27 Nałogi
– Palisz – przyłapuję go na tym sobotniego poranka – Co się stało z rzuceniem?
– To gówno uzależnia – stoję u jego boku i nie wiem jak się zachować. Czy go pocałować? Czy przytulić? Czy, co do cholery zrobić? Dlatego wybieram po prostu stanie obok.
– Ile razy już rzucałeś?
– Z dziesięć? Teraz i tak długo wytrzymałem – nie zamierzam mu mówić, co jest dobre, a co złe.
– Masz problem z długoterminowością?
– Tak, ale w zupełnie inny sposób niż myślisz – opieram się o poręcz na tarasie.
– Jesteś uzależniony – staje obok mnie i przekłada papierosa do drugiej dłoni, żeby dym nie leciał na mnie.
– Jestem uzależniony – kącik ust biegnie ku górze.
– Uzależnienia są złe – kiwa głową i się zaciąga.
– Nie mówiłabyś tak gdyby ktoś ci powiedział, że to ty jesteś jego uzależnieniem – obracam głowę w jego stronę.
– Chcesz naprawdę w ten sposób rozmawiać? – kiwa głową – Byciem czyimś uzależnieniem jest piękne.
– Niezdrowe – mówi – Odpychające.
– Nie podoba ci się myśl, że ktoś pragnie cię tak bardzo jak ty papierosa? – patrzy na mnie, a potem na papierosa.
– Wyobraź sobie, że zapominasz o czymś ważnym, bo musisz koniecznie zobaczyć się z tą osobą lub nie chcesz jej opuścić. Papieros nie przeszkadza mi w funkcjonowaniu.
– Ale może – więc znowu się zaciąga.
– Jeśli miałbym być od kogoś uzależniony, chciałbym, żeby ta osoba nie mogła beze mnie oddychać, żeby czuła ten ból, który czuję ja gdy jej nie ma obok – zaciskam dłonie na poręczy, a on wyciąga kolejnego papierosa – Nie chcę więcej samemu cierpieć.
Nic nie odpowiadam, chyba przegrałam ten pojedynek na wyrażanie własnego zdania. Zamiast tego skupiam się na jego przytłaczającej osobie. Na zapachu cholernych papierosów, które cechują jego osobę.
Co ci siedzi w głowie? Powiedz mi, Luke, proszę.
Nie chcę od niego dużo, nie chcę nawet więcej niż może mi dać. Chciałabym tylko nie czuć, że gdy robimy krok do przodu, robimy także trzy do tyłu.
– Hm? – opiera brodę o moje ramię. To połączenie jest tak samo elektryzujące jak za każdym razem. Mam ciarki na całym ciele, sucho w ustach i całkowicie pustą głowę. Szybciej rzucę mu jakimś paragrafem z prawa karnego niż powiem cokolwiek sensownego.
– Pocałujesz mnie, proszę? – to jedyne, co udaje mi się powiedzieć.
– Nie podoba mi się to 'proszę' – mówi, gasząc papierosa.
– Co? – bierze moją brodę między palce.
– Nie możesz prosić o pocałunek faceta, któremu pożerałaś dzień wcześniej twarz, nie zgadzam się na to, Ruth – po prostu gapię się na jego usta – Więc.. – więc go całuję.
Czuję na ustach, na języku smak papierosów, mieszający się z jego smakiem, mieszający się z moim. Gdy kładzie dłoń na moim karku, wszystkie włoski stają mi dęba. Dlaczego? Dlaczego to właśnie on, najtrudniejszy facet jakiego poznałam, działa na mnie tak mocno. Każda najmniejsza rzecz jest przeze mnie analizowana i zapamiętywana, a przecież on tylko kładzie na mnie swoje usta.
Wkładam ręce pod jego kurtkę i obejmuję go w pasie. Chcąc mieć go jeszcze bliżej, najbliżej, ma zawsze. Mój język ssie jego język, mozolny taniec dwóch splecionych pragnień i potrzeb. Pocałunek pytań, pocałunek zgubionych odpowiedzi. Dyszymy sobie w usta, aż nie jesteśmy gotowi sięgnąć po więcej.
Wygłodniali
Stęsknieni
Pragnący
Potrzebujący
Spleceni, ale tylko na chwilę.
Opieram czoło o jego bark, on pieści moje plecy w okrągłych ruchach. To kolejna chwila bliskości, potrzeby, trwania. Wkładam dłoń pomiędzy nas i sięgam po jego dłoń. Rozsuwam swoje palce, on robi to samo. Czując jego wzrok, splatam je palec po palcu, sekunda po sekundzie, wątpliwości po wahanie. Ściska moją dłoń, pokazując, że chce tego wszystkiego.
– Nigdzie nam się nie śpieszy – szepczę.
– Nie masz pojęcia w, co się wpakowałaś – chcę być z nim i przy nim, a wczorajszy dzień to potwierdzenie, że on też chociaż o tym myśli.
– Powiesz mi po pijaku – Luke parska śmiechem – Pijackie rozmowy Luke'a i Ruth.
– Wcale nie mieliśmy ich tak dużo.
– Po prostu nawet nie pamiętasz – odsuwam się, aż nie uderzam plecami o barierki – Zdradziłeś mi tyle sekretów...
– Tak? – naprawdę muszę częściej całować jego uśmiechy.
– Zdecydowanie – opieram dłonie o barierki, a nogi lekko wyciągam przed siebie i nagle.. tracę równowagę i lecę prosto na niego. Luke całkowicie zaskoczony sam traci równowagę i upadamy na kafelki – To tyle z flirciarskiego nastroju – oboje wybuchamy śmiechem.
– Jesteś trochę jak postać z kreskówki – krzywię się, ale i zarazem śmieje – Ale chyba ktoś musiałby ci podkładać głos.
– Hej! To nie prawda – powoli wstajemy z ziemi.
– Chodź, Ruth – łapie mnie za rękę – To po to, żebyś się nie zgubiła.
– Nie gubię się! – a przede wszystkim nigdy nie chciałabym zgubić się mu.
– Nie? – puszcza moją dłoń – To okej – szybko z powrotem łapie go za dłoń – Oferta się skończyła, Ruth.
– Po kim jesteś taki złośliwy? – czochra mi włosy, nie ma w tym nic seksownego czy wspólnego z pożądaniem.
– Uczę się od Asha – milknie – Nie, to on uczy się ode mnie – wybucham śmiechem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro