24.
SKONCZYLAM!!
to miał być ostatni rozdzial, ale postanowiłam podzielić go na części, bo i tak to było dla mnie wystarczająco ciężkie
dziękuję za cierpliwość~
*
***
*
Dostałem wyjątkową, niepowtarzalną okazję poprowadzenia tego z mojej perspektywy, więc się zgodziłem! Szczęśliwi? Tak? No i zafeliście. Nie? Trudno.
Moja totalnie przewspaniała historia z tym Prusakiem zaczęła się od porwania mnie. Przeżyłem z tym palantem w jednym domu dwa lata. A teraz...
Ehe. Kojarzycie, jak mówiłem, że nigdy w życiu nie zgodzę się na pracę u Francisa? Ups, skłamałem. Ale wtedy o tym generalnie nie wiedziałem, nie liczy się! A cel uświęca środki, prawda?
Owy cel był przecież bardzo szlachetny. Moje zafeliste życie. Chcieli mi zabrać resztkę ziem, niesprawiedliwe. To uciekłem. Bez powiadamiania kogokolwiek.
- Jesteś pewny?
- Nadal cię, tak jakby, nie lubię, ale nie mam wyjścia. Powalczę i u boku Francuzów, jeśli to ma utrzeć nosa Rosji. - I pozwolić mi przeżyć, dodałem w myślach.
- W takim razie, witamy w rodzinie - oznajmił Francja z uśmiechem.
Mnie tam nie było tak wesoło, ale niech mu będzie. Wyszczerzyłem zęby.
*^*
Poczułem nieprzyjemny skurcz w klatce piersiowej. Zmrużyłem oczy, walcząc z bólem.
- Coś się stało? - zapytał jeden z Polaków.
Nigdy jeszcze nie byłem tak szczęśliwy, widząc mojego rodaka. Mnóstwo osób wyemigrowało do Francji. Znajoma obecność dodawała mi sił i adrenaliny.
- Stało się - powiedziałem niechętnie. - Generalnie, czuję to. Podpisali.
Polak położył mi dłoń na ramieniu.
- Naprawimy to, zobaczysz!
Uśmiechnąłem się z wdzięcznością. Nie chciałem nic mówić, ale generalnie rzecz biorąc, najzwyczajniej w świecie umierałem.
- Jasne, dziękuję. Ale teraz... Uhm, tak jakby, muszę usiąść. Na chwilkę.
Chłopak od razu przysunął mi krzesło. Szkoda go, jeszcze taki młody...
*
*^*^*^*
*
Ostatecznie - nic nie wymyśliłem. Mimo że obiecałem.
Ja, przezagilbisty Gilbert, uwielbiany przez wszystkich, wcale nie chciałem podpisywać trzeciego rozbioru. No, może trochę.
Były bowiem dwie opcje - albo Feliks zostanie ze mną na zawsze, albo zginie. Zniknie.
Rosja i Austria byli zdecydowani, że to zrobią. Ze mną lub bez. A Polska był mój, więc nie mogłem go im tak oddać. Zgodziłem się więc i podpisałem dokument. (No i trochę mi kazano, głupie władze).
Ivan i Roderich spędzali tę noc w moim domu, bo to tu przecież dotychczas przebywał Feliks. Jeszcze wczoraj po południu go widzieliśmy, jak z niepodobną do niego surową miną siedział przy kominku i wpatrywał się w wygasający ogień. A rano?
- Gdzieeeee Feliks? - Rosja chodził po moim wspaniałym domu z jakąś metalową rurą i demolował losowe rzeczy. Moje biedne... - Gdzie schowałeś mojego najdroższego przyjaciela, Prusy? Oddaj go nam! Zdecydowanie za długo u ciebie był!
A ja, nie przyznałbym tego, ale, cóż sam wpadłem w panikę. Gdzie ta mała, wkurzająca, kochana pchła mogła się schować?
- To nieważne - odpowiedziałem z powagą, zdając sobie z czegoś sprawę. - Zabory, prawda? Zabraliśmy mu resztę ziem. Polski już nie ma. To koniec.
Rosja zamilkł z jeszcze szerszym uśmiechem na ustach, a Austria skomentował to tylko cichym westchnięciem.
Otarłem niechcianą łzę, zignorowałem okropny ból w piersi, jakby ktoś mi tam wypalił dziurę i stanąłem przy nich.
- Pozbyliśmy się problemu, prawda? - powiedziałem niechętnie. - Możecie wracać.
Jak tylko zobaczyłem, że się odwracają, wróciłem do naszej— swojej sypialni. Już nigdy nie będzie moja i Polski, uspokój się, Gilbert.
Usiadłem na łóżku i dotknąłem poduszki Feliksa. Ona jedna nadal o nim pamiętała i zatrzymała jego zapach. Wcale nie wyglądałem jak nienormalny, siedząc tak w ciemności i wąchając jakąś poduszkę...
Wróciłem ze świata rozmyślań, usłyszawszy zbliżające się kroki. Przecież nikogo tu już nie powinno być, o co chodziło? Podniosłem głowę.
- Gilbercie.
- Co ty tu robisz, Austrio? - odezwałem się. Chyba trochę za ostro.
- Chciałem porozmawiać. Twoje relacje z Polską, mimo wszystko, były dość bliskie, nieprawdaż?
- A od kiedy to ty się wtrącasz w nieswoje sprawy?
- Od wtedy, od kiedy Węgry mnie zamęcza tym, co się dzieje z Feliksem...
- Przekaż jej - przerwałem mu - że jej kochany Feliś nie żyje. I że nigdy nie łączyło mnie z nim więcej niż rywalizacja. To koniec.
- Taak. Właśnie widzę. Cóż... Do widzenia.
No odczep się wreszcie.
Austria ostatecznie wyszedł. Zrobiło się dziwnie cicho. To najgłupsze, o czym kiedykolwiek pomyślałem, ale brakowało mi ciągłego gadania, a nawet narzekania upierdliwego Polski.
Ciężko upadłem na łóżko. Nie miałem innego wyboru, musiałem się przyzwyczaić do życia w samotności. Przecież nie tylko on by mnie chciał, zresztą, kto w ogóle by nie chciał zagilbistego mnie?
I wtedy zobaczyłem list.
Moją pierwszą myślą było - znowu każą mi coś płacić? Ale coś mi tam nie pasowało.
Rozłożyłem kartkę. Polski... Chwila, to polski! Nikt normalny i zdrowy na umyśle by nie pisał tu po polsku, a tym bardziej do mnie, Prus, osobiście. I nikt by się nie ośmielił zostawić liściku na moim prywatnym łóżku.
No, chyba, że Rosja postanowił zrobić mi jakiś zabawny żart.
List rozpoczynał się naprawdę majestatycznie.
Głupi Prusaku!
Teraz przynajmniej nie mogłem wątpić, kto był nadawcą.
Wybacz, że Ci nie powiedziałem. Tak było bezpieczniej. Załatwiłem sobie pracę u Francji. Lepiej nie odwiedzaj mnie ani nic.
Niech Ci będzie. Kocham Cię, Polska.
(Ps. Umrę tu).
Wypełniła mnie dziwna radość, jakiej jeszcze w życiu nie czułem. Feliks żył...
To teraz czekała mnie kolejna wyprawa do Francji.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro