1. Chłopiec w górze lodowej
[Rok później]
– Jeszcze raz Książę! Musisz się skupić!
Krzyczy Iroh. Aktualne razem z Zuko odbywamy trening nowych ruchów. Oczywiście nowych dla Zuko, ja opanowałam je już dawno.
– Przecież zrobiłem to samo co Dea! Ale jej nie krytykujesz!
– Nie Zuko. Nie zrobiłeś tego samego co ja. Miałeś krzywą postawę i wykonałeś niedokładny ruch rękami. Musisz się opanować. To jest jeden z łatwiejszych ruchów.
Mówię opanowana. Przez ten rok zdążyłam się przyzwyczaić do jego wahań nastroju.
– Skoro jesteś taka mądra i perfekcyjnie to wykonujesz to czemu nie uczysz się dalej tylko wykonujesz ze mną te jakże PROSTE RUCHY.
Chłopak specjalnie akcentuje ostatnie dwa słowa.
– Ponieważ chcę ci pomóc. Jesteś na bardzo niskim poziomie. Ja chcę ci tylko pomóc go podnieść ty nie zauważasz bo nie umiesz spojrzeć dalej niż czubek własnego nosa. Jesteś silnym magiem i masz potencjał ale go nie wykorzystujesz.
– Gadasz od rzeczy. Stryju! Pokaż mi trudniejsze ruchy. Chcę wejść na wyższy poziom.
– To jest zły pomysł Książę..
Odzywa się Iroh.
– Musisz najpierw opanować te ruchy.
– Jak mam pokonać Avatara będąc na tak niskim poziomie?! Muszę nauczyć się czegoś nowego!
– Jeśli twoje podstawy są ruchome nie postawisz nowych pięter wieży.
Mówi mu mądrze staruszek, lecz Zuko najwidoczniej nie rozumie jego słów.
– Jaka wieża stryju? O co ci chodzi?!
– Ojj Zuko. Jeśli nie rozumiesz to ci wytłumaczę. Jeśli nie opanujesz podstaw to kolejne poziomy nauki nie będą przynosiły zamierzanego skutku. A w pewnym momencie nie będziesz w stanie wykonywać niektórych ruchów i..
– Skończ gadać! Idź do swojej kajuty i nie wychodź puki nie dostaniesz na to pozwolenia.
– Zuko nie masz prawa mi rozkazywać, nie jestem twoją służącą ani poddaną.
– I tu się mylisz. Jako twój książę rozkazuję ci to.
Syczy patrząc na mnie wściekły.
– Tak jest jaśnie Panie.
Prycham teatralnie się kłaniając. Odchodząc słyszę jeszcze słowa Iroh.
– Zuko, Dea jest twoją przyjaciółką a nie poddaną. Ona jako jedyna poza mną ma do ciebie jakiś szacunek i cierpliwość. Odpychasz od siebie osoby, które chcą ci pomóc.
Odpowiedzi Zuko już nie słyszę ponieważ znikają z pola mojego słuchu.
– Znalazł się wielki Książę. Pan i władca na wygnaniu. Ja chcę mu pomóc a ten śmie to jeszcze krytykować.
Mruczę pod nosem kierując się do swojej kajuty. Gdy już się w niej znajduję kładę się na pryczy i pogrążam się we śnie.
***
Ze snu wybudza mnie pukanie do drzwi mojej kajuty. Krzyczę krótkie wejść po czym podnoszę się z posłania. Po chwili w mojej kajucie znajduje się jeden chłopak z załogi. Ma na imię Arguss i jako jedynego z całej załogi mogę nazwać moim przyjacielem. Poznaliśmy się już pierwszego dnia kiedy szłam korytarzem to wpadł na mnie na rogu, po czym zaczął mnie przepraszać. Od tego zaczęła się nasza przyjaźń.
– Witaj Argussie.
Mówię delikatnie się do niego uśmiechając. Chłopak może czuć się wyróżniony. Jest jedną z trzech osób, do których się uśmiecham.. Czuję się w pewien sposób lepsza od innych. No cóż tak mi wpajano od dziecka.
– Witaj Dea.. przepraszam jeśli cię zbudziłem ale generał Iroh zaprasza cię na herbatkę jaśminową i partyjkę w Pai Sho.
Mówi na co mój humor diametralnie się poprawia. Ten człowiek wie jak poprawić humor. W pewnym sensie jest dla mnie jak ojciec. Ale taki kochający nie to co mój.
– Możesz mu przekazać, że zaraz się tam pojawię?
– Naturalnie. Przynieść wam coś?
– Mógłbyś gitarę z pokoiku muzycznego. Iroh na pewno się ucieszy z muzyki do herbaty.
– W takim razie już po nią biegnę.
Mówi po czym znika na korytarzu.
***
– Och Dea jak ty niesamowicie grasz na gitarze!
Zachwyca się Iroh na co odpowiadam mu uśmiechem nie zaprzestając gry.
– Chcesz jeszcze herbatki?
Pyta a co kiwam głową twierdząco.
– A ty książę Zuko? Może usiądziesz z nami i się napijesz?
Zwraca się do swojego bratanka, który stoi na dziobie i wpatruje się tępo w góry lodowe. Zapomniałam wspomnieć, że jesteśmy aktualnie blisko bieguna południowego. Z tego co wiem niedaleko znajduje się wioska mieszcząca ostatnich ludzi Południowego Plemienia Wody.
– Książę Zuko..
– Nie chcę stryju.
Mówi nie odwracając się nawet w naszą stronę. Siedzimy tak jeszcze z godzinę gdy nagle ogarnia mnie dziwne uczucie. Taka dziwna słabość. Odkładam delikatnie gitarę opierając ją o stolik. Iroh nie słysząc muzyki otwiera oczy i patrzy na mnie z zaciekawieniem.
– Dea.. dobrze się czujesz?
Pyta Iroh na co Zuko momentalnie odwraca się w moją stronę.
– Ja.. ttak.. tylko muszę się chyba położyć..
Mówię powoli wstając. Zaczynam kierować się w stronę wejścia na korytarz, lecz z każdym krokiem czuję się coraz słabiej, i czuję coraz mocniejsze zawroty głowy. Po chwili przed oczami zaczynają pojawiać mi się kolorowe plamki a moje ciało chwieje się niebezpiecznie. Przed upadkiem ratuje mnie Zuko. Kiedy myślę, że jest już lepiej, niebo przecina jasny promień światła, a ja przestaję kontaktować ze światem i jedyne co widzę to niebieskie światło.
Nagle.. widzę dwójkę ludzi. Są to dzieci w moim wieku. Chłopak i dziewczyna. Odziani są w w grube niebieskie kurtki z futrem przy kapturach. Rozglądam się dookoła. Lód. Dużo lodu. Lecz między tym lodem dostrzegam chłopca w pomarańczowo żółtych szatach skaczącego do wielkiego zwierzęcia przypominającego żyjące w dawnych czasach latające bizony. Po chwili chłopiec kieruje się w stronę pozostałej dwójki. Zaczynam słyszeć głosy. Czuję się dosłownie jakbym stała między nimi.
– Cześć.. Jestem Katara a to mój brat Sokka. A ty. Jak się nazywasz?
Zadaje pytanie mulatka. Chłopak jednak nie jest w stanie odpowiedzieć bo w tym momencie kicha tak mocno, że jego postać unosi się kilka metrów wzwyż.
– Jestem Aang.
Te dwa słowa to ostatnie co słyszę. Zaczynam energicznie mrugać. O dziwo znajduję się na podłodze. Zuko z Iroh stoją kawałek dalej i o czymś rozmawiają.
– Stryju to na pewno Avatar. Tylko on mógł wywołać coś takiego.
– Gadasz głupstwa książę. To tylko zorza polarna. Poza tym już płynęliśmy tą trasą.
– To na pewno on stryju. Jestem tego pewien.
– Zuko jaką masz pewność, że to był właśnie on?
– To może być on.
Włączam się do rozmowy powoli się podnosząc. Zaczynam rozmasowywać bolącą rękę.
– Skąd takie stwierdzenie moja droga?
Pyta Iroh.
– Miałam wizję.. widziałam maga powietrza, dwójkę dzieci i prawdopodobnie latającego bizona. Jeżeli nawet to nie nie jest Avatar.. to jest możliwość, że mag powietrza nas do niego doprowadzi.
– Przecież magowie powietrza wygięli lata temu..
– Wiem co widziałam Iroh. A potwierdzeniem tego, że nie były to omamy jest to, że były przy nim dzieci z plemienia wody.
– W takim razie postanowione. Sternik! Kierunek w stronę tego światła.
Krzyczy Zuko.
– Trzeba będzie to opatrzyć.
Odzywa się Iroh patrząc na moją rękę. Która jak się okazuje jest rozcięta.
– Nie trzeba. Sama dam radę.
Stwierdzam po czym zdrową ręką wyciągam wodę z misy stojącej niedaleko i przykładam ją do rany. Woda zaczyna świecić a ból oraz rana znikają.
– To niesamowite.. nie dość, że jesteś Due Maghi to na dodatek masz dar uzdrawiania.
Komentuje Iroh po czym odwraca głowę w stronę swojego bratanka, który stoi na dziobie i z zaciętą miną patrzy w przestrzeń.
– Idę się położyć. Powiadomcie mnie gdy będziemy dopływać.
Mówię odwracając się na pięcie i zaczynając zmierzać w stronę mojej kajuty.
***
– Dea! Szykuj się. Dopływamy. Idę obudzić stryjka a ty się szykuj.
Krzyknął Zuko stukając w drzwi mojej kajuty. Szybko wstałam i zaczęłam ubierać moją zbroję. Po chwili byłam już gotowa do wyjścia, zabrałam jeszcze tylko mój miecz po czym w szybkim tempie udałam się do śluzy z przodu statku. Stanęłam po prawej stronie Zuko i nałożyłam mój hełm. Dobiliśmy do brzegu, śluza się otworzyła a moim oczom ukazała się nieduża wioska oraz mały tłum ludzi. Zuko zaczął schodzić pierwszy a zaraz za nim ja i jeden z głównych wojowników. Już po chwili moje nogi stanęły na śniegu.
***
MatiSonekk
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro