Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2. SPOTKANIE PO LATACH

Pierwszy weekend z nowymi zadaniami był intensywny. Najbardziej chyba męczące jest przemieszczanie się po kraju. Zaczęliśmy od Monachium, na drugi dzień zawitaliśmy do Berlina, żeby w niedzielę pojawić się we Frankfurcie. Trzy dni, trzy różne mecze. Kilka krótkich pytań do wybranego piłkarza w czasie przerwy meczowej, dotyczące aktualnej sytuacji na boisku, następnie dłuższe wywiady po całym sportowym wydarzeniu, a na koniec podsumowanie tego, co działo się na murawie. Muszę przyznać, że chyba jeszcze nigdy nie oglądałam meczu z takim skupieniem, na dodatek w mojej głowie cały czas wszystko analizowałam, żeby móc potem zadać pytania dotyczące konkretnej sytuacji. Oczywiście najciekawszej w meczu.

Michał, szef naszego zespołu stwierdził, że musi wiedzieć, co mogę zaoferować jego teamowi i postanowił od razu wystawić mnie na pierwszy ogień. Słysząc, jak z jego ust padają te słowa, to na chwilę zamarłam, ale potem oczywiście zgodziłam się na takie ustalenia. W sumie nie miałam innego wyjścia, gdybym odmówiła, wykazałbym się brakiem profesjonalizmu i już na wstępnie byłabym skreślona. Szczególnie że nie pomyliłam się co do Arka. Facet jest do mnie uprzedzony i to nawet bardzo. Gdy tylko usłyszał propozycję Michała, parsknął śmiechem. Wywiązała się pomiędzy nimi mała dyskusja, żeby nie powiedzieć, że kłótnia. W końcu blondyn zgasił go jednym zdaniem: Nie podważaj moich decyzji, bo zakończymy współpracę. Zrobiło się nieprzyjemnie.

Ostatecznie szef był ze mnie zadowolony, pozostali także. Powiedzmy, że Arka też w jakimś stopniu do siebie przekonałam, chociaż jeszcze nie w stu procentach, ale rozjeżdżaliśmy się w pokojowej atmosferze. Zobaczymy, jaki będzie kolejny weekend.

                                                                           ***

Po kilku godzinach w końcu parkuję pod blokiem, gdzie znajduje się mieszkanie Richarda. Cieszę się, że już jestem na miejscu i niedługo znowu zobaczę bruneta. Trochę martwi mnie to, że nie zszedł na dół. Myślałam, że przywita mnie już przy samochodzie, ale niestety mogę tylko o tym pomarzyć. Wyciągam walizkę z bagażnika i ruszam w stronę wejścia. Po chwili stoję przy windzie i czekam, aż zjedzie na dół. Kilka chwil później jestem już pod drzwiami mieszkania. Naciskam dzwonek, ale nikt nie otwiera. Wzdycham niezadowolona, po czym zaczynam szukać kluczy w torebce, bo zdaje się, że Richard gdzieś wybył.

— Gdzie te cholerne klucze? — warczę pod nosem, kiedy nie mogę ich znaleźć.

Koniec końców wyrzucam wszystko z torebki na podłogę i zrezygnowana muszę przyznać, że po prostu ich nie mam. No tak, kiedy wyjeżdżałam, Richard mnie odprowadzał i nawet nie pomyślałam o tym, żeby wziąć je ze sobą, więc zapewne leżą na szafce w korytarzu. Chwytam za telefon i wybieram numer do Freitaga, ale on jak na złość nie odbiera.

— Świetnie, ciekawe gdzie poszedł i co robi, że mnie olewa — mówię do siebie zła.

Siadam pod drzwiami i czekam, bo nic innego mi nie pozostało. Po chwili słyszę dźwięk przychodzącego SMS-a. Wyciągam telefon z nadzieją, że to od bruneta.

Od Baranowski: Wykonałaś w ten weekend kawał dobrej roboty. Gratuluję i cieszę się, że dołączyłaś do naszego zespołu. Michał — czytam wiadomość, uśmiechając się pod nosem.

Ja: Dziękuję. Cieszę się, że nie zawiodłam twoich oczekiwań — odpisuję i kolejny raz postanawiam nawiązać połączenie z moim facetem.

— No halo, halo kochanie — odzywa się w końcu.

— Richard, gdzie ty jesteś? Zapomniałam kluczy i siedzę pod drzwiami — mówię zrezygnowana.

— Kotek, będę za pięć minut. Wytrzymasz?

— Oczywiście. Pa — odpowiadam, po czym się rozłączam. W tym momencie zauważam, że między czasie na moją skrzynkę przyszedł kolejny SMS.

Od Baranowski: Już nie mogę doczekać się kolejnego weekendu w twoim wykonaniu. W piątek, po meczu mamy zamiar wyjść na jakąś imprezę. Mam nadzieję, że do nas dołączysz — czytam wiadomość od mojego szefa. 

Kiedy to przeczytałam, westchnęłam. Tak naprawdę nie mam za bardzo ochoty na imprezowanie, ale dopiero co dołączyłam do tego zespołu i nie chcę wyjść na jakąś aspołeczną istotę, więc ostatecznie się zgadzam.

Ja: Z chęcią dołączę — odpisuję i modlę się w duchu, żeby dał mi już spokój.

Od Baranowski: Bardzo mnie to cieszy —  tę wiadomość pozostawiam bez odzewu z mojej strony.

Po kilku minutach słyszę dźwięk rozsuwanych drzwi od windy i nareszcie przed moimi oczami pojawia się Freitag. W ręku trzyma ogromny bukiet z czerwonych róż. Uśmiecham się na ten widok.

— Dobry wieczór, kochanie — odzywa się do mnie i składa na moich ustach pocałunek. — Długo na mnie czekasz? — pyta, otwierając drzwi od mieszkania.

— Nie, tylko kilka minut. Kompletnie zapomniałam o kluczach, jak wyjeżdżałam — odpowiadam, odwieszając płaszcz na wieszak. — Widzę, że napadłeś na kwiaciarnię — śmieję się.

— Dla mojej dziewczyny wszystko — puszcza mi oczko i podaje bukiet do rąk.

Zaskoczył mnie tymi kwiatami i to bardzo. Nie mogę ukryć tego, że jestem w tym momencie szczęśliwa. Uśmiecham się od uch do ucha. Przechodzimy do pokoju dziennego i patrzę zdezorientowana na stół, na którym uszykowana jest romantyczna kolacja dla dwojga.

— Z jakiej to okazji? Coś przeskrobałeś pod moją nieobecność? — pytam zaczepnie.

— No... ekhm... jakby ci to powiedzieć... — zaczyna się jąkać i drapie się w tył głowy, a ja stoję i patrzę na niego pytająco. Czuję niepokój. Co takiego zrobił, że chce mnie teraz udobruchać wielkim bukietem róż i kolacją? 

– Cóż kochanie... kiedy cię nie było, to... - kolejny raz się zawiesza, a ja coraz bardziej zaczynam się niecierpliwić. Chciałabym w końcu usłyszeć, o co chodzi, nawet jeśli jest to coś strasznego. Nie wiem czego się spodziewać. – Prowadziłem bardzo niegrzeczne rozmowy przez telefon z pewną blond dziennikarką – odpowiada, wybuchając śmiechem, a ja przewracam oczami.

— Ewidentnie prosisz się o jakąś karę — mówię, kręcąc głową.

— Chodź, zjemy coś, a potem dalszy ciąg rozpieszczania — puszcza mi oczko. — Jak wrażenia po pierwszym weekendzie? — pyta, nalewając wino do kieliszków.

— Powiedzmy, że w miarę pozytywne. Jeden facet nie przepada za moją osobą, ale jakoś to przeżyję. Najważniejsze, że się nie skompromitowałam. Chyba — odpowiadam, bo tak naprawdę nie wiem, jak wyszłam na wizji. Byłam bardzo zdenerwowana, ale mimo wszystko mam nadzieję, że udało mi się to ukryć przed kamerą.

— Według nas poradziłaś sobie rewelacyjnie. Pełen luz, przemyślane pytania, brak stronniczości. Oczywiście jeśli chodzi o rozmowy z piłkarzami, bo te przeprowadzałaś po angielsku, to rozumieliśmy, co mówisz. Komentarze w języku polskim po meczu odpuściliśmy sobie — uśmiecha się do mnie.

— Według was? I skąd w ogóle miałeś dostęp do polskiej telewizji? — pytam zaintrygowana, po tym, co przed chwilą usłyszałam.

— Specjalnie wykupiłem dostęp w Internecie, a potem zaprosiłem chłopaków na wspólne oglądanie meczu i picie piwa.

— O matko, to dobrze, że się nie skompromitowałam — śmieję się. — Potem nie mogłabym się im na oczy pokazać.

— Kotek, jak zawsze wykazałaś się pełnym profesjonalizmem — odpowiada z uśmiechem.

Cieszę się z jego wsparcia. Na początku było mu ciężko, kiedy dowiedział się o tym, że zostaję w redakcji, ale chyba już się z tym pogodził. Zresztą nie wiem, jak długo ja sama wytrzymałabym bez jakiegokolwiek zajęcia. Muszę coś robić, być ciągle w biegu, bo wtedy czuję, że żyję. Siedzenie w domu nie jest dla mnie. Teraz jedynym zmartwieniem pozostała mi tylko nauka niemieckiego. Mam nadzieję, że wytrzymam psychicznie taką ilość godzin, jaką zafundował mi w pierwszym miesiącu Richard.

Po zjedzonej kolacji razem sprzątamy ze stołu, a następnie ja przechodzę do łazienki pod prysznic.

— Tego potrzebowałam — mówię do siebie, kiedy stoję pod strumieniem wody. 

Jestem trochę zmęczona dzisiejszym dniem. Od rana kilkugodzinna podróż z Berlina do Frankfurtu, następnie obowiązki związane z pracą, a po meczu siedziałam kolejne kilka godzin za kierownicą auta w drodze powrotnej do domu. Po chwili słyszę, jak otwierają się drzwi łazienki i do środka wchodzi uśmiechnięty od ucha do ucha brunet.

— Czy ja wspominałem o tym, że po kolacji będą kolejne niespodzianki? — mówi, rozbierając się, a następnie dołącza do mnie. 

Patrzymy na siebie przez chwilę w milczeniu, żeby w końcu połączyć nasze usta w namiętnym pocałunku. Po chwili Richard odwraca mnie do siebie tyłem. Jedną ręką ugniata piersi, a drugą zjeżdża w dół. Przez moje ciało przechodzą przyjemne dreszcze. Po chwili kochamy się namiętnie, a orgazm, który ogarnia moje ciało, sprawia, że ledwo mogę ustać się na nogach. Brunet trzyma mnie w swoich ramionach, opierając czoło o moje plecy. Nasze oddechy w końcu wracają do normy i czuję delikatny pocałunek na swoim karku.

— Oj Richi, co ty ze mną robisz — mówię, odwracając się do niego.

— Kocham cię — odzywa się, patrząc mi głęboko w oczy, po czym namiętnie mnie całuje.

                                                                          ***

Po wspólnej kąpieli siadamy przytuleni na kanapie i zaczynamy  wybierać jakiś film na wieczór.

— Tylko pamiętaj, żeby były napisy po angielsku — śmieję się. — Chciałabym zrozumieć coś z tego, co będziemy oglądać — dodaję zaczepnie, przypominając mu tym samym jego ostatnią, małą wpadkę, kiedy to uruchomił film w języku niemieckim. 

W tym samym momencie rozlega się dźwięk mojej komórki.

— O tej porze? — pyta zdziwiony Freitag. 

Podchodzę do szafki i chwytam telefon w dłoń, spoglądając na wyświetlacz, kto się teraz do mnie dobija.

— To Rafał — rzucam w stronę Richarda i zauważam niezadowolenie na jego twarzy. A mi się teraz przypomniało, że przecież dzwonił do mnie w weekend i miałam do niego oddzwonić, ale całkowicie wyleciało mi to z głowy. — Chwilę z nim porozmawiam i zaraz wracam — mówię, po czym przechodzę do sypialni i siadam na łóżku.

— No w końcu odebrałaś! Co się nie odzywasz cały weekend? — zaczyna rozmowę od pretensji.

— Dobry wieczór, Rafałku, też mi miło, że cię słyszę — śmieję się.

— Jesteś na głośniku. Chłopaki są obok mnie — informuje mnie, po czym wszyscy się ze mną witają.

— Ty małpo, czemu nie powiedziałaś, że teraz siedzisz w piłce nożnej? — dopytuje Piotrek.

— Oj, bo nie wiedziałam, jak mi pójdzie, czy w ogóle się sprawdzę.

— Wiesz, w jakim szoku byliśmy, jak cię zobaczyliśmy? Zaczęła się przerwa w meczu, więc poszliśmy do kuchni po nowe browary, a tu Marek nagle do nas krzyczy, że ty jesteś w telewizji. Myśleliśmy, że sobie z nas jaja robi — śmieje się Darek.

— Jak nowy zespół? — słyszę pytanie Karola.

— Tęsknię za wami — odpowiadam ze smutkiem. — Ogólnie to nie jest źle. Większość raczej mnie zaakceptowała.

— Większość? Jest ktoś, kto cię nie toleruje? — docieka Marek.

— No... tak, ale reszta jest spoko.

— Kto jest szefem? Znamy go? — zadaje pytanie Rafał.

— Michał Baranowski.

— Nic mi to nazwisko nie mówi — odzywa się Piotrek.

— Mnie też nie — wtóruje mu Darek.

— Znam gościa — nagle słyszę w tle milczącego do tej pory Artura. Nie wiedziałam, że też z nimi jest, bo kiedy się przywitali, to nie wychwyciłam jego głosu.

— Możesz coś o nim powiedzieć? Problematyczny facet? Czy nie jest najgorszy?

— Ogólnie to spoko gość, ale lepiej nie załazić mu za skórę. Szefuje twardą ręką. Nie znosi, kiedy podważa się jego decyzje. Profesjonalista to jego drugie imię — słyszę odpowiedź.

— Czyli tak, jak myślałam — wzdycham.

— Bejbe, jak dla nas świetnie ci poszło, więc chyba nie powinnaś się go bać — śmieje się Karol. Chcę coś odpowiedzieć, ale do pokoju wchodzi zniecierpliwiony Freitag.

— Muszę kończyć. Richard mnie woła — mówię, uśmiechając się w kierunku bruneta.

— Jasne. Odezwij się jutro, pogadamy o tym, jak ci się mieszka pod jednym dachem z Niemcem — śmieje się Rafał, a ja przewracam oczami. Całe szczęście, że Richard nie zna polskiego.

— Dobrze plotkarzu, a teraz papatki.

— Do usłyszenia — odpowiadają chórem i się rozłączają.

— Mam rozumieć, że w końcu obejrzymy ten film? — pyta Richard, kiedy odkładam telefon od ucha, a ja twierdząco kiwam głową, uśmiechając się do niego.

                                                                                ***

— Zaraz sobie w łeb strzelę — mruczę pod nosem, wychodząc z kolejnych zajęć, z języka niemieckiego. Jestem psychicznie umęczona. Jest czwartkowe popołudnie, na dodatek bardzo słoneczne i zamiast korzystać z pogody, siedziałam zamknięta w czterech ścianach z jakimś pieprzonym fanatykiem nauczania, bez poczucia humoru. Kiedy kolejny raz sobie dowcipkowałam, to zaraz dostałam reprymendę:

Pan Freitag powiedział, że jest pani ambitna i chce pani jak najszybciej opanować język, a znowu słyszę z pani strony jakieś żarty — myślałam, że padnę, jak to usłyszałam.

No cóż, widocznie pan Freitag się pomylił  pomyślałam sobie wtedy.

Gdyby ten nauczyciel był, chociaż jakimś młodym, przystojnym byczkiem, to może miałabym jakąś motywację, a widząc kolejną godzinę podstarzałego faceta z kamiennym wyrazem twarzy, to odechciewa mi się tam iść. Na dodatek dzisiejszego dnia miałam maraton. Najpierw trzy bite godziny od rana, a teraz kolejne dwie. Oczywiście, jak tylko wejdę do mieszkania, Richard zapewne zaraz zacznie wypytywać, co dzisiaj opanowałam i będę miała powtórkę z rozrywki.

Hmm... a może by tak zrobić sobie teraz jakiś dłuższy spacer w samotności? — myślę i momentalnie podejmuję decyzję, że tak zrobię. 

Wysyłam SMS-a do bruneta, że będę jakąś godzinę później i ruszam w stronę pobliskiego parku. Dochodzę do przejścia dla pieszych, po czym zaczynam przechodzić na drugą stronę. Kiedy już prawie schodzę z jezdni, zauważam kątem oka, jak w moim kierunku pędzi jakieś auto i nie zanosi się na to, żeby osoba, która siedzi za kierownicą, miała zamiar, choć odrobinę zwolnić. Szybko zbiegam z pasów i w tym samym momencie samochód dosłownie przeleciał obok mnie.

— Co za idiota — komentuję poczynania kierowcy, posyłając w jego kierunku groźne spojrzenie, którego oczywiście i tak nie zobaczył, a następnie ruszam przed siebie. Wtem zauważam, że samochód gwałtownie zatrzymuje się w miejscu. Jestem już coraz bliżej i wtedy dostrzegam, że facet, który nim kieruje ściąga okulary przeciwsłoneczne, i intensywnie przygląda mi się w bocznym lusterku. 

Może to jakiś kolejny paparazzo, który w ostatniej chwili mnie rozpoznał?  przemyka mi przez myśl. 

Jednak wtedy dochodzi do mnie, że przecież wysiadłby zaraz z auta, jeśli chciałby zrobić jakieś fotki. Kiedy jestem na wysokości szyby od strony pasażera, spoglądam w bok i zamieram. Wypuszczam z rąk telefon, który rozpada się na części.

To niemożliwe. To nie może być on. Masz przewidzenia ze zmęczenia. Twój umysł robi ci żart  powtarzam sobie w myślach, dalej wgapiając się w jego twarz.

Mężczyzna opuszcza szybę, przyglądając mi się bacznie. Rozchyla usta, jakby coś chciał powiedzieć, ale w ostateczności zakłada z powrotem na nos ciemne okulary, zamyka okno i z piskiem opon rusza w dalszą drogę. Natomiast ja, zszokowana dalej stoję w miejscu, odprowadzając wzrokiem czarne BMW. Moje serce bije jak oszalałe.

 Zostaję na drodze sama. Z  gonitwą myśli w głowie i przewróconym do góry nogami światem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro