Historia Volcupeli
Od rozpoczęcia roku szkolnego minęło już kilka tygodni. W tym czasie Katherina zdążyła znów wpaść w wir szkolnego życia. Prowadziła lekcje, dawała szlabany, odejmowała punkty i stała się również nowym Postrachem Hogwartu. Nawet Severus przegrywał z nią w wyniku odebranych punktów. Jedynymi uczniami, których traktowała nadzwyczajnie ulgowo byli jej kuzynka Rovena Lestrange, Draco Malfoy, Hermiona Granger, Parvati Patil, oraz Padma Patil. Niestety Harry Potter stracił w jej oczach już na drugiej lekcji, gdy wyszło na jaw, iż się nie przykłada do nauki i nawet opanowanie wszystkich żywiołów go nie uratowało. Każdy, kto nie traktował jej przedmiotu na poważnie, był skazany na szlabany i ponure spojrzenia domowników, gdy tracili punkty. Musiała rządzić w klasie silną ręką inaczej mogło wydarzyć się wiele rzeczy.
Była jeszcze Rachel, od której dostała list. Napisane w nim było między innymi to, że jest w ciąży i, że dziękuje za pomoc. Co prawda to ona najwięcej się wykosztowała, jednak profity znacznie przewyższały straty. Katherina wraz z Severusem przygotowywali ten eliksir ponad dwie doby i byli więcej niż szczęśliwi, że udało im się go wykonać bezbłędnie.
Niestety jak to bywa duża liczba szczęścia ściąga nieszczęście w postaci Gilderoy'a Lockhart'a. Nawiedzał kobietę w najróżniejszych miejscach i zdążył już jej wcisnąć kilkanaście swoich autografów i wszystkie swoje książki, które natychmiastowo lądowały w kominku. Narcyzm tego czarodzieja sprawiał, że miała ochotę rzucić na niego zaklęcie zabijające.
Raz nawet doszło do tego, że wtargnął do jej klasy w celu pomocy w zajęciach. Nie wykurzyły go nawet spojrzenia, jakimi był obdarowywany przez większą część lekcji, a które wystraszyłyby nawet najtwardszego ucznia. Wyszedł tylko dlatego, że podpalił sobie szatę, a próby zgaszenia ognia nie pomagały i gdyby nie Katherina zamiast nauczyciela byłby stosik popiołu.
Był właśnie wieczór, a nauczycielka Żywiołów sprawdzała eseje dotyczące tym razem latania bez użycia dodatkowych przedmiotów. Większość tego, co przeczytała, było, ładnie ujmując bardzo złe. Rovena i Granger uwzględniły coś, czego nie uwzględnił nikt inny. Mianowicie to, że do uniesienia potrzebna była różdżka. Choć powtarzała to setkę albo i więcej razy nie dotarło to do większości tych pustych głów. Skrzywiła się i zamaszystym ruchem wykreśliła następne błędne zdanie w pracy Parkinson. Bolały ją plecy od kilkugodzinnego siedzenia przy biurku i pochylania się nad stosem pergaminów, a nogi miała już całkowicie zesztywniałe.W pewnym momencie ktoś zapukał do jej gabinetu. W duchu zaklinała wszelkie świętości by nie był to Lockhart.
-Proszę.
Do środka wszedł Severus z nieciekawą miną
-Severus?- Zdziwiła się- Od kiedy to pukasz?
-Od momentu, gdy ktoś namazał na ścianie zamku ostrzeżenie. „Komnata Tajemnic została otwarta, strzeżcie się wrogowie dziedzica". Mówi ci to coś Salvatore?- Zapytał, siadając na krzesełku przed biurkiem.
-Sev to jest przecież legenda... Nie podejrzewasz, chyba że...- Urwała i otworzyła usta.- Nie myślisz, że to Rovena tak? Owszem jej prababka była spokrewniona z Salazarem, ale to niemożliwe... Mów, widzę, że wiesz więcej, niż mówisz.
-Nie to nie Rovena, wątpię, by zrobiła coś tak nieszlacheckiego- zapewnił ją.-Na miejscu był Potter i jego świta, ale to też nie on. Dumbledore chciałby z Tobą porozmawiać, mogłabyś opowiedzieć mu kilka rzeczy. Wiesz, co mam na myśli.
Owszem wiedziała. Chodziło mu o pamiętniki pozostawione przez Vulpeculę Slytherin jedną z pewnych dziedziców Salazara Slytherina. Tak jak i w rodzinie Salvatore'ych, tak i w niektórych rodach na Erisie zachowuje się nazwisko rodowe. Nie ważne czy czarownica przyjęła nazwisko męża, jej dzieci muszą nosić nazwisko rodowe. W taki sposób zachowuje się nazwiska sławetnych starożytnych rodów.
Volcupela Slytherin była jedną z najpotężniejszych czarownic swoich czasów, co przyniosło za sobą przykre skutki. Otóż wyszła ona za Monocerosa Lestrange'a i urodziła mu dwójkę dzieci, Lupusa i Ursell Lestrange. Wszystko było w najlepszym porządku aż do jej trzydziestych drugich urodzin. Wtedy po raz pierwszy odezwało się jej „dziedzictwo." Zaczęła śnić o wężach i mówić tylko ich mową. Miała ciągłe napady lęków i niekontrolowane wybuchy magii. Zmienił się też jej wygląd. Jej źrenice zmieniły kształt na poziomy, a kły wydłużyły jak u wampira. Prawdopodobnie sama to sobie zrobiła. Nie minął rok, jak zaczęła pisać dziwne rzeczy po ścianach, książkach, aż w końcu, gdy ktoś podrzucał jej pamiętniki. Zapełniała je w zastraszającym tempie. Niestety na tym się nie skończyło, bowiem targała się na własne życie. Udało jej się dopiero za szóstym razem, gdy ktoś zostawił różdżkę w jej pobliżu. Nie byłoby nic dziwnego, jakby zabiła się jakąś bezbolesną klątwą, lecz użyła ona klątwy tnącej. Wykrwawiła się po kilku godzinach cierpień, z których jak mówili świadkowie, czerpała przyjemność.Razem z nią zmarł jej mąż, połączony więzią, jaka łączy wszystkie małżeństwa Lestrange'ów i Salvatore'ych.
Tylko wtajemniczeni znali tę historię z powodu, iż takich rzeczy nie rozpowiada się ot, tak obcym. Rodzina królewska skrzętnie ukrywała wiele faktów na swój temat i niechętnie się nimi dzieliła.
-Dobrze pójdę do niego jutro.- pokiwała głową i przetarła oczy.- Jeśli znów ma ktoś zginąć przez tę okropną Komnatę... Mam dość Severusie.
-Pójdź się położyć, dokończę za ciebie- wskazał na prace uczniów i pogonił ją.- No już!
-Dzięki.- Uśmiechnęła się i powlekła do sypialni.
Zanim jednak zasnęła wróciły wspomnienia pamiętników Volcupeli. Drżała na samą myśl o tym, co w nich było. Zapiski szalonej czarownicy, chcącej dokonać masowych zbrodni na mugolach i szlamach. Nawet ona nie byłaby w stanie zrobić tego, co chciała Volcupela. Tortury opisywane z pedantyczną dokładnością, przepisy na okrutne eliksiry. Jedno było pewne, nie powie o tym Dumbledorowi. Mowy nie ma.
Pomyślała także o Severusie. Była mu niezwykle wdzięczna za to, że zgodził się sprawdzić resztę prac. Miał do tego kompetencje, tego była pewna.Tak właściwie to chciałaby tam posiedzieć razem z nim i go obserwować. Choć pewnie na obserwowaniu by się nie skończyło. Nie miała na myśli nic niestosownego, chciała po prostu się do niego przytulić, tak po prostu.W końcu zmęczona do granic możliwości zasnęła.
Obudziła się w środku nocy, gdy ktoś zaczął walić w drzwi jej komnat. Wstała i z wściekłą miną ruszyła do drzwi. Otworzyła je z rozmachem i miała wrzasnąć na osobę czekającą za nimi, gdy zobaczyła, kim ona była. Rovena stała przed jej drzwiami z wystraszoną miną.
-Ja je słyszę ciociu, głosy.
Wiedziałam, że wzmianka o czekoladzie zmobilizuje moich kochanych czytelników. Tym razem uwinęłam się dość szybko z rozdziałem i mam nadzieję na to, że nie będzie błędów.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro