9. SPOTKANIE Z PRZYJACIÓŁMI
Wchodzę do wysokiego, przeszklonego budynku, w którym mieści się redakcja i już na samym wejściu, wita mnie z uśmiechem Bartek, który pracuje tu jako ochroniarz. Ten człowiek zawsze poprawiał mi humor, gdy widział, że coś mnie trapi. Teraz uświadamiam sobie, jak wielu ludzi brakuje mi na co dzień w Niemczech. Przechodzę przez hol, w którym znajduje się kilka osób i czuję na sobie ich spojrzenia. Zwracam swój wzrok w kierunku dwóch kobiet stojących przy drugim wejściu i zauważam, że szepczą sobie coś na ucho, patrząc w moim kierunku. Zapewne plotkują o mnie i Adamie. Wczoraj wieczorem wrzuciliśmy na swoje portale społecznościowe zdjęcia, a przy nich krótki opis, kim dla siebie jesteśmy. Oczywiście po kilkudziesięciu minutach pojawił się artykuł na ten temat. Brukowce zastanawiają się, dlaczego go ukrywałam, nigdy o nim nie mówiłam, a na dodatek przytoczono moją wypowiedź sprzed kilku lat, gdzie ogłosiłam, że nie mam absolutnie żadnej rodziny. No cóż, wszyscy będą musieli żyć w niewiedzy. Podchodzę do windy i czekam, aż zjedzie na dół. Po chwili otwiera się, więc wchodzę do środka i wciskam guzik z ostatnim piętrem, gdzie znajduje się gabinet naczelnego. Kiedy już drzwi mają się zamknąć, ktoś w ostatniej chwili blokuje je ręką, przez co ponownie się rozsuwają. Moim oczom ukazuje się nie kto inny, jak Michał Baranowski. Cicho wypuszczam powietrze i przeklinam go w myślach. Zapewne widział, że wsiadam do tej windy i na złość, musiał też się do niej wpakować, jakby nie mógł do innej. Pomieszczenie wypełnia zapach jego perfum, które mnie drażnią i zaraz chyba się uduszę, są tak intensywne. Facet, jak zawsze nienagannie ubrany, jakby za chwilę miał pozować dla magazynu L'Officiel Hommes. Ja nie siliłam się dzisiaj na żadną elegancję, w końcu idę usłyszeć, że odsuwają mnie od dotychczasowych zajęć, więc nie widziałam sensu w strojeniu się.
— Cześć — rzuca w moim kierunku z uśmiechem.
— Dzień dobry, szefie — odpowiadam kurtuazyjnie i przenoszę wzrok na wyświetlacz, który pokazuje piętra. Szkoda, że nie można go popędzać oczami, gdyby była taka możliwość, już bylibyśmy na górze.
— Co tak oficjalnie? — pyta ze śmiechem, a ja czuję, jak zaczynam się wewnętrznie wkurwiać. Bezczelny typ.
— A nie jesteś moim szefem? — zadaję pytanie, spoglądając na niego. — A no tak... Przepraszam, mój błąd — mówię, a on marszczy czoło. — Powinno być: dzień dobry, były szefie — dodaję, sztucznie uśmiechając się od ucha do ucha.
W końcu słyszę dźwięk zwiastujący, że winda dotarła na samą górę. Drzwi się rozsuwają i wychodzę, a za mną podąża Baranowski. Przechodzę do oszklonego pomieszczenia, gdzie znajduje się biurko sekretarki naczelnego.
— Cześć, Gośka — wita się ze mną Magda.
— Cześć — odpowiadam jej z uśmiechem i siadam na kanapie, która stoi pod ścianą obok drzwi do gabinetu szefa. Naprzeciwko mnie siada Michał i przygląda mi się zamyślony. — Naczelnego jeszcze nie ma? — pytam się dziewczyny, a ona przecząco kiwa głową.
— No niestety nie. Dzwonił, że się spóźni i będzie około dziesiątej — odpowiada, a ja robię niezadowoloną minę. — Ale opowiadaj, co tam u ciebie? — kontynuuje rozmowę, uśmiechając się. — Cała redakcja od rana mówi tylko o tobie i twoim bracie. Ty to umiesz zrobić show i dramaturgię — mówi, puszczając mi oczko.
— No cóż... Tak wyszło — uśmiecham się.
— Ale niezłe ciacho z tego twojego brata. Przedstawiłabyś go swojej najlepszej koleżance — zaśmiewa się w głos, a ja z niedowierzaniem kręcę głową. W tym samym momencie dzwoni telefon i dziewczyna podnosi słuchawkę.
— Tak... Rozumiem... Już idę — mówi, po czym rozłącza się. — No niestety muszę zejść na dół, ale mam nadzieję, że po spotkaniu jeszcze chwilę porozmawiamy.
— Pewnie. Z chęcią dowiem się najświeższych plotek — odpowiadam z uśmiechem, a ona wychodzi, zabierając ze sobą jakieś dokumenty. W tym momencie zostaję sama z Michałem, którego wzrok cały czas czuję na sobie, co zaczyna mnie krępować. Wyciągam więc telefon z torebki i uruchamiam przeglądarkę internetową.
— Gosia — odzywa się nagle Michał, więc przenoszę swój wzrok na niego. — Chciałbym cię przeprosić — dodaje, a ja wewnętrznie się uśmiecham. Mówiłam, że prędzej czy później będzie mnie przepraszał. — Nie wiedziałem, że to twój brat. Przepraszam, zbyt pochopnie cię osądziłem — słyszę, jak z jego ust padają przeprosiny i po jego minie widzę, że są szczere.
— Nie tylko ty zbyt szybko mnie oceniłeś.
— To co? Przyjmujesz moje przeprosiny? — pyta, bacznie mi się przyglądając.
— Tak — odpowiadam z nieśmiałym uśmiechem i zauważam, jak się rozluźnia. Nie wiedziałam, że siedzi na tej kanapie taki spięty. W tym samym momencie do pomieszczenia wkracza Kamila.
— Jeszcze jej tu brakowało — mówię pod nosem i zwracam wzrok w kierunku mojego telefonu.
— Cześć wam — wita się z nami. — No Michał, jak zawsze bosko wyglądasz — zaczyna go kokietować. — Widzę, że zainwestowałeś w nowy zegarek — zwraca się do mężczyzny, siadając obok niego, a ja śmieję się w duchu. Serio? Taki tekst na podryw? — Masz jakieś plany na dzisiejszy wieczór? Może wyskoczylibyśmy gdzieś razem? — pyta, na co on odchrząkuje. Facet jest chyba w potrzasku. No cóż, Kamilka żadnemu nie przepuści, a już na pewno nie takiemu, który jest kasiasty. Ona chyba nigdy się nie zmieni.
— No właściwie... To mam już plany na dzisiaj — odpowiada Michał i kątem oka widzę, że jest zmieszany, tylko nie mam pojęcia, dlaczego patrzy w moim kierunku. — Mamy z Gośką do obgadania kilka kwestii dotyczących pracy i umówiliśmy się na wieczór, bo ja wcześniej nie dam rady, a ona jutro wraca do Niemiec — słyszę i z niedowierzaniem przenoszę wzrok na niego. Jego oczy wręcz błagają o ratunek, co mnie nawet trochę bawi. Wielki Michał Baranowski, nie wie, jak spławić natrętną kobietę. Kamila spogląda na mnie, a ja uśmiecham się do niej od ucha do ucha.
— Szkoda — stwierdza po chwili. — A ty Gośka, ogarnęłabyś się trochę — zwraca się do mnie, patrząc z wyższością. — Zobacz, jak rewelacyjnie wygląda twój szef. Zarabiasz kupę kasy, to zainwestowałabyś w jakieś porządne ciuchy — wypala, a mnie na chwilę zatyka.
— Wiesz, Kamila... — zaczynam mówić, kiedy dochodzę do siebie po tym, co przed chwilą usłyszałam. — Po pierwsze, to nie chcę się za bardzo stroić, bo wtedy byłabym najbardziej wystrzałową laską w tej redakcji, a wiem, że tobie bardzo zależy na tym tytule, więc nie będę ci go odbierała — odpowiadam, szyderczo się uśmiechając, a ona gromi mnie wzrokiem. — Po drugie, wolę wydawać zarobioną kasę na inne przyjemności — dodaję, a dziewczyna zaciska usta. Ups, chyba nie wie, co odpowiedzieć.
— Do zobaczenia, Michał — zwraca się do blondyna, po czym wstaje i wychodzi. Kiedy znika z pola widzenia, Baranowski wybucha śmiechem. Chyba pierwszy raz słyszę, tak szczery śmiech tego faceta.
— Nie mogę uwierzyć w to, co przed chwilą do niej powiedziałaś, ale ją załatwiłaś — mówi rozbawiony, na co ja wzruszam ramionami. — Zadziorna jesteś — dodaje, puszczając mi oczko. — Przepraszam, że wciągnąłem w to ciebie, ale inaczej nie dałaby mi spokoju.
— Rozumiem — odpowiadam krótko, bo widzę zbliżającego się naczelnego. Głęboko wzdycham i wstaję z kanapy, kiedy przechodzi przez drzwi.
— Dzień dobry, państwu. Przepraszam za spóźnienie. Korki — tłumaczy się. Jak już kłamie, to mógłby wysilić się na coś oryginalniejszego. Otwiera swój gabinet i wpuszcza nas do środka. Zajmujemy miejsca, które nam wskazuje, a sam siada naprzeciwko nas, następnie kieruje swój wzrok na mnie.
— No cóż, chyba wyszło jakieś nieporozumienie — zaczyna mówić. — Pani Małgorzato, dlaczego nie powiedziała mi pani, że ten mężczyzna jest pani bratem? — zadaje pytanie, a ja unoszę brew do góry. Serio, idioto? Nie pamiętasz dlaczego?
— Zapewne dlatego, że nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, to pan się rozłączył — odpowiadam z powagą, a on głęboko wzdycha.
— No tak... No tak... — powtarza w zamyśleniu. — Jestem w gorącej wodzie kąpany. Przepraszam, mój błąd — dodaje po chwili. — Państwo byliście pokłóceni o coś? Teraz się pogodziliście? Czy o co w tym wszystkim chodzi? — zadaje pytania, a ja niedowierzaniem, że je słyszę. — Bo to trochę dziwne, że on pojawia się obok pani tak nagle — kończy swój bezsensowny wywód.
— Przepraszam, ale to prywatne sprawy — odpowiadam poirytowana. — Zresztą zdaje się, że nie taki był cel dzisiejszego spotkania. Jeśli mamy zakończyć naszą współpracę, to zróbmy to, jak najszybciej i będzie po kłopocie — dopowiadam z pełną powagą, a obydwaj panowie, momentalnie prostują się w fotelach.
— Nie chcę kończyć z tobą współpracy — odzywa się Baranowski, na co ze zdziwieniem spoglądam w jego kierunku. Nawet nie ukrywam tego, że jestem zaskoczona tym, co przed chwilą usłyszałam.
— Rozmawiałem wczoraj, późnym wieczorem z panem Michałem i obydwaj stwierdziliśmy, że jeśli tylko pani wyrazi taką chęć, to zostaje pani w tym zespole — mówi naczelny, a ja przenoszę wzrok na niego i nie dowierzam w to, co słyszę od obydwóch mężczyzn. — Pani musi podjąć decyzję — dodaje.
No cóż, ja już znam swoją odpowiedź, która brzmi: NIE. Pogodziłam się z tym, że wylatuję z zespołu Baranowskiego i nawet trochę przeorganizowałam sobie swoje plany. Freitag też wie, że jak wrócę, to będziemy mieli więcej czasu dla siebie. W sumie to nawet mi to na rękę. Bardziej przyłożę się do nauki języka i zacznę szukać jakiegoś zajęcia w lokalnych redakcjach.
— To jak, Gosia? Zostajesz? — wyrywa mnie z zamyślenia głos Michała.
— Tak — pada z moich ust odpowiedź, którą zaskakuję sama siebie, bo w myślach mówiłam NIE. To dlaczego, do cholery zgodziłam się na dalszą współpracę? Nie mam pojęcia, chyba jestem jakaś zaburzona. Myślę jedno, robię drugie. Gośka zacznij się leczyć — karcę siebie w myślach.
— Świetnie — mówi naczelny, zacierając ręce.
Porozmawialiśmy jeszcze przez chwilę, w trójkę o pewnych zmianach, w naszej dotychczasowej pracy i po kilkudziesięciu minutach razem z Baranowskim, opuszczałam gabinet. Magda już zdążyła wrócić, więc ja zostałam, żeby sobie z nią poplotkować.
Po jakimś czasie w końcu wychodzę z redakcji. Jestem trochę niezadowolona po spotkaniu, bo okazało się, że Tomek i Paweł już nie będą z nami pracować, a to ich najbardziej polubiłam z całego zespołu. Gdybym wiedziała to wcześniej, to wtedy na pewno nie zgodziłabym się na dalszą współpracę. Niestety, potem było już za późno na cofnięcie swojej decyzji. Jednak w dalszym ciągu nie rozumiem, jakim cudem z moich ust wyrwało się słowo TAK, zamiast NIE. Nigdy nie zrozumiem swojego mózgu. Kiedy dochodzę na parking, zauważam Michała, który stoi oparty o maskę mojego samochodu i zaczynam się zastanawiać, o co może mu chodzić. Dlaczego na mnie czeka, przecież już od dawna nie powinno go tu być.
— Coś się stało? Powiedziałam coś nie tak przy naczelnym? — pytam, kiedy do niego podchodzę.
— Nie, skądże — odpowiada z uśmiechem. — Masz jeszcze chwilę czasu? Czy już uciekasz do Niemiec?
— Jeszcze nie wyjeżdżam — mówię i zaczynam się zastanawiać, co temu facetowi chodzi po głowie.
— Może pojedziemy gdzieś na jakąś kawę? Pogadamy chwilę? Chciałbym zatrzeć ostatnie nieprzyjemności pomiędzy nami — stwierdza, a ja patrzę na niego, mrużąc oczy. — To jak? — dopytuje, a ja w dalszym ciągu doszukuję się drugiego dna w tym wszystkim i zastanawiam się nad odpowiedzią.
— W sumie, czemu nie — zgadzam się po chwili, na co Michał się uśmiecha.
— Chodź, pojedziemy moim autem. Znam fajną, kameralną kawiarnię — mówi i ruszamy w kierunku samochodu.
— Gośka! — słyszę za sobą krzyk Piotra, przez co zatrzymuję się z moim szefem. W tym momencie widzę moich przyjaciół, którzy wysiadają z redakcyjnego busa.
— Przepraszam, chwilkę z nimi porozmawiam — mówię do Michała, a on przytakuje głową.
***
— Ty cholero, dlaczego nie dałaś znaku, że przyjeżdżasz do Polski? — pyta Piotrek, gdy do nich podchodzę, po czym przytula się do mnie, a następnie obejmują mnie pozostali.
— I tak zaraz wracam do Niemiec — odpowiadam zrezygnowana, bo kiedy ich zobaczyłam, jakoś posmutniałam. Tak bardzo za nimi wszystkimi tęsknię.
— Nie możesz wrócić jutro rano? — odzywa się Marek, a ja głęboko wzdycham.
— Obiecałam Richardowi, że wrócę jeszcze dzisiaj — mówię, na co oni robią skrzywione miny.
— Nie ma mowy. Wieczorem, wszyscy wpadamy do ciebie. Dzwoń do tego swojego kochasia, że wrócisz jutro — nalega Piotrek, a mi coraz bardziej zaczyna podobać się ten pomysł.
— Napiszę wam, czy ten plan wypali — odpowiadam, uśmiechając się nieśmiało.
— Co to za spacerki z szefem? — pyta Rafał, wymownie na mnie patrząc.
— Zaprosił mnie na kawę — odpowiadam, a mój przyjaciel unosi brwi do góry.
— Dobra, panowie, zwijamy się, bo robota czeka. Wieczorem sobie pogadamy — odzywa się Karol, a reszta mu przytakuje. Żegnamy się i oni powoli ruszają w kierunku budynku redakcji. Ja też odwracam się i już mam odchodzić, ale zatrzymuje mnie Artur.
— Gosia — wypowiada moje imię, przez co zwracam się w jego kierunku. — Uważaj na Baranowskiego. To straszny podrywacz — mówi, a ja prycham.
— No i co z tego? On wie, że jestem w związku — odpowiadam, mrużąc oczy.
— Tak? I jakoś nie przeszkadzało ci to wczoraj, żeby się ze mną całować — stwierdza fakt, a we mnie zaczyna się wszystko gotować.
— Czasem człowiek popełnia błędy — mówię, patrząc na niego złowrogo. Moralista się znalazł.
— Ja popełniłem największy, bo zakochałem się w tobie — wypala ze złością, a mnie zatyka.
— Nikt ci nie kazał — odpowiadam oschle i chcę odejść, ale on łapie mnie za ramię i przytrzymuje.
— Czasami wieczorami zastanawiam się, za co los mnie tak pokarał, że musiałem zakochać się w tak nieczułej zołzie.
— Jesteś palantem, Kamiński! — syczę w jego kierunku. — Jeśli dojdzie do spotkania wieczorem, to ty nie jesteś na nie zaproszony. Nie chcę cię więcej widzieć w moim domu — odpowiadam wściekła i wyrywam ramię z jego uścisku, a następnie odchodzę w kierunku Baranowskiego.
***
Punkt osiemnasta, do mojego domu zaczynają zjeżdżać się przyjaciele. Richard zgodził się na to, żebym wróciła jutro, chociaż nie był z tego faktu za bardzo zadowolony. Przybyli już prawie wszyscy. Brakuje tylko Rafała, który zapewne, jak zawsze się spóźni. Siedzę z chłopakami i rozmawiamy, kiedy to rozlega się dźwięk dzwonka do drzwi.
— Oho, czyżby Rafał dowiedział się, do czego służy to urządzenie? — śmieję się, po czym wstaję z fotela i idę otworzyć drzwi. Kiedy to robię, moim oczom ukazuje się mój przyjaciel, ale nie jest sam. Obok niego stoi Artur.
— A ty, co tu robisz? — pytam ze złością.
— Przyszedł ze mną — odpowiada Rafał i jak gdyby nigdy nic, obydwoje wchodzą do domu.
— Zostaliście parą? — pytam, gromiąc go wzrokiem, a on prycha.
Mijają mnie i kierują swoje kroki do salonu. Zamykam drzwi najdelikatniej, jak potrafię, chociaż mam ochotę trzasnąć nimi z całych sił i wracam do gości. Siadam w fotelu i gromię wzrokiem Artura, który uśmiecha się do mnie. Ma facet tupet. Najpierw mnie obraża, a teraz głupio się śmieje.
Panowie gadają jak najęci, jeden przez drugiego, opowiadając, co ciekawego działo się w redakcji. Po jakimś czasie idę do kuchni, żeby wyjąć z lodówki kolejne browary dla nich. Ja siedzę przy zwykłym soku, bo z samego rana wsiadam do auta i wyruszam w podróż. Nie chcę ryzykować, że jakieś procenty zostaną w moim organizmie, bo znając siebie, to na jednym piwie by się nie skończyło.
— Pomogę ci — mówi Karol i idzie za mną. — Victor dzwonił — szepcze, kiedy jesteśmy sam na sam. — Chce się z nami widzieć w sobotę. Dasz radę? — pyta z niepewnością w głosie.
— Tak, akurat wtedy będę w Berlinie — odpowiadam, puszczając mu oczko.
— Świetnie — uśmiecha się do mnie. — Przy okazji poskarżył się na ciebie — mówi ze śmiechem, odgarniając kosmyk moich włosów za ucho.
— Facet jest nienormalny — stwierdzam i przewracam oczami. — Chodź z tym piwem, bo czuję w kościach, że jesteśmy przez kogoś obserwowani — dodaję, wyciągając alkohol z lodówki, po czym podaję go koledze.
— Rafał z Arturem na nas patrzą — szepcze mi do ucha szatyn, a ja wznoszę oczy do góry.
Zabieramy piwo i wracamy do reszty. Kiedy siadam na swoim miejscu, Artur dziwnie mi się przygląda. Już mam tego serdecznie dosyć. Czuję, jak powoli zaczynam się irytować i boję się, że zaraz puszczą mi nerwy. Robię głęboki wdech i na chwilę odchodzę od towarzystwa. Wchodzę po schodach na górę, w stronę swojej sypialni. Po wejściu do środka biorę poduszkę do ręki i zaczynam nią uderzać o łóżko, żeby dać upust negatywnym emocjom. Po chwili uspokajam się i siadam. Kilka minut później czuję, że jestem gotowa wrócić do moich przyjaciół. Wychodzę z sypialni i nagle zostaję wciągnięta przez kogoś, do mieszczącej się naprzeciwko pokoju łazienki. Zaskoczona zaistniałą sytuacją piszczę.
— Artur, odbiło ci? — pytam ze złością, kiedy zauważam, kto za tym stoi. — Czego ty ode mnie chcesz? — dodaję, ale nie otrzymuję żadnej odpowiedzi. Zamiast niej brunet namiętnie mnie całuje. Po chwili, kiedy dochodzi do mnie, co się dzieje, odpycham go od siebie.
— Przepraszam za to, co powiedziałem na parkingu — mówi, a ja przewracam oczami. — Kiedy zobaczyłem cię z Baranowskim, poczułem zazdrość. Boję się, że on mi ciebie odbierze — dodaje, a ja stoję i słucham tego wszystkiego w osłupieniu.
— Nie jestem z tobą, więc nikt ci mnie nie odbierze — stwierdzam po chwili i widzę, jak robi zbolałą minę.
— I tak będę czekał — odpowiada, na co z bezsilności, kryję twarz w dłoniach. — Zobaczysz, jeszcze będziemy razem — dodaje, a ja chyba zaczynam obawiać się tego faceta. Zachowuje się, jak wariat.
— Artur, daj mi już spokój — mówię, zrezygnowanym głosem i obserwuję jego reakcję, ale moje słowa nie robią na nim żadnego wrażenia.
— Mam coś dla ciebie — mówi, wyciągając z kieszeni pudełko. Otwiera je i wyciąga łańcuszek. Dokładnie taki sam, jak ten który zgubiłam, chociaż on twierdzi inaczej. Ja nie wierzę w to, że Freitag mógł go wyrzucić. — Mogę ci go założyć? — pyta, jednak ja nie jestem przekonana do tego pomysłu.
— Chyba będzie lepiej, jeśli nie przyjmę tego prezentu — odzywam się, ale brunet mimo wszystko staje za moim plecami i zapina mi wisiorek na szyi. Matko, dlaczego to wszystko mnie spotyka? Jestem w związku, dlaczego on nie może tego zaakceptować? Na co on w ogóle liczy?
— Mam nadzieję, że tego nie zgubisz — mówi, ale wyczuwam w jego głosie nutkę sarkazmu.
Patrzy mi w oczy, co zaczyna mnie krępować, dlatego odwracam się do niego tyłem i zbliżam do drzwi, żeby opuścić pomieszczenie, ale on uniemożliwia mi to. Napiera na mnie swoim ciałem, odwraca do siebie przodem i zaczyna całować. Tak cholernie namiętnie, że znowu zaczynam tracić głowę. Moje ciało, kolejny raz odmawia współpracy z moim rozumem. Nagle ktoś zaczyna pukać do drzwi.
— Artur, jesteś tam? — słyszymy głos Rafała.
— Już, chwila — odpowiada brunet, a ja już się boję, co sobie pomyśli mój przyjaciel, kiedy zobaczy, że ja też tutaj jestem. Cholera, co za niefart.
— Matko, jak ja stąd wyjdę? — zadaję pytanie i patrzę na Artura, który tylko wzrusza ramionami.
— Przez drzwi — odpowiada, szeroko się uśmiechając, a ja przewracam oczami. Brunet przekręca klucz w zamku, a następnie otwiera drzwi. Puszcza mnie przodem i widzę zaskoczoną minę Rafała.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro