Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ArNarar

Do ślubu pozostały godziny, a Katherina pomimo tego, że ściągnęła do swoich komnat Minerwę i Aururę nadal nie mogła poradzić sobie ze strojem. Gorset odstawał od jej klatki piersiowej na około 3 cale, a spódnica nie chciała się za nic ułożyć. Dopiero po godzinie udało im się wspólnie doprowadzić suknię do porządku.Ponadto kobieta nie znała dotąd zapału nauczycielki astronomii do torturowania innych. A konkretniej posadziła ona biedną Katherinę na krzesełku i tworzyła na jej twarzy zalążki makijażu. Do włosów nie zamierzała dać się nikomu dobierać, chciała upiąć je sama. Tuż obok niej w rzeźbionej szkatule leżał królewski diadem, którego nie miała na sobie od pogrzebu rodziców. Był wykonany ze srebra i ozdobiony niezliczoną liczbą diamentów. Do kompletu miała kolczyki i naszyjnik, którego nienawidziła. Czepiał się każdego materiału.

-To konieczne? Czuję się, jakbym miała tynk na twarzy. Kiedy wreszcie skończysz?- Zapytała z nadzieją, że już niedługo się wyrwie z rąk tej psychopatki, która wisiała nad nią.

-Siedź spokojnie, zaraz skończę. Gdybyś nie spędzała całych dni, na unikaniu słońca nie byłoby tego problemu z twoją cerą. Zresztą musiałam zakryć trzy blizny, gdzieś ty się tego dorobiła?-Zapytała czarownica.

Katherina natomiast zacisnęła zęby, dając znak, że nie udzieli jej odpowiedzi. Nie miała ochoty opowiadać o tym, co odbywało się na herbatkach u Czarnego Pana. Całe serie tortur i liczne pojedynki odcisnęły na jej ciele swoje piętno. Bała się tego, jak zaprezentuje się na przyjęciu i czekała na to, co zobaczy w lustrze. Gdy Sinistra skończyła, czarownica machnięciem różdżki ułożyła odpowiednio włosy i sięgnęła po biżuterię. W założeniu jej pomogły jej nauczycielki, a gdy była już gotowa, zakasała spódnicę i poszła do łazienki. Efekt końcowy wprawił ją w zdumienie, nie wiedziała, że może jeszcze tak wyglądać. Zwykle wyglądała o dziesięć lat starzej, a teraz czuła się, jakby nadal miała dwadzieścia kilka lat. Zniknęły cienie pod oczami i wspomniane blizny szpecące jej policzek i czoło. Uśmiechnęła się do swojego odbicia i pomyślała, że może nie będzie tak źle. Zebrała się w sobie i wróciła do salonu, gdzie zdążyła już przybyć Rovena z Draconem. Posłuchała Katheriny i włożyła sukienkę, którą dała jej kuzynka. Również miała na sobie królewski diadem i uśmiechała się nieśmiało. Teraz czekali tylko na Severusa. Dyrektor wcześniej zdjął zakaz teleportacji w obrębie jej komnat na godzinę, aby mogli się bez problemu przedostać do Erisu. Mężczyzna przyszedł dość szybko, witając się oschle z nauczycielkami. Obrzucił strój Katheriny zagadkowym spojrzeniem, po czym bez słowa wyciągnął do niej dłoń. W tamtej chwili to ona miała pole do popisu, gdyż jako jedyna była na tyle silna, aby teleportować się do innego wymiaru. Złapała dłoń Severusa i Roveny, która z kolei chwyciła za rękę Draco i teleportowała ich przed zamek Salvatore'ych.

Zamek ten był ogromny i nosił nazwę ArNarar. Składał się on z sześciu pięter, które z kolei składały się z: Dwóch sal balowych, Sali Obrad, Wielkiej Sali Jadalnej, kwater członków rodziny królewskiej, biblioteki zajmującej całe piętro oraz różnych innych sal. Zamczysko posiadało osiem wież, które miały różne przeznaczenia. Od pokoi gościnnych do sal treningowych. Prócz tej części nadziemnej istniały jeszcze lochy i katakumby. Mało kto jednak wiedział to, że nie był tam nikt pochowany. W katakumbach urządzono skarbiec, do którego mógł wejść tylko ktoś, kto miał w sobie krew Izabelli Salvatore. Umieszczono w nim księgi, klejnoty, złoto i wiele innych artefaktów. Tak jak i u Gringotta, tak i tam pomieszkiwał smok, dla pewności.

Wokół zamku były dwa ogrody i las. Jeden z ogrodów był typowo zielarskim ogrodem. Hodowano tam składniki do eliksirów i rośliny jadalne, zaś drugi był wypełniony kwiatami. Rosły tu najróżniejsze odmiany w tym te najrzadsze. Pośród niego płynął strumyk ze źródłem oddalonym o kilka mil. Przez niego przeprowadzony był jeden drawniany mostek i był jedynym przejściem między tym strumieniem. Gdy chodziło się alejkami pośród tego kwiecia, można było poczuć się jak w raju, zwłaszcza gdy była ładna pogoda. Niestety o taką pogodę na Erisie było trzeba długo czekać, gdyż na kilka tygodni chmur przypadały zaledwie dwa lub trzy słoneczne dni.

Katherina poprowadziła Severusa, Rovenę i Dracona do wejścia gdzie czekali już na nich strażnicy Armii Aniołów ubrani w błękitne szaty. Każdy z nich miał przy sobie listę, na której sprawdzał gości. Na jej widok jednak skłonili się tylko i przepuścili całą czwórkę bez słowa. Przeszli kilkunastoma korytarzami, by wreszcie wejść do Wielkiej Sali, w której miała odbyć się ceremonia. Kamienne ściany zostały przyozdobione kwiatami i licznymi świecami. Ustawiono ławy i położono ceremonialny dywan, ciągnący się od wejścia aż do podestu.

Zebrała się już połowa gości.Czarownica wypatrzyła wśród zebranych Izaaka, który rozmawiał z jednym z gości. Podeszła do niego, dając znak reszcie, by nie szli za nią. Rovena natychmiast pociągnęła swojego towarzysza w bliżej nieokreślonym kierunku, a Severus przysiadł na jednej z ław, dając znać wszystkim dokoła, że nie ma ochoty na pogaduszki.

-Witaj siostro.- Powiedział, uśmiechając się sztucznie, a Katherina odpowiedziała mu tym samym.

-Witaj bracie, gdzie jest Izabella? Powinnam...- nie dokończyła, nie wiedziała jak.

-Dawna sypialnia Rose, nauczycielki szermierki.- Odpowiedział i odwrócił się, dając znak, aby sobie już poszła.

Kobieta zadarła głowę i dumnie krocząc, udała się do wspomnianego pomieszczenia. Wewnątrz znajdowała się jej siostra wraz z całą armią pokojówek. Zaznaczyć należy, że Izabella Salvatore nie miała przyjaciółek ani koleżanek, była samotnikiem. Teraz stała przed lustrem i czekała, aż jedna z kobiet zawiąże jej gorset. Włosy pozwiązywane w cienkie i grube warkoczyki miała upięte w kok. Jej twarzą ktoś się zajął, zmieniając oblicze starszej kobiety w dość młode. Stalowe oczy zwężone były do granic możliwości, a usta zaciśnięte w linie. Katherina zdusiła krzywy uśmieszek, gdy zauważyła, jak jej siostra się posypała. Kiedyś była piękną kobietą, a teraz wiele jej do takiego opisu brakowało. Suknia, która miała na sobie, była tradycyjną suknią ślubną, którą miały na sobie wszystkie potomkinie Izabelli. Biała, obszerna i obszyta mnóstwem pereł. Rąbki rękawów i dół były ozdobione srebrnymi nitkami. Na nogach miała perłowe pantofelki, za małe o rozmiar. Kobieta męczyła się w nich, jednak nie dawała tego po sobie poznać. Na widok siostry odprawiła zgromadzone wokół niej kobiety.

-A więc przyszłaś.- Rzekła, krzywiąc wargi.-Miałam nadzieję, że nie przyjdziesz.

-Było nie wysyłać mi zaproszenia.- Sarknęła brunetka, rzucając wyzywające spojrzenie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro