Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

9. SPOTKANIE Z PRZYJACIÓŁMI

Wchodzę do wysokiego, przeszklonego budynku, w którym mieści się redakcja i już na samym wejściu, wita mnie z uśmiechem Bartek, który pracuje tu jako ochroniarz. Ten człowiek zawsze poprawiał mi humor, gdy widział, że coś mnie trapi. Teraz uświadamiam sobie, jak wielu ludzi brakuje mi na co dzień w Niemczech. Przechodzę przez hol, w którym znajduje się kilka osób i czuję na sobie ich spojrzenia. Zwracam swój wzrok w kierunku dwóch kobiet stojących przy drugim wejściu i zauważam, że szepczą sobie coś na ucho, patrząc w moim kierunku. Zapewne plotkują o mnie i Adamie. Wczoraj wieczorem wrzuciliśmy na swoje portale społecznościowe zdjęcia, a przy nich krótki opis, kim dla siebie jesteśmy. Oczywiście po kilkudziesięciu minutach pojawił się artykuł na ten temat. Brukowce zastanawiają się, dlaczego go ukrywałam, nigdy o nim nie mówiłam, a na dodatek przytoczono moją wypowiedź sprzed kilku lat, gdzie ogłosiłam, że nie mam absolutnie żadnej rodziny. No cóż, wszyscy będą musieli żyć w niewiedzy. Podchodzę do windy i czekam, aż zjedzie na dół. Po chwili otwiera się, więc wchodzę do środka i wciskam guzik z ostatnim piętrem, gdzie znajduje się gabinet naczelnego. Kiedy już drzwi mają się zamknąć, ktoś w ostatniej chwili blokuje je ręką, przez co ponownie się rozsuwają. Moim oczom ukazuje się nie kto inny, jak Michał Baranowski. Cicho wypuszczam powietrze i przeklinam go w myślach. Zapewne widział, że wsiadam do tej windy i na złość, musiał też się do niej wpakować, jakby nie mógł do innej. Pomieszczenie wypełnia zapach jego perfum, które mnie drażnią i zaraz chyba się uduszę, są tak intensywne. Facet, jak zawsze nienagannie ubrany, jakby za chwilę miał pozować dla magazynu L'Officiel Hommes. Ja nie siliłam się dzisiaj na żadną elegancję, w końcu idę usłyszeć, że odsuwają mnie od dotychczasowych zajęć, więc nie widziałam sensu w strojeniu się.

— Cześć — rzuca w moim kierunku z uśmiechem.

— Dzień dobry, szefie — odpowiadam kurtuazyjnie i przenoszę wzrok na wyświetlacz, który pokazuje piętra. Szkoda, że nie można go popędzać oczami, gdyby była taka możliwość, już bylibyśmy na górze.

— Co tak oficjalnie? — pyta ze śmiechem, a ja czuję, jak zaczynam się wewnętrznie wkurwiać. Bezczelny typ.

— A nie jesteś moim szefem? — zadaję pytanie, spoglądając na niego. — A no tak... Przepraszam, mój błąd — mówię, a on marszczy czoło. — Powinno być: dzień dobry, były szefie — dodaję, sztucznie uśmiechając się od ucha do ucha.

W końcu słyszę dźwięk zwiastujący, że winda dotarła na samą górę. Drzwi się rozsuwają i wychodzę, a za mną podąża Baranowski. Przechodzę do oszklonego pomieszczenia, gdzie znajduje się biurko sekretarki naczelnego.

— Cześć, Gośka — wita się ze mną Magda.

— Cześć — odpowiadam jej z uśmiechem i siadam na kanapie, która stoi pod ścianą obok drzwi do gabinetu szefa. Naprzeciwko mnie siada Michał i przygląda mi się zamyślony. — Naczelnego jeszcze nie ma? — pytam się dziewczyny, a ona przecząco kiwa głową.

— No niestety nie. Dzwonił, że się spóźni i będzie około dziesiątej — odpowiada, a ja robię niezadowoloną minę. — Ale opowiadaj, co tam u ciebie? — kontynuuje rozmowę, uśmiechając się. — Cała redakcja od rana mówi tylko o tobie i twoim bracie. Ty to umiesz zrobić show i dramaturgię — mówi, puszczając mi oczko.

— No cóż... Tak wyszło — uśmiecham się.

— Ale niezłe ciacho z tego twojego brata. Przedstawiłabyś go swojej najlepszej koleżance — zaśmiewa się w głos, a ja z niedowierzaniem kręcę głową. W tym samym momencie dzwoni telefon i dziewczyna podnosi słuchawkę.

— Tak... Rozumiem... Już idę — mówi, po czym rozłącza się. — No niestety muszę zejść na dół, ale mam nadzieję, że po spotkaniu jeszcze chwilę porozmawiamy.

— Pewnie. Z chęcią dowiem się najświeższych plotek — odpowiadam z uśmiechem, a ona wychodzi, zabierając ze sobą jakieś dokumenty. W tym momencie zostaję sama z Michałem, którego wzrok cały czas czuję na sobie, co zaczyna mnie krępować. Wyciągam więc telefon z torebki i uruchamiam przeglądarkę internetową.

— Gosia — odzywa się nagle Michał, więc przenoszę swój wzrok na niego. — Chciałbym cię przeprosić — dodaje, a ja wewnętrznie się uśmiecham. Mówiłam, że prędzej czy później będzie mnie przepraszał. — Nie wiedziałem, że to twój brat. Przepraszam, zbyt pochopnie cię osądziłem — słyszę, jak z jego ust padają przeprosiny i po jego minie widzę, że są szczere.

— Nie tylko ty zbyt szybko mnie oceniłeś.

— To co? Przyjmujesz moje przeprosiny? — pyta, bacznie mi się przyglądając.

— Tak — odpowiadam z nieśmiałym uśmiechem i zauważam, jak się rozluźnia. Nie wiedziałam, że siedzi na tej kanapie taki spięty. W tym samym momencie do pomieszczenia wkracza Kamila.

 — Jeszcze jej tu brakowało — mówię pod nosem i zwracam wzrok w kierunku mojego telefonu.

— Cześć wam — wita się z nami. — No Michał, jak zawsze bosko wyglądasz — zaczyna go kokietować. — Widzę, że zainwestowałeś w nowy zegarek — zwraca się do mężczyzny, siadając obok niego, a ja śmieję się w duchu. Serio? Taki tekst na podryw? — Masz jakieś plany na dzisiejszy wieczór? Może wyskoczylibyśmy gdzieś razem? — pyta, na co on odchrząkuje. Facet jest chyba w potrzasku. No cóż, Kamilka żadnemu nie przepuści, a już na pewno nie takiemu, który jest kasiasty. Ona chyba nigdy się nie zmieni.

— No właściwie... To mam już plany na dzisiaj — odpowiada Michał i kątem oka widzę, że jest zmieszany, tylko nie mam pojęcia, dlaczego patrzy w moim kierunku. — Mamy z Gośką do obgadania kilka kwestii dotyczących pracy i umówiliśmy się na wieczór, bo ja wcześniej nie dam rady, a ona jutro wraca do Niemiec — słyszę i z niedowierzaniem przenoszę wzrok na niego. Jego oczy wręcz błagają o ratunek, co mnie nawet trochę bawi. Wielki Michał Baranowski, nie wie, jak spławić natrętną kobietę. Kamila spogląda na mnie, a ja uśmiecham się do niej od ucha do ucha.

— Szkoda — stwierdza po chwili. — A ty Gośka, ogarnęłabyś się trochę — zwraca się do mnie, patrząc z wyższością. — Zobacz, jak rewelacyjnie wygląda twój szef. Zarabiasz kupę kasy, to zainwestowałabyś w jakieś porządne ciuchy — wypala, a mnie na chwilę zatyka.

— Wiesz, Kamila... — zaczynam mówić, kiedy dochodzę do siebie po tym, co przed chwilą usłyszałam. — Po pierwsze, to nie chcę się za bardzo stroić, bo wtedy byłabym najbardziej wystrzałową laską w tej redakcji, a wiem, że tobie bardzo zależy na tym tytule, więc nie będę ci go odbierała — odpowiadam, szyderczo się uśmiechając, a ona gromi mnie wzrokiem. — Po drugie, wolę wydawać zarobioną kasę na inne przyjemności — dodaję, a dziewczyna zaciska usta. Ups, chyba nie wie, co odpowiedzieć.

— Do zobaczenia, Michał — zwraca się do blondyna, po czym wstaje i wychodzi. Kiedy znika z pola widzenia, Baranowski wybucha śmiechem. Chyba pierwszy raz słyszę, tak szczery śmiech tego faceta.

— Nie mogę uwierzyć w to, co przed chwilą do niej powiedziałaś, ale ją załatwiłaś — mówi rozbawiony, na co ja wzruszam ramionami. — Zadziorna jesteś — dodaje, puszczając mi oczko. — Przepraszam, że wciągnąłem w to ciebie, ale inaczej nie dałaby mi spokoju.

— Rozumiem — odpowiadam krótko, bo widzę zbliżającego się naczelnego. Głęboko wzdycham i wstaję z kanapy, kiedy przechodzi przez drzwi.

— Dzień dobry, państwu. Przepraszam za spóźnienie. Korki — tłumaczy się. Jak już kłamie, to mógłby wysilić się na coś oryginalniejszego. Otwiera swój gabinet i wpuszcza nas do środka. Zajmujemy miejsca, które nam wskazuje, a sam siada naprzeciwko nas, następnie kieruje swój wzrok na mnie.

— No cóż, chyba wyszło jakieś nieporozumienie — zaczyna mówić. — Pani Małgorzato, dlaczego nie powiedziała mi pani, że ten mężczyzna jest pani bratem? — zadaje pytanie, a ja unoszę brew do góry. Serio, idioto? Nie pamiętasz dlaczego?

— Zapewne dlatego, że nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, to pan się rozłączył — odpowiadam z powagą, a on głęboko wzdycha.

— No tak... No tak... — powtarza w zamyśleniu. — Jestem w gorącej wodzie kąpany. Przepraszam, mój błąd — dodaje po chwili. — Państwo byliście pokłóceni o coś? Teraz się pogodziliście? Czy o co w tym wszystkim chodzi? — zadaje pytania, a ja niedowierzaniem, że je słyszę. — Bo to trochę dziwne, że on pojawia się obok pani tak nagle — kończy swój bezsensowny wywód.

— Przepraszam, ale to prywatne sprawy — odpowiadam poirytowana. — Zresztą zdaje się, że nie taki był cel dzisiejszego spotkania. Jeśli mamy zakończyć naszą współpracę, to zróbmy to, jak najszybciej i będzie po kłopocie — dopowiadam z pełną powagą, a obydwaj panowie, momentalnie prostują się w fotelach.

— Nie chcę kończyć z tobą współpracy — odzywa się Baranowski, na co ze zdziwieniem spoglądam w jego kierunku. Nawet nie ukrywam tego, że jestem zaskoczona tym, co przed chwilą usłyszałam.

— Rozmawiałem wczoraj, późnym wieczorem z panem Michałem i obydwaj stwierdziliśmy, że jeśli tylko pani wyrazi taką chęć, to zostaje pani w tym zespole — mówi naczelny, a ja przenoszę wzrok na niego i nie dowierzam w to, co słyszę od obydwóch mężczyzn. — Pani musi podjąć decyzję — dodaje.

No cóż, ja już znam swoją odpowiedź, która brzmi: NIE. Pogodziłam się z tym, że wylatuję z zespołu Baranowskiego i nawet trochę przeorganizowałam sobie swoje plany. Freitag też wie, że jak wrócę, to będziemy mieli więcej czasu dla siebie. W sumie to nawet mi to na rękę. Bardziej przyłożę się do nauki języka i zacznę szukać jakiegoś zajęcia w lokalnych redakcjach.

— To jak, Gosia? Zostajesz? — wyrywa mnie z zamyślenia głos Michała.

— Tak — pada z moich ust odpowiedź, którą zaskakuję sama siebie, bo w myślach mówiłam NIE. To dlaczego, do cholery zgodziłam się na dalszą współpracę? Nie mam pojęcia, chyba jestem jakaś zaburzona. Myślę jedno, robię drugie. Gośka zacznij się leczyć  karcę siebie w myślach.

— Świetnie — mówi naczelny, zacierając ręce.

Porozmawialiśmy jeszcze przez chwilę, w trójkę o pewnych zmianach, w naszej dotychczasowej pracy i po kilkudziesięciu minutach razem z Baranowskim, opuszczałam gabinet. Magda już zdążyła wrócić, więc ja zostałam, żeby sobie z nią poplotkować.

Po jakimś czasie w końcu wychodzę z redakcji. Jestem trochę niezadowolona po spotkaniu, bo okazało się, że Tomek i Paweł już nie będą z nami pracować, a to ich najbardziej polubiłam z całego zespołu. Gdybym wiedziała to wcześniej, to wtedy na pewno nie zgodziłabym się na dalszą współpracę. Niestety, potem było już za późno na cofnięcie swojej decyzji. Jednak w dalszym ciągu nie rozumiem, jakim cudem z moich ust wyrwało się słowo TAK, zamiast NIE. Nigdy nie zrozumiem swojego mózgu. Kiedy dochodzę na parking, zauważam Michała, który stoi oparty o maskę mojego samochodu i zaczynam się zastanawiać, o co może mu chodzić. Dlaczego na mnie czeka, przecież już od dawna nie powinno go tu być.

— Coś się stało? Powiedziałam coś nie tak przy naczelnym? — pytam, kiedy do niego podchodzę.

— Nie, skądże — odpowiada z uśmiechem. — Masz jeszcze chwilę czasu? Czy już uciekasz do Niemiec?

— Jeszcze nie wyjeżdżam — mówię i zaczynam się zastanawiać, co temu facetowi chodzi po głowie.

— Może pojedziemy gdzieś na jakąś kawę? Pogadamy chwilę? Chciałbym zatrzeć ostatnie nieprzyjemności pomiędzy nami — stwierdza, a ja patrzę na niego, mrużąc oczy. — To jak? — dopytuje, a ja w dalszym ciągu doszukuję się drugiego dna w tym wszystkim i zastanawiam się nad odpowiedzią.

— W sumie, czemu nie — zgadzam się po chwili, na co Michał się uśmiecha.

— Chodź, pojedziemy moim autem. Znam fajną, kameralną kawiarnię — mówi i ruszamy w kierunku samochodu.

— Gośka! — słyszę za sobą krzyk Piotra, przez co zatrzymuję się z moim szefem. W tym momencie widzę moich przyjaciół, którzy wysiadają z redakcyjnego busa.

— Przepraszam, chwilkę z nimi porozmawiam — mówię do Michała, a on przytakuje głową.

                                                                                   ***

— Ty cholero, dlaczego nie dałaś znaku, że przyjeżdżasz do Polski? — pyta Piotrek, gdy do nich podchodzę, po czym przytula się do mnie, a następnie obejmują mnie pozostali.

— I tak zaraz wracam do Niemiec — odpowiadam zrezygnowana, bo kiedy ich zobaczyłam, jakoś posmutniałam. Tak bardzo za nimi wszystkimi tęsknię.

— Nie możesz wrócić jutro rano? — odzywa się Marek, a ja głęboko wzdycham.

— Obiecałam Richardowi, że wrócę jeszcze dzisiaj — mówię, na co oni robią skrzywione miny.

— Nie ma mowy. Wieczorem, wszyscy wpadamy do ciebie. Dzwoń do tego swojego kochasia, że wrócisz jutro — nalega Piotrek, a mi coraz bardziej zaczyna podobać się ten pomysł.

— Napiszę wam, czy ten plan wypali — odpowiadam, uśmiechając się nieśmiało.

— Co to za spacerki z szefem? — pyta Rafał, wymownie na mnie patrząc.

— Zaprosił mnie na kawę — odpowiadam, a mój przyjaciel unosi brwi do góry.

— Dobra, panowie, zwijamy się, bo robota czeka. Wieczorem sobie pogadamy — odzywa się Karol, a reszta mu przytakuje. Żegnamy się i oni powoli ruszają w kierunku budynku redakcji. Ja też odwracam się i już mam odchodzić, ale zatrzymuje mnie Artur.

— Gosia — wypowiada moje imię, przez co zwracam się w jego kierunku. — Uważaj na Baranowskiego. To straszny podrywacz — mówi, a ja prycham.

— No i co z tego? On wie, że jestem w związku — odpowiadam, mrużąc oczy.

— Tak? I jakoś nie przeszkadzało ci to wczoraj, żeby się ze mną całować — stwierdza fakt, a we mnie zaczyna się wszystko gotować.

— Czasem człowiek popełnia błędy — mówię, patrząc na niego złowrogo. Moralista się znalazł.

— Ja popełniłem największy, bo zakochałem się w tobie — wypala ze złością, a mnie zatyka.

— Nikt ci nie kazał — odpowiadam oschle i chcę odejść, ale on łapie mnie za ramię i przytrzymuje.

— Czasami wieczorami zastanawiam się, za co los mnie tak pokarał, że musiałem zakochać się w tak nieczułej zołzie.

— Jesteś palantem, Kamiński! — syczę w jego kierunku. — Jeśli dojdzie do spotkania wieczorem, to ty nie jesteś na nie zaproszony. Nie chcę cię więcej widzieć w moim domu — odpowiadam wściekła i wyrywam ramię z jego uścisku, a następnie odchodzę w kierunku Baranowskiego.

                                                                     ***

Punkt osiemnasta, do mojego domu zaczynają zjeżdżać się przyjaciele. Richard zgodził się na to, żebym wróciła jutro, chociaż nie był z tego faktu za bardzo zadowolony. Przybyli już prawie wszyscy. Brakuje tylko Rafała, który zapewne, jak zawsze się spóźni. Siedzę z chłopakami i rozmawiamy, kiedy to rozlega się dźwięk dzwonka do drzwi.

— Oho, czyżby Rafał dowiedział się, do czego służy to urządzenie? — śmieję się, po czym wstaję z fotela i idę otworzyć drzwi. Kiedy to robię, moim oczom ukazuje się mój przyjaciel, ale nie jest sam. Obok niego stoi Artur.

— A ty, co tu robisz? — pytam ze złością.

— Przyszedł ze mną — odpowiada Rafał i jak gdyby nigdy nic, obydwoje wchodzą do domu.

— Zostaliście parą? — pytam, gromiąc go wzrokiem, a on prycha.

Mijają mnie i kierują swoje kroki do salonu. Zamykam drzwi najdelikatniej, jak potrafię, chociaż mam ochotę trzasnąć nimi z całych sił i wracam do gości. Siadam w fotelu i gromię wzrokiem Artura, który uśmiecha się do mnie. Ma facet tupet. Najpierw mnie obraża, a teraz głupio się śmieje. 

Panowie gadają jak najęci, jeden przez drugiego, opowiadając, co ciekawego działo się w redakcji. Po jakimś czasie idę do kuchni, żeby wyjąć z lodówki kolejne browary dla nich. Ja siedzę przy zwykłym soku, bo z samego rana wsiadam do auta i wyruszam w podróż. Nie chcę ryzykować, że jakieś procenty zostaną w moim organizmie, bo znając siebie, to na jednym piwie by się nie skończyło.

— Pomogę ci — mówi Karol i idzie za mną. — Victor dzwonił — szepcze, kiedy jesteśmy sam na sam. — Chce się z nami widzieć w sobotę. Dasz radę? — pyta z niepewnością w głosie.

— Tak, akurat wtedy będę w Berlinie — odpowiadam, puszczając mu oczko.

— Świetnie — uśmiecha się do mnie. — Przy okazji poskarżył się na ciebie — mówi ze śmiechem, odgarniając kosmyk moich włosów za ucho.

— Facet jest nienormalny — stwierdzam i przewracam oczami. — Chodź z tym piwem, bo czuję w kościach, że jesteśmy przez kogoś obserwowani — dodaję, wyciągając alkohol z lodówki, po czym podaję go koledze.

— Rafał z Arturem na nas patrzą — szepcze mi do ucha szatyn, a ja wznoszę oczy do góry. 

Zabieramy piwo i wracamy do reszty. Kiedy siadam na swoim miejscu, Artur dziwnie mi się przygląda. Już mam tego serdecznie dosyć. Czuję, jak powoli zaczynam się irytować i boję się, że zaraz puszczą mi nerwy. Robię głęboki wdech i na chwilę odchodzę od towarzystwa. Wchodzę po schodach na górę, w stronę swojej sypialni. Po wejściu do środka biorę poduszkę do ręki i zaczynam nią uderzać o łóżko, żeby dać upust negatywnym emocjom. Po chwili uspokajam się i siadam. Kilka minut później czuję, że jestem gotowa wrócić do moich przyjaciół. Wychodzę z sypialni i nagle zostaję wciągnięta przez kogoś, do mieszczącej się naprzeciwko pokoju łazienki. Zaskoczona zaistniałą sytuacją piszczę.

— Artur, odbiło ci? — pytam ze złością, kiedy zauważam, kto za tym stoi. — Czego ty ode mnie chcesz? — dodaję, ale nie otrzymuję żadnej odpowiedzi. Zamiast niej brunet namiętnie mnie całuje. Po chwili, kiedy dochodzi do mnie, co się dzieje, odpycham go od siebie.

— Przepraszam za to, co powiedziałem na parkingu — mówi, a ja przewracam oczami. — Kiedy zobaczyłem cię z Baranowskim, poczułem zazdrość. Boję się, że on mi ciebie odbierze — dodaje, a ja stoję i słucham tego wszystkiego w osłupieniu.

— Nie jestem z tobą, więc nikt ci mnie nie odbierze — stwierdzam po chwili i widzę, jak robi zbolałą minę.

— I tak będę czekał — odpowiada, na co z bezsilności, kryję twarz w dłoniach. — Zobaczysz, jeszcze będziemy razem — dodaje, a ja chyba zaczynam obawiać się tego faceta. Zachowuje się, jak wariat.

— Artur, daj mi już spokój — mówię, zrezygnowanym głosem i obserwuję jego reakcję, ale moje słowa nie robią na nim żadnego wrażenia.

— Mam coś dla ciebie — mówi, wyciągając z kieszeni pudełko. Otwiera je i wyciąga łańcuszek. Dokładnie taki sam, jak ten który zgubiłam, chociaż on twierdzi inaczej. Ja nie wierzę w to, że Freitag mógł go wyrzucić. — Mogę ci go założyć? — pyta, jednak ja nie jestem przekonana do tego pomysłu.

— Chyba będzie lepiej, jeśli nie przyjmę tego prezentu — odzywam się, ale brunet mimo wszystko staje za moim plecami i zapina mi wisiorek na szyi. Matko, dlaczego to wszystko mnie spotyka? Jestem w związku, dlaczego on nie może tego zaakceptować? Na co on w ogóle liczy?

— Mam nadzieję, że tego nie zgubisz — mówi, ale wyczuwam w jego głosie nutkę sarkazmu. 

Patrzy mi w oczy, co zaczyna mnie krępować, dlatego odwracam się do niego tyłem i zbliżam do drzwi, żeby opuścić pomieszczenie, ale on uniemożliwia mi to. Napiera na mnie swoim ciałem, odwraca do siebie przodem i zaczyna całować. Tak cholernie namiętnie, że znowu zaczynam tracić głowę. Moje ciało, kolejny raz odmawia współpracy z moim rozumem. Nagle ktoś zaczyna pukać do drzwi.

— Artur, jesteś tam? — słyszymy głos Rafała.

— Już, chwila — odpowiada brunet, a ja już się boję, co sobie pomyśli mój przyjaciel, kiedy zobaczy, że ja też tutaj jestem. Cholera, co za niefart.

— Matko, jak ja stąd wyjdę? — zadaję pytanie i patrzę na Artura, który tylko wzrusza ramionami.

— Przez drzwi — odpowiada, szeroko się uśmiechając, a ja przewracam oczami. Brunet przekręca klucz w zamku, a następnie otwiera drzwi. Puszcza mnie przodem i widzę zaskoczoną minę Rafała.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro