Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

20.

suprajs w końcu mi się udało
dalej nie będzie już w poniedziałki tylko te około 3 rozdziały jak najszybciej dam radę i koniec

***

Zrezygnowany Gilbert otworzył oczy i rozejrzał się. Nadal ciemno. Kiedy minie ta głupia noc? Skoro już tak długo nie mógł zasnąć, to chciałby już móc wstać i zająć się czym trzeba. Właściwie to mógłby, ale wtedy musiałby obudzić Feliksa, który był pogrążony w głębokim śnie i mocno przytulał Gilberta. Do tego wyglądał przeuroczo i żal było niszczyć ten obrazek.

Od dłuższego czasu więc wpatrywał się w niewyraźną w ciemności twarzyczkę blondyna. Robiło się coraz nudniej, to znowu próbował zasnąć, ale nic z tego.

Nie wiedział, czemu bezsenność go tak męczyła tej nocy. W sumie wczorajszej też, mimo że był wykończony, bo nawaliło mu się sporo pracy na raz. Może wszechświat postanowił się mu odwdzięczyć za całe zło, które kiedyś udało mu się popełnić? Za cały ten ból, który sprawił Polsce i wcześniej paru innym krajom? Nawet tak zagilbiste osoby jak on popełniały czasem błędy. Może mu się należało. Może...

  – Rany, Gilbert – usłyszał niewyraźne słowa Feliksa. – Co znowu kręcisz się z boku na bok? Sam mówiłeś, że generalnie to powinienem się wysypiać w nocy...

  – Feliś...

  – Eee, nie, że się martwię, ale generalnie to wszystko w porządku?

  – Uhm. Czemu nie śpisz? – zapytał Gilbert, chcąc trochę zmienić temat. Nie do końca wiedział, jak odpowiedzieć na słowa Polaka.

  – Wiesz, to nie ja się ciągle wiercę na łóżku - zauważył z ironią Feliks.

  – Aha. Ja... myślę.

Blondyn gwałtownie się uniósł.

  – Umiesz?!

  – Lepiej niż ty – odpowiedział z wyższością Gilbert.

  – Kurczę, to musiałbyś być totalnie mądry. Wątpię w to.

  – Co? Za bardzo się wyspałeś już, że na żarty cię bierze? No dobra - rzucił Prusy z uśmieszkiem, na widok którego Feliks poczuł chęć natychmiastowej ucieczki.

Za późno.

Gilbert złapał go w pasie i przerzucił nad sobą. Feliks wydarł się, bo nie widziało mu się przygrzmocić w twardą podłogę. W ostatniej chwili, kiedy już biedny kręgosłup Polaka miał się znowu zepsuć, uderzając o ziemię, Gilbert wzmocnił uścisk i przytrzymał go. Feliks został delikatnie położony. Co z tego, jeśli już prawie dostał zawału?

  – Coś, tak jakby, nie tak z głową masz?!

  – Nie wiem, Felkuś. Może sam sprawdź?

Gilbert dołączył do Feliksa na podłodze. Dokładnie mówiąc - usiadł na jego brzuchu. Ten jęknął z bólu, ale Prusak nic sobie z tego nie robił. Nachylił się nad twarzą blondyna.

Skoro i tak już nie spał, to czemu nie wziąć udziału w grze Gilberta?

Feliks wsadził swoje palce między białe włosy. Przymknął oczy i pokiwał głową z miną znawcy.

  – Och, tak. Totalnie jest coś nie tak – zdiagnozował smutno. – Jesteś chory psychicznie, trzeba cię zamknąć.

  – Co?! Sam jesteś!

Feliks uśmiechnął się, rozłożył ręce i zamknął w nich Gilberta.

  – Takie to generalnie jest straszne? – odezwał się cicho tuż przy jego uchu.

  – Tak zamknięty mogę być.

Jeszcze jakiś czas leżeli na podłodze, przytuleni do siebie niczym para idiotów, rozmawiając o bzdurach. Odczucie bycia przygniatanym nagle zniknęło z Feliksa, kiedy Gilbert postanowił wstać, bo zauważył, że noc zaczęła zmieniać się w dzień. Do tego, zrobił się głodny.

  – Eeeej, głupi zdrajco, było mi totalnie wygodnie, znaczy, generalnie pomijając twoją wagę... Wracaj mi tu! Gilbert, Giiilberrrt. Już. Gilbert!

Albinos pochylił się nad nim raz jeszcze i pocałował, aby Polak się zamknął. Zawsze działało.

  – Zaraz wrócę. Z jedzeniem~.

Feliks usiadł z trudem, podpierając się rękami i pokiwał głową. Jedzenie? Był w stanie poświęcić bliskość Prusaka dla jedzenia.

*^*

Gilbert nie wiedział, jak to się stało. Był pewny, że więcej na to nie pozwoli. Że to się nie uda Feliksowi po raz kolejny.

Kiedy wrócił z posiłkiem do ich sypialni, jego ulubionej personifikacji pobliskiego państwa już nie było. Szybko sprawdził, czy się gdzieś nie chował, a gdy okazało się, że nie, wybiegł z pomieszczenia.

Przecież nie mógł uciec daleko. Nie miałby na tyle sił. Lepiej, żeby ich nie miał, bo inaczej, po pierwsze: władca Prus skopie mu jego pusty łeb, że dał zwiać Polsce i po drugie: będąc już na tyle wyniszczonym, Feliks mógł sobie nie poradzić na zewnątrz, wśród obcych ludzi, którzy w Prusach chcieli dla niego, Polaka, niekoniecznie dobrze.

Gilbert myślał, że się popłacze ze szczęścia, widząc blondyna całego, na terenie swojej posiadłości. Oczywiście, nie zrobił tego, był zbyt zagilbisty na coś takiego.

  – Głupi jesteś?! – zawołał, biegnąc do uciekiniera. – Złaź mi z ogrodzenia, ale to już!

  – Sam jesteś, robaku! Totalnie zepsułeś! – odkrzyczał Feliks. Nie miał zamiaru ruszyć się z miejsca. Już prawie się udało!

  – Przestań! Wiesz, że w tym stanie nie poradzisz sobie sam!

Gilbert był już tak blisko. Jeszcze tylko chwila i będzie mógł złapać Feliksa i zabrać go z powrotem do swojego domu. To nie tak, że blondyn nie lubił z nim przebywać. Mimo tych kłótni i wszystkich nieprzyjemnych rzeczy, Gilbert potrafił być delikatny i kochany. I Feliks naprawdę go kochał.

Ale najbardziej kochał swój kraj, jego mieszkańców i niepodległość.

Polska zeskoczył na ziemię. Zachwiawszy się, podniósł tyle śniegu, ile dał rady na raz i rzucił nim albinosowi w twarz. Zebrał niewiele pozostałych sił i wziął się za ucieczkę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro