stupid memories × 3
- Zostań - Luke otworzył szeroko oczy, słysząc głos, który na pewno już skądś znał. Zwolnił kroku, ale szedł dalej. Był zmęczony po pracy, a w parku był sam. Wydawało mu się, tak, to na pewno to.
Nikt nie potrzebuje twojego towarzystwa. Po prostu idź do domu.
Chłopca, który zawsze pachniał czymś zdecydowanie nie legalnym nie było od nocy, w której do niego podszedł.
Dziś mijał drugi miesiąc.
Park był teraz ponurym, ciemnym miejscem. Luke nie zwracał już uwagi na to, że o tej porze wyglądał on dosyć strasznie. Zawsze wlepiał wzrok w czubki starych, wytartych trampek, które kiedy były nowe - co wydawało się być naprawdę odległe - miały czarny kolor. Luke go uwielbiał.
Latarnie rzucały nikłe światło na główną alejkę. Powłóczyste cienie drzew i gwiazdy iskrzące na niebie na pewno nie zostałyby przez niego niezauważone, kilka miesięcy temu.
Teraz wszystko się zmieniło, nic nie pozostało takie samo.
Jeśli życie Hemmingsa na początku było zawaloną budowlą, teraz stało się popiołem.
Tęsknił za czyjąś obecnością w swoim życiu. Potrzebował kogoś, ale nie dopuszczał do siebie tej myśli. Dalej nie umiał się pogodzić z utratą części siebie.
Luke był zupełnie kimś innym.
Ale papierosy zostały. Na nich się zaczęło i on wiedział, że na nich się zakończy.
- Powiedziałem 'zostań'. - Blondyn podskoczył, kiedy czyjaś dłoń zacisnęła się na jego ramieniu. Odwrócił się gwałtownie i napotkał na ukrytą w kapturze czarnej bluzy twarz. Widział błyszczące oczy i czuł coś nielegalnego.
- To ty, woah, myślałem, że już po tobie. - Luke odetchnął cicho, poznając go.
Nie przejmował się tym, że może być niegrzeczny. On niczym się nie przejmował, o nic nie dbał.
O kogoś kiedyś się starał i dobrze pamiętał, jak to się skończyło.
Usłyszał gardłowy śmiech chłopaka, ale sam nie umiał się zdobyć na uśmiech.
Kiedy nielegalny chłopiec odwrócił się i usiadł na ławce, starej i zniszczonej, uczynił to samo.
- Byłem na odwyku. Nienawidzę ich. - Brunet wyciągnął coś z kieszeni i Luke domyślał się, że to skręt.
Zapalił papierosa.
- Więc czemu tego nie skończysz? - burknął blondyn.
W odpowiedzi dostał jedynie pogardliwy śmiech.
- Chyba chodzi o nadzieję. Każdy jakąś ma, moja być może niszczy mnie jeszcze bardziej od narkotyków. Ale jest moim jedynym pieprzonym celem, powodem dla którego moje demony jeszcze nie zepchnęły mnie na sam dół. Tyle, że czasami chęć bycia w porządku z tym wszystkim jest silniejsza, wygrywa z nadzieją. Bo nie jestem w porządku. Nigdy nie byłem. - Jego głos czasami się załamywał i Luke wiedział, że brunet jest słaby. Tak jak on.
W pewnym momencie twojego życia jest tak, że nie potrafisz się podnieść. Upadasz ten jeden raz za dużo i po prostu się czołgasz, słaby i samotny. Czasami to lepsze od biegu na ostatnich siłach. Jesteś jak szczur, a ludzie nad tobą są aniołami, ponad tobą o wiele metrów. Ale brakuje im skrzydeł. Nie są dobrzy, są po prostu tymi, którzy spychają cię na sam dół i dzięki temu są wyżej. Są tymi, którzy Cię łamią.
Więc nie musisz pragnąć bycia naprawionym. Czasami lepiej jest być zepsutym i złamanym. Z czasem twoje rany zostaną zastąpione nowymi, a kiedy będziesz bardziej poraniony od własnego nadgarstka przestaniesz czuć ból.
Tylko obojętność.
Twoje serce nadal będzie rozrywało cierpienie ale ty będziesz silny. Wstaniesz, pójdziesz dalej i pogodzisz się ze swoimi demonami. Nie zwalczysz ich, są zbyt dużą częścią twojego bólu, ale nie pozwolisz im do końca przejąć nad tobą kontroli.
Będziesz szedł swoją drogą zawsze samotnie, ale kiedyś znajdziesz kogoś, przy kim będziesz mógł upaść.
Bycie szczurem z poszarpanym sercem, którego kawałki ktoś kiedyś pozbiera
by wyrzucić je i zniszczyć, byś zapomniał o tym, jak przez nie cierpiałeś zawsze będzie lepsze od bycia pieprzonym aniołem. Ich śliczne, białe serduszka nigdy nie zostaną zarysowane, ale każde się kiedyś rozsypie.
Powinieneś pamiętać, że każdy typ serca potrafi cierpieć i kochać.
Ale żadne z nich nie potrafi być wiecznie całe.
One są jak ludzie, szczury i anioły.
Każde kiedyś stanie się czarne, każde kiedyś się złamie, każde kiedyś umrze.
- Moja nadzieja aktualnie leży kilka metrów pod ziemią. - Luke przerwał ciszę, jego szept wyrwał Caluma z zamyślenia.
Żaden z nich nie wiedział, że siedzi obok swojej nadziei. Może postarali by się o to wszystko bardziej, gdyby wiedzieli.
A może tak właśnie wyglądała miłość uzależnionych, złamanych chłopców?
Życie kocha z nich drwić.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro