. Miałam do nich dołączyć. Uśmiechnęłam się, po czym przyklękłam i pochyliłam głowę.
-Panie.
Podszedł do mnie i władczym tonem nakazał.
-Wystaw rękę Katherino.
Zrobiłam, co kazał. Wbił w moje przedramię różdżkę, a ja poczułam, jak coś rozlewa się na mojej skórze. Nie trwało to długo, gdy dodał dumnym głosem.
-Witaj wśród nas Katherino Salvatore i powstań.
Podniosłam się i rozejrzałam dookoła. Wokół mnie poplecznicy Czarnego Pana pozdejmowali maski, bym mogła ujrzeć ich twarze. Widziałam mnóstwo znajomych osób. Bellatriks, Severusa, Lucjusza, Augustusa i wielu innych. Poznałam ich twarze, więc byłam jedną z nich. Czułam dumę, wypełniającą każdą część mojego ciała.Ktoś zarzuciła mi na ramiona płaszcz śmierciożercy i podał mi maskę do ręki. Przyjrzałam się jej, była piękna.
-Teraz udowodnij nam, że jesteś godna swojej pozycji- usłyszałam.- Znajdź dziesięciu mugoli i zabij ich.
Uśmiechnęłam się przerażająco, założyłam maskę i po kiwnięciu głową, teleportowałam się. Zamordować niemagicznych, nic trudnego. Podejrzewałam, że dostanę trudniejsze zadanie. To było dziecinne, lecz musiałam to zrobić. Nie musiałam, chciałam to zrobić. Chciałam pozbyć się więcej niż dziesięciu mugoli, lecz należało zabić określoną ilość. Musiałam wykonać prawidłowo zadanie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro