Epilog
„Listopad 1918, Berlin
Cześć, Feliks,
Przepraszam za wszystko.
Wiem, że Cię skrzywdziłem wiele razy, nie zamierzam się z tego tłumaczyć. Świat jest zły i okropny, prawda? Pełen okrutności, niesprawiedliwości i bólu. Każdy z nas kiedyś popełnił błąd, krzywdząc kogoś innego, kradnąc i zabijając. Moim największym błędem było przetrzymywanie Cię, chowanie w swoim domu zamiast prawdziwej pomocy. A może to zaczęło się już wcześniej? Kiedy zacząłem grać twojego wroga? W każdym razie, doprowadziło to zranienia Cię i tego żałuję.
Pamiętasz, jak Ci mówiłem, że zrobię wszystko, żebyś przeżył?
To prawdopodobnie ostatni list. Pożegnalny, przeprosinowy - nazwij to sobie jak chcesz.
Zamierzam zgodzić się oddać Ci swoje ziemie.
Kiedy to piszę, leżysz bez ruchu i oddechu w domu Rosji, a ja żyję gdzieś tam, daleko, i próbuję wraz z innymi zakończyć wielką wojnę. Ciesz się, że Cię tu nie było. Nie pamiętam w całym swoim życiu tak wielkiej rzezi.
Kiedy Ty czytasz ten list, zapewne już mnie nie ma.
Jeszcze raz przepraszam za wszystko i dziękuję Ci. Dziękuję, że przy mnie byłeś, że mimo wszystko postanowiłeś obdarzyć mnie miłością, nawet jeśli było to uczucie niepoprawne, które nie powinno się pojawić w tej sytuacji.
Ze szczerym oddaniem, Twój Prusy.“
Feliks wpatrywał się w kartkę pustym wzrokiem.
Kiedy tylko się obudził, w pełni odzyskał zmysły i był w stanie się ruszyć, rozejrzał się po pokoju. Wnętrze i wystrój były mu nieznajome. List leżał na szafce obok łóżka, w zasięgu ręki, a przeczucie go do niego pchało, dlatego też od razu po niego sięgnął. Przeczytał go i nie był w stanie wydusić z siebie żadnego słowa, żadnej reakcji.
Kiedy szok przeszedł, a Feliks już przetrawił wszystkie nowe wiadomości, drzwi pomieszczenia zostały otwarte i jego uwaga skupiła się na gościu.
– Litwa – powiedział bezgłośnie Feliks, z radością rozpoznawszy swojego dawnego przyjaciela.
– Co...? Polska! Dzięki Bogu, obudziłeś się!
Toris szybko podszedł do łóżka, na którym teraz już siedział blondyn.
Zadowolony, że znów ma na to wystarczająco dużo sił i szczęśliwy ze spotkania Feliks rzucił sie na Litwę i go przytulił, tak mocno, jak tylko w tym momencie potrafił.
– Też się cieszę, ale puść już. – Ta niechęć była aż wyczuwalna i bolesna. – Myślałem już, że się nie obudzisz... Wszyscy tak myśleli. Chociaż nie wiem, na ile możesz się cieszyć życiem. Czasem przychodziłem tu i sprawdzałem, co u ciebie. Rzadko, ale zdarzało się, że powracał ci oddech. Może to i teraz jest chwilowe?...
– Nawet tak nie mów – odezwał się Feliks. – Teraz, generalnie, czuję się świetnie. Widzisz? Nawet siedzę, a zaraz i wstanę. Powiedz lepiej, czy naprawdę minął już pełen wiek?
– Chyba. – Litwa się zastanowił przez chwilę. – Tak, nawet więcej. Nie ruszaj się nigdzie, pójdę i powiadomię pana Rosję, że żyjesz.
– Co? Nie możesz!
– Muszę. Przepraszam. – Toris wyszedł z pokoju.
Feliks od razu podszedł do okna. Wysoko nie było, ogrodzenie dość niskie i w zasięgu wzroku nikogo, kto by go pilnował. Nie tracąc ani chwili, otworzył okno i wyszedł.
– Nareszcie, wolność!
Tym razem w końcu mu się udało.
*^*
Później nastały czasy jeszcze trudniejsze. Wielka wojna, później nazwana pierwszą, była dopiero zapowiedzią tego, co się miało stać dwadzieścia lat później.
W końcu minęła i druga wojna światowa. Po niej trudno było wrócić do normalności, szczególnie przez pewną osobę, która zupełnie przypadkiem i nieświadomie, wcale nie na złość Ameryce, odcinała krajom Europy wschodniej dostęp do świata i nowości (tutaj wzrok Feliksa bezwiednie kierował się w stronę Ivana).
Trwało to aż do czasu, gdy Związek Radziecki stracił swoją siłę i Polska znów mógł się z dumą nazwać Rzeczpospolitą.
A kilka dni później ktoś zapukał do jego drzwi.
Feliks z niepokojem poszedł sprawdzić, kto to mógł być. Nikogo się nie spodziewał.
Ujrzał to, czego tak dawno nie widział. Postać, za którą tak długo i mocno tęsknił, jednak nie pozwolił sobie tego pokazać. Twarz, która powracała we wspomnieniach za każdym razem, gdy zamykał oczy.
Stali przez chwilę w ciszy, bez ruchu, jakby się bojąc, że jeśli coś zrobią, to ten drugi znowu zniknie.
– Feliks – powiedział cicho Gilbert. – Feliś mój...
Blondyn poczuł, jak coś spłynęło mu po policzku. Łkając, podszedł bliżej i wtulił się w albinosa. Tak strasznie mu brakowało tego widoku, tego dotyku, tego uczucia, które w nim rozkwitało za każdym razem, jak tylko widział Gilberta.
Prusy też go objął. Chociaż, nie. Prusy już nie istniały...
– Głupi! – Feliks gwałtownie cofnął rękę i uderzył nią w pierś Gilberta. – Cały czas żyłeś? Czemu totalnie nic nie wiedziałem? Powinieneś był się odezwać...! Dureń, intelektualny niedorozwój!
– Ej! To zabolało.
– I dobrze! – prychnął Polska. – Cierp, za te wszystkie głupie rzeczy, które zrobiłeś. Jak to możliwe, że teraz tu stoisz i nic ci nie jest?
– Trzeba umieć się ustawić – powiedział z dumą Gilbert i położył rękę na głowie Feliksa. – Mój mały braciszek by sobie nie poradził sam, to mu pomagam! A raczej on pomaga mi, ksese. Wiesz, tak jak Feliciano i Lovino mają jeden kraj. Mogę wejść?
– Nie. – Blondyn nawet się nie zastanowił. Ależ on kochał robić na złość tej zarazie. Zawiedziony wzrok pruskich oczu był śmiesznym widokiem. – Najpierw muszę zrobić ci wyrzuty. Czemu dopiero teraz, po tylu latach, do mnie przychodzisz?
– Chciałem w czasie wojny, ale byliśmy po przeciwnych stronach, więc mój widok raczej by cię nie pocieszył. Później nie było do ciebie żadnego dostępu ani kontaktu, a...
Feliks zignorował potok słów, który zaczął się coraz bardziej rozwijać, złapał Gilberta za koszulę i wciągnął do swojego domu.
*^*
Jeśli Gilbert miał czegoś dość u Polski, to pierogów.
– Znowu? – jęknął z niechęcią.
– Nie narzekaj. Są totalnie najlepsze.
Feliks usadowił się na kolanach Gilberta z szklaną miską obok, na co ten znowu zaczął narzekać niczym stary dziadek. Blondyn to zignorował, wygodnie oparł się o pruskie ramię i zajął się wyjadaniem pierogów z naczynia.
– Mógłbyś chociaż użyć widelca.
– Generalnie to tak, ale po co? – Feliks obrócił głowę, a jego nos wylądował na policzku Gilberta. – No weź trochę, napracowałem się...
Albinos jednak, jak na złość, ani się nie ruszył, ani się nie odezwał, ani nawet nie otworzył buzi, żeby jego chłopak mógł go nakarmić. On tylko się uporczywie wpatrywał. Aż zaczęło to być niezręczne.
– Co? – odezwał się zniecierpliwiony Feliks.
Gilbert się przechylił i go pocałował. Delikatnie i ostrożnie, jakby robili to pierwszy raz, wręcz niepewnie.
– Co ci? Tak nagle...? Tak jakby, um...
– Chyba nie mówię ci tego za często, Feliś – stwierdził Gilbert, na co Polska się skrzywił. Znowu te zdrobnienie, a przecież się umówili, że już nie będzie go używał. – Kocham cię, wiesz?
– Och. Eee... Wiem. Ale możesz to powtarzać częściej.
– Ty mały samolubie...
– Aha, i kto to generalnie mówi?
– Wspaniały ja! W każdym razie, wszystkiego najlepszego.
– Pamiętałeś! – ucieszył się Feliks i w porywie radości mocno przytulił Gilberta i go pocałował. – A już w ciebie wątpiłem!
– Jak mógłbym zapomnieć o twojej setnej rocznicy odzyskania niepodległości?
– Tak samo, jak nie pamiętasz o trzecim maja i...
Gilbert ukradł pieroga i zapchał nim usta Feliksa. A jednak, do czegoś się przydały.
– I tak mnie kochasz – stwierdził.
Polska zmarszczył brwi, tak dla zasady, zaraz jednak się uśmiechnął i pokiwał twierdząco głową.
***
nie podoba mi się to ale nic lepszego na chwilę obecną nie wycisne z tego szajsuXDD
(dla wyjaśnienia: to były lata 1918-1989-2018)
WIĘC. NARESZCIE KONIEC. pierwsza w życiu "książka" zakończona! ale się cieszę!
nie jestem pewna, czy jeszcze kiedyś wezme sie za pruspola, po tym trochę mi się przejadł. znaczy, nadal go kocham, ale z książek planuje tylko z pruspolem jako szipem pobocznym bardziej
dziękuję za czytanie i strasznie dużo wyświetleń! do zobaczenia kiedy indziej ❤❤
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro