9. Zwój magii wody
Zgodnie z obietnicą dłuższy rozdział. Duuużo dłuższy ;)
– Zaraz się porzygam.. – Jęczę wychodząc z morskiej wody na plaże. Szybko wysysam z ubrań wodę oddając ją z powrotem morzu. Na piechotę udaję się w kierunku gdzie ostatnio widziałam wielkiego bizona. Wdrapuję się na niewielką skarpę i ich dostrzegam.
Cała trójka wraz z dwoma zwierzakami pluska się w jeziorku przy wodospadzie. Schodzę po cichu w dół skarpy po czym chowam się między drzewami. Avatar wraz z dziewczyną ewidentnie uczą się podstaw magii wody. Słodkie. Chłopak sprawnie naśladuje ruchy dziewczyny. Widać po niej irytację. W pewnym momencie Avatar stara się stworzyć falę. Wysilam się i na odległość mu pomagam. Nie mija chwila gdy zadowolony chłopak przestaje panować nad falą przez co mi również ciężko ją utrzymać na taką odległość. Puszczam ją w stronę drugiego chłopaka, aktualnie zajmującego się czyszczeniem łap wielkiego stworzenia.
Zgodnie z moimi oczekiwaniami okazuje się, że fala wypłukała ich zapasy i muszą udać się na targ pobliskiej wioski. Idąc kawałek za nimi również się tam udaję. Wchodzą po jakimś czasie na statek. I to nie byle jaki. Piraci..
Opieram się o beczki niedaleko statku. Już lata temu postanowiłam, że nie wchodzę na statki tych krętaczy.
Po parunastu minutach trójka wychodzi ze statku. Dziewczyna wygląda na wyraźnie skrępowaną. Powód szybko się wyjaśnia gdy ze statku wyskakują wściekli piraci. Trójka momentalnie zaczyna uciekać. Wzdycham załamana tymi dzieciakami i szybko biegnę boczną uliczką by przeciąć im drogę.
Planu czas start.
Avatar posyła na kilku zbirów stragan z kapustą, lecz ci wytrwale za nimi podążają. Wspinam się na dach domków i biegnę jak najszybciej w kierunku zakrętu za którym zniknęła gromada. Gdy już tam trafiam okazuje się, że drużyna Avatara została zagoniona w ślepy zaułek.
– Noo.. które z was chce pierwsze posmakować mojego ostrza? – Skrzeczy jeden z mężczyzn. Postanawiam zainterweniować.
Zeskakuję z dachu z gracją lądując przed drużyną twarzą do piratów.
– Żadne matole. – Prycham szybko wyciągając ręce przed siebie. Wysilam zmysły i już po sekundzie wyczuwam wodę znajdującą się w budynkach wokół nas. Napinam mięśnie i już po chwili mam wokół siebie trochę wody. Posyłam ją wprost na rabusiów a ci jak dłudzy padają na ziemię. – Uciekajcie! – Krzyczę do dzieciaków.
– Łapcie się! – Krzyczy Avatar do przyjaciół wpierw wyciągając latawiec. Ci pospiesznie wykonują jego polecenie.
Ja natomiast widząc, że te głąby się podnoszą znikam za zakrętem.
Ziarno zostało zasiane. Teraz wystarczy tylko czekać.
***
Spokojnym krokiem zmierzam w stronę obozowiska trójki. Gdy znajduję się już na granicy lasu dostrzegam, że po obozowisku nie został nawet najmniejszy ślad.
– Szlak. – Burczę pod nosem zaczynając szukać jakichkolwiek śladów w jaką stronę mogli się udać. Nagle ni stąd ni zowąd uderza we mnie mocny podmuch wiatru. Padam na ziemię przetaczając się kawałek dalej. Gdy mały tuman kurzu opada a ja chcę się podnieść dostrzegam nad sobą a dokładniej tuż przed moim nosem kij od latawca Avatara. Z resztą sam Avatar go trzyma, bo jakby inaczej. Po mojej lewej stoi ten śmieszny chłopak celując we mnie zaostrzonym bumerangiem, natomiast od prawej stoi dziewczyna z przygotowanym biczem wodnym. Który swoją drogą ledwo utrzymuje.
– Kim jesteś?! – Zaczyna chłopak z plemienia wody.
– Zwą mnie Lea. – Udaję przerażoną. Zmieniam przy okazji imię tak na wszelki wypadek.
– Jesteś z Narodu Ognia?! – Dopytuje, a mnie powoli zaczyna to irytować.
– A czy jak was osłaniałam to strzelałam ogniem? – Przechylam głowę patrząc na niego jak na debila, którym zresztą jest. – Ale odpowiadając na twoje pytanie to nie, nie jestem z Narodu Ognia. Wychowałam się w królestwie ziemi. A gdzie się urodziłam to nie mam pojęcia. – Zaczęłam łgać.
– Czemu nas śledzisz? – Odzywa się siostra narwańca.
– Zmierzam do północnego plemienia wody. Słyszałam w okolicy, że Avatar zjawił się nad ranem, zresztą już wcześniej słyszałam, że podróżujecie na północ. Podejrzewam, że tak samo jak ja szukacie mistrza magii wody. I.. – Udaję, że nie wiem co powiedzieć. – może to głupio zabrzmi ale chciałam spytać czy nie byłoby możliwości zabrania się z wami. – Opuszczam wzrok.
Avatar chwilę się zastanawia po czym opuszcza kijek. Patrzy po swoich towarzyszach z poważną miną. Nagle na jego twarzy pojawia się promienny uśmiech.
– A nauczysz nas tego co sama umiesz?
– Naturalnie. Będzie to dla mnie zaszczytem. – Również się uśmiecham. Zaczynam się podnosić gdy zatrzymuje mnie głos narwańca.
– Hola, hola. Po co ci tyle broni, skoro jesteś magiem wody?? – Pyta wskazując na łuk i miecz.
– Wiesz ee.. jak ci na imię? – Boże jak cudownie mi idzie to udawanie.
– To Sokka. – Odpowiada za niego jego siostra. – Ja jestem Katara a to jest Aang. Musisz wybaczyć mojemu bratu, nie grzeszy inteligencją. – Na słowa dziewczyny prycham śmiechem a wcześniej wspomniany czerwienieje na twarzy. Dziewczyna podchodzi do mnie po czym pomaga mi się podnieść z ziemi.
– Odpowiadając na twoje pytanie. W ciężkich czasach przyszło nam żyć, i nie jestem mistrzem magii wody, a nawet jakbym była to nie można zawsze polegać na magii. Bo gdy wody zabraknie nie chcę być bezbronna. – Mówiąc to wskazuję na miecz. – Natomiast łuk pomaga mi w polowaniu.
– A czemu.. – Już ma zadać kolejne pytanie ale zostaje zdzielony przez siostrę w głowę.
– Daj no jej że spokój. – Burczy na niego.
– Niech ci będzie. – Wzdycha kapitulując.
– Wiecie co, zawsze podziwiałem piratów, ale ci byli doprawdy nie mili. – Wzdycha Avatar opierając się o pobliski kamień.
Aha, czyli to tyle? Myślałam, że do drużyny Avatara będzie się trudniej wbić.
– Racja, dlatego zabrałam im to. – Oznajmia dziewczyna wyciągając z rękawa zwój magii wody.
– Niemożliwe! – Aang podrywa się na równe nogi.
– Nie cieszysz się? – Pyta wyraźnie zaskoczona reakcją chłopaka.
– Ukradłaś ich zwój. Nie dziw, że chcieli nas zabić. – Wścieka się na dziewczynę brat.
– To handel wysokiego ryzyka. – Na słowa dziewczyny wraz z Aangiem prychamy śmiechem.
– To było dobre Kataro.
– A jak myślisz, skąd oni go wzięli? Ukradli go magowi wody.
– Czy to istotne? Naraziłaś nas na niebezpieczeństwo dla kilku tanich sztuczek. Uu.. zobaczcie jakie piękne chlapnięcia. – Słowa chłopaka poważnie mnie irytują.
– Magia wody to nie tanie sztuczki czy chlapanie się w jeziorku. To sztuka. – Mówię zakładając rękę na rękę.
– To prawdziwe formuły magii wody. A jakbyś zapomniał Aang musi opanować magię wody.
Kontynuuje swój wywód dziewczyna. W odpowiedzi dostaje tylko prychnięcie.
– Róbcie se co chcecie. – Oznajmia po czym odchodzi.
Spoglądam na pozostałą dwójkę.
– Uczmy się z niego, skoro już go mamy. – Proponuję.
– Świetny pomysł. – Odpiera Aang.
– Mogłabyś mi podać zwój? – Pytam miło dziewczynę.
– Spróbuję tylko jedną rzecz i oddam ci zwój. Masz Aang potrzymaj mi zwój. Pojedynczy bicz wody. Da się zrobić.
Dziewczyna próbuję wykonać sekwencję lecz woda strzela ją w czoło. Zza pleców słyszymy parsknięcie.
– Takie to zabawne Sokka?
– Zasłużyłaś sobie Kataro. Oszukała cię Aang. Zgarnęła zwój dla siebie.
– Aang będzie się uczył gdy uformuję ten bicz. – Burczy dziewczyna. Czyli jej brat trafił w sedno.
Dziewczyna po raz kolejny próbuję utworzyć wodny bicz, lecz tym razem obrywa się tyłkowwi lemura.
– Dlaczego mi nie wychodzi?!
– Spokojnie Kataro. – Mówię spokojnym głosem. – Opanujesz.
Podchodzę do jeziorka po czym rozstawiam lekko nogi.
– Musisz tylko przenosić w taki sposób ciężar ciała. – Pokazuję dziewczynie w swobodny sposób manewrując wodą.
– O tak? – Pyta Avatar po czym powtarza bezbłędnie moje ruchy.
– Dokładnie Aang! – Chwalę chłopaka szczerze zszokowana tym jak szybko to opanował.
– Widzisz Kataro? Kluczem do magii wody jest..
– Czy mógłbyś się wreszcie zamknąć?! – Przerywa mu wściekła dziewczyna. – Po dziurki w nosie mam już tej twojej mądrości! Może wyrzucimy ten zwój skoro jesteś aż tak utalentowany?! – Ddrze się wściekle na chłopczyka. – Co?! – Pyta widząc jak wraz z Sokką jej się przyglądamy. Widząc na twarzy Avatara smutek momentalnie się uspokaja. – O mamciu.. Aang. Przepraszam, nie wiem co we mnie wstąpiło. Ale wiesz co? To już się więcej nie powtórzy. – Oznajmia sięgając po zwój i przekazując go chłopakowi. – Jest twój. Już nie chcę się z niego uczyć.
– Nic się nie stało. – Uśmiecha się spokojnie chłopak.
– A co z Momo? To on tu jest ofiarą? – Przypomina Sokka wskazując na lemura rozmasowującego swoje pośladki.
Czyli tak on się nazywa.
– Przepraszam Momo. – Mówi dziewczyna głaszcząc futrzaka.
– A co ze mną? Raz zdarzyło ci się..
– Dosyć tych przeprosin! – Burczy na chłopaka.
***
– Ćsiii.. Momo. Wracaj do łóżka. – Budzi mnie cichy dziewczęcy głos. Uchylam powieki dzięki czemu jest mi dane dostrzec Katarę oddalającą się ze zwojem w rękach od obozu.
Zerkam na niebo próbując określić położenie księżyca. Jest coś koło trzeciej nad ranem, co ona wyprawia?
Cicho podnoszę się do siadu po czym chwytam za leżący obok miecz. Bukłak raczej mi się nie przyda, jeśli moje przypuszczenia co do celu wyprawy dziewczyny okażą się słuszne.
Podrywam się a równe nogi po czym udaję się za dziewczyną. Czujnie rozglądam się po otaczającym mnie lesie będąc w gotowości na jakiekolwiek zasadzki czy też komplikacje.
Dociera do mnie szum wody oraz przeciągły jęk sfrustrowanej dziewczyny.
– Kurczę! Współpracuj ze mną, wodo! – Zawodzi dziewczyna. Staję niedaleko niej opierając się o drzewo. – Dobra, a gdybym tak.. Ała! – Rozbawiona przenoszę wzrok na rzekę momentalnie się spinając. – Głupi zwój.. – Dziewczyna wydaje się nie zauważać zagrożenia zbliżającego się rzeką. Zuko wraz z piratami. – Dobra Kataro. Przenosisz ciężar ciała w takiej pozycji i.. kuźwa!
W tym momencie rozlega się szczęk okrętów. Czyli przycumowali. Dziewczyna zaalarmowana odwraca się w jego kierunku dostrzegając mnie przy tym.
– Lea? – Przykładam palec do ust pokazując dziewczynie by była cicho. Przybliżamy się do krzaków i między gałęziami przyglądamy się łodziom. Katara widząc piratów cofa się z zaskoczeniem. Wpada przy tym na rosłego mężczyznę. Szybko jednak uwalnia się z jego chwytu dzięki magii wody. Udało jej się.
– Kataro uważa! – Krzyczę biegnąc w jej kierunku lecz jest za późno. Zuko łapie dziewczynę za ręce przyciągając do siebie.
– Spokojnie księżniczko. Ochronię cię przed piratami. – Szydzi z niej chłopak. W tym momencie dostrzega mnie za plecami dziewczyny. – Ooo.. widzę, że znalazłaś sobie koleżankę. Uroczo. – Prycha, udając, że mnie nie zna.
– Zostaw ją w spokoju. – Syczę w stronę chłopaka. Wewnątrz jednak cieszę się jego widokiem. Czuję, że ktoś się do mnie zbliża od tyłu lecz nie reaguję. Nie mija chwila jak zostaję obezwładniona przez jakiegoś osiłka.
Zostajemy przywiązane do drzewa. Za plecami zgrai piratów dostrzegam Iroh, ten również wydaje się mnie zauważyć. Nie daje tego po sobie jednak poznać.
– Powiedz, gdzie on jest, a oszczędzę ciebie, twojego brata i koleżaneczkę. – Proponuje książę.
– Idź się utop Zuko! – Prycha do niego dziewczyna.
– Spróbuj zrozumieć. – Zbliża się do niej. – Muszę go pojmać, by odzyskać coś, co straciłem. Honor. W zamian oddam ci coś co sama straciłaś. – Bajeruję ją chłopak okrążając drzewo. Po chwili przed oczami Katary ukazuje się jakiś wisiorek.
– Naszyjnik mojej mamy! Skąd go masz?! – Zuko zadowolony z reakcji dziewczyny odsuwa się od niej kawałek.
– Nie ukradłem go, jeśli to cię niepokoi. Nie jestem złodziejem. – Mówi ze złośliwym uśmieszkiem wpatrując się w dziewczynę. – Powiedz mi, gdzie on jest?
– Nie!
– Dość tych głupot! – Wcina się najprawdopodobniej przywódca piratów. – Mam gdzieś ten naszyjnik. Gdzie mój zwój?! Obiecałeś mi go. – Patrzy poddenerwowany na Zuko.
Ten natomiast wyjmuje go z kieszeni.
– Ciekaw jestem, ile jest wart. – Prycha wyraźnie rozbawiony tworząc mały ogieniek na dłoni i przystawiając do niego zwój.
– Nie! – Zaczyna wymachiwać rękami pirat.
– Czyli całkiem sporo z tego co widzę. – Uśmiecha się przebiegle. – Pomóżcie mi znaleźć tego mnicha a oddam wam zwój i wszyscy będą zadowoleni. Przeszukajcie las i wróćcie tutaj.
Odpowiada mu tylko skinięcie głowy żołnierzy.
– W porządku. Zwój za mnicha.
***
– Gratuluję. – Odzywa się Zuko w stronę zgrai piratów, gdy ci wracają ze związanym mnichem i Sokką.
– To moja wina, Aang. – Odpiera smutno Katara.
– Nie Kataro, to nie przez ciebie.
– Tak zasadniczo to trochę przez nią. – Odzywam się z Iroh w tym samym momencie, przez co na twarzy staruszka pojawia się wesoły uśmiech. Zbliża się do mnie i staje przy drzewie do którego zostałam przywiązana. Czuję, że coś wkłada do mojej kieszeni po czym odchodzi kawałek.
– Oddajcie mi chłopca. – Odzywa się Zuko.
– Najpierw ty oddaj nam zwój.
– Na prawdę chcecie oddać Avatara w zamian za jakiś pergamin? – Pyta z niedowierzaniem Sokka na co mentalnie moja ręka spotyka się z czołem. Co za debil.
– Nie słuchaj go. Chłopak próbuje nas poróżnić! – Próbuje ratować sytuację Zuko.
– On jest Avatarem?
– Oczywiście, że tak. Nie widzisz tych fikuśnych strzałeczek? – Pyta Sokka podskakując w stronę młodego mnicha po czym wskazuje nosem na jego głowę. – I założę się, że zarobicie na nim o wiele więcej niż na tym durnym zwoju.
– Zamknij się dzikusie z Plemienia Wody! – Nie wytrzymuje Zuko.
– Właśnie, Sokka, trzymaj język za zębami. – Mruczy załamany Aang.
– No co? – Dziwi się chłopak. – Mówię tylko, że to kiepski interes. Wiecie, ile Władca Ognia wam da za Avatara? Wszyscy bylibyście bogaci.
– Zatrzymaj sobie ten zwój. – Decyduje pirat. – Kupimy sobie sto innych za nagrodę, którą dostaniemy.
– Zaraz pożałujecie zerwania tej umowy. – Syczy wściekły Zuzu a ja jestem niemalże pewna, że za sekundę rozpocznie się jatka. I zgodnie z moimi przypuszczeniami chłopak wraz z żołnierzami atakuje piratów salwą ognistych kopnięć. Piraci jednak nie dają łatwo za wygraną. Jeden z nich rzuca jakimiś kulkami, które sprawiają, że wokół robi się gęsty dym.
– Nagle podbiega do mnie Katara, która jakimś cudem się oswobodziła. Szybko rozwiązuje sznur krępujący mi ręcę, dzięki czemu i my możemy dołączyć do walki. Dostrzegam Zuko walczącego z dowódcą piratów. Rozglądam się dookoła i dostrzegając, że ikt z drużyny Avatara mnie nie widzi posyłam pod nogi Pirata wodę po czym ją zamrażam przez co ten ląduje na ziemi. Zuko dziękuje mi kiwnięciem głowy.
Zrywam się do biegu widząc, że Avatarowi i Socce udało się wybiec z dymu. Gdy do nich docieram widzę jak dziewczyna wraz z mnichem siłują się by magią wody zepchnąć statek do rzeki.
Szybko oceniam sytuację w głowię po czym ciężko wzdycham.
– Biegiem na pokład! – Nakazuję trójce.
– Co zamierzasz zrobić? – Dopytuje dziewczyna.
– Posłuchajcie mnie. Wiem, że znamy się od wczoraj ale zaufajcie mi. Proszę. – Patrzę pseudo błagalnie na ich twarze. Po chwili Wchodzą już na pokład, patrząc przez burtę co robię.
Przestaję zwracać na nich uwagę zapierając nogi w piasku. Zaczynam poruszać ramionami jak i całym ciałem w znany mi sposób. Sekundę później czuję jak woda jest mi posłuszna. Przyciągam sporą ilość wody w swoją stronę, dając czas by statek się na niej utrzymał. Kilkukrotnie powtarzam ten ruch i w końcu mi się udaje. Statek zaczyna się unosić na wodzie.
Wchodzę do wody po czym się nią wybijam tak by dosięgnąć drabinki zwisającej z burty.
– To było niesamowite! – Krzyczy zachwycony mnich. Uśmiecham się do niego miło. Młody jeszcze nie wie na co mnie stać.
Odchodzę na przód pirackiego statku przyglądając się rzece.
– Sokka! Nie możemy płynąć szybciej?
– Nie wiem jak Aang. To nie okręt Plemienia Wody!
W tym momencie na pokład wskakują piraci, którzy dogonili nas szalupą Zuko. Avatar spłukuje część z nich do rzeki. Skubany dobry jest.
– Ej! Brawo, udał ci się wodny bicz!! – Chwali mnich swoją przyjaciółkę.
– Bez was nie dałabym rady. – Odpiera dziewczyna, z szerokim uśmiechem na twarzy.
– Przestańcie sobie gratulować i pomóżcie mi do cholery! – Krzyczy w naszym kierunku Sokka.
Macham na odwał się ręką wyrzucając jednego z piratów za burtę. Aang pozbywa się drugiego z nich.
– Patrzcie! – Krzyczy przerażona Katara wskazując na wodospad znajdujący się kawałek przed nami.
– Zatrzymamy okręt. – Oznajmiam ze spokojem. – Popychajcie i ciągnijcie wodę. Ty Kataro wraz z Aangiem po jednej stronie a ja po drugiej. – Dyryguję. Chwilę później utworzone na wodzie dwa wiry wodne zatrzymują łódź.
– Udało się!
– Mamy inny problem. – Oznajmia Sokka wskazując na szalupę Zuko, która za chwilę się z nami zderzy. Tak też się dzieje. Łódź niebezpiecznie się przechyla. Nie dając rady utrzymać takiego ciężaru puszczam wodę przez co okręt zaczyna spadać z wodospadu. Wybijam się z burty tak samo jak pozostali. Już szykuję się na zderzenie z wodą gdy cała nasza czwórka zostaje przechwycona przez latającego bizona.
– Appa kocham cię. – Jęczy Sokka.
– Wiedziałem, że gwizdek na bizona mi się przyda. – Aang wypina dumnie pierś. – Dzięki Appa.
– Tak. – Wzdycham. – Jesteś wielki.
– Aang, muszę cię za coś przeprosić. Nauka wody przychodziła ci tak łatwo, że poczułam się zazdrosna i naraziłam nas na niebezpieczeństwo. Przepraszam..
– Nie przejmuj się Kataro. I tak nie dorównuję Lea'i. – Śmieje się chłopak.
– Zresztą po co nam był ten głupi zwój. – Wzdycha przeciągle szatynka.
– Naprawdę go nie potrzebujesz? – Sokka unosi zaczepnie brew. Patrzymy na niego w niezrozumieniu więc ten wyciąga z kieszeni zwój.
– Masz zwój! – Krzyczy szczęśliwa dziewczyna.
– Poczekaj. – Nakazuje Sokka gdy dziewczyna sięga po pergamin.
– Czego się nauczyłaś?
– Że nie wolno kraść. – Oznajmia spokojnym głosem, na co jej dumny brat jej go podaje. – No chyba, że piratom. – Dodaje na co wszyscy prychamy śmiechem.
***
Movska
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro