Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

20 Obok

Dawno nie obudziłam się.. wśród natury! Praszki ćwierkają, robaki siedzą ci na czole! A potem obracasz się w bok i zdajesz sobie sprawę, że masz obok siebie naprawdę dużego robaka. Pstrykam go w nos, a on zaczyna odganiać moją rękę.

– Cześć, nocny towarzyszu – jest nieco zmieszany, mam nadzieję, że za dnia nie ucieknie, ale jeśli by to zrobił, nie pobiegłabym za nim. Jesteśmy przyjaciółmi i może to wystarczy, żebym czuła się przy nim szczęśliwa. Mam nadzieję, że zostanie tak jak dzisiejszej nocy.

– Zasnąłem? – wtedy zdaję sobie sprawę, że leżymy na hamaku, a ja właściwie leżę na nim, chcę wstać i wtedy zrzucam nas z niego – Znowu! – krzyczy Luke.

Czy ja mogę przestać być niezdarą? Chcę wstać i uciec. On jakby dokładnie to przewidział, więc się odzywa.

– Potknęłaś się kiedyś o własne nogi, Ruth? – muszę kiwnąć głową – Uf, bo już myślałem, że to ja..

– Przepraszam – kładzie dłonie na moich biodrach, a potem przenosi je na moją talie.

– Nie złam mi nosa, Ruth – a potem w odwecie zaczyna mnie łaskotać.

Moje plecy opadają na jego pierś. Jego dłonie są na mojej talii pod pachami. Nie przestają mnie łaskotać, a ja wiercę się na nim, starając nie sprawić, żeby to było niezręczne.

– Przestań, przestań! – piszczę, kopiąc nogami po trawie – Luke! – chcę wstać, ale on mocniej mnie chwyta.

– Wszystkich obudzisz, Ruth – jego oddech obywa moje ucho.

– Proszę – puszcza mnie, więc szybko wstaje, on robi to samo.

– Chodź, może nas szukają – kiwam głową.

– Jesteś dobrym przyjacielem – rzucam w przestrzeń pomiędzy nami.

– Chodź, przyjaciółko – im więcej razy to powtórzymy, tym bardziej to będzie dla mnie prawdziwe.

Zbliżamy się z powrotem go domku. Na tarasie zauważamy Tory, która pali. Która jest właściwie godzina? Słońce jest już dosyć wysoko..

– Cześć – uśmiecha się i wyciąga w stronę Luke'a papierosa – Chcesz?

– Rzuciłem – znowu ją zaskakuje. Tory nie umie ukrywać emocji, to może być rzecz, którą ludzie uważają za plus.

– Wow, kim jesteś? – potem patrzy na mnie i przyznam, że mi głupio. Jakbym to ja go zmieniła, a właściwie ledwo z nim rozmawiam.

– Palenie zabija, rzuć – uśmiecha się do niej i pierwszy raz jest to pełen uśmiech. Dopiero teraz w ogóle wiem jak on wyglada uśmiechnięty.

Właściwie zabiera jej tego papierosa i rzuca nim o ziemie.  Nie wiem czy takiego go znała, ale to jest zdecydowanie stanowczy facet i ktoś kto wie czego chce. Podoba mi się to.

– Dobra, dobra – nie sprawdza go i nie wyjmuje kolejnego papierosa, po prostu wchodzi z nami z powrotem do środka.

– Cholera, teraz naprawdę mam ochotę na papierosa – szepcze do mojego ucha. Jest to dziwne, jeszcze się do tego nie przyzwyczaiłam. Czuję ciarki na całym ciele, czy on to widzi?

– Jak teraz zapalisz to już nie przestaniesz.

– Ta, wiem to aż za dobrze – dlaczego myślę, że nie mówi o papierosach? – I nie chodzi tylko o papierosy – cóż, najwidoczniej niezdarna Ruth potrafi też czytać w myślach!

Znikamy za drzwiami swoich pokoi. Niedługo później po prysznicu i przebraniu się, przynajmniej jeśli chodzi o mnie, spotykamy się na dole w kuchni. Okazuje się, że reszta naszych przyjaciół zrobiła śniadanie.

– Gdzie wyście byli? – Pyta Calum, do którego pleców przytula się Mandy – Liczyliśmy, że znajdziemy was w jednym pokoju, a was nigdzie nie było.

– Na zewnątrz – Cody parska śmiechem.

– Daj ludziom łóżko, a wybiorą trawę.

– Będąc dokładnym hamak – Cody przewraca oczami.

– Ty i te twoje pomysły, Hemmings – żadne z nas nie tłumaczy, że to był mój pomysł.

Siadamy do stołu z resztą. Mike jak zawsze podczas weekendu ma już przy sobie piwo.

– Może weźmiemy łódki i popływamy po jeziorze? – widziałam przy brzegu malutkie łódki. To musi być świetne.

– Na jeziorze będzie zimno, więc trzeba się ubrać – mówi Ashton.

– Tak! – krzyczy Tory – Kocham pływać łódkami – Iris szeroko się uśmiecha, ale jest w tym coś dziwnego.

Po śniadaniu poszliśmy przygotować się na morską wyprawę. Dziewczyny skończyły w moim pokoju, wypytując o szczegóły.

– Z ignorowania przeszliście do spania na hamaku? – wzruszam ramionami – O i pożyczania sobie ciuchów! – Mandy wymachuje jego bluzą jak lassem, Iris tylko się śmieje.

– Jakim cudem już się przebrałyście?

– Bo my nie musimy się już starać, ha ha – żartuje Iris – A tak serio gdybyś nie zauważyła mamy na sobie ciepłe bluzy i kurtki przeciwdeszczowe.

– Och, faktycznie nie zauważyłam – wybuchamy śmiechem.

– Masz – rzuca we mnie jego bluzą – Załóż kurtkę, zapomnij ją pod szyje i nikt się nawet nie dowie.

– Czy nie chodzi o to, żeby wszyscy wiedzieli? – pytam je.

– Patrzcie jaka pojętna uczennica! – znowu się śmiejemy.

W końcu do pokoju wpadają ich faceci, Mike jest wraz z nimi.

– Nie piję już dzisiaj – mówi – Nowy dzień, nowy ja! – bijemy mu brawo.

– Piwo się skończyło? – pytam.

– Bardzo śmieszne, Ruth – Mike czochra mi włosy.

– Chodźmy.

Schodzimy na dół do reszty. Wszyscy są ubrani podobnie jak my. Wyglądamy dosyć śmiesznie. Tory ma na oczach wielkie okulary, a w ręku papierosa. Zaskakuje mnie gdy dostrzegam papierosa też w ręce Luke'a.

– Hej, ty! – krzyczę – Rzuciłeś! – papieros biegnie do ust.

– Cóż najwidoczniej moja silna wola słabnie – patrzy na mnie, naprawdę na mnie patrzy.

I to podobno kobiety są trudne. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro