Bal Bożonarodzeniowy (Draco x Rovena)
Z dedykacją dla najwspanialszej przyjaciółki pod słońcem, dla Weroniki alias Pani Malfoy.
Rovena Lestrange po raz kolejny, próbowała upiąć swoje, żyjące własnym życiem włosy. W końcu jakoś udało jej się zrobić z nich wytworny kok, do którego nie chciało wpasować się jedno pasmo. Ponadto na dzisiejszy wieczór wybrała piękną, ciemnozieloną i uszytą z szyfonu suknię, odsłaniającą ramiona. Góra była idealnie dopasowana do jej sylwetki, natomiast spódnica luźno spływała do podłogi. Gdy chodziła, ta powiewała za nią we wspaniały sposób. Na głowę włożyła diadem ozdobiony diamentami, który idealnie pasował do srebrnych kolczyków i naszyjnika.Biżuterię wysłała jej matka, pisząc, że wypadałoby, aby ją włożyła na tę okazję. Uśmiechnęła się do własnego odbicia i ruszyła do wyjścia. Draco miał czekać na nią w Pokoju Wspólnym. Pewnie parła przed siebie w malachitowych butach na małym obcasie.
Na widok Dracona rozpromieniła się i uśmiechnęła nieśmiało. Ubrany był w czarną, wyjściową szatę, a jego włosy były idealnie zaczesane do tyłu. Uśmiechnął się promiennie na jej widok.
-Wyglądasz wspaniale.- Skomentował, zatrzymując wzrok na jej twarzy.
-Dziękuję.- Lekki rumieniec wypłynął na jej twarz.
Podał jej ramię, a gdy je przyjęła, ruszyli razem do Wielkiej Sali. Rovena przytrzymywała suknię, by nie została bezceremonialnie podeptana przez jej towarzysza. Była szczęśliwa, wszystko układało się, jak należy. I poza tym mina Parkinson rekompensowała wszystko, co mogłoby nie wyjść.Była ona na przemian wściekła i smutna, co dawało komiczny efekt. Wielka Sala była przepięknie udekorowana. Ściany pokryte lśniącym szronem, girlandy bluszczu i jemioły, zza których widać było wspaniałe rozgwieżdżone niebo. Stoły domów zostały zastąpione mniejszymi, na których poustawiane były świece.
Bal rozpoczął się od tańca reprezentantów Turnieju Trójmagicznego, później dołączały się inne pary w tym Rovena z Draconem. Czarownica nauczyła się tańczyć nim poszła do Hogwartu tak jak i Draco więc na parkiecie prezentowali się przepięknie. Przy obrotach czuła, jak jej suknia wiruje. Dziewczynka wypatrzyła gdzieś w tłumie ciocię Katherinę, która wpatrywała się w Snape'a jak w obrazek. Przez myśl przebiegło jej pytanie. Co ona w nim widzi? Nie zwracała na nią jednak długo uwagi, zajęła się swoim towarzyszem.
Tańczyli przez dłuższą chwilę, patrząc sobie w oczy. Rovena wspaniale czuła się tańcząc właśnie z Draco. Uśmiech nie schodził jej z ust. Gdy już znudzili się tańcem, czarodziej zaproponował, że przyniesie jej coś do picia. Usiadła więc przy jednym ze stolików i rozejrzała się dookoła. Wszystko tu było wspaniale. Nauczyciele i uczniowie tańczyli bądź jak ona siebieli przy stolikach i rozmawiali przyciszonymi głosami. Draco przyszedł niebawem z dwoma kielichami jakiegoś soku. Podziękowała i po spróbowaniu, Rovena stwierdziła, że jest to sok winogronowy.
-Pięknie tu, jakbym była w kuli śnieżnej.- Powiedziała rozmarzonym głosem.
-Owszem...piękna.- Odpowiedział Draco, patrząc na nią. To ją miał na myśli.
Rovena rzuciła mu zaskoczona spojrzenie. Czy ona się przypadkiem nie przesłyszała? Nazwał ją piękną? W duchu uśmiechnęła się i miała ochotę go przytulić.
-Znaczy się...to wszystko piękne...smakuje ci sok?- Zaczął jąkać się chłopak.
Rovena puściła to mimo uszu i spojrzała na swoje dłonie. Jąkał się i uważał ją za piękną, a to oznaczało jedno, podobała mu się. Dzisiejsza noc zapowiadała się wspaniale. Rozmawiali i tańczyli na zmianę, bawiąc się świetnie. Większość par porozchodziła się czasem w ustronne miejsca bądź porozpadała zaś, oni dyskutowali na przeróżne tematy, ignorując wszystkich i wszystko, co ich otaczało. Draco zaproponował w końcu, aby przeszli się po zamku. Czarownica zgodziła się kiwnięciem głowy. Wstała i razem ruszyli przed siebie. Korytarze były puste, a jedyne co słyszeli, to kolędy śpiewane przez zaczarowane zbroje.
Gdy Rovenie zrobiło się zimno, Draco transmutował mała gałązkę w pelerynę i przykrył nią jej ramiona.
-Dziękuje- powiedziała z wdzięcznością.
-Proszę- odpowiedział z uśmiechem.
Draco w rzeczywistości nie był zły, samolubny i okropny jak wszyscy mówili. Był bardzo miły, czasem pomocny i przede wszystkim był dobry. Pomimo złośliwości, które kierował do większości czarodziei, był w głębi duszy dobrym człowiekiem. Pomocny i taktowny. Nie rozumiała, czemu niektórzy za nim nie przepadają. No może rozumiała aczkolwiek jej nikt nie skreślał z powodu dość okropnego charakteru.
Przemierzyli jeszcze kilkanaście metrów, gdy Draco zatrzymał się niespodziewanie. Rovena zamyślona prawie na niego wpadła.
-Coś się stało?- Zapytała.
Draco spojrzał na nią poważnie i zaczął mówić, podenerwowanym tonem.
-Pamiętasz, jak się poznaliśmy, wtedy na peronie? Tylko proszę, daj mi powiedzieć do końca.- Urwał i po chwili kontynuował tym razem pewnej.- Gdy pierwszy raz jak cię zobaczyłem, pomyślałem, że jesteś aniołem. Jesteś wspaniała pod każdym względem i jesteś jedyną osobą, z którą mógłbym spędzić wieczność. Jesteś bardzo mądra i dobrze się czuję w twoim towarzystwie. Potrafię z tobą rozmawiać godzinami. Może to i głupie, ale ja się w tobie zakochałem. Możesz teraz zrobić, co zechcesz, chciałem, tylko żebyś wiedziała.- Spojrzał na nią z nadzieją w oczach.
Rovena otworzyła szeroko oczy, patrząc na niego. Po chwili, podczas której stała jak spetryfikowana rzuciła mu się na ramiona. To było silniejsze od niej. Jeśli wcześniej była szczęśliwa, to teraz była najszczęśliwszą czarownicą na świecie. Ten czas nie mógł się lepiej potoczyć. Nie zwracała uwagi na to, że jej fryzura i sukienka właśnie się niszczą. W tamtej chwili ważny był tylko Draco. Tak cieszyła się, ze jej uczucie nie jest jednostronna, a odwzajemnione.
Trwali tak dłuższą chwilę aż do momentu, gdy profesor Vector odebrała ich domowi dwadzieścia punktów za obściskiwanie się na korytarzu. Widać nie była w nastroju do czegokolwiek, o czym świadczyła jej wykrzywiona mina.Dwójka czarodziei pobiegła, śmiejąc się na wyższe piętra zamku, by porozmawiać w ciszy. Draco obejmował Roveną, która nie miała nic przeciwko. Zza okien widzieli jak sypie śnieg, tworząc wspaniały widok. Ponadto księżyc błyszczał na niebie, oświetlając korytarze. Tu nie było już zbroi, w zamian za to wszędzie porozwieszana była jemioła, a z sufitu zwisały wspaniałe sople, dające wrażenie jakby wędrowało się po lodowej grocie. Właśnie pod jedną gałązką jemioły przeszli. Coś zatrzymało ich, bowiem nie były to zwykłe jemioły, a zaczarowane. Spojrzeli na siebie i złączyli usta w pocałunku.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro