Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

3. KŁÓTNIA

Gdyby ktoś mi powiedział, że po wyjeździe do Niemiec moje życie wywróci się do góry nogami, to wyśmiałabym go. No bo niby w jaki sposób miałoby się to stać? To wszystko miało być takie proste. Miałam zamieszkać z Richardem, tutaj pracować i żyć bez żadnych nieoczekiwanych wydarzeń. Przynajmniej ja tak to widziałam, ale najwidoczniej los kolejny raz postanowił sobie ze mnie zakpić.

                                                                                         ***

W weekend starałam się nie myśleć o czwartkowym spotkaniu, żeby się nie rozpraszać. Michał w dalszym ciągu pozwalał mi grać w naszym zespole pierwsze skrzypce, a ja nie mogłam pozwolić sobie na amatorszczyznę, co zapewne wykorzystałby Arek. Na szczęście wszystko poszło po mojej myśli. Po piątkowym meczu wybraliśmy się na imprezę i muszę przyznać, że dobrze zrobiłam, idąc z nimi. Trochę alkoholu pozwoliło mi na chwilę zapomnieć o zmartwieniach. Szkoda tylko, że musiałam pilnować się, ile piję, bo miałam wielką ochotę upić się do nieprzytomności. Z moją poprzednią ekipą nie musiałam zwracać na to uwagi, bo gdy przesadzałam z procentami, mogłam liczyć, że się mną zajmą i nie będą potem niczego komentować, a tych kolesi nie znam, więc trzeba było trzymać fason. Jednak muszę przyznać, że cała piątka po godzinach pracy jest nawet rozrywkowa, ale do mojej paczki im daleko. Niestety.

                                                                                            ***

W środę kolejny raz zamyślona wracam z zajęć. Minął prawie tydzień, odkąd zderzyłam się z moją przeszłością. Nadal nie wiedziałam, co o tym wszystkim myśleć. Cały czas zastanawiałam się, skąd on mógł wziąć się w tych okolicach. Na dodatek podczas mijającego tygodnia, miałam wrażenie, że znowu go widziałam i to nawet dwa razy. No, chyba że zaczynam świrować i moja podświadomość każe mi myśleć, że to on. Czuję, że zaczynam się gubić, a nie mam z kim o tym porozmawiać. Natłok myśli, jaki jest w mojej głowie od tygodnia, nie daje mi spać nocami. Wyglądam jak zombie, jestem permanentnie zmęczona, przez co bywam rozdrażniona i niestety odbija się to na Richardzie, z którym zdążyłam już pokłócić się kilka razy tak naprawdę o nic. Na szczęście równie szybko godziłam się z brunetem. Od kilku dni rozważam opcję zadzwonienia do Rafała i opowiedzenia mu o tym, kogo spotkałam, ale ostatecznie zawsze tchórzę i odkładam telefon do kieszeni. Freitag widząc strapienie na mojej twarzy, kilkukrotnie pytał się, o co chodzi, ale ja stwierdziłam tylko, że jestem zmęczona. Nawet nie wiem, jak mu o tym powiedzieć, a coś mi się wydaje, że w końcu będę musiała to zrobić. Jak on zareaguje na tę wiadomość? Wesprze mnie? Czy uzna, że kolejny raz go okłamywałam, zataiłam coś przed nim i się rozstaniemy? Nie, tej opcji nie biorę pod uwagę. Nasz związek nie może się przez to rozpaść. 

Mijam kolejne metry, nie zwracając nawet uwagi na drogę.

— Czy ja w ogóle zmierzam w dobrym kierunku? — zaczynam się zastanawiać, kiedy przechodzę następne kilkadziesiąt metrów. Z moich rozmyślań wyrwa mnie dźwięk dzwoniącego telefonu.

— Gosia, gdzie ty jesteś? Powinnaś być w domu od co najmniej pół godziny — słyszę głos Richarda. Naprawdę? Już ta godzina? Czyżbym, aż tak straciła rachubę czasu?

— Wracam do domu — odpowiadam, rozglądając się po okolicy. Wtedy do mnie dociera, że jednak idę w złym kierunku. – Richi, zrobiłam sobie mały spacerek. Nie czekaj na mnie z jedzeniem — kłamię, bo nie chcę przyznać się do tego, że poszłam złą drogą.

— No dobrze — odpowiada zrezygnowany. — A za ile mniej więcej będziesz?

— Powinnam się wyrobić w niecałe czterdzieści minut — mówię z uśmiechem.

— Ok. Musimy porozmawiać, jak wrócisz. Martwię się o ciebie, jesteś jakaś dziwna od zeszłego czwartku — słyszę, przez co wznoszę oczy ku górze. Myślałam, że odpuści sobie ten temat, ale najwidoczniej mogę sobie o tym pomarzyć.

— Jasne. Do zobaczenia — odpowiadam i rozłączyłam się, po czym zawracam w drogę powrotną do domu.

Po przejściu kilkuset metrów w oddali widzę, stojące na poboczu czarne BMW. Nogi się pode mną uginają, serce zaczyna szybciej bić i pocą mi się dłonie.

Czy to on?  zastanawiam się w myślach.

Gośka bez przesady, pełno jest takich aut na świecie, nie nakręcaj się — odpowiadam sama sobie.

A co, jeśli ten samochód należy do niego? Może będzie chciał porozmawiać, co wtedy zrobisz?  prowadzę ze sobą wewnętrzny dialog.

— Zaraz chyba oszaleję — mruczę pod nosem, po czym przechodzę na drugą stronę ulicy, byle by nie przechodzić obok tego przeklętego auta. Patrzę przed siebie, nie zwracając na nie uwagi. Kiedy już prawie je mijam, otwierają się drzwi od strony kierowcy i ktoś zaczyna z niego wysiadać.

— Gośka, zaczekaj! — słyszę za sobą znajomy głos, przez co przyspieszam kroku, żeby jak najszybciej oddalić się z tego miejsca. Nie jestem gotowa na rozmowę z nim. — Proszę cię, zatrzymaj się! — dogania mnie i staje przede mną, blokując mi drogę.

— Czego chcesz? — warczę. — Co ty tutaj w ogóle robisz? — pytam, patrząc na niego złowrogo.

— Chcę z tobą porozmawiać...

— Nie mamy o czym — przerywam mu.

— Chyba jednak mamy. Przez te wszystkie lata dużo rzeczy wydarzyło się w naszym życiu, a w twoim na pewno — mówi, patrząc na mnie błagalnie. — Proszę cię, wyjaśnijmy sobie wszystko na spokojnie. Nie odtrącaj mnie znowu.

— Mam ci przypomnieć, dlaczego cię odtrąciłam? — pytam zła.

— To nie była moja wina. Naprawdę nie miałem szans na...

— Nie chcę tego słuchać! — przerywam mu, zakrywając sobie uszy rękoma. — Zostaw mnie w spokoju! — rzucam w jego kierunku, a potem przepycham go i zaczynam biec przed siebie.

— Nie odpuszczę, dopóki nie porozmawiamy! — słyszę za sobą jego krzyk.

— Nie doczekanie twoje — mruczę pod nosem.

Jak on w ogóle śmie pokazywać mi się na oczy? Pomimo że jestem już naprawdę daleko od niego, to nie przestaję biec. Zatrzymuję się dopiero po tym, jak docieram na ulicę, przy której mieszkam. Siadam na murku i uspokajam oddech, po czym spoglądam na zegar w telefonie. Przez ten nieoczekiwany bieg będę w mieszkaniu o wiele wcześniej niż zakładałam, co na pewno ucieszy Freitaga. Po kilku minutach ruszam dalej przed siebie.

                                                                                               ***

— Kochanie już jesteś? — słyszę pytanie bruneta, kiedy zamykam za sobą drzwi.

— Tak, ale jestem głodna — odpowiadam, po czym wchodzę do łazienki, żeby umyć ręce. Kiedy przechodzę do kuchni, brunet przyciąga mnie do siebie i całuje, a ja wtulam się w niego. W jego ramionach zawsze czuję ukojenie, a teraz jak powietrza potrzebuje wyciszenia. Nie mam najmniejszej ochoty wyswobadzać się z jego objęć.

— Chodź, zjemy, a potem na spokojnie porozmawiamy — mówi, ciągnąc mnie za sobą do stołu.

— Myślałam, że już jadłeś.

— Stwierdziłem, że zaczekam.

Jeszcze chyba nigdy tak długo nie jadałam obiadu. Robię wszystko, byleby jak najdłużej przeciągać moment zbliżającej się rozmowy. Cały czas zastanawiam się, co mam mu powiedzieć, jaką wymówkę przedstawić tym razem i niestety, ale nic nie przychodzi mi do głowy. Matko, jak podle się czuję, kolejny raz szukając jakiegoś kitu, który chcę mu wcisnąć.

Gośka, przyznaj się sama przed sobą. Kolejny raz będziesz mu kłamać prosto w twarz  zganiłam siebie w myślach.

Nagle rozlega się dźwięk dzwonka do drzwi. Richard idzie zobaczyć, kto nieoczekiwanie postanowił nas odwiedzić.

— Siema, stary! — słyszę krzyki jego kolegów, przez które uśmiecham się pod nosem. Wybawienie przyszło samo.

— Cześć, Gośka — mówi Andreas, który jako pierwszy wchodzi do pokoju dziennego i od razu opada na kanapę. Po chwili dołączają pozostali.

— Cześć — odpowiadam z uśmiechem. — Czego się napijecie? — zwracam się do wszystkich.

— Najlepsze byłoby jakieś piwko — śmieje się Markus.

— Sorry, stary, ale brak browarów w lodówce — odzywa się Richard.

— To ja zejdę do sklepu. Zaraz wracam — mówię, zarzucając na siebie lekką kurtkę i wychodzę z mieszkania nim Freitag zdąży zareagować.

                                                                                        ***

Po kilkunastu minutach wracam z piwem i kilkoma przekąskami. Panowie natomiast grają już w najlepsze na konsoli. Piwo, przekąski, FIFA i facetów już nie ma. Jak im niewiele potrzeba do szczęścia  śmieję się pod nosem.

— Jak tam idzie nauka niemieckiego? — wyrywa mnie z zamyślenia Geiger.

— Sehr gut — odpowiadam ze śmiechem. — Powiedzmy, że nie jest najgorzej — dodaję po chwili, głęboko wzdychając.

— Dobrze jej idzie, jeszcze trochę i będzie mówiła lepiej niż Wellinger — wtrąca Richard.

— Ta zniewaga krwi wymaga — odzywa się Andreas. — A masz! — krzyczy, po czym strzela gola drużynie, którą prowadzi brunet, na co pozostali zaczynają się śmiać. — To, kto następny w kolejce po porażkę? — pyta Wellinger, patrząc na wszystkich po kolei. — Pani dziennikarka? Hm? — prowokuje mnie.

— Przyjmuję wyzwanie — odpowiadam, siadając obok niego. Oj facet jeszcze nie wie, co go czeka. — Mam nadzieję, że dasz mi fory — dodaję, uśmiechając się niewinnie. Stwarzam pozory, że jestem kiepska w tej grze, chociaż prawda jest całkiem inna.

— Rozwal go, skarbie — szepcze mi do ucha Richard, kiedy biorę w dłonie pada, na co się uśmiecham.

                                                                                  ***

— Stary, coś słabo ci idzie — odzywa się po kilku minutach gry Eisenbichler.

— Gdzie ty się tego nauczyłaś? — pyta z niedowierzaniem Andreas, kiedy jego drużyna traci kolejną bramkę.

— Myślałeś, że jak jestem kobietą, to nie znam się na tym? Błąd, kochaniutki, błąd — śmieję się,  zdobywając kolejnego gola. W duchu dziękuję teraz za te wszystkie godziny spędzone przed konsolą w towarzystwie moich przyjaciół, szczególnie Rafała.

— Moja dziewczyna — całuje mnie w głowę Richard.

— Jesteś okrutna — mówi z udawanym smutkiem Andreas.

— Czasami — odpowiadam, pokazując mu język. — Dobra, grajcie sobie, bo coś czuję, że i tak nikt nie będzie chciał się ze mną zmierzyć — śmieję się, po czym przechodzę do kuchni, żeby zrobić jakieś kanapki.

Po chwili dołącza do mnie Richard. Zachodzi mnie od tyłu, obejmując rękoma w pasie i kładzie brodę na moim ramieniu, po czym składa delikatny pocałunek na mojej szyi.

— Wiesz, że rozmowa i tak cię nie ominie? — pyta cicho, a ja na te słowa wzdycham.

— Richi, naprawdę nic się nie dzieje, to tylko małe przemęczenie — spoglądam na niego, puszczając mu oczko. — Tym bardziej że nie pozwoliłeś mi zrezygnować z piątkowych godzin języka, tylko przeniosłeś je na inny dzień — mówię, patrząc na niego wymownie.

— Hmm, może faktycznie za dużo ustawiłem ci tych zajęć? — drapie się po głowie. — W przyszłym tygodniu pójdę z tobą do tej szkoły i przerobimy grafik — dodaje, uśmiechając się do mnie.

— Teraz to już nie ma sensu. Jakoś przetrwam te dwa tygodnie, ale od następnego miesiąca pozwolisz, że sama sobie wszystko zorganizuje. Dobrze?

— Ok. daję ci wolną rękę — odzywa się, podnosząc ręce w geście poddania się.

Nagle do naszych uszu dobiega szept rozmów jego kolegów. Są czymś zaaferowani, przeglądając coś w telefonie komórkowym.

— A ci, co tam kombinują? — pytam ze zdziwieniem Richarda, na co ten wzrusza ramionami. W tym samym momencie oni spoglądają w naszym kierunku, a raczej w moim, co bardzo mnie dziwi.

— Co tam macie? — pyta Freitag, podchodząc do nich.

— Nic takiego — odpowiada Markus, chowając telefon do kieszeni.

— Jakoś w to nie wierzę. Coś ciekawego pojawiło się w Internecie? — dopytuje, biorąc swój telefon i uruchamiając w nim przeglądarkę. 

— Co to do cholery ma znaczyć? — mówi zdenerwowany, patrząc w moją stronę. — Możesz mi to wytłumaczyć!? Kim jest ten mężczyzna!? — krzyczy, wciskając mi swoją komórkę w moją dłoń. 

Czuję, jak zaczynam się denerwować z każdym kolejnym przejrzanym zdjęciem. Ktoś wpuścił do sieci fotki z mojej dzisiejszej kłótni z kierowcą czarnego BMW.

— Nie wiem, kto to jest — kłamię, oddając telefon brunetowi. — Przyczepił się do mnie, kiedy wracałam do domu.

— Naprawdę? Interesujące jest to, co mówisz — ironicznie odpowiada Richard. — Bo z artykułu wynika coś innego. Może ci przetłumaczę: Z informacji, przekazanych przez naszych informatorów wynika, że para pierwszy raz spotkała się w zeszły czwartek. Na twarzy polskiej dziennikarki było widać duże zaskoczenie, na dodatek, kiedy ujrzała blondyna, z jej rąk wypadł na ziemię telefon. Jednak najciekawsze jest to, że tajemniczego mężczyznę widziano potem jeszcze dwa razy w okolicach szkoły, do której na kurs języka niemieckiego uczęszcza partnerka Freitaga. Dzisiejszego popołudnia doszło do kłótni pomiędzy nimi. Kiedy blondynka przepchnęła swojego rozmówcę, zaczęła biec przed siebie, a on coś wykrzykiwał w jej kierunku. Co łączy tę parę?

— Zdradzasz mnie? — pyta wściekle Freitag, mocno zaciskając dłoń na moim ramieniu.

— Richard, opanuj się — odzywa się Andreas, widząc skrzywienie z bólu na mojej twarzy.

— Nie wtrącaj się — warczy. — Chyba powinniście już iść — dodaje, patrząc na nich złowrogo, ale oni nie ruszają się z miejsca.

— Richi, puść mnie, to boli — szepczę cicho, powstrzymując łzy. — Nie zdradzam cię. Jak możesz tak mówić?

— Więc, kto to jest? — syczy przez zęby.

— Nikt... Nikt ważny... Naprawdę... Uwierz mi... — dukam, a on wtedy uwalnia moje ramię od swojego uścisku.

— Nie wierzę ci — mówi, patrząc mi prosto w twarz, po czym siada na kanapie i chwyta za piwo, które wypija duszkiem. — To, kto się chce teraz ze mną zmierzyć? — pyta, chwytając za pada i patrząc w telewizor.

Szybkim krokiem przechodzę do sypialni, zamykając za sobą drzwi. Kładę się na łóżku i wtulam twarz w poduszkę, żeby stłumić odgłos mojego płaczu. Nie chcę, żeby ktokolwiek go usłyszał. Czuję ból w środku, po tym, jak Richard powiedział, że mi nie wierzy. Mam wrażenie, że właśnie w momencie wypowiadania przez niego tych słów umarła cząstka mojej duszy. Kolejna cząstka, z tych, które nie umarły po moim porwaniu. Jest mi tak źle, tak cholernie niedobrze. Na dodatek to wszystko stało się na oczach jego kolegów, którzy zapewne myślą dokładnie tak samo, jak Freitag, czyli, że go zdradzam, ale to nieprawda. Ten człowiek jest dla mnie nikim, nie istnieje w moim świecie. Pochowałam go dwanaście lat temu, ale on postanowił znowu wejść swoimi buciorami w moje życie i spieprzyć mi je.

Leżę na łóżku, myśląc o tym wszystkim. Słyszę, jak brunet i jego koledzy w dalszym ciągu siedzą w pokoju dziennym i o czymś zawzięcie dyskutują. W sumie nie o czymś, a o kimś, bo do moich uszu dobiegł dźwięk mojego imienia wypowiadanego przez Eisenbichlera. Dyskutują o mnie, zapewne w kontekście tego artykułu.

                                                                                                ***

Jak długo u nas siedzieli? Nie mam pojęcia, bo zasnęłam na łóżku tak, jak się położyłam.

Budzę  się następnego dnia o piątej nad ranem. Richarda nie ma obok mnie, co oznacza, że śpi na kanapie. Ostrożnie wychodzę z sypialni i dostrzegam go pogrążonego w śnie. Przechodzę z ubraniami do łazienki, żeby wziąć prysznic i ogarnąć się na wyjście. Co prawda zajęcia mam dopiero o godzinie ósmej, ale nie wysiedzę już dłużej w mieszkaniu. Zresztą Richard i tak pewnie by mnie ignorował, a tego bym nie zniosła. Wolę zejść mu z oczu. Przejdę się, a potem kupię coś w sklepie do jedzenia. Zgarniam z szafki klucze i telefon, po czym opuszczam mieszkanie.

Po zajęciach z prędkością błyskawicy wyciągam telefon z torebki, żeby zobaczyć, czy Richard do mnie dzwonił albo chociaż wysłał SMSa, ale nic takiego nie miało miejsca. Kolejny raz czuję ucisk w żołądku, jego milczenie bardzo mnie boli. Wracam do mieszkania, zastanawiając się, co mnie w nim czeka? Awantura, czy milczenie? Nie wiem co gorsze. Chciałabym powiedzieć mu prawdę, ale nie jestem jeszcze na to gotowa.

— O czym tak myślisz, że nawet kolegi nie poznajesz? — wyrwa mnie z zamyślenia, znajomy mi głos.

— Karol? — wypowiadam z niedowierzaniem jego imię. Zatrzymuję się i spoglądam na jego twarz, która ukryta jest pod kapturem. — Co ty tutaj robisz? — pytam po chwili, ale on nie odpowiada, tylko rusza przed siebie. Zszokowana, dopiero po chwili przyspieszam kroku, żeby go dogonić.

— Przy następnej uliczce skręć w lewo. Po przejściu kilkudziesięciu metrów po prawej stronie będzie ślepy zaułek, gdzie stoją różne kontenery. Tam będę czekał — odzywa się, nie spoglądając na mnie, kiedy byłam tuż za jego plecami, a następnie zaczyna coraz szybciej oddalać się ode mnie.

— Co to do cholery ma znaczyć? — mruczę pod nosem, ale posłusznie idę drogą, którą mi kazał. Po kilku minutach jestem na miejscu.

— Karol? — niepewnie wymawiam jego imię, a on wychodzi zza kontenera i zdejmuje kaptur z głowy.  — Co to ma znaczyć? Skąd wiedziałeś o tym miejscu? — pytam zła.

— Przyszedłem od tej strony i jak mijałem ten zaułek, to stwierdziłem, że nada się na rozmowę. Poza tym chyba nie chcesz, żeby nasze zdjęcia wylądowały w necie? — odpowiada, znacząco unosząc brwi do góry, a ja cicho wzdycham. — Co to jest za koleś? — dopytuje po chwili.

— Nikt ważny. Lepiej powiedz, co ty tu robisz?

— Nie ma z tobą kontaktu od tygodnia, twój numer jest nieaktywny, nie odpisujesz na facebooku ani na e-maile, to musiałem wziąć urlop i osobiście pofatygować się do Niemiec — kręci głową.

— Przepraszam. Mam nowy numer, tamten telefon...

— Tak wiem, upuściłaś go w czasie spotkania z tajemniczym ktosiem — przerwa mi w połowie zdania.

— Dokładnie — odzywam się, przewracając oczami. — Jak wróciłam na miejsce, to okazało się, że już go ktoś pozbierał i zabrał — dodaję zrezygnowana.

— Ale chyba numery telefonów do swoich przyjaciół znasz na pamięć? — pyta zły. — Więc mogłaś nas powiadomić, że masz nowy numer?

— Przepraszam, nie miałam głowy do tego — mówię zrezygnowana. — Przyjechałeś specjalnie po to, żeby mnie opieprzyć? — dodaję zła, bo zaczyna irytować mnie jego zachowanie.

— Nie. Przyjechałem ci powiedzieć, że w sobotę mamy bankiet w Berlinie, obecność obowiązkowa, bejbe — odpowiada, puszczając mi oczko.

— C-co? — jąkam się, słysząc jego słowa.

— To, co słyszałaś. Musisz jakoś wymiksować się z dziennikarskich obowiązków w tym dniu. Nie wiem... Powiedz, że bardzo źle się czujesz, zemdlej albo co ci tam jeszcze przyjdzie do głowy — mówi, a ja słucham z niedowierzaniem.

— Zwariowałeś — pukam się palcem po czole.

— Musisz tam ze mną być. Na miejscu będą największe szychy z Niemiec, Francji, Hiszpanii i Włoch, więc nasza obecność jest obowiązkowa — mówi, a ja głośno wypuszczam powietrze z płuc. — Chyba mnie teraz nie zostawisz? — pyta, zbliżając się do mnie i chwytając za dłonie.

— Nie. Nie zostawię cię — odzywam się cicho, chociaż tak naprawdę mam ochotę odpowiedzieć, że tak. Nie mam pojęcia, co mi strzeliło do głowy w moje urodziny, żeby ponownie wejść w ten układ. Jednak ja już chyba tak mam, że potrzebuję w życiu adrenaliny, a to zapewni mi jej wystarczająco dużo. Mimo wszystko czuję w kościach, że to prędzej czy później skończy się to katastrofą. Jak dożyję do następnych urodzin, to chyba będzie cud  śmieję się w duchu.

— Cieszę się — odpowiada, całując mnie w czoło. — Pamiętaj, że tylko razem jesteśmy silni — dodaje po chwili, patrząc mi prosto w oczy i kładąc swoją dłoń na mój policzek. — O kreację i inne babskie pierdoły nie musisz się martwić. Wszystko, jak zawsze będzie na ciebie czekało — mówi, śmiejąc się od ucha do ucha, a ja przewracam oczami. — Dobra, nie zatrzymuję cię dłużej, tylko wpisz mi jeszcze swój nowy numer — podaje mi swoją komórkę. Po wklepaniu kilku cyfr i liter oddaję mu telefon, a on zaczyna się śmiać.

— No co? — pytam zła.

— Angelika? Przepraszam bardzo... od kiedy masz tak na imię? — patrzy na mnie wyczekująco.

— Tak ma zostać, bo nie umiesz być dyskretny — warczę do niego. — Rafał przed moim wyjazdem, zapytał wprost, czy mamy romans — mówię, a on zaczyna się śmiać. — Ciebie to bawi, ale to ja musiałam się tłumaczyć, dupku — gromię go wzrokiem.

— Rafał i ta jego wyobraźnia — przewraca oczami. — Uciekaj już, bo zaraz będziesz miała jeszcze większe kłopoty w raju — dodaje, całując mnie w policzek. — W sobotę rano zadzwonię i dokładnie przekażę ci wszystkie informacje. — Do zobaczenia — żegna się ze mną i zakłada kaptur na głowę, po czym rusza w przeciwnym kierunku do mojego.

Po chwili wychodzę ze ślepego zaułku i kieruję swoje kroki w drogę powrotną do mieszkania. Do mojego kochanego Richarda. Wracam z nadzieją, że uda mi się go udobruchać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro