31 Obok nie obok, z boku
Spotykaliśmy się pod Luke'a domem. To nie było nic niezwykłego, zawsze to robiliśmy, dlatego gdy tylko dojechałam usłyszałam dźwięk klaksonu. Wszyscy byli podekscytowani. Mieszkańcy gór, mieli spędzić weekend nad morzem. Może nie było do tego jeszcze najlepszej pogody, ale bardziej chodziło o ten klimat.
Podzieliliśmy się tak, że Ashton wraz z Iris i Cody'm jechali ze mną, a reszta z Luke'm. Wymieniłam z drugim kierowcą krótkie spojrzenia i to było wszystko.
– Wsiadajcie – Mike podchodzi do okna i pochyla się, żeby cmoknąć mnie w policzek, a ja szybko wysiadam, żeby wyściskać Mandy i Caluma – Hej – mówię do Luke'a – Gotowy do drogi? – kiwa głową.
– Zrobiłem całą tonę kawy, dam radę – jakby nigdy nic.
– Szerokiej drogi – wsiadam z powrotem na miejsce kierowcy, a gdy reszta pakuje swoje bagaże do bagażnika, odjeżdżamy.
– Włączmy naszą wycieczkową płytę! – krzyczy Iris, a cody, który siedzi z przodu łączy telefon z radiem.
Iris od razu zaczyna śpiewać, a Ashton zakrywa sobie uszy. Są niesamowici w tym jak bardzo się kochają, mimo, że on nie cierpi gdy ona śpiewa. Znam facetów, którzy po prostu zabroniliśmy śpiewać swojej dziewczynie, a on? Jeszcze się uśmiecha.
– Więc zagrajmy w coś – mówi Cody – typowa samochodowa gra, widzę...
– Drzewa! – krzyczę.
– Ruth, muszę powiedzieć coś więcej – przewracam oczami.
– Ja po prostu sprawdzam mój talent czytania w myślach – Cody kręci głową.
– Twój talent zawiódł – z uśmiechem wzruszam ramionami.
– Dalej – więc bawimy się dalej, aż nie dojeżdżamy na miejsce.
Wynajęliśmy mały domek, który jest nad samą plażą. To sprawia, że nigdy nie zdejmiemy bluz, ale zarazem lepiej poczujemy klimat. Wtedy dochodzi do dzielenia pokoi. Skoro dwie pary zajmują pokoje z podwójnymi łóżkami, a pozostałe dwa po dwa pojedyncze. Super, kurwa. Dlaczego o tym zapomniałam? A no tak, bo rezerwując to z dziewczynami, miałam w planach uwieść Luke'a, a teraz?
– Chodź, przyjaciółko – mówi Mike – Będzie zabawa! Ale chyba chrapię..
– Na pewno chrapiesz – czuję, że na mnie patrzy.
– Śpisz z Cody'm, Mike – cóż to się robi dziwne, a ja nie chcąc tego pogłębiać nic nie mówię.
– Śpię obok Cody'ego, Luke – Mike wnosi swoje rzeczy do pokoju Cody'ego – Sorry, Ruth – uśmiecham się do niego.
– Chodźmy na plażę! – krzyczę i zbiegam po schodach na dół.
Przyłapuję Mandy i Caluma zjadających swoje twarze, ale po chwili przestają. Zgodnie, idziemy wszyscy na plaże. Nie wahając się, ani chwili zdejmuję buty wraz ze skarpetkami i wbiegam do wody. No dobrze, może to za dużo moczę stopy i końcówki spodni. Czapka na głowie, wiatr we włosach, wszystko jest proste i idealne. Przydałby się tylko ktoś, przytulony do moich pleców, szepczący, że kocha to i kocha mnie. Otulam się ramionami i dokładnie to sobie wyobrażam. Oczywiście jak to ja, zaskakuje mnie fala i moczy mi całe spodnie. Krzyczę, piszczę i odbiegam od wody, właściwie tylko po to, żeby ponownie w nią wbiec. Bawię się świetnie sama, nie potrzebuję nikogo kto by mi w tym towarzyszył.
– Ruth! Chodź po szampana! – poprawiam czapkę na głowie i wracam do przyjaciół.
– Mmm, mój ulubiony – mówię gdy biorę łyka. Mam dobry humor, bo lubię morze.
– Powinniśmy polecieć na Hawaje. Krótkie spódniczki hula, tańce z ogniem...
– Taniej będzie jeśli kupię ci Simsy – mówi Luke, a ja parskam śmiechem. To jeden z tych żartów, który jest głupi, ale mnie bawi. Przyjacielski żarcik? Och, tak!
– Powiedział pieprzony bogacz – Luke wyciąga papierosa z kieszeni.
– Rzuć mi tym jeszcze raz w twarz, a pójdę do moich bogatych przyjaciół – obydwoje wybuchają śmiechem. Mnie o dziwo to nie bawi.
– Co tam u Tory? – pyta go Cody, w ramach odniesień do bogatszych znajomych.
– Była na rodzinnym obiedzie – wow – Mama była bardzo zdziwiona, dlaczego nie jesteśmy razem – mówi po prostu – Kobieto, mam prawie dwadzieścia jeden lat! Nie będę z tym kim tobie się podoba.
– Hej, spokojnie – mówi Ashton.
– Skoro mają pieniądze i dają mi prace to czuję jakby to też zależało od nich – co go skłoniło do otworzenia się? Akurat dzisiaj? Przed wszystkimi?
– Lubię Tory – wypalam jak kretynka, co powoduje, że połowa grupy, łącznie z Lukiem gapi się na mnie. Spuszczam głowę, nie chcę tych spojrzeń. Teraz czuję się jakbym zakwestionowała to kim Luke jest. A może właściwie to robię?
– Ruth, jesteś urocza – Mike klepie mnie po głowie – Ale Tory jest nieco suką.
– Skończymy o niej gadać, kurwa – kątem oka na niego patrzę, pali papierosa i wygląda na zdenerwowanego.
Po chwili zdaję sobie sprawę, że usiadłam na piasku i do całych mokrych spodni przykleił się. Próbuję się tego pozbyć, ale nie wychodzi. Luke wyciąga rękę i próbuje zrobić to samo. W końcu to robią przyjaciele? Nie wiem, dlatego, żeby nie tworzyć dziwnych teorii w głowie wstaję z powrotem z piasku.
– Kto goni ze mną fale? – wbiegam do wody i znowu i znowu.
Czuję zapach papierosów i jego wzrok na sobie, stoi na brzegu.
– No dalej – mówię, nawet się nie obracając – Zmocz się trochę.
Obracam się do niego i chlapię go wodą.
– Kiedyś się doigrasz – wzruszam ramionami, sądzę, że już to zrobiłam.
– Ale się boję – przewracam oczami.
– Ta, widać, że się w ogóle nie boisz – ignoruję go, nie muszę się już zastanawiać, co ma na myśli. To całkiem fajna sprawa. Zostawiać jego słowa dryfujące pomiędzy nami, ale bez analizowania ich. W końcu znikną, wszystko w końcu znika.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro