7 Górska wycieczka
W końcu dotarliśmy do podnóży gór. Spędziliśmy chyba godzinę w sklepie, zanim mieliśmy wszystko czego potrzebowaliśmy.
Mandy wskakuje na plecy Caluma, a nasi trzej kawalerzy idą z przodu, prowadząc. Zostaję z tylu z Iris i Ashtonem.
– Jesteś zbyt trzeźwa – parskam śmiechem.
– To prawie brzmi jak jesteś zbyt dziewicą – Ashton parska śmiechem.
– Wy i to wasze dziwne poczucie humoru – Ash przytula ją do swojego boku – Pamiętam, że piłyśmy razem, ale ty jesteś zbyt radosna.
– Luke też jakiś taki uśmiechnięty – dorzuca Ashton.
– Ładna dzisiaj pogoda, dobrze jest wybrać się w góry – oni parskają śmiechem.
– Kręcicie się w okol siebie... – Iris się uśmiecha – O proszę, nawet teraz szuka cię wzrokiem – próbuję ukryć mój uśmiech, ale chyba mi nie wychodzi – Zróbcie coś z tym!
– Do niego trzeba mieć cierpliwość – dodaje Ash – potykam jak..
– Po tym jak, co? – jestem ciekawska.
– Biegał za dziewczyną przez bardzo długi czas, a ona dała mu kosza. To trochę zadziałało na niego.
– Kochanie, to było w liceum – Iris odsuwa się od Asha i przysuwa do mnie.
– Pasujecie do siebie, wiesz? – uśmiecha się do mnie – Wykonajcie jakiś ruch w swoją stronę.. pokażcie sobie, że miłość może łączyć, a nie łamać..
– On wcale..... – wtedy Ashton zabija mnie wzrokiem.
– Jeśli nie jesteś pewna to faktycznie nie warto – znowu łapię spojrzenie Luke. Jak mam być pewna? To nie tak, że jesteśmy na tym etapie... Tak, chciałabym go poznać, móc poczuć jego usta na swoich, pójść jego tajemnice, ale czasem sama zapominam, że to wiąże się z wyłożeniem władnych kart na stół.
Decyduję się przestać to specjalnie analizować.
– Hej – mówię stając obok niego. Nie mija chwila jak już mamy władne tempo.
– Hej – patrzy na mnie z góry, a ja cały czas się uśmiecham.
– Myślisz, że jesteśmy w stanie wspiąć się szybciej od nich? – Luke obraca się do tylu.
– Podoba mi się ten pomysł, ale zróbmy z tego mały zakład – kiwam głową – Hej, wy – idzie tyłek do drogi, a przodem do naszych przyjaciół – Wyścig która z dwójek pierwsza na górze? – wszyscy jęczą, a Iris uśmiecha się do mnie,
mówiąc mi, żebym wykorzystała sytuacje.
– To niesprawiedliwe! – jęczy Mandy – Tylko wy się dobrze czujecie!
– Stawiam piwo – nikogo specjalnie to nie obchodzi.
– Przestańmy gadać, zacznijmy się ścigać – to całkiem wysoka góra, na szczęście nie jest strona, ale i tak można się po drodze zmęczyć.
Na początku wyścig jest wyrównany i wszyscy idą jedną zbitą grupą. Cal na jakiś czas nawet ściąga z siebie Mandy.
– Jeju, cieszę się, że mnie na to namówiliście! – mówi podekscytowana – Cudowne widoki.
– Mandy mieszka w górach, a za każdym razem zachowuje się jak turystka – szczerzą się do siebie z Ashem – Jestem ciekaw czy trafiłabyś sama na dół – ona aż się krzywi.
– A co jeśli napadły mnie losie? – szepcze jakby ona mogły ją usłyszeć – A ja krzyknęłabym i spadłby jakiś z urwiska? Pozbawiłabym kogoś matki albo ojca.. nie chcę żyć z klątwa jak Brat Niedźwiedź – wszyscy wybuchają śmiechem – Cicho! Teraz się boję...
– Bu! – Mandy odskakuje i przytula się do boku swojego chłopaka. Powoli zapominam jak to jest, tak bardzo na kimś polegać i wiedzieć, że prędzej pozwoli zranić siebie niż ciebie.
W końcu jednak odległości pomiędzy nami się zwiększają. Idziemy z Lukiem pierwsi, bo tak naprawdę może nie tylko ja chciałam z nim zostać sam na sam? Żyję taką cichą nadzieją.
– Lubię góry – próbuję go zagadać, a raczej po prostu coś mówić.
– Najlepsze są piesze wycieczki, a nie jakieś tam wjeżdżanie kolejką.
– Tak! Piesze wędrówki wygrywają wszystko! – uśmiecham się do niego. Luke ściąga bluzę przez głowę, odkrywając w ten sposób kawałek głównej skóry. Widzę fragment jego brzucha! Cholera! Moje policzki zaczynają piec, a on nawet nie zrobił tego specjalnie.. obciąga koszulkę, a ja szybko odwracam wzrok.
– Mam taką teorie... – zaczyna, ale po chwili przestaje mówić – nie, to głupie.
– No mów – szturcham jego ramie swoim.
– Wszystko lepiej smakuje we dwoje – nie mogę teraz na niego spojrzeć – Posłuchaj za nim wyśmiejesz – mam już pare głupich komentarzy.
– Nie zamierzałam nic mówić – unoszę ręce w geście poddania, a jego kącik ust idzie ku górze.
– Ludzie mówią, och jestem samotnym podróżnikiem i nie mógłbym tego robić z kimś, ale gdy wracasz do domu.. nikt nie zrozumie tego tak jak ty, z nikim nie będziesz mógł w stu procentach podzielić się wrażeniami, bo nikogo tam z tobą nie było – to do tej pory najdłuższe zdanie jakie do mnie powiedział – Nawet samotna podróż, lepiej smakuje we dwoje.
– To takie poetyckie, Luke ─ teraz to on szturcha mnie ramieniem.
─ Nie nabijaj się ze mnie.
─ Hej! Wcale tego nie robię ─ nie wiem czy mi wierzy czy nie ─ Miło, że mogę dzielić tę podróż z tobą.
─ Teraz wiem, że się ze mnie nabijasz ─ chce mi poczochrać włosy, ale mu uciekam, więc zaczynamy się gonić.
─ Uważam, że masz rację ─ mówię idąc tyłem do drogi, a przodem do niego. Wyciągam szyję, żeby móc patrzeć mu w oczy ─ Nie chodzi tylko o podróżowanie, ale czasem o takie małe rzeczy, że coś ci się przydarzy i wiesz, że nawet jeśli tej osoby nie ma obok, to możesz do niej zadzwonić sekundę później i ona będzie to z tobą przeżywać.
─ Nazywam to niebezpiecznym oddaniem ─ on się do mnie przysuwa, ja się nieco odsuwam ─ Wszystkie twoje myśli pochłania jedna osoba...
─ Nie polecam ─ szepcze ledwo słyszalnie.
─ Co? ─ próbuję się uśmiechnąć.
─ Trzeba po prostu trafić na dobrą osobę, wiesz?
─ Dobra osoba, ta? Czy takie w ogóle istnieją? ─ patrzę na niego, on patrzy na mnie i w tej chwili rozumiem, że oboje jesteśmy złamani. A dwoje złamanych ludzi albo może stworzyć całość albo połamać się na mniejsze kawałeczki.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro