Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

28. ODKRYTA TAJEMNICA

Ja wiedziałam, że tak będzie. Po prostu to czułam. Świetnie. Rozwaliłam auto Meiera. Jeszcze, jakby tego było mało, uderzyłam w tył radiowozu. To się nazywa podwójne szczęście. Z wnętrza samochodu, stojącego przede mną wychodzi dwóch funkcjonariuszy, a ja z bezsilności opieram czoło o kierownicę. Chwilę później słyszę stukanie w szybę. Głęboko wzdycham i unoszę głowę, po czym opuszczam szybę w dół.

— Dzień dobry pani. Aspirant Hubert Krause — przedstawia się policjant.

— Dzień dobry, chociaż raczej nie dla mnie — odpowiadam zrezygnowana.

— Już powiadomiłem inny patrol policji, są w drodze. Potrzebuje pani pomoc medyczną?

— Nie, nic mi nie jest — mówię, chociaż tak naprawdę trochę boli mnie szyja.

— Co się stało, że nie zauważyła pani tego, że zatrzymujemy się na światłach? — pyta, a ja cicho wzdycham.

— Przepraszam, zapatrzyłam się — odpowiadam, po czym odpinam pas i wychodzę z samochodu, żeby zobaczyć, jak wygląda sytuacja. Kiedy spoglądam na dość mocno powgniatane auta, zaczynam się coraz bardziej denerwować, co oczywiście nie jest obojętne dla mojego organizmu. W sekundę zginam się w pół, przez ból brzucha. Biorę głęboki wdech, żeby się uspokoić, bo wiem, że nie mogę się denerwować.

— Dobrze się pani czuje? — dopytuje funkcjonariusz, a ja przytakuję głową. Podchodzi do niego drugi policjant. Spoglądają na mnie i o czymś rozmawiają, a po chwili słyszę, jak wzywają pogotowie. — Niech pani usiądzie w samochodzie — dodaje po chwili. To, że zaczyna boleć mnie brzuch, nie oznacza, że zaraz umrę — myślę sobie.

Po jakimś czasie pojawia się drugi patrol policji i karetka. Funkcjonariusze spisują wszystkie moje dane, po czym opisują zdarzenie oraz robią zdjęcia uszkodzeń, a mnie w tym samym czasie badają ratownicy medyczni. Po badaniu podejmują decyzję o zabraniu mnie do szpitala. Na szczęście stłuczka kończy się na mandacie, bo sprawy w sądzie chyba nie uniosłabym.

— Czy ma pani kogoś, kto zajmie się autem? — pyta policjant.

— Niestety nie — odpowiadam. Nie chcę dzwonić po Richarda. Zresztą on i tak zajęty jest Lisą. Krew się we mnie gotuje, gdy sobie o tym pomyślę. To wszystko przez nich i te ich potajemne schadzki. Ciekawe, ile razy już się tak spotkali za moimi plecami i kiedy Richard oznajmi mi, że do niej wraca. To jest takie upokarzające. Ja jadę jak głupia, żeby być wcześniej w domu i spędzić z nim więcej czasu, a tu spotyka mnie taka niespodzianka z jego strony.

— W takim razie odholujemy samochód na policyjny parking — informuje, po czym podaje mi namiary, gdzie je potem odbiorę.

VICTOR

Siedzę w swoim biurze i rozmawiam z Timem o interesach, gdy nagle rozbrzmiewa dźwięk mojego telefonu. Biorę go do ręki i ze zdziwieniem zauważam, że dzwoni Georg, człowiek, którego wysłałem za Margaret.

— No co jest? — pytam, kiedy odbieram połączenie.

— Szefie, ona miała stłuczkę — mówi, a mnie zatyka.

— Gdzie? — dopytuję, gdy przytomnieję.

— Praktycznie była już pod blokiem, gdzie mieszka. Auto nie wyglądało najlepiej — informuje, na co głęboko wzdycham. Albo ta kobieta ma faktycznie takiego pecha, albo zrobiła to specjalnie, żeby mnie wkurzyć. Nie, na pewno nie zrobiła tego umyślnie, przecież w jej stanie byłaby to kompletna głupota. Chyba aż tak nieodpowiedzialna nie jest.

— W co wjechała?

— W radiowóz — kiedy to słyszę, zaczynam się śmiać pod nosem. Rozbić nie swoje auto na policyjnym wozie, to trzeba mieć naprawdę pecha.

— Wiesz, co się mogło stać, że doszło do tej stłuczki?

— W okolicy, jej facet spotkał się z jakąś dziewczyną. Może ich widziała i dlatego, ale na sto procent nie wiem — mówi. Zaczynam się wkurwiać, że przez niego się rozbiła. — W każdym bądź razie, twój samochód trafił na policyjny parking, a ją odwieziono do szpitala — dodaje po chwili, co daje mi pewność, że jej kochaś nie wie o tej stłuczce. Przecież mogła po niego zadzwonić, żeby on zajął się tym autem.

— Mam nadzieję, że już jesteś pod szpitalem?

— Oczywiście. Jak wyjdzie to zadzwonię.

— Jeszcze jedno... zrobiłeś zdjęcie tej dwójce? — dopytuję.

— Jasne, zaraz prześlę.

— Dzięki. Do usłyszenia — kończę rozmowę i rozłączam się. 

Już nie mogę się doczekać, aż Margaret zadzwoni, żeby przekazać mi tą informację. Będę musiał nieźle udawać, że o niczym nie wiem. Dodatkowo chyba trochę sobie na nią pokrzyczę, bo inaczej nie wyjdę wiarygodnie. Po chwili dostaję MMS-a ze zdjęciem. Oczywiście, na ujęciu jest nie kto inny, jak była Freitaga. Mogłem się tego spodziewać.

— Co tam Victor? Jakieś złe wieści? — wyrywa mnie z zamyślenia Timo.

— Mała, blond złośnica rozbiła się na radiowozie — mówię, a on robi wielkie oczy, po czym zaczyna się śmiać.

— I po cholerę dałeś jej swoje auto? Nie rozumiem, po co w ogóle, była ta cała akcja z tą niby awarią jej samochodu.

— Muszę zainstalować tam kilka rzeczy — odpowiadam obojętnie, na co Timo kręci głową.

— Pamiętam, że jak kiedyś tak zrobiłeś, to nie skończyło się to dobrze dla tamtej osoby. Podejrzewasz, że ugadała się z kimś na boku i może cię pogrążyć? — wzruszam ramionami na to pytanie. Póki co, nie będę mu mówił, dlaczego to robię, bo wiem, że nie poprze moich działań.

GOSIA

Po zrobieniu dokładnych badań w szpitalu, kończy się tym, że zostaję na obserwacji, co oznacza, że Richard dowie się o tym wypadku. Muszę jeszcze powiadomić Meiera, że rozwaliłam mu auto. Jednak najpierw zadzwonię do Freitaga, aby poprosić go o podrzucenie mi kilku rzeczy. Biorę telefon do ręki i od razu zauważam, że brunet próbował się ze mną kilkukrotnie kontaktować.

— Gosia, gdzie ty jesteś? Powinnaś być już dawno w mieszkaniu — odzywa się zdenerwowany, gdy tylko odbiera połączenie.

— Jestem w szpitalu. Spakujesz mi do walizki kilka rzeczy i przywieziesz?

— Jak to w szpitalu? Co się stało? — pyta jeszcze bardziej zdenerwowany, po tym, co ode mnie usłyszał.

— Miałam mały wypadek, ale wszystko jest dobrze. To tylko obserwacja.

— Jakby było dobrze, to nie zostawialiby cię na obserwacji.

— Richi, nie denerwuj się. Porozmawiamy, jak przyjedziesz.

— Dobrze. Zaraz się wszystkim zajmę. Kocham cię.

— Do zobaczenia — mówię i kończę połączenie.

Ciekawe, jak zareaguje, gdy dowie się, że nie jechałam swoim samochodem. Zapewne zacznie o wszystko wypytywać, ale wiem, że muszę mu powiedzieć prawdę, bo jak nie dowie się tego ode mnie, to zapewne od Eisebichlera.

— No dobra, teraz pora zadzwonić do szanownego pana Victora Meiera — mówię do siebie pod nosem. Nie chciałam, żeby miał mój numer telefonu, ale teraz niestety nie uniknę tego. W końcu potem będziemy się kontaktować odnośnie kosztów. Rozpoczynam łączenie, chociaż tak naprawdę w duchu modlę się, żeby nie odebrał.

— Halo — odzywa się po trzecim sygnale.

— Cześć. Z tej strony Gośka.

— No, proszę, proszę. Margaret sama do mnie dzwoni. Czymże sobie zasłużyłem na ten zaszczyt? — pyta, a ja przewracam w tym momencie oczami.

— Mam ci coś ważnego do powiedzenia.

— Zamieniam się w słuch

— No cóż... — zaczynam mówić, ale się zawieszam.

— Jesteś tam? — dopytuje, kiedy nadal milczę.

— Ja cię naprawdę bardzo, ale to bardzo przepraszam. Oczywiście za wszystko zapłacę. Nawet kupię ci nowe. O nic nie musisz się martwić — odzywam się w końcu.

— Kompletnie nie rozumiem o co ci chodzi. Możesz jaśniej?

— No... o samochód chodzi — mówię. — Miałam wypadek — dodaję, a po drugiej stronie zapada cisza. Pewnie teraz przeklina mnie w myślach.

— Kurwa, Margaret. Serio? — pyta wkurzony.

— Niestety tak — głęboko wzdycham i czekam na jego kolejną reakcję.

— Zrobiłaś to specjalnie, żeby mi dopiec?! — krzyczy, a ja zaczynam się denerwować. Czy on myśli, że nie mam nic innego do roboty, tylko rozbijać cudze auta? Co za idiota.

— Tak, specjalnie... i żałuję, że nie zrobiłam większych szkód! — krzyczę zdenerwowana, po czym rozłączam się. Nagle uruchamia się aparatura od mierzenia ciśnienia, przez co, po chwili przy moim łóżku pojawia się osoba z personelu medycznego. W tym samym czasie dzwoni też Victor, ale odrzucam połączenie.

— Czym się pani zdenerwowała, że aż tak podskoczyło ciśnienie?

— Rozmawiałam ze znajomym przez telefon — odpowiadam, a kobieta kręci głową.

— Przecież dobrze pani wie, że w pani stanie to niewskazane.

— Tak wiem, przepraszam.

— I naprawdę, niech pani weźmie sobie do serca zalecenia lekarza i przestanie pracować. Proszę pamiętać, że potem niektórych rzeczy nie da się cofnąć — mówi do mnie, a ja przytakuję głową. Chwilę później wychodzi, więc oddzwaniam do Meiera.

— Czego jeszcze chciałeś? — pytam, kiedy odbiera połączenie.

— Czemu od razu nie odebrałaś?

— Bo mi ciśnienie podniosłeś i musiałam się wyciszysz — odpowiadam i lepiej dla niego, żeby mnie znowu nie wkurzał.

— Nie chciałem cię zdenerwować. Nie przejmuj się tym samochodem. To tylko kawałek blachy — mówi, a ja nie dowierzam w to, co słyszę. Najpierw wydziera się na mnie jak wariat, a teraz mówi, że mam się nie przejmować. On jest nienormalny.

— Jasne.

— Na długo zostajesz w szpitalu?

— Skąd wiesz, że zostaję w szpitalu? — pytam zdezorientowana, bo przecież nie powiedziałam mu o tym.

— A czy to ważne? To jak? Na długo? — dopytuje.

— Nie wiem. Mam nadzieję, ze jutro mnie wypiszą. A wiadomo, co z moim...

— Muszę kończyć. Cześć — przerywa mi. 

Dziwak — myślę sobie, kiedy kończy połączenie. Chciałam zapytać, czy wiadomo coś odnośnie mojego samochodu i ile może wynieść naprawa, a on od razu się rozłącza. Piszę jeszcze SMS-a do Richarda, żeby zabrał mój tablet, bo muszę sprawdzić na koncie, ile zgromadziłam kasy i przelać ją na konto Meiera. Nie chcę mieć żadnych zobowiązań w stosunku do niego.

RICHARD

Pakuję rzeczy Gosi do walizki i cały czas zastanawiam się, jak ona się czuje. Byłem w takim szoku, kiedy powiedziała mi o wypadku, że nawet nie zapytałem, co się tak właściwie stało. Ale jeśli zostawiali ją w szpitalu, to musi jej coś dolegać. Boję się o nią. Mam wrażenie, że ona zawsze bagatelizuje swój stan zdrowia, jakby nie chciała mnie niczym martwić. Przecież jesteśmy razem, to powinna być ze mną szczera. Wkładam do walizki jej tablet i zmierzam do łazienki, żeby spakować jeszcze kosmetyczkę. W tym samym momencie rozlega się dzwonek do drzwi.

— Siema, stary — rzuca Wellinger w moim kierunku, kiedy otwieram.

— Co wy tu robicie? — pytam zdezorientowany, bo przecież dopiero co wróciliśmy z zawodów i nie umawialiśmy się na spotkanie.

— No dzięki za miłe przywitanie — mówi Geiger. — Przyszliśmy pogadać — dodaje.

— Miłości twojego życia nie ma? — pyta Andreas, kiedy przechodzą do pokoju dziennego, a ja głęboko wzdycham.

— Nie mam czasu na rozmowy, a Gosia jest w szpitalu. Właśnie pakuję walizkę dla niej.

— Co się stało? — wtrąca Markus.

— Szczerze, to za bardzo nie wiem. Byłem tak zdenerwowany, że zapomniałem zapytać. Wiem tylko, że miała wypadek i po badaniach zostawiają ją na obserwacji.

— Samochodowy? — dopytuje Geiger.

— Chyba tak — odzywam się. — Nawet o to nie zapytałem — mówię zrezygnowany.

— Markus, zadzwoń do jakiegoś swojego kolegi i podpytaj — zwraca się do niego Andreas. Eisenbichler chwilę się waha, ale potem bierze telefon do ręki i wykonuje połączenie, które trwa kilka minut.

— I co? Dowiedziałeś się czegoś? — dopytuję.

— Miała stłuczkę z radiowozem — kiedy to mówi, pozostali parskają śmiechem, a ja gromię ich wzrokiem. Mogło stać się jej coś poważnego, a oni się z tego śmieją. — Tyle, że nie kierowała swoim autem — marszczę brwi, kiedy to słyszę.

— Jak to?

— Rozbiła najnowszy model Mercedesa — patrzę na niego z niedowierzaniem. Czyim autem w takim razie jechała i co stało się z jej samochodem?

— Gdzie był ten wypadek?

— Na skrzyżowaniu w pobliżu restauracji — mówi, a ja zamieram. Czyżby widziała mnie z Lisą i dlatego doszło do tej stłuczki? Pewnie pomyślała sobie nie wiadomo co. Mogłem powiedzieć jej o tym spotkaniu, a tak, to teraz snuje jakiś domysły na ten temat. Mam nadzieję, że spokojnie mnie wysłucha.

— Muszę spakować resztę rzeczy, bo ona na mnie czeka. Chcecie coś do picia to wyciągnijcie sobie z lodówki — odzywam się i idę do łazienki. 

Chwilę później wchodzę jeszcze do sypialni, żeby wziąć jej szlafrok. Przeszukuję komodę, bo Gosia ostatnio robiła porządki i znowu wszystko poprzekładała. W końcu znajduję go w dolnej szufladzie. Kiedy go wyciągam, w moje oczy rzucają się opakowania z lekami i jakieś dokumenty, które były pod nim ukryte. Biorę jeden z kartoników do ręki, żeby go obejrzeć. Wyciągam ulotkę i głośno wypuszczam powietrze, kiedy czytam, na co są. Otwieram ze zdziwienia usta. Czuję, jak zaczyna robić mi się gorąco.

— Nie wierzę, że mi nie powiedziała — mówię do siebie.

 W mojej głowie kłębią się tysiące myśli i pytań. Chwilę później biorę do ręki papiery, po czym wczytuję się we wszystko. W zaleceniach lekarskich wyraźnie napisane jest, że powinna prowadzić oszczędzający tryb życia, a ona w dalszym ciągu pracuje. Nie mogę zrozumieć, dlaczego tak ryzykuje. Przecieram twarz dłonią, kiedy to wszystko czytam. Nagle spomiędzy dokumentacji medycznej wypadają zdjęcia USG. Siedzę zrezygnowany na podłodze, bo nie mogę uwierzyć, że ona to wszystko przede mną ukrywa. Teraz już wiem, dlaczego zostaje w szpitalu i mam nadzieję, że nie doszło do najgorszego. Na pewno muszę z nią o tym porozmawiać. Koniec tajemnic! Koniec z pracą! Będę dbał o nią najlepiej, jak potrafię.

— Powiedziałeś, że idziesz po szlafrok, a siedzisz tu już dobrych kilka minut — z zamyślenia wyrywa mnie głos Eisenbichlera.

— Co ty tam czytasz? — dopytuje Karl, gdy zauważa w moich dłoniach dokumenty. Chwilę się waham, czy im powiedzieć, ale przecież prędzej, czy później i tak się dowiedzą, a ja muszę się teraz komuś wygadać, bo nurtuje mnie to, dlaczego o niczym mi nie powiedziała. Czyżby mi nie ufała? Ale nie, najpierw muszę porozmawiać o tym z Gosią.

— Nic takiego — odzywam się i wrzucam wszystko z powrotem do szuflady.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro