5.
Nikt się nie obrazi, ze trochę bardzo odbiegam od historii, nie...?
***
Było tak dziwnie cicho. I spokojnie. Zdecydowanie zbyt cicho i spokojnie.
Generalnie, mieszkanie u Prus okazało się wcale nie być takie złe. Mimo że ten czasem robił jakieś... dziwne rzeczy... to mogłoby być znacznie gorzej.
Feliks rozejrzał się w ciemności. Niemalże nic nie widział przez późną porę. Ale coś mu nie pasowało. Zimno.
– Gilbert? – szepnął. Wyciągnął rękę na oślep. Nie było go. To ciepła jego ciało mu brakowało. – Gilbert!
Pierwszy raz podczas pobytu w tym miejscu obudził się sam.
Zaniepokojony, usiadł i przetarł oczy. Po kilku minutach przyzwyczaił się do ciemności. Miał nadzieję, że może Prusy robił sobie głupie żarty i siedział w jakimś kącie pokoju. Niestety, nie.
Blondyn wstał i poniósł płaszcz Gilberta z krzesła obok. Westchnął z zadowoleniem, poczuwszy przyjemne ciepło. Chociaż jeszcze lepiej by było, gdyby to właściciel ubrania go tak ogrzał... nie, dość. Stop, myśli, to głupie.
Wyszedł z ich wspólnego teraz pokoju. Gdzie ten głupi albinos mógł być? Może zgłodniał? Tak, dobrze by było, gdyby Feliks znalazł go w kuchni. Może też przy okazji coś by dostał.
Z cichą nadzieją wyruszył wgłąb budynku. Przez te kilka tygodni zdążył się mniej więcej nauczyć jego rozkładu, więc nie powinien już się gubić.
W pewnym momencie usłyszał znajomy głos. A był dopiero w połowie drogi do kuchni, szkoda. Zatrzymał się.
– Gilbercie, myślę, że naprawdę przesadzasz – powiedział ktoś po prusku. Feliks się wzdrygnął. Języki germańskie to dzieło szatana. Kto to wymyślił?
– O czym mówisz, panie?
– O Polsce. – Aha! Feliks sobie przypomniał. Władca Prus, Fryderyk Wilhelm II. Nie spotykał się z nim zbyt często. – Wiem, że się do niego przywiązałeś, ale...
– Nie – przerwał mu poprzedni głos. Gilbert. – Nie. Nie przywiązałem się. Nie martw się, nie lubię go nawet. To tylko... zabawka. Bo zaczynało mi się nudzić.
Polska na chwilę stracił oddech. Jak on mógł? Najpierw wzbudził w nim nadzieję, a potem takie rzeczy wygaduje! A ten durny Prusak mu się dziwił, że nie potrafił mu zaufać ani oddawać pocałunków. Jak dobrze, że tego nie robił. Czemu jednak, mimo tego, zdrada tak bolała?
Odetchnął cicho i oparł głowę o ścianę.
– Nudzić? – postanowił kontynuować rozmowę Fryderyk. – Och, jasne, biedne Prusy, nudzi ci się! Nie martw się, ja ci już niedługo znajdę zajęcie. Może napad na Rosję?
– C-co? Nie! Nie jestem na tyle silny...
– Tak? Cóż, co się odwlecze, to nie uciecze. Tymczasem, Polen, chodź tu.
Gilbert się wzdrygnął. Co, Polska? Gdzie?
Feliks udał, że to, że pan Prus go zauważył go nie zdziwiło i z podniesioną głową wszedł do pokoju. Spojrzał z góry z wyższością i pogardą na siedzącego albinosa, który jęknął w duchu. Wiedział już, że spieprzył. Bardzo.
– Cześć, Feliks – powiedział cicho. Nie dostał odpowiedzi.
Dwie personifikacje przez jakiś czas wpatrywały się w siebie nawzajem. W czerwonym spojrzeniu nie było już zwykłego im ognia, za to w zielonych oczach Gilbert zdawał się dostrzegać burzę na morzu, która niszczy wszystko. I coś czuł, że jego życie też ma ochotę rozpieprzyć. Nic dziwnego, w końcu on zepsuł te Feliksa.
– Więc – przerwał tę nieprzyjemną ciszę Fryderyk Wilhelm – skoro mówisz, że to tylko zabawka – ostatnie słowo specjalnie podkreślił – to nie będziesz miał nic przeciwko temu, żeby coś mu zrobić, prawda? W końcu to tylko mały, głupi, słaby Polen.
Prusy niechętnie wstał i ponownie spojrzał na blondyna. Ujrzał jego mocno zaciśnięte pięści, dziwnie wręcz spokojną twarz i coś, czego się nie spodziewał – strach w oczach.
Powoli do niego podszedł i zmusił się do uśmiechu, niemalże sadystycznego. Objął ramionami sztywnego Polskę.
– Przepraszam, Feliśka – wyszeptał i zmieniwszy pozycję rąk, skręcił mu kark.
***
Anooo... Przepraszam? xd
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro