21. Nie ma to jak w domu
Tutaj będzie ten sam dzień, tylko z perspektywy Zena (po prostu co się u niego działo).
Białowłosy po dwóch godzinach wędrówki dotarł do jej celu. Do domu, w którym spędził prawie całe swoje życie.
Chłopak się przeciągnął, biorąc głęboki wdech. Nie było go tylko trochę, a już tęsknił za tym miejscem. Rozejrzał się dookoła. Pierwszym co rzuciło mu się w oczy, był Yamato, jak zwykle pilnujący kryjówki Orochimaru.
- Dzień dobry, panie Yamato!- przywitał się pogodnie Zen
- Dzień dobry Zen!- odparł równie pogodnie Yamato. Czasem, gdy Zen nie miał nic do roboty, wychodził przed kryjówkę i ucinał sobie z nim pogawędkę. Yamato nawet polubił chłopca. Według niego to jedyna pozytywna duszyczka w tej okolicy.
- Jest ktoś w domu?- spytał czerwonooki. Uprzedzał o swoim przyjeździe, ale i tak wolał zapytać.
- Są, nikt nie wychodził.- odparł Yamato
Zen podziękował z uśmiechem i wszedł do środka. Ten korytarz... Często po nim biegał, gdy był mały. Zen uśmiechnął się na te wspomnienia. Stare dobre czasy.
Teraz był jednak inny problem. Ta kryjówka jest dość spora i trzeba było trochę się wysilić, by kogoś znaleźć. Ale oczywiście, Zen to Zen, więc poszedł na łatwiznę i ruszył w kierunku takiego jakby salonu, w którym zazwyczaj wszyscy odpoczywali po jakiś badaniach, obserwacjach i kij wie co jeszcze.
Ale to pomieszczenie było puste. No nic, chwilę posiedzi i ktoś w końcu przyjdzie.
Nie pomylił się. Po około 30 minutach wszyscy przyszli do tego pomieszczenia.
Suigetsu od razu zauważył swojego syna i go przywitał przytuleniem.
- Witaj synek!- przywitał się, dalej go przytulając.
- H-hej tato!- Zen również go przytulił. To jest jedna z rzeczy za którą tęsknił - T-tato! Dusisz!
Suigetsu zaśmiał się i puścił syna. Zen złapał oddech i zauważył Juugo, swojego opiekuna i pierwszego przyjaciela.
- Cześć, wujaszku Juugo!- przywitał się czerwonooki
- Dzień dobry, Zen.- odparł Juugo, po czym położył rękę na głowie chłopca - Wyglądasz na weselszego, niż kiedy opuszczałeś to miejsce.
- Na prawdę?- spytał Zen - Po prostu cieszę się że tu jestem!
Wtedy ktoś podniósł chłopca. Zen oczywiście wiedział kto to.
- Log!- zawołał wesoło
- No hej Zen!- Log chyba nie miał zamiaru postawić chłopca na ziemi. No cóż, tak zazwyczaj się z nim witał.
- Log, postaw go.- poprosił Orochimaru. Bardzo dobrze wiedział jak zazwyczaj kończą się takie zabawy, więc wolał temu zapobiegać.
- Okej, okej!- niebieskowłosy spełnił prośbę i postawił Zena na ziemi.
- Dziadek Orochimaru!- zawołał ucieszony Zen i przytulił staruszka. Mimo tego, jaki był Orochimaru podczas wielkiej wojny shinobi, to teraz starał się zmienić i nawet mu się to udało. Był miły dla "ekipy", a zwłaszcza dla Zena, którego na prawdę traktował jak wnuka. Dlatego Zen zwracał się do niego "dziadek Orochimaru".
- Witaj w domu, Zen.- powiedział Orochimaru z uśmiechem - Bez ciebie było tutaj zbyt cicho.
- Na prawdę?- Zena to rozbawiło. Na prawdę zawsze był aż tak głośny? - Jestem aż taki głośny?
Zen rozejrzał się po pomieszczeniu. Za nimi wszystkimi stała czerwonowłosa kobieta.
- Dzień dobry mamo!- przywitał się czerwonooki, ale, jak się zresztą spodziewał, nie dostał odpowiedzi. Posmutniał lekko, ale szybko się znów uśmiechnął.
To jest to co lubił w tym miejscu najbardziej. Ta atmosfera. Według mieszkańców Konohy, to jest najgorsze miejsce do jakiego można trafić, a tak na prawdę tutaj jest przyjemnie.
_____________________________________
Tak wiem, rozdział przynudza ;-;
Ale spokojnie, następne rozdziały już przynudzać nie będą ^^
O ile moja wena wróci...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro