2.
Dopiero dziś Austro-Węgry zrozumiał, dlaczego każdy tak boi się Cesarstwa. Nigdy nie czuł przed nim lęku, wiedział, że jest zdolny do agresji, że nie znosi sprzeciwu i że potrafi samym swoim zachowaniem powodować przerażenie wśród swoich oponentów, ale on nigdy tego nie doświadczył. Nigdy nie czuł się przy nim jakkolwiek zagrożony, nigdy w ogóle nie był narażony na jego gniew, byli sobie równi, a w jego oczach CN zawsze był potulny i całkowicie nieszkodliwy.
Jednak tego dnia, siedząc w pociągu do Berlina, czuł, jak paraliżuje go strach. Jego ręce drżały, a on, nim bliżej był do swojej Canossy, tym było mu słabiej. Zakrył twarz dłońmi i głośno westchnął, próbując się uspokoić, lecz desperackie próby odzyskania spokoju, jedynie bardziej go nakręcały, a on panikował coraz mocniej.
– Co ja najlepszego zrobiłem… – jęknął, kuląc się na swoim siedzeniu.
***
CN był zły, oczywiście, że był zły. AW czuł to, Niemiec szybko chodził po pokoju i choć robił to cicho, to powiew wiatru, jaki generował, przy każdym swoim przejściu, jasno informował AW o jego gniewie.
– Otto… – Zaczął cicho, jego głos drżał. CN gwałtownie się zatrzymał, zaszurał butami i stanął tuż przed nim. AW poczuł się nagle przytłoczony, niemal czuł, jak potężna sylwetka Niemca góruje nad nim, wyobrażał sobie, jak silne łapy chwytają go za szyje, po czym ciskają, bezradnego, przez pokój. Skulił się, czuł się bardzo słabo.
– Słucham. – Głos Niemca był zaskakująco spokojny, lecz kryło się w nim coś ostrego.
– Ja… Ja nie wiem, jak ci to zadośćuczynić… Nie mam żadnych słów, na swoją obronę, czuję się tak podle… – wyszeptał. Cesarstwo długo milczał.
– Zdradziłeś mnie. – AW zacisnął powieki i schylił pokornie głowę. Parę miesięcy temu prowadził tajną korespondencję z Francją, dyskutując z nim warunki potencjalnego pokoju. Najpierw poprosił o pokój bez odszkodowań, licząc, że udobrucha go, zgadzając się na oddanie jedynie tego, co zabrał i dalsze udawanie, że do niczego nie doszło. Po prostu, bezboleśnie wycofa się z wojny. Zgodził się na prawie wszystkie żądania Francji, zachował się poniżająco, przytakując i zapewniając go, że wcale nie uważa, że CN miał prawo do Alzacji i Lotaryngii i że popiera niepodległość Belgii. Z rozmów nic nie wyszło, CN się nie dowiedział, a sprawa ucichła, aż do teraz. AW wdał się w spór z Francją, który w gniewie wyjawił ich wcześniejszą korespondencję, a ta bardzo szybko dotarła do Cesarstwa. AW musiał przyjechać i osobiście go przeprosić.
– Do niczego nie doszło… – powiedział cicho AW, bardzo szybko orientując się, że właśnie straszliwie pogorszył swoją sytuację.
– Ah, do niczego nie doszło. – Warknął CN. Austro-Węgry automatycznie zrobił krok w tył. – Do niczego nie doszło, bo się nie dogadałeś z Francją. Nic z tego nie wyszło, więc to nie zdrada, co? Gdyby wyszło, to już nie matwiłbyś się, czy to zdrada, czy nie, bo kto inny chroniłby ci dupę? Nie ma zdrady, kiedy się nie udało, to tylko niewinne wiadomości, na które ja powinienem przymknąć oko, co?
– Nie, nie! Nie wiem! – AW zaczął żałośnie szlochać i kręcić głową. – Przepraszam cię tak bardzo! Nie chciałem zrobić niczego przeciwko tobie, ale wiedziałem, że nie pozwolisz mi się wycofać. Nie zrobiłem tego, by ci zaszkodzić, ani by wesprzeć Ententę, zrobiłem to, bo byłem już bezradny. Nie chciałem zmieniać stron… tylko się wycofać. Mój kraj się wykrwawia, ta wojna mnie niszczy.
– Przecież dobrze wiesz, Franz, że zawsze byłem gotów cię wesprzeć. Pokładałem w tobie takie zaufanie, jakim nigdy nie obdarzył bym nikogo innego. Przede wszystkim, dlatego, że nie jesteś dla mnie tylko sojusznikiem, a dlatego, że cię kocham. Wbiłeś mi nóż w plecy.
– Nigdy nie kwestionowałem twojej miłości, ani wsparcia, które dajesz mi na przestrzeni prywatnej. Bardzo je doceniam i też cię bardzo kocham, ale… – Zamilkł, znowu tracąc odwagę. Musiał to powiedzieć. Chciał sięgnąć do niego, złapać go za rękę, lub jakkolwiek dotknąć, ale Cesarstwo najwidoczniej się cofnął, ponieważ jego ręka trafiła w próżnię. Poczuł się jeszcze mniej pewnie. Zabrał rękę, westchnął i kontynuował. – Ale czuję, że nie traktujesz mnie sprawiedliwie jako sojusznika. Jestem od ciebie kompletnie uzależniony, nie doceniasz mnie, traktujesz moich oficerów z pogardą, a ludzi, jak mięso armatnie. Nie słuchasz moich próśb. Ty tą wojnę wytrzymasz, ja nie. Nie wiem już co robić, wszystko mi się sypie, ty walczysz o wygraną, a ja o przetrwanie.
– Gdyby nie ja, to po kilku miesiącach wojny nie zostałoby z ciebie nic! – CN podniósł głos. AW zasłonił głowę rękami, tak, jakby Niemiec miał go uderzyć. Nie spodziewał się takiego wybuchu. – Robiłem dla ciebie wszystko, walczyłem ramię w ramię, wysyłałem moich ludzi, by ci pomogli! Stanąłem w twojej obronie, w wojnie, którą ty wywołałeś! Nawet taki pies, jak IR, wgniótłby cię w ziemię, gdybym ci nie pomógł!
– Nie wierzę, że i ty nazywasz tę wojnę moją. – Pokręcił głową z niedowierzaniem, czuł się boleśnie skrzywdzony słowami CN, ale wiedział, że mówi prawdę. Jedyne, z czym nie mógł się zgodzić, to z oskarżeniem go o spowodowanie wojny. – Nie traktuj mnie, jakbym był winny tego wszystkiego. Każdy garnął się do wojny, gdybym ja nie wypowiedział wojny Serbii, to kto inny by ją wypowiedział. Może IR mi, może Francja tobie, może ty reszcie świata. Ta wojna była ci na rękę, szykowałeś się do niej od lat, nie oskarżaj mnie o jej wybuch.
CN milczał, AW też zamilkł. Stali naprzeciwko siebie, Franz niemal czuł bijące od Niemca fale gniewu. Bezradnie opadł na kolana, błagalnie łapiąc się jego nóg.
– Wybacz mi, proszę. Proszę, powiedz, co mam zrobić, a zrobię wszystko. Przepraszam cię tak bardzo. Nigdy nie chciałem zrobić niczego wbrew tobie. Błagam, nie odrzucaj mnie teraz.
– Najlepiej nie rób nic. Najlepiej rób tylko to, co ci każę. Musisz mi zaufać, a jakoś z tego wyjdziemy. – Głos CN złagodniał znowu. – Wstań proszę… No co ty robisz…
Austro-Węgry przez chwilę pozostał bez ruchu, po czym niepewnie wstał. Wzdrygnął się lekko, gdy poczuł, jak na jego ramiona opadają ciężkie dłonie CN. Po chwili zaczął się rozluźniać, jego przyspieszone tętno lekko zwolniło, a on poczuł jak lęk powoli z niego uchodzi. Cesarstwo lekko go do siebie przytulił, opierając swoją brodę o jego ramię i lekko gładząc go po plecach.
– Przepraszam, Franz. Nie powinienem się tak unosić. – wyszeptał. AW oparł jedną dłoń o jego kark, a drugą wsunął pod Pikielhaubę, zapuszczając palce w jego włosy. – Będzie dobrze, tylko musisz mi zaufać. I najlepiej, byś odpuścił sobie rozmowy z aliantami na własną rękę. Kiedy przyjdzie co do czego, to razem ustalimy, jak będzie wyglądał pokój.
Austro-Węgry poczuł nieprzyjemny ścisk w klatce piersiowej. CN go uspokajał i miał rację, ale także jasno dał mu do zrozumienia, że to koniec suwerenności, koniec decydowania o własnych sprawach. Poczuł, jak wypełnia go żal i bezsilność, teraz Cesarstwo będzie decydował o jego wojnie, ale nie mógł mu odmówić, nie po tym, jak raz nadwyrężył jego zaufanie tą próbą separatystycznego pokoju. Z resztą, może to i lepiej, nawet już nie ma siły sam walczyć.
– Jestem zmęczony, Otto… – wyszeptał AW, mocno trzymając się CN. – Nie daję już rady.
– Wszyscy jesteśmy już zmęczeni. Lecz najgorsze, co możemy zrobić, to się wycofać. – CN lekko się odsunął, ale wciąż trzymał go za ramiona. Jego głos znowu nabrał poważnego tonu. – Proszę, nie zawiedź mnie.
***
Zawiódł go. Znowu. Kiedy ostatnio próbował dogadać się z Francją jego sytuacja była słaba, teraz była fatalna. Bułgaria wycofał się z wojny, Imperium Osmańskie zaraz po nim, CN wściekle walczy, prawie nie śpi, nie myśli już o niczym innym niż o wojnie, wciąż upierając się, że jest w stanie ją wygrać. A on jedynie patrzy, jak jego kraj się sypie, jak kolejne narody wyrywają mu z rąk swoją niepodległość. Nie ma już sił, pieniędzy, ani ludzi by prowadzić dalsze działania wojenne, nawet śmierć IR i zakończenie walk na wschodzie nie pomogły. W pewnym momencie pękł, nie dał rady i podjął decyzję o kapitulacji. Po cichu podpisał, co trzeba, zgodził się na wszystko, co było w warunkach kapitulacji, byle tylko natychmiast zatrzymać działania wojenne.
Wrócił późno. Opuszkami palców dotknął zegara, szukając wskazówek w celu sprawdzenia czasu. Wpół do drugiej. Potwornie późno, potwornie mało czasu na sen. Cicho wszedł do pokoju i zastygł, nasłuchując. Nie dotarły do niego kroki, odgłos pióra drapiącego papier, ani żadne dźwięki sugerujące jakąkolwiek aktywność. Słyszał jedynie cichy i głęboki oddech, CN spał. Westchnął cicho. Może i lepiej – pomyślał, chyba nie miał odwagi by z nim rozmawiać. Zdjął z siebie mundur, zarzucił luźną nocną koszulę, starannie odłożył opaski na stół i wszedł do łóżka. Delikatnie objął Cesarstwo od tyłu i przytulił się do jego pleców. CN drgnął, poruszył się i lekko uniósł do półsiadu.
– …Franz? – Wymamrotał niewyraźnie, odwracając się w jego stronę.
– Cii… – mruknął w odpowiedzi AW, delikatnie napierając na jego ramię, kładąc go z powrotem na materac. – Nie wstawaj, jesteś przemęczony. – Wyszeptał słabym głosem i przytulił go do siebie.
Niemiec wydał z siebie niewyraźny pomruk i wtulił się w jego pierś, szybko znowu zasypiając. AW uśmiechnął się niewesoło i objął go. Pocałował go delikatnie w czubek głowy i zamknął oczy, próbując zasnąć, lecz mimo nieludzkiego zmęczenia nie był w stanie. Więc po prostu czuwał i myślał o jutrzejszym dniu. Z rana prasa wybuchnie głośnymi artykułami o jego kapitulacji, Alianci przejdą przez jego kraj, by uderzyć w CN, jego państwo finalnie się wykrwawi, a on zostanie sam naprzeciw obrazu absolutnej klęski, znienawidzony przez wszystkich. Przetarł twarz dłonią, ale nie płakał, przepełniała go pustka. Zawiódł, przegrał, zdradził CN, nie podołał swojej roli. Zaprzepaścił wszystko, lata historii, to na co pracował on, jego matka i przodkowie. To on doprowadził dziedzictwo Austrii do skraju upadku i to on musiał ponieść konsekwencje. Oto i koniec.
Jutro też dowie się CN. Dowie się, że wbił mu nóż w plecy, kiedy go potrzebował, kiedy wszystko chyliło się ku upadkowi. Austro-Węgry nie był gotów na tą konfrontację.
***
Kazał się zawieść w miejsce jeszcze niedawnego frontu. Rozciągała się przed nim opuszczona linia okopów. Jego nos drażnił smród rozkładających się ciał, rdzy i dymu, w powietrzu wisiał ciężar śmierci, a w uszach dzwoniła dojmująca cisza. Nie było tu żywego ducha.
Ostrożnie wyciągnął dłoń, czując pod palcami szorstki drut kolczasty. Niczym w transie, zapuszczał rękę dalej, po nadgarstek.
Jego nogi ślizgały się w grząskim błocie.
– Agh! – Próbując oswobodzić rękę, ostry drut wbił się w nasadę jego kciuka. Pchnął rękę do przodu, czując jak z jego ciała wysuwa się chropowaty kawałek metalu, pozostawiając piekącą dziurę. Znowu spróbował uwolnić swoją dłoń, powoli i ostrożnie. Drut złapał go jeszcze kilka razy, zerwał mu rękawiczkę, ale w końcu puścił, zostawiając jego dłoń poharataną i krwawiącą.
Przyłożył dłoń do ust, ssąc najbardziej bolącą ranę, czuł na języku ciepłą krew i smak rdzy. Przeszedł go dreszcz obrzydzenia i przerażenia, wyobrażając sobie, jak cierpi zaplątany w drut żołnierz. Na samą myśl, o metalu szarpiącym skórę i zmuszającym ciało do tkwienia w nieludzko niewygodnej pozycji, zrobiło mu się słabo.
A mimo to, zrobił jeszcze jeden krok w przód.
Jego nogi ślizgały się w błocie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro