11 Chwile po
W końcowym efekcie dziękowałam za tłumy na imprezie. Stałam się niewidoczna tak jak najbardziej tego pragnęłam. Chociaż może tak naprawdę chciałam zupełnie czego innego. Moim najskrytszym marzeniem było dostanie z powrotem tego ciepła i miłości, które otrzymywałam od byłego chłopaka. Wiem, że im bardziej szukam tym większe prawdopodobieństwo, że nic nie znajdę, ale dla mnie to nie było szukania, a pragnienie.
Pragnęłam go, bo jest inny. Tajemniczy, sarkastyczny, nieco nieśmiały. Czułam, że jesteśmy bardziej podobni niż różni, dlatego postanowiłam wykonać pierwszy krok.
Skończyłam z dziewczynami w łazience. Siedziałam na brzegu wanny, a Iris stała nade mną gdy Mandy uważnie przygląda mi się z miejsca na blacie.
– Pocałowałam go – one kiwają głowami.
– Powiedział Ashtonowi, a Ash powiedział mi.. – no tak, tutaj się nic nie ukryje.
– Cóż, więc też wiecie, że nie oddał mojego pocałunku.
– Zaskoczyłaś go.
– Gdy całuje cię ktoś komu się podobasz, raczej oddajesz pocałunek, a nie stoisz jak wryty. Spieprzyłam to – chowam twarz w dłoniach –
– Hej! Mówisz nam o tym tak luźno, a zawsze się wypierasz – nie mam nawet siły, mordować ich wzrokiem.
– Bronię się przed takimi sytuacjami – Iris przytula mnie do swojego boku.
– On jeszcze zmądrzeje, mówię ci to – nie chcę czekać nie wiadomo ile, za nie wiadomo czym.
– Co ja sobie myślałam? – chcę wstać, ale zapominam o Iris, która mnie trzyma i wpadamy do wanny. Zamiast płakać, wybuchamy śmiechem. Mandy w swoim pijackim nastroju siada na nas i śmiejemy się jak głupie.
– Kto by pomyślał, że skończę w wannie – głośniej się śmiejemy. Drzwi od łazienki się otwierają. Stoi w nich Calum i Ashton, którzy dziwnie nam się przyglądają. Jestem pewna, że zauważam trzecią parę oczu i że są cholernie niebieskie i okazuje się, że się nie mylę, bo Luke też staje w drzwiach.
– Co tu robicie, dziewczęta? – Calum od razu do nas podchodzi i pomaga Mandy wyjść. Widzę jak całuje ją w nos i szepcze coś do ucha.
Ashton nie rusza się z pod drzwi jakby wiedział, że Iris wcale go nie potrzebuje. Podoba mi się w ich relacji to, że nie są do siebie przyklejeni, ale i zarazem się lepią. Nie wiem czy to ma sens.
– Chłopcy, zostawcie nas same – Ash się uśmiecha i trzaska drzwiami, zostawiajac Caluma w środku.
– Jest mu głupio – mówi, a ja wzruszam ramionami.
– To moja wina – właśnie tak to odczuwałam. Nie wystarczyła mi przyjaźń, więc łapiąc się małych sygnałów, sięgnęłam po więcej.
– On musi się ogarnąć – mówi po czym całuje Mandy w czoło i wychodzi.
– Wiecie, co wam powiem? – rzuca Mandy po jego wyjściu – Mamy wokół siebie cudownych facetów, ale każdy z nich ma coś za uszami. Jeśli jesteś na tyle silna i pokonasz z nim jego demony to walcz.
– Będę walczyć o przyjaźń – nie sądzę, żeby na cokolwiek innego pozwalało mi moje zażenowanie.
W tej chwili impreza się dla nas kończy. Zamykamy się w jednej sypialni do góry i po prostu plotkujemy. Staram się nie myśleć o uczuciu jego ust na moich, a raczej moich na jego, bo to było cholernie żenujące. Dziewczyny na szczęście mi to ułatwiają.
Nie wiem, o której kończy się impreza, ale wiem, że reszta najbliższych przyjaciół dołącza do nas na górze. Faceci dalej piją piwo i może to chmiel sprawia, że atmosfera jest gęsta, a nie to jak my i Luke dziwnie się zachowujemy.
– Zagrajmy w grę – rzuca Cody.
– Tylko nie to – mówi Iris – jestem zbyt zmęczona.. – ziewa z głową na kolanach Ashtona.
– W sumie... zjadłbym pizzę – Cody i Mike dyskutują na temat najlepszej pizzy, a ja spoglądam w stronę Luke'a. Siedzi na krawędzi komody i czyta etykietkę od piwa.
Nie mogę być obsesyjna, cholera. Podoba mi się facet, któremu ja się nie podobam. Jesteśmy w jednej grupie i atmosfera zrobiła się niezręczna. Jak to naprawić?
Macie maszynę do cofnięcia czasu? A może do sprawiania, że zakochujemy się tylko szczęśliwie? Kobiety losują, mężczyźni padają ofiarą, ale wszystko jest tak kompatybilne, że spędzacie razem całe życie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro