4. Wojowniczki z Kyoshi
Potworny ból głowy zmusza mnie do podniesienia się z łóżka, mimo usilnych prób przypomnienia sobie jak znalazłam się na statku nie jestem w stanie tego zrobić. Przeciągłe jęknięcie opuszcza moje usta. Opierając się o ściany wychodzę z kajuty. Nieustający wir w mojej głowie absolutnie mi nie pomaga. Nie mam pojęcia ile zajmuje mi droga na zewnątrz, lecz gdy już się tam znajduję opieram się o barierkę oddychając głęboko. Zaczynam analizować co stało się przed moją utratą przytomności. Agni Kai, Zuko walczący z moim ojcem, uczucie słabości, nagły zastrzyk wielkiej mocy, potem pustka.
Wiatr otacza moje ramiona kojąc je chłodem. Pali mnie każdy mięsień, coś jakby to niezwykłe uczucie rozerwało mnie od środka. Z moich ust mimowolnie wydobywa się krzyk. Wypełniony żałością i bólem. Padam na kolana opierając się o barierkę głową. Mimo, że wzrok skierowany mam na spokojną wodę oczy tak jakby jej nie dostrzegały.
Czemu wszystko musi się tak komplikować..
– Nie wiem jak ale macie go znaleźć!
Gdyby nie ból zaczęłabym się śmiać. Oj Zuko.. Nie będzie chyba dnia gdy nie puszczą mu nerwy.
– I po co się drzesz? Wszyscy chcemy go znaleźć. – Mruczę na tyle głośno by ten mnie usłyszał.
– Dea? – Chłopak zdezorientowany patrzy w moim kierunku.
– Nie, Komandor Zhao. – Prycham po czym dźwigam się na nogi wciąż nie puszczając barierki.
– Nie wiedziałem, że jesteś już przytomna.
– A cóż to zmienia Zuko?
– Zasadniczo nic, ale dobrze widzieć cię na siłach.
– Na siłach – Prycham pod nosem. – Czymże sobie zasłużyłam na komplement z twojej strony?
Chłopak tylko przewraca oczami.
– Zejdź na kolację.
Kończy rozmowę książę po czym znika ponownie pod pokładem.
***
– Avatar jest na wyspie Kyoshi?! Stryju naszykuj nosorożce, tym razem nam nie ucieknie! – Dyryguje Zuko wstając od stołu. To chyba tyle z miłego śniadania.
– Nie będziesz już tego jadł? – Pyta się go niewzruszony Iroh wskazując na smakowicie wyglądającą rybę, na co chichoczę pod nosem.
– Zostawię ją sobie na później. – Burczy Zuko a ryba znika ze stołu wraz z oddalającym się księciem. Iroh prycha.
– Jeżeli jesteś chętny to możesz wziąć moją rybę. – Proponuję staruszkowi podsuwając w jego stronę mój talerz.
– Och, nie nie moja kochana. Ty musisz jeść bo znów nam zasłabniesz.
– Oj Iroh to raczej nie jest raczej kwestia złego odżywiania. – Spuszczam głowę kierując wzrok na ręce.
– A co jest w takim razie przyczyną twoich zasłabnięć?
– Jak pewnie zauważyłeś, nie są to zwykłe utraty świadomości. Pamiętasz jak powiedziałam, że miałam wizję maga powietrza w lodowej górze? – Mężczyzna kiwa głową. – To się powtarza. Widzę wtedy wszystko tak jakbym to ja to przeżywała. Nie mogę zrobić nic, tylko patrzę i słucham.
– Masz jakieś podejrzenia przez co tak się dzieje?
– Wydaje mi się, że.. nie to głupie. – Wzdycham kręcąc głową. – Wydaje mi się, że mogę być w pewien sposób połączona z Avatarem. Czuję jak rozpiera mnie moc gdy ten wchodzi w stan Avatara oraz opadam z sił gdy on z niego wychodzi. Wiem, że to brzmi jak szaleństwo bo niby z jakiej racji miałabym być powiązana jakkolwiek z magiem urodzonym wcześniej niż moi dziadkowie.
– Dea – Iroh kładzie rękę na moje ramie. – Pamiętaj, że na świecie w jakim żyjemy wszystko jest możliwe. I wydaje mi się, że właśnie najodpowiedniejszą osobą, która kiedykolwiek mogłaby być połączona z Avatarem jesteś ty moja droga. Bo kto inny jak nie niezwykły przypadek maga władający dwoma żywiołami byłby w stanie odczuwać to co sam niezwykły Avatar? To dar moja droga, i wydaje mi się, że wystarczy byś starała się nad tym zapanować. Wtedy możliwe, że przekujesz moc otrzymywaną w tym stanie na własną korzyść.
– Tylko istnieje jedna ważna kwestia. Nikt nie może się o tym dowiedzieć a zwłaszcza Zuko. Wiem, że nie jest zły, lecz wiem również, że gdyby się dowiedział, że jestem jakkolwiek połączona z Avatarem chciałby to wykorzystać. Jestem po jego stronie i wierzę w jego idee aczkolwiek wolałabym sama móc mu pomóc niż by ta pomoc była przez niego wymuszana.
– Oczywiście. Jak sobie życzysz.
– Ruszcie się! Jesteśmy blisko! – Słyszymy krzyk Zuko. Szybko biegnę po czym ubieram się w zbroję. Biegnę w stronę wyjścia po czym wsiadam na nosorożca. Śluza się otwiera i wraz z Zuko i innym żołnierzem wychodzimy na ląd. – Avatar ma być żywy.
***
– Wyjdź Avatarze! Nie ukryjesz się przede mną!
Jedynym odzewem są przerażone piski dobiegające z domostw. Gdzie nie gdzie można dostrzec czubki głów wyglądające ponad framugę.
– Szukajcie. – Kiwam głową w stronę żołnierzy, którzy zdążyli do nas dołączyć. Na każdym nosorożcu poza moim i Zuko siedzi po dwóch magów.
Nagle z dachów wprost na nasz oddział zeskakują wojowniczki Kyoshi. Jedna z nich, najprawdopodobniej ich przywódczyni biegnie w naszą stronę. Zuko strzela w jej stronę ogniem lecz ta zwinnie omija ogniste języki. Dziewczyna próbuje wskoczyć na Zuko lecz ten przewidując jej zagranie odwraca zwierze a to powala ją na ziemię potężnym ogonem. Książę ponownie strzela w nią ogniem lecz broni ją nie kto inny niż nadpobudliwy chłopak z plemienia wody. Tylko w wydaniu wojowniczki Kyoshi. Zdziwiony brunet nie zauważa lecącej w jego stronę innej wojowniczki i już po chwili zalicza bliskie spotkanie z podłożem. Otaczają go trzy przeciwniczki, już zamierzam ruszyć mu na pomoc gdy ten jednym obrotem powala je na ziemię.
– Całkiem nieźle Avatarze, lecz te dziewczynki cię nie uratują!
– Ej! Tu jestem! – Rozlega się krzyk Avatara z końca uliczki.
– Na reszcie! – Zuko nie czekając na nic zaczyna atakować chłopca a ja postanawiam się zająć jego koleżaneczką z plemienia wody. Dziewczyna uderza we mnie wodnym biczem.
– Amatorka – Prycham blokując jej atak jednym skinieniem ręki. Ta patrzy na mnie z nie małym przerażeniem. Uderzam w nią kulą ognia lecz ta zostaje uratowana przez Avatara. – Nawet pobawić mi się nie da. – Wzdycham. Rozglądam się po wiosce zauważając, że prawie cała stoi w ogniu. Biegnę w stronę najbliższej wojowniczki po czym powalam ją na ziemię.
– Wracać na okręt! Nie traćcie ich z oczu! – Słyszę donośny krzyk Zuko. Spoglądam na niebo by dostrzec, że dzieciak wraz z przyjaciółmi uciekają. Po chwili widzę jak Avatar zeskakuje z bizona wprost do wody. Gdy pojawia się w moim polu widzenia ponownie dosiada wielkiego węża morskiego. Kieruje potężny strumie wody na wioskę. Szybko podbiegam do Zuko blokując tym samym czasie potężną fale wody. Widzę jak uciekinierzy się nam przyglądają. My nie pozostajemy im dłużni.
***
– Ta, wiem, wiem to było głupie. – Odzywa się Aang wracając na siodło Appy.
– Tak, było. – Komentuję po czym mocno go przytulam. Widzę jednak, że Sokke coś męczy. – Sokka, co się dzieje? Chodzi o Suki?
– Nie Kataro. Zastanawia mnie towarzysz Zuko. Jestem pewien, że to ten sam, który był w naszej wiosce.
– Ten od którego dostałeś po głowie? – Uśmiecham się półgębkiem. Lecz zamiast zirytowania na twarzy brata maluje się powaga. – I co z nim? Chyba nie dziwne, że trzyma swoich ludzi blisko siebie. To pewnie dowódca jego oddziału.
– Już mniejsza oto Kataro. Wydaje mi się, że on posługuje się magią wody..
– Przecież widzieliśmy jak używał magii ognia, więc nie może panować również nad wodą. Poza tym, co mag wody robiłby w oddziale wygnanego księcia narodu ognia?
– Jestem pewien, że zatrzymał strumień wody Unagi,ego.
– Musiało ci się przewidzieć Sokka, to był ciężki dzień.
***
MatiSonekk
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro