Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

34 Bo jestem trudny


─ Śpisz? ─ pyta w środku nocy, a ja tylko przekręcam się z boku na bok, bo nie mogę zasnąć ze świadomością, że on jest obok. Najwidoczniej on ma ten sam problem, nie odzywam się, noce z nim zawsze są dziwne i nigdy nie kończą się dobrze ─ Ruth ─ kocham gdy wymawia moje imię, na szczęście leżę z głową obróconą ku ścianie ─ Ruth ─ zaraz się złamię ─ Mam podejść i sprawdzić czy śpisz? ─ prawie mówię 'nie' ─ Boję się, że nie śpisz i że to usłyszysz ─ przestaję się wiercić.

Słyszę jak wstaje z łóżka i podchodzi do mnie. Sprawdza czy mam zamknięte oczy, muszę się powstrzymać, żeby się nie uśmiechnąć czy się nie ruszyć, uwierzcie,  że gdy czyjaś głowa nad wami zwisa to nie jest takie proste. 

─ Dobra, chyba śpisz albo bardzo dobrze udajesz, a skoro gadam to mógłbym cię obudzić ─ teraz chce mi się śmiać ─ Więc dlaczego dalej mówię? A no tak.. ─ bierze głęboki wdech, słyszę to w tej cholernej ciszy ─ Byłem całkowicie zazdrosny, nie cierpię Tristana ─ mówi ─ Tristan to całkowity dupek i byłem nieco zaskoczony gdy poświęciłaś mu swój czas ─ nic nie mówi przez chwile ─ Wtedy zastanowiłem się jak często poświęcasz komuś swój czas, bo przecież prawie cię nie widuję, a potem przypomniałem sobie, że ty powiedziałaś mi to samo. To zabawne jak wielki wpływ mają na ciebie weekendowe znajomości, co? Cholera, przecież ty śpisz ─ zaraz nie wytrzymam i parsknę śmiechem, ale chcę go wysłuchać do końca ─ Nie wiem jak to zrobić, Ruth ─ trochę się wiercę ─ Cholera, mówię ci to gdy śpisz, to pokazuje jak bardzo nie wiem. Boję się, że mnie zranisz, kurwa. Ale Mandy zaufała Calumowi, prawda? ─ dużo o tym myśli ─ Jestem trudny, ale to wiesz, jestem zazdrosny, ale to też chyba wiesz, czasem chcę się trzymać od ciebie z dala, a potem nie. Czasem nie wiem też czego ty chcesz, nie jesteś wcale taka łatwa do odczytania, wiesz? ─ wiem ─ Nie wiem, Ruth, po prostu, kurwa, nie wiem ─ on ma rację ja też nie wiem ─ To nowe dla mnie, wiesz? Czuć to odwzajemnione.. ─ biorę głęboki wdech ─ Powinienem zrobić tyle rzeczy.. ─ otwieram oczy, ale nie obracam się ─ Małe kroczki? Małe kroczki są dla tchórzy i ludzi, którzy boją się reakcji. 

Właśnie dlatego mam do niego słabość. 

Nie śpię resztę nocy, nie wiem czy on zasypia, ale gdy przez okno widać już słońce, postanawiam.. po prostu spróbować. 

─ Wstawaj! ─ uderzam go lekko w twarz poduszką ─ Nowy dzień! ─ Luke przebudza się i patrzy na mnie wściekle ─ Ktoś tu się chyba nie wyspał, co? ─ patrz na mnie i przeciera oczy. 

─ Co do cholery? 

─ Ubieraj się, idziemy na plażę, już, już ─ może o to chodzi, może on potrzebuje dużo konkretnych sygnałów, ale zarazem pola do popisu to jest skomplikowane. 

─ Co jest, Ruth? 

─ Dalej, Luke ─ uśmiecham się do niego i wraz ze świeżymi rzeczami wybiegam z pokoju, cóż muszę się cofnąć po kosmetyczkę, bo raczej dzisiaj nie wyglądam świeżo, nie po tak intensywnej nocy, a zarazem całkowicie nieintensywnej. 

Wychodzę z łazienki, a on do niej wchodzi. Właściwie jest już ubrany, więc zamyka drzwi, żeby się wysikać, ale potem pozwala mi patrzeć jak myje zęby.. 

─ Masz jakąś szczególną technikę? ─ żartuję z niego ─ OO, albo stronę, od której zaczynasz?

─ Ruth ─ wokół ust ma białą pianę, a ja mam to gdzieś i chcę to scałować, ale nie robię tego. 

─ Szybciej! ─ strzelam go czapką w tyłek. 

Po chwili razem zbiegamy ze schodów, zostawiamy im wiadomość, że wychodzimy, a potem jesteśmy już na plaży. 

─ Co cię tak nagle wzięło?

─ Nie rozmawialiśmy ostatnio za dużo ─ może to się uda, może jeśli ja.. on też tego chce, a to pomaga. 

─ Ta.. ─ drapie się nerwowo po karku ─ Było trochę.. dziwnie.. 

─ Też to zauważyłeś? ─ szturcham go ramieniem ─ Powinniśmy coś z tym zrobić! ─ naciąga mi czapkę na oczy, a potem wyjmuje papierosa z kieszeni. 

─ Ile energii, czy nie piłaś do drugiej? 

─ Nie wypiłam znowu tak dużo ─ to prawda, w sumie tego nie czułam, w tej chwili nawet nie czuję przy nim braku snu ─ Patrz jaki ładny poranek. 

─ Ta, trochę zimno ─ zatrzymuję się przed nim. Luke nie wie, co zrobię, ja sama nie jestem do końca pewna. 

─ Zimno ci? Chcesz zobaczyć jaka jestem gorąca? 

─ Cholera, Ruth ─ wkładam dłonie pod jego niezapiętą kurtkę, a potem przesuwam się o krok i przytulam się do jego piersi. 

─ Czujesz jak grzeję? Prywatny grzejnik, Ruth grzejnik ─ Luke parska śmiechem. Luke dalej pali, ale wolną ręką mnie obejmuje. 

─ Było powiedzieć, że ci zimno ─ chichoczę w jego pierś. 

─ To tobie było zimno! ─ dźgam go w pierś. 

─ To ty przytulasz się do mnie ─ chcę się odsunąć ─ Nie, czekaj, zimno mi ─ opieram brodę o jego pierś i patrzę w górę. 

─ Jestem dobrym grzejnikiem, Luke? ─ nie mam pojęcia, co robię. 

─ Nie spałaś w nocy, prawda? ─ cholera. 

─ O co chodzi? ─ mam nadzieję, że mi się to uda ─ Co ma jedno do drugiego? 

─ Powiedziałem coś.. 

─ Mówiłeś coś, do kogoś kto śpi? Czy to nie dziwne? ─ uśmiecham się, przynajmniej próbuję zrobić to naturalnie ─ Ja chciałam tylko pójść na plażę, a że to z tobą dzielę pokój, no cóż.. 

─ Jak spałaś? 

─ Trochę się wierciłam, ale w końcu zasnęłam, myślę, że będę potrzebować dużo kawy i ty chyba też, bo kawa jest ciepła ─ mam nadzieję, że się nie wydam ─ A ty jak spałeś?

─ Czy gadałem przez sen? 

─ Skąd mam wiedzieć? ─ nie ustępuje ─ Masz z tym problem? ─ odsuwam się od niego, ale on przyciąga mnie do swojej piersi. Moje plecy zderzają się z jego przodem. 

─ Ignorowałaś mnie, Ruth ─ kurwa.... 

─ To jest to czego chcesz? ─ pytam ─ Z resztą wszystko zaczęło się od ciebie ignorującego mnie, więc.. 

─ Jeśli nie przestaniemy stosować zasady ząb za ząb, będziemy mieli więcej przeszkód niż części ciała do oddania. 

─ Twierdzisz, że jeśli wybiję ci ząb, on stanie się przeszkodą? A jeśli wybiję ci wszystkie, nie będę miała ci już, co wybijać, więc nie będę się do ciebie zbliżać, bo lubię wybijać ci zęby?

─ Jak na przyszłego prawnika jesteś mało intuicyjna ─ obracam głowę w jego stronę i natrafiam akurat na wypuszczanie dymu, który w końcowym efekcie wypuszcza mi w twarz. 

─ Zrozumiałam ─ mówię cicho. 

─ Wiem ─ odpowiada równie cicho. 

Znowu mu się wyrywam. 

─ Ścigamy się do tamtej kawiarni na plaży? ─ to niedaleko, powinnam dać radę. 

─ Przegrasz ─ więc za nim w ogóle dam mu szansę zaczynam biec. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro