32 Prosto przez trudno
Właśnie szykowaliśmy się na iście do baru. Byłam z Lukiem w jednym pokoju, szukając czegoś w czym będzie mi ciepło, a zarazem będę wyglądać ładnie. W końcu jednak zrezygnowałam z sukienki i ubrałam jeansy, doszłam do wniosku, źe podkreślę usta. Luke siedział na swoim łóżku i grzebał w swojej torbie, aż w końcu po prostu przy mnie zmienił koszulkę, ja nie zamierzałam przy nim się przebierać. Stracił możliwość oglądania mnie bez spodni, ha! Uśmiechnęłam się do siebie, a wtedy on na mnie spojrzał i chyba pomyślał, że uśmiecham się przez jego mały striptiz.
– Muszę złapać trochę słońca – odniesienie do śnieżno białej klaty jako chęć nawiązania rozmowy, dobre, słabe.. już sama nie wiem.
– To mogliśmy przyjechać tu kilka miesięcy później, mógłbyś chodzić półnagi cały czas – och, 'mogliśmy', normalnie jak my dwoje byśmy byli tu sami, cóż na szczęście on się tego nie czepia.
Zabieram swoje rzeczy i nie czekając na jego odpowiedź wychodzę. Łazienka jest zajęta, ale okazuje się, że to Mandy i wpuszcza mnie do środka. Dziewczyna robi właśnie makijaż oczu.
– Nie przebrałaś się w pokoju? – pyta – Obracasz się do niego plecami i próbujesz wcisnąć w te ciasne jeansy na jego oczach... – parskam śmiechem.
– Dosyć, Mandy – ona wybucha śmiechem – Próbowałaś tego?
– Wolę spódniczki – puszcza do mnie oczko. Mino tego dzisiaj też jest ubrana praktycznie i ma na sobie spodnie,
Przebieram się przy niej, gdy ona opowiada o tym jak bardzo kocha to miejsce i że cieszy się, że tu są, bo mają z Calumem rocznice i to bardzo romantyczne.
Rocznica.
365 dni z jedną osobą. Wspólne wzloty i upadki, wspólne poszukiwanie odpowiedzi, wspólne odkrywanie świata, wspólny śmiech i płacz.
Czy jest coś piękniejszego?
Wszystko zaczyna się w sercu jednej osoby, druga osoba sprawia, że serca łączą się w jedno. Mieszają w jedne myśli i potrzeby.
Cóż, chyba poszalałam i znowu widzę tylko idealną miłość.
– Rok jestem z nim rok, Ruth – mówi uśmiechnięta – W ogóle tego nie czuję, każdy dzień z nim... – jej oczy tak błyszczą, że zastanawiam się, czy byłam taka przy byłym chłopaku – Wiadomo czasem się kłócimy, ale to nie jest najważniejsze, wiesz? Sprawił, że sama jestem lepsza.
– Taka właśnie powinna być miłość – ociera łzę szczęścia.
– Boję się, że coś się popsuje, zawsze coś się psuje. Czasem zastanawiam się, dlaczego to ja miałabym być tą jedyną?
– Nauczyłam się jednego, przestań znajdywać wątpliwości w sobie i zastanów się, dlaczego to on miałby być jedynym dla ciebie? Bądź trochę samolubna, Mandy, to może wam czasem pomóc.
– Tak jak pomaga tobie i Lukowi?
– Jeśli zawalczysz o siebie, sam zrozumiesz, że jesteś coś warta, inni też będą to widzieć, dlatego spójrz w lustro i powiedz: on jest dla mnie idealny.
– Ruth! Powinnam powiedzieć, że to ja jestem dla niego idealna.
– Dalej nie rozumiesz – trzymam ją za ramiona i patrzymy w lustro – Tak naprawdę nikt nie musi być dla nikogo idealny, wiesz? Chodzi o to, żebyś to czuła. A słowami czasem nie da się tego odpowiednio wyrazić.
– Calum Hood jest dla mnie idealny! – krzyczy do lustra. Uśmiecham się, o to chodzi w pewności siebie, widzieć trochę siebie częściej niż rzadziej.
– A teraz chodźmy, bo zaczną bez nas.
Mandy jeszcze krótko mnie ściska. Tak naprawdę nic nie zrobiłam, ale chyba trochę wyzbyłam ją wątpliwości, co do jej związku. Gdy tylko schodzimy na dół, ona wbiega w jego ramiona. To niesamowite jak wiele komfortu daje to gdy ktoś jest zawsze dla ciebie i pozwala ci trwać przy swoim boku, tak po prostu. To ten spokój, którego wszyscy szukamy.
Cóż, ja spokój dostaje samotnie, a nie z kimś. Wiem, że patrzy na mnie z drugiego końca pokoju. Ignoruję to. Zamiast tego rozmawiam z Iris i Ashtonem o jakiś pierdołach.
Docieramy do baru, który jest dziesięć minut piechotą od naszego domku, który właściwie też jest na plaży.
Ashton zbiera zamówienia, na szczęście dzisiaj mogę pić, nie mogę tego zrobić dopiero w niedziele, bo wracamy w niedzielną nic, a może to jest poniedziałkowa noc? W każdym razie w poniedziałek rano będziemy w domu.
To typowy bar do zjedzenia frytek, zapiekanki i wypicia piwa z sokiem. Dlatego każdy z nas kończy z taką bombą kaloryczną przed oczami. Zaczynam od frytek, bo jak dla mnie są ciekawsze od piwa, a wtedy ktoś wkłada dłoń w moje frytki.
– Hej! – trzymanie na dystans kogoś, kto całkowicie chyba nie rozumie, co wydarzyło się tydzień temu nie jest proste.
Luke unosi kącik ust ku górze i moczy frytki w keczupie na swojej zapiekance. Patrząc na mnie wsuwa je do ust. Przewracam oczami i nieco się od niego odsuwam.
– To moje frytki – nie wiem dlaczego mówię to tak cicho, może tak naprawdę nie chcę, żeby mi odpowiedział.
– Dobra przyjaciółka by się podzieliła – tak naprawdę to nie wiem czy kiedykolwiek chciałam być tylko twoją przyjaciółką.
– Skoro tak to proszę – nawet na niego nie patrzę, podsuwam mu talerz pod nos, a on po prostu korzysta. Dlaczego on jest taki ślepy? Czy on naprawdę nie rozumie, że tydzień temu sprawił, że płakałam? To niesprawiedliwe, że dla niego ta sytuacja jest taka prosta.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro