Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

23. POBIERZMY SIĘ!

Pobyt w Turcji minął ekspresowo. Pomimo mojej początkowej niechęci, muszę przyznać, że potem bawiłam się świetnie. W końcu wyjaśniałam sobie też z Arturem parę kwestii. Co prawda on nie był zadowolony z tego, co ode mnie usłyszał, ale ja naprawdę nie rozumiem jego uporu. Powinien w końcu zacząć szukać swojego szczęścia, a nie czekać na coś, co nigdy się nie wydarzy. Jest naprawdę fajnym facetem, ale to nie ja jestem jego przeznaczeniem. Im szybciej zacznie się za kimś rozglądać, tym lepiej dla niego. Kiedy spotka na swojej drodze odpowiednią dziewczynę, szybko o mnie zapomni.

                                                                                       ***

W środę późnym popołudniem ląduję na lotnisku w Berlinie. Kiedy dostrzegam Richarda, zostawiam swoją walizkę i od razu do niego podbiegam, żeby wtulić się w jego ramiona.

— Tak bardzo za tobą tęskniłam — szepczę mu do ucha. Odrywam się na chwilę od niego, żeby go pocałować.

— Ja też tęskniłem, skarbie. Widzę, że złapałaś ładną opaleniznę.

— Tylko troszkę. — Cofamy się po mój bagaż i po chwili ruszamy w stronę auta.

W drodze powrotnej pokrótce opowiadam mu, jak minął pobyt w Turcji, a w domu pokażę mu, zdjęcia, które porobiłam, bo oczywiście nie byłabym sobą, gdybym nie zrobiła miliona fotografii. Kiedy mija druga godzina naszej podróży, czuję, jak ogarnia mnie zmęczenie. Na dodatek mój żołądek zaczyna dawać o sobie znać.

— Co się dzieje? — pyta Richard, kiedy milknę i przymykam oczy.

— Nic takiego. Trochę mnie mdli. Mój organizm ma już chyba dość podróży w dniu dzisiejszym — opowiadam, starając się uśmiechnąć.

— Mam zjechać na jakiś parking?

— Nie — odzywam się, sięgając po butelkę z wodą. — Napiję się trochę i mi przejdzie — dodaję, upijając łyk mineralnej.

— Weź się zdrzemnij, bo przed nami jeszcze jakieś dwie godziny jazdy. — Rzuca pomysłem, a ja przytakuję. Opuszczam trochę oparcie fotela i zamykam oczy. Kilka chwil później zasypiam okryta lekkim kocem, który leżał na tylnej kanapie.

                                                                                    ***

Po dotarciu do mieszkania idę do łazienki trochę się odświeżyć, a Richard udaje się do kuchni, żeby zrobić coś do jedzenia. Po krótkiej kąpieli zabieram się za wypakowywanie walizki. Wszystkie ubrania wrzucam do pralki, a następnie uruchamiam pranie. Kiedy już mam zamiar odstawiać walizkę do szafy w sypialni, przypominam sobie o kopercie ze zdjęciami, którą przed moim wyjazdem wręczyło mi dziecko. Wyjmuję ją z przegródki, bo stwierdzam, że najwyższa pora porozmawiać o tym z Richardem, ale zrobię to po jedzeniu. Tak będzie najlepiej.

— Chodź, możemy siadać do stołu — słyszę za sobą głos Freitaga, który zajrzał do pokoju.

— Tak, już idę — odpowiadam z uśmiechem. 

Kopertę wrzucam do komody i przechodzę do kuchni. Nim zabieram się za jedzenie, podchodzę do szuflady w kuchni i wyciągam z niej swoje tabletki. Połykam dwie, popijając wodą. Zauważam, że zostało mi ich niewiele, więc muszę się skontaktować z Felixem, żeby załatwił mi kolejne opakowanie.

— Co ty tam znowu łykasz? — Wzdrygam się na głos Richarda.

— Nie zachodź mnie tak z tyłu, bo na zawał zejdę — śmieję się. 

Kilka chwil później siedzimy przy stole i zabieramy się za jedzenie. Kiedy zjadam połowę tego, co nałożyłam sobie na talerz, czuję, jak jedzenie podchodzi mi do góry. Zrywam się z krzesła i biegnę do łazienki, gdzie wszystko zwracam do toalety. Chwilę później przemywam twarz zimną wodą. Biorę do ręki szczoteczkę, żeby umyć zęby.

— Co się dzieje? — Richard zadaje pytanie, obejmując mnie w pasie i przytulając się do moich pleców.

— Nic takiego. Najwidoczniej musiałam zatruć się czymś w Turcji. Umyję tylko zęby i zaraz przyjdę.

                                                                                     ***

Kilka minut później siadam z brunetem na kanapie. Powoli piję herbatę i zastanawiam się, jak zacząć rozmowę o zdjęciach, które otrzymałam. Kompletnie nie mam pomysłu, jak podejść do tego tematu, bo nie wiem, jak zareaguje na to Freitag.

— Richard, mogę o coś zapytać? — zbieram się w końcu na odwagę.

— Oczywiście. O co chodzi?

— Spotkałeś kogoś w czasie poprzedniego konkursu, który odbył się w Niemczech? No wiesz, w ten weekend, który ja spędziłam w Warszawie. — Brunet zaczyna mi się przyglądać, a ja z niecierpliwością czekam na odpowiedź.

— Nie rozumiem. O kogoś konkretnego ci chodzi?

— Może powinieneś mi o czymś powiedzieć? Tylko proszę cię, bądź ze mną szczery.

— Gosia, kompletnie nie wiem, o co ci chodzi. Możesz jaśniej!? Z nikim się wtedy nie widziałem! Co ty mi insynuujesz!? — mówi zdenerwowany, prawie krzycząc, a ja czuję ból w sercu, kiedy kolejny raz widzę go takiego. Nie lubię, gdy zachowuje się w ten sposób. Jakby nie umiał zapanować nad negatywnymi emocjami.

— Poczekaj chwilę. — Wstaję z kanapy i przechodzę do sypialni. Z komody wyjmuję kopertę ze zdjęciami i kiedy wracam do bruneta, to wręczam mu ją. Richard wyjmuje fotografie ze środka, spogląda na mnie i głośno wzdycha.

— Usiądź obok mnie. — Klepie dłonią miejsce na kanapie, a ja robię to, o co mnie prosi. — Skąd masz te zdjęcia?

— Po ostatnich zajęciach z niemieckiego podszedł do mnie pewien chłopiec i wręczył mi je. Powiedział, że jakiś mężczyzna zapłacił mu za to, żeby mi to dał. — Richard kręci głową, kiedy to słyszy

— Dlaczego dopiero teraz mi o tym mówisz?

— Nie wiem. Teraz też nie byłam pewna, czy dobrze robię, pokazując ci to. Ale skoro już to zrobiłam, to chciałbym poznać prawdę. Co ona tam robiła? I dlaczego ją przytulałeś? — pytam, a on na chwilę przymyka oczy, jakby chciał zebrać myśli i zastanowić się nad odpowiedzią. Boję się tego, co za chwilę mogę usłyszeć.

— Wiem, że powinienem sam ci o tym powiedzieć. Przepraszam, że ukryłem to przed tobą, ale nie chciałem cię martwić. Nie wiem, skąd wzięła się tam Lisa i jak zdobyła akredytację, że mogła swobodnie wejść na teren skoczni. Chociaż domyślam się, że załatwił to jej ojciec. Ale zapewniam cię, że od razu odszedłem od niej. Te zdjęcia, to tylko ujęcia nic nieznaczących momentów. Podeszła do mnie z tyłu, kiedy się odwróciłem, to od razu rzuciła się w moje ramiona. Na początku nawet nie wiedziałam, kto to jest. Dopiero po chwili doszło do mnie, że to Lisa — mówi, a ja cicho wzdycham. — Wierz mi, że nie rozmawiałem z nią i unikałem jej potem — dodaje po chwili.

— Wierzę ci — odpowiadam, uśmiechając się lekko.

— To proszę cię, rozchmurz się, bo serce mi pęka, kiedy widzę twoje smutne oczy — mówi, przytulając mnie do siebie. — Wiesz, kto mógł dać ci te zdjęcia?

— Nie mam pojęcia. Może Lisa znowu omotała jakiegoś faceta, który robi to, co mu każe. Ona nigdy nie da nam spokoju — odpowiadam zrezygnowana. — Czy ona była obecna też na ostatnim konkursie? — pytam, bo nie daje mi spokoju myśl, że teraz będzie jeździła na wszystkie zawody.

— Tak — odpowiada po chwili ciszy, a głośno wzdycham. Zastanawiam się, do czego ta dziewczyna tym razem się posunie. Żałuję, że nie mogę towarzyszyć Richardowi w czasie konkursów. Może gdyby widziała, że ja jestem przy jego boku, to nie byłaby taka odważna w swoich poczynaniach. Zapewne będzie chciała wykorzystać fakt, że mnie przy nim nie ma. Co, jeśli będzie chciała porozmawiać z Richardem, żeby wyjaśnić sobie przeszłość, a on się na to zgodzi? Ona zacznie go przepraszać, on jej wszystko wybaczy i co wtedy? Będą znajomymi? Nie zniosę tego, jeśli Lisa ciągle będzie się koło nas kręciła. Nie wiem, czy będę miała na to wystarczająco dużo sił. Ona powinna siedzieć w szpitalu psychiatrycznym, a jak tak dalej pójdzie, to chyba ja w nim skończę, bo nie wiem, jak długo zniosę fakt, że gdziekolwiek nie pojawi się Freitag, tam może być i ona. — O czym tak myślisz? — Wyrywa mnie z zamyślenia głos bruneta.

— O niczym ważnym. — Uśmiecham się nieśmiało. Gdy na niego spoglądam, zauważam, że ma zmartwioną minę. Czyżby jego też trapiły poczynania Lisy?

                                                                                    ***

Kładziemy się wieczorem do łóżka, a Richard po chwili wyciąga z szafki nocnej prospekty, które otrzymał od agenta nieruchomości.

— Może przejrzymy je w końcu? — pyta, na co twierdząco kiwam głową. Przeglądamy skrupulatnie każdą ofertę. Spodobały nam się trzy mieszkania, które zamierzamy obejrzeć w przyszłym tygodniu.

— To najbardziej mi się podoba — mówię, pokazując trzypokojowe mieszkanie na parterze, które ma mały ogródek. To byłoby o wiele lepsze rozwiązanie niż mieszkanie na piętrze z balkonem. Zawsze milej posiedzieć na zewnątrz, wśród zieleni.

— Mi też mi wpadło w oko — odzywa się z uśmiechem brunet. — Mam nadzieję, że w przyszłości nie okaże się za małe — dodaje, puszczając mi oczko. Doskonale wiem, co ma na myśli. Coś mi się wydaje, że on nie odpuści tematu trójki dzieci.

— Mam nadzieję, że jak się stąd wyprowadzimy, to Lisa nie powędruje za nami.

— Wiesz, kiedy nam odpuści? — pyta, bacznie mi się przyglądając.

— Oświeć mnie, Richardzie.

— Kiedy weźmiemy ślub. — Unoszę brwi do góry, kiedy to słyszę. — Pobierzmy się! — Wypala podekscytowany, a ja w osłupieniu patrzę na niego z otwartymi ustami. — Co tak na mnie patrzysz? Źle mówię?

— Nie... Chyba nie. Pewnie wtedy dałaby nam spokój, ale ty masz teraz zawody. Chwilę później zacznie się sezon zimowy, więc trochę ciężko byłoby to do zorganizowania — odpowiadam, a on zaciska usta. Chyba nie przemyślał swojego pomysłu.

— Oj tam, zrobimy to spontanicznie — śmieje się.

— Tak, wsiadajmy w samolot i lećmy do Vegas. — Przewracam oczami, a on parska śmiechem, kiedy to słyszy.

— Ach, te twoje żarty. — Całuje mnie w policzek. — Możemy zrobić taki cichy ślub. Tylko my i świadkowie.

— Mhh... Powiedz to swojej rodzinie. — Patrzę na niego wymownie, a on wzrusza ramionami.

— Dobrze, masz rację, to nie przejdzie teraz. Musimy poczekać do przyszłego roku, ale już możemy zacząć przygotowania.

— Tak jest, panie niecierpliwy — śmieję się i z niedowierzaniem kręcę głową.

— No dobrze, czyli to już mamy omówione, a teraz pora na trening. — Patrzy na mnie przymrużonymi oczami, oblizując wargi.

— Jaki trening? — pytam zdezorientowana. Przecież kładziemy się spać, a on mi tu z takim tekstem wyskakuje.

— Muszę dbać o to, żebyś nie zapomniała, jak się robi dzieci. — Śmieje się, po czym zaczyna mnie namiętnie całować. Cicho jęczę, kiedy schodzi pocałunkami na moją szyję. Wkładam swoje dłonie pod jego koszulkę i zaczynam nimi błądzić po ciele. Chwilę później zdejmuję ją z bruneta i rzucam na podłogę.

— Jaka niecierpliwa — szepcze mi do ucha, po czym lekko je przygryza.

— Żebyś wiedział — mruczę, odpychając go od siebie. 

Siadam na nim okrakiem, kiedy leży na łóżku i zdejmuję swoją górę od piżamy. Brunet mruży oczy, widząc moje nagie piersi. Przejeżdżam dłońmi po jego torsie, a następnie zaczynam składać na nim mokre pocałunki. Chwilę później Richard łapie mnie w pasie i przyciąga do siebie, po czym odwraca się ze mną i tym razem to ja leżę na łóżku. Szybko zdejmuje zarówno swoje bokserki, jak i moje koronkowe, piżamowe szorty. Opiera swoje dłonie po obu stronach mojej głowy, zawisając nade mną. Patrzy mi głęboko w oczy i przybliża swoją twarz do mojej, żeby złączyć nasze usta w pocałunku. Wplatam swoje dłonie w jego włosy, aby chwilę później zacząć błądzić nimi po jego nagim ciele. Wbijam głowę w poduszkę, gdy czuję oddech bruneta na swoich piersiach. Pieści je językiem, a następnie zaczyna schodzić coraz niżej. Moje ciało, przez które przechodzą przyjemne dreszcze, zaczyna wić się pod wpływem jego pieszczot, a oddech staje się coraz szybszy. Chwytam go za włosy i przyciągam go do swoich warg. Wydaję cichy jęk, prosto w jego usta, gdy czuję, jak we mnie wchodzi. Patrzymy sobie głęboko w oczy, kiedy porusza biodrami, a chwilę później znowu łączymy swoje usta w namiętnym pocałunku. Czuję, jak przez moje ciało przechodzą coraz większe dreszcze, które finalnie przeradzają się w orgazm. Kompletnie tracę kontrolę nad swoim ciałem, a z moich ust wydobywa się głośny krzyk rozkoszy.

— Moja tygrysica — szepcze mi do ucha Richard, kiedy leżymy przytuleni. Rozmawiamy ze sobą, a chwilę później zasypiamy.

                                                                                 ***

RICHARD

— Gosia, dobrze się czujesz? — pytam ją, kiedy widzę, że wychodzi z sypialni w niezbyt dobrej formie.

— Tak, miałam tylko dziwny sen i kolejny raz niespokojnie spałam — odpowiada, a ja patrzę na nią zdezorientowany, bo nie mówiła nic o tym, że ostatnimi czasy źle sypia.

— Jak to, kolejny raz?

— Nieważne. To tylko sny. — Macha ręką i przechodzi do łazienki. 

Zastanawiam się, co się dzieje, że nie może w nocy spokojnie spać. Czy to przez te zdjęcia, które ktoś mi zrobił w towarzystwie Lisy? Przecież nie musi się o nic martwić, bo nie mam zamiaru rozmawiać z tą dziewczyną. Co najwyżej zastanawiam się nad poważną rozmową z jej rodzicami. Muszę w końcu jakoś zareagować, bo ona zdecydowanie pozwala sobie na zbyt wiele. Dodatkowo cały czas trapi mnie to, kto mógł dać Gosi te zdjęcia. Czy to faktycznie ktoś od Lisy? Czy to ktoś zupełnie postronny? Ktoś, kto chce nas rozdzielić. Muszę pogadać z chłopakami z kadry, być może oni widzieli kogoś podejrzanego po konkursie. Po kilkunastu minutach Gosia wraca z łazienki i siada przy stole, na którym jest już przygotowane śniadanie. Bierze do ręki kubek z kawą, po czym upija łyk.

— Może być takie śniadanie? — pytam, kiedy widzę, jak rozgląda się po przyszykowanym jedzeniu.

— Oczywiście. — Uśmiecha się. — Zastanawiam się tylko, na co mam największą ochotę — dodaje, biorąc do ręki bułkę. Po chwili smaruje ją masłem i kładzie na nią ser, szynkę, sałatę, i pomidora. Zjada pierwszy kęs, a resztę odkłada na talerzyk. Nagle zrywa się z krzesła i biegnie do łazienki.

— Co się dzieje? — Pukam w drzwi.

— Nie wchodź tu — odpowiada i po chwili słyszę, jak wymiotuje. Głośno wzdycham z bezsilności. Ten rozstrój żołądka, trwa zdecydowanie za długo. Wchodzę do środka, kiedy spłukuje wodę w toalecie. — Zapiszesz się do lekarza?

— Po co? — dopytuje, sięgając po szczoteczkę do zębów.

— Cokolwiek zjesz, od razu zwracasz. To może być jakieś poważne zatrucie.

— Poczekam jeszcze trochę. Zobaczę, co będzie w weekend, jak mi nie przejdzie, to pójdę w przyszłym tygodniu. — Uśmiecha się lekko, a chwilę później zaczyna myć zęby. Nie podoba mi się ten pomysł, ale wiem, że i tak nic nie wskóram. Martwię się o nią, tym bardziej że dzisiaj wyjeżdżam na zawody, a ona jutro wraca do pracy. Oby nie zasłabła za kierownicą, przecież będzie prowadziła auto przez kilka godzin.

— Może lepiej będzie, jak jutro pojedziesz pociągiem? A potem będziesz jeździła ze swoimi kolegami? Chyba nie były to dla nich problem, żeby cię zabrać. — Rzucam pomysłem, ale po jej minie widzę, że ona na to nie przystanie.

— Poradzę sobie — mówi, odwracając się w moim kierunku. Przyciągam ją do siebie i mocno przytulam.

                                                                             ***

Po południu do naszego mieszkania wpadają moi kadrowi koledzy. Jedziemy na zawody samochodem i tym razem robię za pasażera, a nie kierowcę. Torby, które ze sobą zabieram mam już poustawiane w korytarzu, żebym potem niczego w pośpiechu nie zapomniał.

— Gośka, coś kiepsko wyglądasz — odzywa się Markus.

— Po prostu źle spałam i jestem trochę zmęczona. — Kręcę z niedowierzaniem głową, kiedy to słyszę.

— Dobra, zbierajmy się, bo do jutra nie dojedziemy — odzywam się po chwili.

— Ja oczywiście biorę najlżejszą torbę. Nie mam zamiaru się przemęczać, nosząc twoje bagaże — mówi Andreas, na co przewracam oczami.

— Dobrze, szlachcicu — mówię ironicznie, a on szturcha mnie w ramię.

— Pomóc wam z czymś? — pyta Gosia i chce chwycić moją walizkę, ale ją uprzedzam.

— Nie ma mowy, słonko. — Głęboko wzdycha, kiedy to słyszy. Chwytam ją w pasie i przyciągam do siebie. — Masz mi na bieżąco zdawać raport ze swojego stanu zdrowia. Dobrze?

— Nie przesadzaj. To tylko zatrucie.

— Jednak będę spokojniejszy. — Uśmiecham się do niej, a ona twierdząco kiwa głową.

— Dobrze, niech ci będzie, bo mi spokoju nie dasz. — Puszczam jej oczko, kiedy słyszę te słowa.

— Uważaj na siebie. Jakbyś bardzo źle się czuła, to odpuść sobie pracę w ten weekend.

— Tak jest, proszę pana — śmieje się. Całuję ją, a potem mocno przytulam. — Powodzenia — szepcze mi do ucha. Chwilę później zabieram bagaż i wychodzę z chłopakami, z mieszkania.

— O jakim zatruciu mówiliście? — pyta Eisenbichler, kiedy zjeżdżamy windą w dół.

— Zatruła się czymś w Turcji i cały czas męczą ją wymioty.

— Wymioty mówisz? — odzywa się Wellinger.

— Dokładnie tak powiedziałem.

— I twierdzisz, że to zatrucie?

— Tak. Mam ci to jeszcze raz dobitniej powtórzyć? — mówię, przewracając oczami.

— Freitag, ty tak poważnie? — zadaje pytanie Andreas, a ja patrzę na niego pytająco, bo kompletnie nie wiem, o co mu chodzi.

— Ty się dzisiaj dobrze czujesz? — pytam ironicznie.

— Stary, jaki ty niedomyślny. — Przewraca oczami. 

Wychodzimy z budynku i kierujemy się do samochodu. Wkładamy moje bagaże, a następnie zajmujemy miejsca w aucie.

— Andreas, o co ci chodzi? Bo zaczynasz mnie denerwować — mówię poirytowany, a on zaczyna się głupio śmiać.

— Wellinger chyba sugeruje ciążę — wtrąca się Markus. 

Eisenbichler odpala silnik, po czym rusza w drogę. Zastygam w bezruchu i czuję, jak robi mi się gorąco, kiedy słyszę te słowa. Ciąża? Nie, to niemożliwe, przecież bierze tabletki. A co, jeśli ostatnio zapomniała? Miała trochę stresów, to mogło się tak zdarzyć, a ja się nie zabezpieczałem. Hmm... Może oni mają rację? Tylko, dlaczego Gosia na to nie wpadła?

— I co? Łączą się teraz trybiki w głowie? — Wyrywa mnie z zamyślenia głos Andreasa.

— Powoli — odpowiadam, a on i Markus parskają śmiechem. Po chwili wyciągam telefon z kieszeni i piszę SMS-a do narzeczonej.

                                                                                      ***

GOSIA

Podenerwowana wracam do mieszkania. Jak tylko widziałam, że Richard wraz z kolegami odjechali spod bloku, to szybko pobiegłam do apteki po test ciążowy, bo nie dają mi spokoju te nudności. Na dodatek, przypomniałam sobie słowa Piotra, które powiedział do mnie, kiedy byliśmy w Turcji. Jednak mam nadzieję, że to nie ciąża, przecież biorę tabletki. Zdecydowanie, nie jestem teraz gotowa na dziecko. Przekraczam próg mieszkania i od razu kieruję swoje kroki do łazienki. Drżącymi rękoma wyciągam wszystko z opakowania i szybko czytam instrukcję. Potem patrzę na oznaczenia. Jedna kreska wynik negatywny, dwie kreski - pozytywny. Wykonuję test i odkładam go na umywalkę. Myję ręce, po czym siadam na pralce. Za chwilę albo się ucieszę, albo wpadnę w rozpacz. Co zrobię, jeśli pojawią się dwie kreski? Jak ja to powiem Richardowi? Jak on zareaguje na tę wiadomość? Boję się. Cholernie się boję. W tym samym momencie dostaję SMS-a.

RICHI: Skarbie, może ty jesteś w ciąży? Stąd te nudności. — Przewracam oczami, kiedy to czytam. Jestem ciekawa, który kumpel podsunął mu ten pomysł.

JA: Nie, to niemożliwe. Przecież biorę tabletki. — Odpisuję, bo nie chcę mu pisać, że właśnie czekam na wynik. Zapewne już nawet jest, ale boję się to sprawdzić.

RICHI: Ale nie zaszkodzi, jak pójdziesz do apteki i kupisz jakiś test.

JA: Dobrze, potem pójdę.

RICHI: Najlepiej zrób to teraz. Zadzwoń, jak będziesz znała wynik. Kocham cię.

JA: Zaraz pójdę. — Odpisuję i odkładam telefon.

Biorę głęboki wdech i chwytam w dłoń białą płytkę, ale nie mam odwagi, żeby na nią spojrzeć. Zamykam oczy, po czym zaczynam liczyć od dziesięciu w dół. Serce chyba zaraz wyskoczy mi z piersi. Mój pierwszy w życiu test ciążowy. Obym go oblała  śmieję się w duchu. Ja naprawdę mam nierówno pod sufitem, skoro nawet w takiej sytuacji sobie żartuję. Nie chcę teraz dziecka, nie wyobrażam się w roli matki. W końcu otwieram oczy, a następnie spoglądam w dół. Widząc wynik, wypuszczam głośno powietrze z płuc.

— Uff, masz szczęście kobieto. Jedna kreska... Nie jesteś w ciąży — mówię do siebie z ulgą. Zeskakuję z pralki i wrzucam wszystko do kosza na śmieci. Tylko w takim razie, co do cholery się ze mną dzieje? Dlaczego mój żołądek nie przyjmuje żadnego jedzenia? Co mi dolega? Zastanawiam się nad tym, wychodząc z łazienki.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro