Hogwart cz. II
Czarownicy odjęło mowę oto i miała go przed sobą. Zagryzła wargi i odsunęła się odrobinę.
-Witaj Severusie.- Wydukała nieśmiało.
Severus zwęził oczy i złapał Katherinę za ramię, po czym pociągną ją do najbliższej pustej klasy. Wcześniej rozejrzał się czy nikt ich nie widział. Otworzył wściekle drzwi i dosłownie wepchnął kobietę do środka, zamknął drzwi i rzucił zaklęcia zabezpieczające. A więc zapowiada się rozmowa od serca, pomyślała. Spięła się i zacisnęła dłonie na rękawach swojej szaty a w tym czasie Severus zdążył odwrócić się w jej stronę i wybuchnąć.Z jego oczu ziała wściekłość, nie lekkie zdenerwowanie, lecz przeogromna wściekłość, którą słychać było również w jego głosie.
-Cztery lata Salvatore, cztery przeklęte lata! Nie dałaś żadnego znaku życia, nie odpisywałaś na listy, nie chciałaś mnie widzieć. Cholera Katherino coś ty sobie myślała?! Z dnia na dzień zniknęłaś a jak, przybyłem do tego Twojego pałacyku to, nasłałaś na mnie Izaaka! Potraktowałaś mnie jak ostatniego śmiecia a teraz co? Przyłazisz do Hogwartu jak jakaś królewna! Jeśli chciałaś zrobić ze mnie ostatniego kretyna przed całym światem czarodziejów to brawo, udało Ci się to.- Jego twarz zrobiła się czerwona a prawy kącik ust, zaczął mu drżeć nieprzyjemnie.- Co ty tu właściwie robisz?
-Jakbyś na mnie nie krzyczał to byś się, dowiedział!- Teraz to kobieta wrzeszczała.- Próbowałes mnie choć zrozumieć?! Jestem potworem, prawie ich zabiłam! Niewinnych ludzi, chciałam ich zabić! Myślisz sobie, że ot, tak miałam wrócić do porządku dziennego i zapomnieć to, co się wydarzyło. Chciali wpędzić mnie do Azkabanu na resztę życia, pewnie nadal chcą. Starałam się Cię chronić, musiałam się odciąć i nie dać im powodu by i Ciebie dręczyli. Zniknęłam i starałam sobie ułożyć tam życie co jak widać nie, udało mi się. Cierpiałam przez to, co Ci zrobiłam. A na listy nie mogłam odpisać, chciałam byś o mnie zapomniał. Jestem tu tylko dlatego, że Dumbledore mnie tu ściągnął...Severusie.- Zagryzła wargi i opuściła wzrok. Jak miała mu powiedzieć jak bardzo jej przykro, tego nie dało się wyrazić słowami. W jej oczach pojawiły się łzy co nie, wróżyło nic dobrego.
Dotychczas płakała tylko raz. Było to mniej więcej dziesięć lat temu. Tego dnia Katherina miała wykonać pewne zadanie mianowicie wymordować mugolską wioskę. Zgodziła się bez mrugnięcia okiem i ucieszyła. Była wniebowzięta tym, że może pozbawić życia niewinnych. Zabijanie było dla niej jak narkotyk. Odurzała się nim, pławiąc się w krzykach bólu i agonii.
W wiosce mieszkały cztery rodziny. Starcy dorośli i dzieci. Zebrała wszystkich w jednym domu i zaczęła zabawę. Bawiła się długo, zadając dotkliwe rany. Nie używała tylko różdżki, kopała, biła dłońmi i używała sztyletu, by rysować po ciałach krwawe linie. Trwało to wszystko kilka godzin więc jak wychodziła, było już ciemno. Niestety Zakon Feniksa w jakiś sposób dowiedział się o jej misji. Wysłano siedmiu aurorów w tym siostrę Katheriny Belzebubę. Śmierciożerczyni zabiła szóstkę nawet się, nie męcząc, lecz pojedynek z siostrą przyprawił jej problemów. W końcu i ją dosięgnęły klątwy tnące i kilka zabijających. Radość z pokonania Belzebuby nie trwała długo. Gdy tylko Katherina ujrzała krew bliskiej jej osoby na własnych dłoniach i różdżce coś w niej pękło.
Dotarło do niej, co zrobiła. Zamordowała z dziką przyjemnością własną siostrę, czuła się jak potwór. Jak demon w ludzkiej skórze. Krótko mówiąc, załamała się całkowicie. Właśnie wtedy pierwszy raz w życiu płakała. Łzy spływał po jej policzkach wprost na dłonie. Trzęsła się konwulsyjnie, pragnąc własnej śmierci. Zapragnęła oddać własne życie tylko by ona, wróciła do życia. Taką zastał ja Severus, który kazał jej iść do Dumbledora. Wyznał jej wtedy to, iż sam już u niego był. Opowiedział o przepowiedni i o próbie ratowania Potterów. Pomógł się jej uspokoić i przywrócić w miarę do normalnego wyglądu, po czym oboje teleportowali się przed bramę Hogwartu.Przeszła na stronę Zakonu i tak jak Severus zaczęła grać rolę szpiega.
-Severusie.- Powtórzyła tym razem ciszej.- Ja...wybacz mi.
Zamiast odpowiedzi poczuła tylko obejmujące ją ramiona. Już się nie hamowała, pozwoliła łzom płynąć. Tym razem było inaczej, nie płakał z rozpaczy tylko ze szczęścia. Wcisnęła się w niego z całą siłą. Tak się bała, że jednak ją odtrąci widocznie niepotrzebnie. Czuła się wspaniale, mogąc być tu, obok niego, tak za tym tęskniła. Wreszcie po dłuższej chwili odsunął ją na odległość ramion i spojrzał krytycznie na jej twarz.
-Brawo Miss Piękności, wyglądasz jak połączenie buraka z pandą.- W jego głosie dosłyszała nutkę rozbawienia. Roześmiała się słabo i otarła twarz.
-Dzięki, ty to wiesz jak poprawić damie nastrój.-Mruknęła niby obrażona.
Pokręcił głową i wykrzywił usta w imitacji uśmiechu.
-Nie, aby mnie to obchodziło, lecz za godzinę bodajże dwie przylezie tu armia bachorów więc radzę Ci się doprowadzić do porządku dziennego.- Powiedział, po czym dodał.- Zresztą ta szata już się do niczego nie nadaje, pogniotłaś rękawy niezdaro.
-Masz rację, odprowadzisz mnie do moich kwater? Dostałam te niedaleko Twojej klasy, dokładnie od zachodniej strony.- Zapytała.
Pokiwał głową i zaczął zdejmować zaklęcia po czym kazał jej iść przodem. Drogę pokonali w ciszy.
Komnaty Katheriny były dość spore a ona sama nie mogła się już doczekać aż rozpakuje wszystkie swoje książki. Komnaty składały się bowiem z dużego salonu, sypialni, łazienki i małego składziku. Ściany w każdym z pomieszczeń były białe i aż prosiły by zmienić ich kolor. Jednak nie był to czas na umeblowanie nowego lokum.
W jednym z kufrów wyszperała ciemnofioletową suknię i ruszyła do łazienki, by coś z sobą zrobić. Severusowi zaś kazała poczekać w salonie. Przeraziła się, widząc swoje odbicie w lustrze. Rzeczywiście przypominała czerwoną pandę. Pospiesznie umyła twarz i różdżką nałożyła maskujący makijaż, który w większości zakrył to, co miało być zakryte. Gdy skończyła z twarzą, zruciła z siebie pomiętą szatę i włożyła suknię. Niestety jak we wszystkim, co dotychczas na siebie zakładała, wyglądała jak szkielet z naciągnięta skórą. Nie miała pojęcia co się z nią dzieje, choć próbowała to rozgryźć nie raz. Chudła od kilku miesięcy bez wyraźnej przyczyny.W końcu wyszła z łazienki poprawiając uprzednio suknię tak by zasłonić wystające kości.
-Nareszcie! Ile można się przebierać?- Wyjęczał mężczyzna.
-Zapomniałeś już, jak to spędzałeś godziny w łazience na szóstym roku?- Zaczepiła go.- Poza tym doprowadzenie się zajęło mi to dziesięć minut co wcale, nie jest wiecznością... Idziemy? Zaraz zaczną się złazić dzieciaki.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro