Ceremonia
Katherina przysiadła w fotelu obok siostry, lustrując ją. Obie wyglądały jak nie one. Izabella niestety nie potrafiła kontrolować swojej frustracji.
-Nie chcę za niego wychodzić.- Zadeklarowała, wyłamując dłonie.- Jakbyś ty się poświęciła, miałabym spokój.
Czarownica rzuciła siostrze kpiące spojrzenie. No tak wiedziała o tym, że Kate kocha się w swoim przyjacielu. Wszystko, co wie jedno z rodzeństwa, wie i reszta. Nie było tajemnic, które byliby w stanie przed sobą ukryć. Akurat o uczuciu wiedźmy wiedział każdy prócz samego zainteresowanego. Nawet Czarny Pan się tego domyślał. Właśnie dlatego przez większość swojego życia królowa nie obawiała się zamążpójścia. Zawsze miała nadzieję, że wyręczy ją młodsza siostra. Tak się jednak nie stało, choć minęło już tyle lat. Siedziały przez dłuższą chwilę w ciszy, aż do czasu, gdy do komnaty zajrzał jeden ze strażników, mówiąc:
-Pani, zaraz się zacznie.
Katherina czując, że choć nie chce, musi to zrobić. Było to po części sztuczne i nie do końca szczere, lecz podeszła do Izabelli i objęła ją niezdarnie. Może doceni ten gest, a może nie. Doceniła, odwzajemniła uścisk i szepnęła jej do ucha.
-To niczego nie zmienia.
Czarnowłosa prychnęła pod nosem, jakby spodziewała się tego, że staną się najlepszymi przyjaciółkami. Za nic w życiu! Prędzej skoczyłaby z Wieży Astronomicznej.
-A jakże by inaczej siostro, nadal cię nienawidzę.
Obie wybuchły śmiechem i przez chwilę było tak jak dawniej. Nie lubiły się, ale łączyła ich krew.
Katherina wysunęła się spod ramion siostry i pognała do Wielkiej Sali. Znalazła Severusa i zajęła miejsce obok niego. Za chwilę miało się wszystko zacząć. Lucjusz Peverell czekał już na podeście. Wysoki mężczyzna ze szpakowatą twarzą i włosami w kolorze jasnego brązu. Ubrany był w szykowną, czarną szatę. Jego oczy błądziły po Sali, czekał, aż to wszystko się skończy. Widocznie i jemu nie podobał się ten cały ślub. Gdy w końcu goście ucichli i popłynęła łagodna melodia, wyprostował się jak struna i wlepił oczy w wejście. Stamtąd wszyła powoli Izabella tym razem z koroną na głowie i bukietem białych róż. Patrzyła wprost przed siebie, ignorując wszystko i wszystkich. W chwili, gdy znalazła się tuż obok przyszłego małżonka, skinęła mu niezauważalnie głową.Tuż obok nich stanął jeden z Mistrzów Zaklęć, którego wybrano jako Mistrza Ceremonii, Steven Burke. Uśmiechał się przyjaźnie ubrany w lawendową szatę, a gdy nadeszła odpowiednia chwila przemówił donośnym głosem.
-Moi drodzy! Dzisiejszego dnia swoje dusze połączy dwójka potężnych i wspaniałych magów. Izabella Kryptylda Salvatore nasza najukochańsza królowa oraz Lucjusz August Peverell. Dzisiejszego dnia staną się oni nierozerwalną jednością. Proszę, stańcie twarzami do siebie i złapcie się za dłonie.- Polecił mężczyzna, a gdy tak zrobili, przemówił ponownie.- Za chwilę złożycie nieodwracalną przysięgę i to jest chwila, w której możecie się wycofać.
Zapanowała cisza. Oboje wyglądali tak, jakby mieli ochotę uciec najdalej, jak się da, lecz oboje nie ruszyli się nawet o krok. Salvatore'owie składali podczas ślubu Przysięgę Wieczystą, łączącą ich na wieczność. Było to konieczne bowiem aby Eris nadal istniał, potrzebni byli czarodzieje podtrzymujący go.
-A więc jeśli oboje tego chcecie, wymówcie słowa przysięgi- urwał, patrząc na nich uważnie.- Pierwsza ty Izabello.
Kobieta odchrząknęła.
-Ja Izabella Kryptylda Salvatore, Królowa Erisu, Córka Maurussy i Dellonara przysięgam być ci wierna Lucjuszu. Przysięgam być ci pomocna, przysięgam dbać o ciebie i troszczyć się o ciebie. Oddaję ci mą duszę, oddaję ci me ciało i wszystko, co posiadam.- Przerwała i poczekała, aż jedna ze służek poda jej obrączkę.- Niech ta obrączka będzie wyrazem mojego oddania i mojej...miłości.- Przy ostatnim słowie się zawahała. Włożyła obrączkę na palec Lucjusza i spojrzała w jego oczy.
Lucjusz, gdy skończyła mówić, wyrecytował z poważną miną, patrząc Izabelli w oczy.
-Ja Lucjusz August Peverell, hrabia Kent, syn Augusta i Druzylli przysięgam ci wierność Izabello. Przysięgam być ci pomocny i ochraniać cię w niebezpieczeństwie. Oddaję ci mą duszę, oddaję ci me ciało i wszystko, co posiadam.- Wyciągnął dłoń po obrączkę i kontynuował.- Niech ta obrączka będzie wyrazem mojego oddania i mojej miłości.
Patrzyli sobie w oczy, a po chwili, która dla nich trwała całe wieki pochylili się ku sobie i nieśmiało pocałowali. Gest ten został nagrodzony oklaskami. Gdy tylko się to stało, odskoczyli od siebie, oboje mając chęć otrzeć usta. Lucjusz podał Izabelli ramię i razem ruszyli do Sali Balowej, w której miało odbyć się przyjęcie na ich cześć. Katherina wstała i pociągnęła za sobą Severusa. Razem ruszyli za parą młodą.
Sala Balowa, tak jak i ta, w której odbył się ślub, była przyozdobiona białymi i niebieskimi kwiatami. Stoły były wspaniale nakryte. Każdy miał swoje miejsce przy określonym stole, o czym informowały karteczki z imionami. Katherina miała zasiąść po prawej stronie Izabelli, a obok niej Severus. Po lewej Izaak i jego towarzysz, a dalej Lestrange'owie. Pośrodku znajdował się parkiet do tańców, a z tyłu w jednym z kątów urządziła sobie gniazdko orkiestra.
Przyjęcie miało trwać cały dzień. Katherina stwierdziła, że najlepszym sposobem będzie zaszycie się przy stole i dyskretne czytanie książki, którą ukryła w kieszeni spódnicy. Jeśli dopisze jej szczęście, to nikt nie wyciągnie jej do tańca albo nie zacznie wypytywać o najróżniejsze rzeczy.
Plany pokrzyżował jej Severus, który przytrzymał ją, gdy chciała uciec do stołu. Musiała przyglądać się jak Izabella razem z Lucjuszem rozpoczynają tańce, a później sama została pociągnięta do tańca, pomimo tego, że się wyrywała. Nie spodziewała się, że Severus będzie chciał tańczyć, a nie jak zwykle schowa się gdzieś.
-Czemu?- Zapytała.
Mężczyzna uśmiechnął się tajemniczo, ale nie odpowiedział. Prowadził ją doskonale w tańcu. Ich tajemnicą dotyczącą tańca było to, iż razem się uczyli tańczyć. Ich początki były dość kiepskie, lecz po dłuższym czasie jak widać, opanowali tę sztukę do perfekcji.
Kilka par zwróciło na nich uwagę i na to, jak patrzyli sobie w oczy. Oboje czuli, że to odpowiedni moment. Kilka cali mogło zdecydować o ich relacjach. Kilka cali mogło zmienić ich życie, gdyby nie pewna osoba. Mianowicie Alexander Lestrange zabawił się w odbijanego i wyrwał Katherinę z ramion Severusa. Kobieta już chciała protestować, ale opanowała się w chwili, gdy zobaczyła jego minę.
-O co chodzi Alexandrze?- Zapytała z lekkim wzburzeniem, którego za nic nie mogła ukryć.
-Nie podoba mi się ten chłystek, który chodzi za Roveną- wypalił.
Czarownica uśmiechnęła się krzywo i powiedziała z przekąsem.
-Przecież sam zgodziłeś się na to, by za nią chodził.
Alexander przewrócił oczami i wykrztusił zmieszany.
-Sybilla nalegała, co miałem zrobić?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro