I znów to samo
Dwójka mężczyzn rozmawiała przyciszonym tonem. Arushat i Lupin dyskutowali o czymś na tyle zawzięcie, że nie zwracali uwagi na nic co się wokół nich działo. Ich rozmowa miała związek z Syriuszem Blackiem, który uciekł trzy miesiące temu z Azkabanu. Aidan obawiał się o uczniów i starał się za wszelką cenę wyciągnąć cokolwiek ze swojego rozmówcy, który uparcie trwał przy tym, że nic nie wie. Zdawał sobie oczywiście sprawę, iż Aidan jest na tyle inteligentny, aby wyczuć to kłamstwo. Remus wiedział coś, co mogło mieć znaczenie w całej tej sprawie. Wystarczyło go tylko pociągnąć w odpowiedni sposób za język, co wcale nie było takie łatwe. Mężczyzna za nic nie zdradziłby niektórych informacji. Nie zdawali sobie nawet sprawy, że za rogiem ktoś stoi i przysłuchuje się tej wymianie zdań. Rovena przechodząc, usłyszała dwójkę nauczycieli i jako typowa ślizgonka postanowiła ich podsłuchać. W razie czego uda, że się przewróciła. Zdołała usłyszeć tylko odrobinę słów, gdy przestali mówić. Szybko wycofała się, by nie zostać przyłapana. W ostatniej chwili schowała się za rogiem, gdy Aidan wyjrzał na korytarz, nie zobaczył nikogo, choć przeczucie podpowiadało mu, że ktoś tam był. Dziewczynka tymczasem szybkim krokiem ruszyła do Pokoju Wspólnego. Postanowiła nikomu o tym nie mówić.Po drodze natknęła się na Pansy, która ostatnimi czasy odnosiła się do niej z rezerwą. Domyślała się, że Parkinson jest zazdrosna i wiedziała nawet o co. Draco tylko na nią zwracał uwagę, a Pansy notorycznie ignorował. Jej się to nie podobało i całą złość zamierzała skierować ku swej przeciwniczce. Cały jej misterny plan szlag trafił, gdy okazało się, że i Rovena ją ignoruje. Czarnowłosa obrzuciła Pansy pogardliwym spojrzeniem i nic nie mówiąc, poszła dalej.
Arushat tymczasem wypytywał jeszcze przez kilka minut Remusa, a gdy nie przyniosło to efektów, zrezygnowany poszedł we własną stronę. Poszedł odwiedzić Kate, której nie widział przez cały dzień. Odwołała swoje lekcje i nie przyszła nawet na śniadanie. Był zbyt dumny, by zapytać o nią Snape'a więc musiał czekać, aż skończy lekcje. Nie miał dużo na głowie, więc krótki odwiedziny nie powinny jakkolwiek wpłynąć na jego plan dnia.Cały czas jednak nie mógł zapomnieć tego dziwnego wrażenia, że gdy rozmawiał z Lupinem, ktoś ich podsłuchiwał. Był wręcz co do tego pewien.Postanowił, że w jakiś sposób dowie się, kim była ta osoba. Jeśli usłyszał to ktoś niepowołany, mogłoby to wywołać niepotrzebne zamieszanie. Oby podsłuchiwacz zachował to, co usłyszał dla siebie i nie rozsiewał plotek.
Pierwsze co przykuło jego uwagę, było to, że drzwi do komnat Katheriny były zabezpieczone całą masą zaklęć. Były ich więcej niż zwykle. Nie chcąc tracić czasu, zapukał, a raczej załomotał w drzwi. Odpowiedziała mu cisza, a po chwili.
-Kimkolwiek jesteś, wynoś się!- Usłyszał stłumiony wrzask i hałas świadczący o tym, że o ścianę rąbnęła butelka.
Zapukał jeszcze raz, a gdy i to nie przyniosło efektu, zaczął zdejmować zaklęcia. Zajęło mu to z pół godziny, aż w końcu drzwi stały otworem. Obraz, który ujrzał, zajął go z nóg. Czarownica siedziała skulona w krótkiej koszulce i spodniach od pidżamy obok kanapy ze starymi albumami i listami porozrzucanymi wokół niej. Włosy rozrzucone miała na ramionach, a jej twarz była pozbawiona wszelkich emocji. W jednej dłoni trzymała na pół opróżnioną butelkę Ognistej, a w drugiej obracała różdżkę. Gdy wszedł, rzuciła mu nienawistne spojrzenie. Wargi wykrzywiła niczym strzyga, nim zdążył się zorientować, w jego stronę poleciała klątwa. Umknął w ostatniej chwili, chowając się bezpiecznie za drzwiami. Oddychał ciężko, w tej sytuacji on nie był w stanie nic zrobić. Nie chciał, ale musiał ściągnąć tu Snape'a, on sobie z nią poradzi. To w końcu ten nietoperz był jej ukochanym. Nie próbował sobie nawet wyobrazić, co taka inteligentna i potężna wiedźma w nim widzi.
Wyczarował Patronusa, który przyjął postać sokoła i wysłał go z wiadomością. Nie musiał czekać nawet pięciu minut jak Severus się zjawił. Obrzucił go krytycznym spojrzeniem i wszedł do salonu Kate. Błysnęło kilka razy, po czym dosłyszał odgłosy szamotaniny. Ciekawość zwyciężyła, zajrzał do pomieszczenia. Snape wykręcał kobiecie ramie, a ona kłapała zębami i kopała powietrze, by się wydostać z jego uścisku. Szybko się poddała i osunęła się wykończona. Wtuliła się w czarodzieja, zaciskając pięści na jego szacie. Ten gestem dał mu znak, aby zamknął drzwi i sobie poszedł. Cóż miał innego zrobić? Przeczucie podpowiadało mu, że tak będzie lepiej. Katherina miała jeden ze swoich napadów, o jakich mówił mu Dumbledore. Zdjęcia i listy musiały dotyczyć Belzebuby, jej wyrzutu sumienia. Podobno nadal nie pogodziła się z tym, co się stało. Sam na jej miejscu byłby w gorszym stanie.
W salonie Severus tulił do siebie Katherinę, od której cuchnęło alkoholem. No tak, to dlatego odwołała lekcje. Że też dyrektor wyraził na to zgodę. Czarownica zdążyła już zasnąć, widocznie wypiła coś oprócz Ognistej. Podniósł ją i zaniósł do sypialni, gdzie przykrył i prędko wyszedł. Powinna przespać resztę dnia i noc. Zwykle jej napady nie trwały dłużej niż kilka godzin.
Katherina tymczasem wróciła w snach do tamtego wieczora.
06 września 1981, Longville (z punktu widzenia Katheriny)
Stanęłam naprzeciw niej. Zastanawiało mnie, jak ona może być moją siostrą. To niedorzeczne, by taka słaba i głupia wiedźma była ze mną spokrewniona. Niestety jak to się mówi, rodziny się nie wybiera. Rzuciłam pierwszą klątwę, którą ta łamaga z trudem odparła. Zaśmiałam się szaleńczo i posłałam jeszcze kilka z rzędu. Jeśli miała problem z głupimi Cruciatusami to jak poradzi sobie z gorszymi klątwami? Szata Śmierciożercy powiewała na wietrze, wcześniej zrzuciłam maskę. Chciałam, aby widziała moją twarz. Ostatnią twarz, jaką zobaczy. Na niebie dostrzegłam błysk pioruna. Nie przejmowała się, że mnie trafi i tak by się jej nie udało. Byłam dla niej za dobra, za potężna. Pobawiłam się jeszcze krótką chwilę, a gdy zabawa mi się znudziła, zaczęłam walczyć na poważnie. Zaatakowałam całą serią klątw, które kolejno trafiały w moją przeciwniczkę. Odrzuciło ją na kilka metrów. Dostojnym krokiem zbliżyłam się do niej i pochyliłam się nad nią. Jej oczy błagały o litość, bała się mnie. Czepiała się życia na wszelkie możliwe sposoby. Usta układały się w błagania. Przekonywała mnie, że nie jestem zła, lecz ja wiedziałam co innego. Byłam zła, byłam potworem. Uśmiechnęłam się, wykrzywiając okropnie usta.
-Spójrz na mnie siostro.- Ostatnie słowo wymówiłam z niesmakiem.- Spójrz na mnie, to ostatnia twarz, jaką zobaczysz...Avada Kedavra!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro