Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

9.

hej przegrywy zgadnijcie kto skończył przed czasem i dał radę nawet poprawić trochę

(mój poziom pisania i logiki spada pomocy)

***
Gilbert poczuł na swojej koszuli coś mokrego. Spojrzał w dół. A, to tylko Feliks znowu płakał.

Chwila, co?

- Feliś, co jest?

- Czemu nie śpisz...? - Polska odwrócił się plecami do Prus i otarł łzy.

- Może bo miłość mojego życia płacze po trzeciej w nocy?

- Nie nazywaj mnie tak, kłamco. Nieważne. Dobranoc.

Gilbert wiedział, że to najprawdopodobniej przez niego jego Feliks zarywał noce, ale i tak nie miał zamiaru się poddać, zanim ten mu nie poda dokładnego powodu. Niemal natychmiast wyrzucił z głowy głupi pomysł wyciągnięcia tej wiadomości poprzez łaskotki.

- Feliks. - Po raz pierwszy od dawna użył pełnego imienia blondyna. Chciał, by jego głos przypominał poważny. Żeby on jeszcze tak umiał. Marzenia. Jak zwykle, zabrzmiał jak pedofil.

Że Polak nie odpowiedział, to Gilbert podniósł się do siadu i oparł swoją dłoń na feliksowym biodrze. Zero reakcji.

- Feeeliks. Powiedz mi, o co chodzi. - Prusy delikatnie złapał głowę chłopaka i obrócił ją tak, by ten na niego spojrzał. Błąd - błyszczące od niedawnych łez oczy były zamknięte, a brwi zmarszczone. Ich właściciel tylko coś mruknął.

Albinos patrzył na Feliksa z niezrozumieniem dłuższą chwilę. I nagle sobie przypomniał.

- Boże, przepraszam! - Odruchowo podniósł ręce. Znowu próbował wykręcić szyję Polski. Oczywiście bez zamiaru skręcania jej, ale złe wspomnienia pozostały. Razem z niewielkim bólem i kilkoma bliznami.

- Generalnie to chyba nie jestem Bogiem, ale dzięki.

- Zabolało cię to? - Gilbert zignorował komentarz i ostrożnie dotknął karku Feliksa. - Ale byłem głupi. Chociaż nadal zaglibisty, oczywiście.

Blondyn znów nie reagował, zapewne w poważnym fochu. Prusy stłumił ziewnięcie. Powinien wracać do snu. I co? Miał zostawić teraz wyraźnie zranionego Feliksa samego? Chociaż, czy on kiedykolwiek nie był zraniony?

Nagle wpadł na świetny pomysł. Zasada "pocałuj, żeby nie bolało" nadal działała, prawda? Może znowu się uda. Zabrał się więc do roboty.

- Co? - wydobył się z gardła Polski zduszony pisk, gdy ponownie poczuł coś na szyi. Prus z wyczuciem, którego w życiu by się po nim nie spodziewał, obcałowywał każdy fragment jego karku. - Gilbert, co ty robisz...?

- Ciesz się, a nie. I przy okazji mi powiedz, o co chodziło. - Albinos wrócił do szyi lekko już drżącego Feliksa z nadzieją na jakąś odpowiedź. Jeśli teraz jej nie dostanie, to podda się na jakiś czas.

Polak westchnął i zacisnął pięści.

- Je-jesteś okrutny, Gilbert. Dobra. Po prostu chcę wrócić. Do domu, do Polski i do Litwy. Chciałbym móc cofnąć czas. Zadowolony?

Prusy zamarł i wycofał się. No tak. Litwa.

- Ja też - powiedział cicho.

- Co?

- Też bym chciał móc cofnąć czas. Wiesz, przed twoją unią z Litwą. Przed czternastym wiekiem. Miło było, jak się poznaliśmy, nie?

- Pozwoliłem ci się zatrzymać u mnie, a ty mi, tak jakby, ziemie zabrałeś - powiedział z rozżaleniem Feliks. - A ty się dziwisz, że nazywam cię kłamcą i zdrajcą.

- Och. No tak.

Gilbert nie wiedział, co teraz. Cokolwiek by nie zrobił, będzie źle. Nie chciał bardziej zranić Polski, ale też nie mógł też wyjść na ignoranta.

- Nienawidzę tego mówić, bo czuję się poniżony, a na to nie zasługuję, ale... przepraszam, dobra? Przepraszam. Może wybaczysz mi kiedyś. - Gilbert przykrył ich kocem i odwrócił się. Powieki same już mu się zamykały. Może mu się wydawało, ale chwilę przed zaśnięciem poczuł, jak drobne ręce wtulają się w jego plecy.

*^*^*^*

Żaden z nich nie wspominał o rozmowie i reszcie zdarzeń z nocy. Gilbert obawiał się, że albo będzie niezręcznie, albo będą udawać, że nic się nie stało.

A nie.

Został obudzony słodkim buziakiem w policzek, a potem wyciągnięto go z łóżka. Skąd w małej Polsce tyle siły? Nigdy nie przestanie go to dziwić.

A nagłe zmiany humoru? W ciąży był, czy co? Zdarzyło się to już nie pierwszy i nie drugi raz, więc Prusy zaczął na poważnie rozmyślać nad tą możliwością.

- Czekaj, Feli! Co ty— - Gilbert już po chwili był ciągnięty przez Feliksa po korytarzu niewiadomo gdzie.

- Feli?! - Z drugiego końca budynku rozległ się wrzask Lovino. - Gdzie Feliciano? Tonio, gdzie mój brat?! Ja chcę do Feliciano! Puszczaj mnie!

Feliks i Gilbert spojrzeli po sobie i wybuchnęli śmiechem. Niesamowicie wręcz zabawna pomyłka. Boki zrywać normalnie.

Feliks pociągnął Gilberta za rękaw, żeby poszli w stronę dwóch chłopaków zajadających się pomidorami.

- Nie, Roma, on nie mówił do Feliciano, tylko do Feliksa.

- Miałeś mnie tak nie nazywać, idioto! - Lovino zarumienił się dziko. Włożył resztę pomidora do buzi i skrzyżował rączki.

- Ale jesteś taaaki słodki! Pasuje ci! - Jak zwykle szeroko uśmiechnięty Antonio wziął Włocha na ręce i mocno przytulił. - Mógłbym tak bez końca, Roma~.

- Głupi Hiszpania! - wydarł się chłopiec i zaczął (próbować) kopać Antonia.

- Błe - mruknął Gilbert. - Nie wiem, czy to urocze, czy niepoprawne.

- Nie narzekaj! Ty jesteś totalnie nie lepszy - zauważył wesoło Feliks i szturchął Prusa.

- Jak to nie? Przecież jestem najlepszy!

- Chciałbyś. Dobra, chodź, ja chcę jeść. A potem wracajmy już, dobrze...?

Gilbert spojrzał ponownie na Lovino i Antonia, który próbował pociągnąć za zakazanego loczka. Znów rozległ się pisk. Albinos wykrzywił usta w rozbawieniu i położył rękę na głowie Feliksa jak na podłokietniku. Ta natychmiast została brutalnie zrzucona.

- Chciałbym, wiesz? Być już w swoim zaglibistym domku tylko z tobą. Może w końcu pozwoliłbyś na coś więcej...

- Gilbert, nie - ostrzegł Polska.

- Gilbert, tak - odburknął Prusy. - Ale obiecałem tym dwóm głupkom, znaczy Francisowi i Antonio, że będę tu z nimi do końca miesiąca, bo że niby przez romanse i w ogóle się oddalamy. Ja się z nimi nie zgadzam, ale te kilka dni chyba nas nie zabiją, nie?

***

dla Faon, która mi nie wierzyła, ze uda się na dzisiaj~

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro