2. SPOTKANIE PO LATACH
Pierwszy weekend z nowymi zadaniami był intensywny. Najbardziej chyba męczące jest przemieszczanie się po kraju. Zaczęliśmy od Monachium, na drugi dzień zawitaliśmy do Berlina, żeby w niedzielę pojawić się we Frankfurcie. Trzy dni, trzy różne mecze. Kilka krótkich pytań do wybranego piłkarza w czasie przerwy meczowej, dotyczące aktualnej sytuacji na boisku, następnie dłuższe wywiady po całym sportowym wydarzeniu, a na koniec podsumowanie tego, co działo się na murawie. Muszę przyznać, że chyba jeszcze nigdy nie oglądałam meczu z takim skupieniem, na dodatek w mojej głowie cały czas wszystko analizowałam, żeby móc potem zadać pytania dotyczące konkretnej sytuacji. Oczywiście najciekawszej w meczu.
Michał, szef naszego zespołu stwierdził, że musi wiedzieć, co mogę zaoferować jego teamowi i postanowił od razu wystawić mnie na pierwszy ogień. Słysząc, jak z jego ust padają te słowa, to na chwilę zamarłam, ale potem oczywiście zgodziłam się na takie ustalenia. W sumie nie miałam innego wyjścia, gdybym odmówiła, wykazałbym się brakiem profesjonalizmu i już na wstępnie byłabym skreślona. Szczególnie że nie pomyliłam się co do Arka. Facet jest do mnie uprzedzony i to nawet bardzo. Gdy tylko usłyszał propozycję Michała, parsknął śmiechem. Wywiązała się pomiędzy nimi mała dyskusja, żeby nie powiedzieć, że kłótnia. W końcu blondyn zgasił go jednym zdaniem: Nie podważaj moich decyzji, bo zakończymy współpracę. Zrobiło się nieprzyjemnie.
Ostatecznie szef był ze mnie zadowolony, pozostali także. Powiedzmy, że Arka też w jakimś stopniu do siebie przekonałam, chociaż jeszcze nie w stu procentach, ale rozjeżdżaliśmy się w pokojowej atmosferze. Zobaczymy, jaki będzie kolejny weekend.
***
Po kilku godzinach w końcu parkuję pod blokiem, gdzie znajduje się mieszkanie Richarda. Cieszę się, że już jestem na miejscu i niedługo znowu zobaczę bruneta. Trochę martwi mnie to, że nie zszedł na dół. Myślałam, że przywita mnie już przy samochodzie, ale niestety mogę tylko o tym pomarzyć. Wyciągam walizkę z bagażnika i ruszam w stronę wejścia. Po chwili stoję przy windzie i czekam, aż zjedzie na dół. Kilka chwil później jestem już pod drzwiami mieszkania. Naciskam dzwonek, ale nikt nie otwiera. Wzdycham niezadowolona, po czym zaczynam szukać kluczy w torebce, bo zdaje się, że Richard gdzieś wybył.
— Gdzie te cholerne klucze? — warczę pod nosem, kiedy nie mogę ich znaleźć.
Koniec końców wyrzucam wszystko z torebki na podłogę i zrezygnowana muszę przyznać, że po prostu ich nie mam. No tak, kiedy wyjeżdżałam, Richard mnie odprowadzał i nawet nie pomyślałam o tym, żeby wziąć je ze sobą, więc zapewne leżą na szafce w korytarzu. Chwytam za telefon i wybieram numer do Freitaga, ale on jak na złość nie odbiera.
— Świetnie, ciekawe gdzie poszedł i co robi, że mnie olewa — mówię do siebie zła.
Siadam pod drzwiami i czekam, bo nic innego mi nie pozostało. Po chwili słyszę dźwięk przychodzącego SMS-a. Wyciągam telefon z nadzieją, że to od bruneta.
Od Baranowski: Wykonałaś w ten weekend kawał dobrej roboty. Gratuluję i cieszę się, że dołączyłaś do naszego zespołu. Michał — czytam wiadomość, uśmiechając się pod nosem.
Ja: Dziękuję. Cieszę się, że nie zawiodłam twoich oczekiwań — odpisuję i kolejny raz postanawiam nawiązać połączenie z moim facetem.
— No halo, halo kochanie — odzywa się w końcu.
— Richard, gdzie ty jesteś? Zapomniałam kluczy i siedzę pod drzwiami — mówię zrezygnowana.
— Kotek, będę za pięć minut. Wytrzymasz?
— Oczywiście. Pa — odpowiadam, po czym się rozłączam. W tym momencie zauważam, że między czasie na moją skrzynkę przyszedł kolejny SMS.
Od Baranowski: Już nie mogę doczekać się kolejnego weekendu w twoim wykonaniu. W piątek, po meczu mamy zamiar wyjść na jakąś imprezę. Mam nadzieję, że do nas dołączysz — czytam wiadomość od mojego szefa.
Kiedy to przeczytałam, westchnęłam. Tak naprawdę nie mam za bardzo ochoty na imprezowanie, ale dopiero co dołączyłam do tego zespołu i nie chcę wyjść na jakąś aspołeczną istotę, więc ostatecznie się zgadzam.
Ja: Z chęcią dołączę — odpisuję i modlę się w duchu, żeby dał mi już spokój.
Od Baranowski: Bardzo mnie to cieszy — tę wiadomość pozostawiam bez odzewu z mojej strony.
Po kilku minutach słyszę dźwięk rozsuwanych drzwi od windy i nareszcie przed moimi oczami pojawia się Freitag. W ręku trzyma ogromny bukiet z czerwonych róż. Uśmiecham się na ten widok.
— Dobry wieczór, kochanie — odzywa się do mnie i składa na moich ustach pocałunek. — Długo na mnie czekasz? — pyta, otwierając drzwi od mieszkania.
— Nie, tylko kilka minut. Kompletnie zapomniałam o kluczach, jak wyjeżdżałam — odpowiadam, odwieszając płaszcz na wieszak. — Widzę, że napadłeś na kwiaciarnię — śmieję się.
— Dla mojej dziewczyny wszystko — puszcza mi oczko i podaje bukiet do rąk.
Zaskoczył mnie tymi kwiatami i to bardzo. Nie mogę ukryć tego, że jestem w tym momencie szczęśliwa. Uśmiecham się od uch do ucha. Przechodzimy do pokoju dziennego i patrzę zdezorientowana na stół, na którym uszykowana jest romantyczna kolacja dla dwojga.
— Z jakiej to okazji? Coś przeskrobałeś pod moją nieobecność? — pytam zaczepnie.
— No... ekhm... jakby ci to powiedzieć... — zaczyna się jąkać i drapie się w tył głowy, a ja stoję i patrzę na niego pytająco. Czuję niepokój. Co takiego zrobił, że chce mnie teraz udobruchać wielkim bukietem róż i kolacją?
– Cóż kochanie... kiedy cię nie było, to... - kolejny raz się zawiesza, a ja coraz bardziej zaczynam się niecierpliwić. Chciałabym w końcu usłyszeć, o co chodzi, nawet jeśli jest to coś strasznego. Nie wiem czego się spodziewać. – Prowadziłem bardzo niegrzeczne rozmowy przez telefon z pewną blond dziennikarką – odpowiada, wybuchając śmiechem, a ja przewracam oczami.
— Ewidentnie prosisz się o jakąś karę — mówię, kręcąc głową.
— Chodź, zjemy coś, a potem dalszy ciąg rozpieszczania — puszcza mi oczko. — Jak wrażenia po pierwszym weekendzie? — pyta, nalewając wino do kieliszków.
— Powiedzmy, że w miarę pozytywne. Jeden facet nie przepada za moją osobą, ale jakoś to przeżyję. Najważniejsze, że się nie skompromitowałam. Chyba — odpowiadam, bo tak naprawdę nie wiem, jak wyszłam na wizji. Byłam bardzo zdenerwowana, ale mimo wszystko mam nadzieję, że udało mi się to ukryć przed kamerą.
— Według nas poradziłaś sobie rewelacyjnie. Pełen luz, przemyślane pytania, brak stronniczości. Oczywiście jeśli chodzi o rozmowy z piłkarzami, bo te przeprowadzałaś po angielsku, to rozumieliśmy, co mówisz. Komentarze w języku polskim po meczu odpuściliśmy sobie — uśmiecha się do mnie.
— Według was? I skąd w ogóle miałeś dostęp do polskiej telewizji? — pytam zaintrygowana, po tym, co przed chwilą usłyszałam.
— Specjalnie wykupiłem dostęp w Internecie, a potem zaprosiłem chłopaków na wspólne oglądanie meczu i picie piwa.
— O matko, to dobrze, że się nie skompromitowałam — śmieję się. — Potem nie mogłabym się im na oczy pokazać.
— Kotek, jak zawsze wykazałaś się pełnym profesjonalizmem — odpowiada z uśmiechem.
Cieszę się z jego wsparcia. Na początku było mu ciężko, kiedy dowiedział się o tym, że zostaję w redakcji, ale chyba już się z tym pogodził. Zresztą nie wiem, jak długo ja sama wytrzymałabym bez jakiegokolwiek zajęcia. Muszę coś robić, być ciągle w biegu, bo wtedy czuję, że żyję. Siedzenie w domu nie jest dla mnie. Teraz jedynym zmartwieniem pozostała mi tylko nauka niemieckiego. Mam nadzieję, że wytrzymam psychicznie taką ilość godzin, jaką zafundował mi w pierwszym miesiącu Richard.
Po zjedzonej kolacji razem sprzątamy ze stołu, a następnie ja przechodzę do łazienki pod prysznic.
— Tego potrzebowałam — mówię do siebie, kiedy stoję pod strumieniem wody.
Jestem trochę zmęczona dzisiejszym dniem. Od rana kilkugodzinna podróż z Berlina do Frankfurtu, następnie obowiązki związane z pracą, a po meczu siedziałam kolejne kilka godzin za kierownicą auta w drodze powrotnej do domu. Po chwili słyszę, jak otwierają się drzwi łazienki i do środka wchodzi uśmiechnięty od ucha do ucha brunet.
— Czy ja wspominałem o tym, że po kolacji będą kolejne niespodzianki? — mówi, rozbierając się, a następnie dołącza do mnie.
Patrzymy na siebie przez chwilę w milczeniu, żeby w końcu połączyć nasze usta w namiętnym pocałunku. Po chwili Richard odwraca mnie do siebie tyłem. Jedną ręką ugniata piersi, a drugą zjeżdża w dół. Przez moje ciało przechodzą przyjemne dreszcze. Po chwili kochamy się namiętnie, a orgazm, który ogarnia moje ciało, sprawia, że ledwo mogę ustać się na nogach. Brunet trzyma mnie w swoich ramionach, opierając czoło o moje plecy. Nasze oddechy w końcu wracają do normy i czuję delikatny pocałunek na swoim karku.
— Oj Richi, co ty ze mną robisz — mówię, odwracając się do niego.
— Kocham cię — odzywa się, patrząc mi głęboko w oczy, po czym namiętnie mnie całuje.
***
Po wspólnej kąpieli siadamy przytuleni na kanapie i zaczynamy wybierać jakiś film na wieczór.
— Tylko pamiętaj, żeby były napisy po angielsku — śmieję się. — Chciałabym zrozumieć coś z tego, co będziemy oglądać — dodaję zaczepnie, przypominając mu tym samym jego ostatnią, małą wpadkę, kiedy to uruchomił film w języku niemieckim.
W tym samym momencie rozlega się dźwięk mojej komórki.
— O tej porze? — pyta zdziwiony Freitag.
Podchodzę do szafki i chwytam telefon w dłoń, spoglądając na wyświetlacz, kto się teraz do mnie dobija.
— To Rafał — rzucam w stronę Richarda i zauważam niezadowolenie na jego twarzy. A mi się teraz przypomniało, że przecież dzwonił do mnie w weekend i miałam do niego oddzwonić, ale całkowicie wyleciało mi to z głowy. — Chwilę z nim porozmawiam i zaraz wracam — mówię, po czym przechodzę do sypialni i siadam na łóżku.
— No w końcu odebrałaś! Co się nie odzywasz cały weekend? — zaczyna rozmowę od pretensji.
— Dobry wieczór, Rafałku, też mi miło, że cię słyszę — śmieję się.
— Jesteś na głośniku. Chłopaki są obok mnie — informuje mnie, po czym wszyscy się ze mną witają.
— Ty małpo, czemu nie powiedziałaś, że teraz siedzisz w piłce nożnej? — dopytuje Piotrek.
— Oj, bo nie wiedziałam, jak mi pójdzie, czy w ogóle się sprawdzę.
— Wiesz, w jakim szoku byliśmy, jak cię zobaczyliśmy? Zaczęła się przerwa w meczu, więc poszliśmy do kuchni po nowe browary, a tu Marek nagle do nas krzyczy, że ty jesteś w telewizji. Myśleliśmy, że sobie z nas jaja robi — śmieje się Darek.
— Jak nowy zespół? — słyszę pytanie Karola.
— Tęsknię za wami — odpowiadam ze smutkiem. — Ogólnie to nie jest źle. Większość raczej mnie zaakceptowała.
— Większość? Jest ktoś, kto cię nie toleruje? — docieka Marek.
— No... tak, ale reszta jest spoko.
— Kto jest szefem? Znamy go? — zadaje pytanie Rafał.
— Michał Baranowski.
— Nic mi to nazwisko nie mówi — odzywa się Piotrek.
— Mnie też nie — wtóruje mu Darek.
— Znam gościa — nagle słyszę w tle milczącego do tej pory Artura. Nie wiedziałam, że też z nimi jest, bo kiedy się przywitali, to nie wychwyciłam jego głosu.
— Możesz coś o nim powiedzieć? Problematyczny facet? Czy nie jest najgorszy?
— Ogólnie to spoko gość, ale lepiej nie załazić mu za skórę. Szefuje twardą ręką. Nie znosi, kiedy podważa się jego decyzje. Profesjonalista to jego drugie imię — słyszę odpowiedź.
— Czyli tak, jak myślałam — wzdycham.
— Bejbe, jak dla nas świetnie ci poszło, więc chyba nie powinnaś się go bać — śmieje się Karol. Chcę coś odpowiedzieć, ale do pokoju wchodzi zniecierpliwiony Freitag.
— Muszę kończyć. Richard mnie woła — mówię, uśmiechając się w kierunku bruneta.
— Jasne. Odezwij się jutro, pogadamy o tym, jak ci się mieszka pod jednym dachem z Niemcem — śmieje się Rafał, a ja przewracam oczami. Całe szczęście, że Richard nie zna polskiego.
— Dobrze plotkarzu, a teraz papatki.
— Do usłyszenia — odpowiadają chórem i się rozłączają.
— Mam rozumieć, że w końcu obejrzymy ten film? — pyta Richard, kiedy odkładam telefon od ucha, a ja twierdząco kiwam głową, uśmiechając się do niego.
***
— Zaraz sobie w łeb strzelę — mruczę pod nosem, wychodząc z kolejnych zajęć, z języka niemieckiego. Jestem psychicznie umęczona. Jest czwartkowe popołudnie, na dodatek bardzo słoneczne i zamiast korzystać z pogody, siedziałam zamknięta w czterech ścianach z jakimś pieprzonym fanatykiem nauczania, bez poczucia humoru. Kiedy kolejny raz sobie dowcipkowałam, to zaraz dostałam reprymendę:
— Pan Freitag powiedział, że jest pani ambitna i chce pani jak najszybciej opanować język, a znowu słyszę z pani strony jakieś żarty — myślałam, że padnę, jak to usłyszałam.
No cóż, widocznie pan Freitag się pomylił — pomyślałam sobie wtedy.
Gdyby ten nauczyciel był, chociaż jakimś młodym, przystojnym byczkiem, to może miałabym jakąś motywację, a widząc kolejną godzinę podstarzałego faceta z kamiennym wyrazem twarzy, to odechciewa mi się tam iść. Na dodatek dzisiejszego dnia miałam maraton. Najpierw trzy bite godziny od rana, a teraz kolejne dwie. Oczywiście, jak tylko wejdę do mieszkania, Richard zapewne zaraz zacznie wypytywać, co dzisiaj opanowałam i będę miała powtórkę z rozrywki.
Hmm... a może by tak zrobić sobie teraz jakiś dłuższy spacer w samotności? — myślę i momentalnie podejmuję decyzję, że tak zrobię.
Wysyłam SMS-a do bruneta, że będę jakąś godzinę później i ruszam w stronę pobliskiego parku. Dochodzę do przejścia dla pieszych, po czym zaczynam przechodzić na drugą stronę. Kiedy już prawie schodzę z jezdni, zauważam kątem oka, jak w moim kierunku pędzi jakieś auto i nie zanosi się na to, żeby osoba, która siedzi za kierownicą, miała zamiar, choć odrobinę zwolnić. Szybko zbiegam z pasów i w tym samym momencie samochód dosłownie przeleciał obok mnie.
— Co za idiota — komentuję poczynania kierowcy, posyłając w jego kierunku groźne spojrzenie, którego oczywiście i tak nie zobaczył, a następnie ruszam przed siebie. Wtem zauważam, że samochód gwałtownie zatrzymuje się w miejscu. Jestem już coraz bliżej i wtedy dostrzegam, że facet, który nim kieruje ściąga okulary przeciwsłoneczne, i intensywnie przygląda mi się w bocznym lusterku.
Może to jakiś kolejny paparazzo, który w ostatniej chwili mnie rozpoznał? — przemyka mi przez myśl.
Jednak wtedy dochodzi do mnie, że przecież wysiadłby zaraz z auta, jeśli chciałby zrobić jakieś fotki. Kiedy jestem na wysokości szyby od strony pasażera, spoglądam w bok i zamieram. Wypuszczam z rąk telefon, który rozpada się na części.
To niemożliwe. To nie może być on. Masz przewidzenia ze zmęczenia. Twój umysł robi ci żart — powtarzam sobie w myślach, dalej wgapiając się w jego twarz.
Mężczyzna opuszcza szybę, przyglądając mi się bacznie. Rozchyla usta, jakby coś chciał powiedzieć, ale w ostateczności zakłada z powrotem na nos ciemne okulary, zamyka okno i z piskiem opon rusza w dalszą drogę. Natomiast ja, zszokowana dalej stoję w miejscu, odprowadzając wzrokiem czarne BMW. Moje serce bije jak oszalałe.
Zostaję na drodze sama. Z gonitwą myśli w głowie i przewróconym do góry nogami światem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro