Księga I: Woda (Wstęp)
Po tak długim pobycie na tej wyspie dni robią się coraz bardziej monotonne. I coraz częściej przyłapuję się na wspominaniu czasów gdy razem z Zuko bawiliśmy się w królewskich ogrodach. Były to jak do tej pory najlepsze chwile mojego życia i to nie tylko ze względu na to, że żyła moja mama. Wtedy miałam się do kogo odezwać nie to co teraz.. Teraz jedynymi osobami do jakich mogę się odezwać są moi nauczyciele oraz domowa służba. Ale co to za rozmowa gdy ktoś jest dla ciebie miły tylko ze względu na twojego rodzica. Tak samo jest w szkole. Wszyscy są mili chcąc mi się przypodobać. Myślą, że w ten sposób ich rodzina zdobędzie jakiś wyższy status. Ich niedoczekanie. I to nie tak, że nikogo tu nie lubię. Ale nie ma tu osób za którymi bym tęskniła. Na ten moment tęsknię jedynie za Zuko i Ty Lee. Spytacie czy nie tęsknię za mamą. Oczywiście, że tęsknię, tylko zdążyłam się już pogodzić z tym, że nigdy już jej nie spotkam. Trzeba żyć dalej. Ale dość już tych rozmyślań, pora się czymś zająć.
Podnoszę się z łóżka po czym otwieram szeroko drzwi balkonowe, przez które przechodzę by chwilę później oprzeć się o barierkę. Stoję tak przez jakiś czas przyglądając się morzu i plaży. Na piasku zauważam jak to zwykle bywa w wakacje tłumy ludzi, leżących na piasku lub grających w piłkę kuai. Małe dzieci lepiły zamki z piasku a starsi ludzie grali w Pai Sho. Mogłabym zejść tam na dół i zagrać z ludźmi z mojej szkoły w piłkę kuai, ale nie lubiłam z nimi grać. Zawsze dawali mi fory, a ja tego nie potrzebowałam. Bo jak się uczyć na porażkach kiedy ktoś daje ci ciągle wygrywać?
- Panienko..
Rozmyślanie przerywa mi moja główna służąca Sue.
- Co się stało, że śmiesz zakłócać mój spokój?
Warczę do niej. Nie mam po co udawać, że ją lubię. To ona zazwyczaj donosi mojemu ojcu o problemach w szkole lub przy treningach.
- Panienka raczy wybaczyć. Przyszedł do panienki list. Wynika z niego, że ktoś czeka na panienkę na plaży po północnej stronie wyspy.
- Dobrze. Możesz się już oddalić.
- Czy mam poprosić straż by się nim zajęła?
- A czy prosiłam cię o to?
- Nie prosiła panienka.
- Więc jeżeli cię o to nie prosiłam to masz tego nie robić. Teraz wyjdź i nie wracaj póki cię o to nie poproszę.
Gdy kobieta opuszcza moją komnatę szybko podchodzę do szafy, z której wyciągam miecz, łuk, kołczan oraz kilka sztyletów. Nie mam pojęcia czy ta osoba jest magiem czy nie, ale plan B zawsze się przydaje. Szybko wychodzę na balkon i przechodzę przez barierkę. Staję na skałach po czym podchodzę do krańca klifu, z którego skaczę wprost w pieniące się fale. Wynurzam się na chwilę by zaczerpnąć powietrza. Już po chwili tworzę dookoła mojej głowy bańkę, dzięki której będę mogła płynąć cały czas pod wodą. Zaczynam poruszać rękami i nogami. Dzięki magii płynę w bardzo szybkim tempie. Północne plaże są po drugiej stronie wyspy, a ja nie mam zamiaru iść tam pół dnia.
Po około pół godziny wychodzę z wody między skałami. Wyciągam wodę z ubrania po czym wpuszczam ją z powrotem do morza. Wkraczam na plażę. Już z daleka jestem w stanie dostrzec postać siedzącą na brzegu. Obok niej znajduje się łódka a na głębszej wodzie dryfuje statek Narodu Ognia. Niestety nie rozpoznaję flagi powiewającej na maszcie. Lecz bez problemu jestem w stanie stwierdzić, że jest to ktoś wysoko postawiony. Jestem również w stanie powiedzieć iż jest to chłopak mniej więcej w moim wieku. Obchodzę go po cichu od lewej strony i pierwsze co zauważam to paskudna blizna znajdująca się na oku tego osobnika. Chłopak jest dość blady, ma łysą głowę z ciemnobrązową kitką na jej czubku. Nagle chłopak orientuje się, że ktoś go obserwuje i odskakuje posyłając w moją stronę ognisty pocisk. Skinięciem ręki gaszę płomień. Formuję kulę z ognia i wysyłam ją w stronę chłopaka. Przez kilka minut wymieniamy się atakami. Chłopak mimo widocznego potencjału atakuję jak początkujący ledwo znający podstawy. Po krótkiej chwili wykonuję kilka stanowczych ataków i chłopak pada na ziemię kilka metrów dalej. Podchodzę do niego szybko i krępuję mu ręce oraz nogi.
- Kim jesteś?!
Syczę do chłopaka przyglądając się jego twarzy.
- Nie poznajesz mnie?
Pyta chłopak z lekka zawiedziony po czym podnosi wzrok patrząc mi prosto w oczy, a mi momentalnie dech staje w piersi. Te oczy.. te piękne złote oczy. Takie oczy ma tylko kilka osób, ale ta osoba ma je najpiękniejsze.
- Zuko..
Mówię momentalnie go puszczając. Czuję jak kręci mi się w głowie. Przyglądam się chłopakowi z zaciekawieniem i niedowierzaniem. Nie mogę w to uwierzyć. Gdyby nie te jego piękne oczy w życiu bym go nie poznała.
- Ale się zmieniłaś..
- Mnie to mówisz? Co ci się stało? Azula?
Pytam podchodząc powoli do chłopaka. Przykładam rękę do jego twarzy i lekko dotykam blizny na co on nieznacznie się krzywi.
- Ojciec..
Odpowiada cicho patrząc w moje oczy.
- Jak Ozai mógł ci coś takiego zrobić?
- Odezwałem się nie proszony i zrobiłem coś nie wybaczalnego. Takie są tego skutki.
- Ale za takie coś? Co się dokładnie stało?
- Nie mamy teraz czasu na opowieści. Jestem tu w pewnej sprawie.
- Czy twoja blizna ma jakiś związek z tą sprawą?
- Tak. Przez to co zrobiłem, a raczej nie zrobiłem zostałem wygnany. Jest jeden warunek mojego powrotu do domu. Ale do tego bym mógł to zrobić jesteś potrzebna mi ty.
Mówi chłopak wskazując na mnie.
- A więc co to za misja?
- Muszę złapać Avatara.
Wytrzeszczam oczy.
- Przecież Avatar zniknął ponad sto lat temu.
Mówię nie rozumiejąc jak on chce go złapać.
- Owszem zniknął. Ale i ty i ja dobrze wiemy, że on gdzieś tam jest.
Owszem ma rację. Od zawsze wiedziałam, że on na sto procent gdzieś jest. Tylko, że doskonale ukryty. Ludzie twierdzili, że cykl Avatara został przerwany a on sam dawno nie żyje, lecz ja czuję, że to nie prawda.
- Nawet jeśli gdzieś się ukrył. A ty zdołasz go znaleźć. To w jaki sposób chcesz pojmać władcę czterech żywiołów? Zuko to jest nie możliwe.
- On ma ponad sto lat. Nie sądzę by był jakiś kłopot w jego pojmaniu.
- Nie możesz go lekceważyć ze względu na wiek. Bo jednak nie bez przyczyny nikt go nie znalazł od stu lat.
- Zrobię wszystko by odzyskać mój honor! Nie ważne, że niemożliwym jest go złapać. Ja sprawię, że to stanie się możliwe.
- Ty do reszty oszalałeś..
Mówię patrząc na niego z niepewną miną.
- Nie zwariowałem. Zmądrzałem . Teraz decyzja należy tylko do ciebie. Płyniesz z nami?
- Z wami? Kto jeszcze jest na tyle szalony?
- Na okręcie znajduje się mój stryjek oraz cała załoga. Więc jak?
Pyta patrząc na mnie wyczekująco. I mimo tego, że wiem iż jest to zadanie nie do wykonania , to nie marzę o niczym innym niż wyrwanie się z tej wyspy.
- Poczekaj tu na mnie. Muszę zabrać kilka rzeczy.
Mówię wciskając mu w ręce kołczan i łuk. Po czym odwracam się na pięcie.
- Pilnuj jak oka w głowie.
- Bądź przed zmierzchem inaczej płyniemy bez ciebie gdy tylko zajdzie słońce.
- Nie martw się książę. Jeśli ja coś mówię to zawszę dotrzymuję słowa.
Mówię po czym wskakuję do wody.
Możecie mi wierzyć lub nie, ale właśnie tego dnia zaczęła się moja przygoda.
***
MatiSonekk
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro