Rekrut 1 - Wiedżma
-Zęby kury. Powiedziałam zęby kury, nie Wywern!
Żeby nie jęknąć, Emma wciągnęła głęboko powietrze. Nozdrza wypełnił jej aromat tych wszystkich eliksirów gotowanych przez jej ciotkę, w tym komicznie dużym garczku.
-Są podobne, mogłam się pomylić.- Mruknęła, wracając wzrokiem do romansidła leżącego przed nią. To cud, że ta książka się trzymała, musiała mieć kilkaset lat. Co i tak było prawie niczym w porównaniu ze starością wszystkiego w tym domku wiedźmy.
-Jak można się pomylić? Kurze zęby są o wiele mniejsze i przejrzystsze. Wiedziałbyś, gdybyś mnie słuchała, a nie czytała te głupoty!
Książka uniosła się w powietrze. Emma wyciągnęła rączki aby ją złapać, ale ledwo zdążyła musnąć ją palcami. Ciotka złapała jej mały skarb w dwa palce, jakby się go brzydziła.
-Czemu cię to w ogóle interesuje?
-Jest... Ciekawe i inne.- Odparła niepewnie młoda czarownica, starając się zrobić w miarę smutną minę. Starsza przewróciła oczami.
-To o romansach z wampirami i wilkołakami. Zbereźne.- Po chwili milczenia westchnęła i odrzuciła to z powrotem do właścicielki. Ta złapała z uśmiechem na twarzy. -Nieważne. I weź znajdź swojego sierściucha, nie chcę znowu przez niego wpaść w problemy.
Emma spojrzała na miejsce obok kanapy, gdzie mogła przysiąc, że spał jej kot.
-Jasne ciociu, nie czekaj na mnie.
Jako iż ta tradycyjna chatka wiedźmy miała tylko dwa pomieszczenia, wiedziała, że musiał być na zewnątrz. W końcu w malutkim salonie by go zauważyła, a do sypialni ciotki bał się wchodzić, czemu nikt się nie dziwił. Oboje więc zazwyczaj spali na kanapie.
Las był ciemny, jak zwykle. Leśne duszki szeptały w tle, jak zwykle. Życie tu było spokojne, ale ucząca się wiedźma nie narzekała. Miała dużo książek. Część pożyczonych, część skradzionych, a inną część przywołanych z pomocą czarów.
-Belzi! Gdzie jesteś?
Kot nie odpowiadał. Westchnęła i ruszyła dalej. Nic się nie działo. Powoli odpłynęła w świat fantazji. I nagle wpadła na kogoś.
Zamrugała kilka razy, chcąc wrócić do rzeczywistości. Stał przed nią blondyn w srebrnej zbroi. Miał zdjęty hełm, idealne, długie blond włosy, a po chwili także słodki uśmiech.
-Co taka zielonooka piękność jak ty robi w takim miejscu, hm?
Spojrzała mu przez ramię. Za nim stało kilka, mniej imponujących, ale i tak dobrze uzbrojonych osób. Przekierowała wzrok z powrotem na pięknisia i uśmiechnęła się lekko. Palcem dotknęła swojej skroni, a kolor jej oczy zmienił się z zielonego na różowy, potem czerwony i niebieski.
-Jaka znowu zielonooka? Nie znam takiej.
Rycerz otworzył szeroko oczy i cofnął się o krok.
-T... To ty jesteś tą wiedźmą?!
-Nie, nie, spokojnie. Tylko się uczę u cioci.
-Więc nie jest na ciebie za późno!- "Jej bohater" wyjął miecz z pochwy i nakierował go w jej stronę. -Możesz się nawrócić ze swoich mrocznych ścieżek!
Emma uniosła wzrok, jakby się zastanawiała, po czym odpowiedziała:
-Nah.
-Więc zginiesz!
Pchnął mieczem. Dziewczyna uniosła prawą dłoń i lekko się odsunęła w bok. Miecz bezpiecznie przeleciał pod jej pachą, a ona tanecznym ruchem wyjęła swój ulubiony nóż i podcięła mu gardło. Chłopak z dobrego domu stal chwilę w szoku, nim upadł twarzą na ziemię.
Kucnęła przy nim, nożem podnosząc mu głowę, aby ją widział.
-Tu nawet nie chodzi o ciotkę. Złożyłam sobie taką głupią obietnicę, aby zginąć tylko z ostrza tego jedynego. Ale przynajmniej próbowałeś.- Poklepała go po ramieniu. Podniosła wzrok i zobaczyła, że jego towarzysze są w połowie w szoku, w połowie gotowi go pomścić. Ale była na to przygotowana. -Belzebub, chodź no tu!
Czarny kot o jasnożółtych oczach zeskoczył z drzewa i podszedł do niej, z pytającym wzrokiem. Tamci czekali.
-Ten pan umiera. Nie chcesz chyba, aby tak dobra dusza się zmarnowała?
Kot z błyskiem w ochach podszedł do umierającego. Oblizał pysk i go otworzył. Dziwny biały dym uniósł się znad ciała i został wchłonięty przez małą bestyjkę.
Poszukiwacze przygód byli gotowi stawić czoła wiedźmie. Ale demon zjadający dusze? Jeden po drugim rzucali bronie na ziemię i uciekali.
Z lekkim uśmiechem Emma wróciła wzrokiem do swojego pupila, który miał coś w pysku. Pochyliła się i wyjęła list, którego była pewna, że chwilę wcześniej tam nie było.
A potem wzięła się do czytania.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro