Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

18. COURCHEVEL

Właśnie dotarłam do Courchevel we Francji. Jestem podekscytowana, jak dziecko, które pierwszy raz w swoim życiu ma wejść na karuzelę. Przed moimi oczami rozpościerają się przepiękne widoki. Rozglądam się dookoła, ale nigdzie nie dostrzegam żadnej taksówki, która odwiozłaby mnie pod mój hotel. Uruchamiam więc przeglądarkę internetową w telefonie i szukam jakiejś korporacji. W końcu po kilku minutach wybieram numer i zamawiam transport. Samochód pojawia się po niecałym kwadransie i dość szybko docieram do swojego hotelu. Kiedy lokuję się w pokoju, od razu rzucam się na łóżko. Jest tak cudownie wygodne, że nie mam najmniejszej ochoty z niego wstawać, ale wiem, że muszę to zrobić, żeby odświeżyć się trochę po podróży. Potem muszę dostać się pod hotel, w którym zatrzymali się skoczkowie, żeby odebrać od Wellingera akredytację, która zapewni mi bezproblemowe poruszanie się po całym terenie skoczni. Z map Google wychodzi, że spacer zajmie mi ok. trzydziestu minut, więc postanawiam takowy sobie urządzić. Przy okazji znowu nacieszę oczy pięknymi widokami.

                                                                               ***

— Cześć. Widzę, że się nie zgubiłaś — śmieje się Andreas, kiedy spotykamy się niedaleko hotelu, w którym przebywa wraz z resztą zawodników.

— Mam dobrą orientację w terenie.

— Raczej dobrą nawigację — droczy się ze mną, a ja pokazuję mu język.

— No dobra, niech będzie — uśmiecham się.

— Masz zamiar ujawnić się przed konkursem, czy po?

— Zdecydowanie po. Mam nadzieję, że się ucieszy.

— Na pewno. Tylko wiesz, nie rzucaj się za bardzo w oczy, bo ja cię nie wydam, ale nie ręczę za innych zawodników.

— Wiem, wiem. Dobra, nie będę cię dłużej zatrzymywać, bo pewnie niedługo będziecie wyjeżdżać na skocznię. Tak więc poproszę to, co dla mnie masz i uciekam — mówię, a on wyciąga z kieszeni rzeczy, które dla mnie załatwił i podaje mi je. — Jeszcze raz dziękuję. Jestem twoją dłużniczką. — Puszczam mu oczko.

— Może w ramach podziękowań, będziesz nosiła za mną narty?

— No, no i co jeszcze?

— Hmm... — Zaczyna się zastanawiać. — I resztę bagaży?

— Jesteś niemożliwy — śmieję się pod nosem.

— Do zobaczenia na skoczni, uciekinierko — żegna się ze mną, a ja głęboko wzdycham. — Co znowu?

— W sezonie zimowym byłam panią dziennikarką, a teraz jestem uciekinierką?

— No cóż, sama zapracowałaś sobie na tę ksywkę. A nie uciekłaś od tamtych ludzi? — śmieje się ze mnie.

— Podobno tak. Cześć — mówię i rozchodzimy się w swoje strony.

                                                                                 ***

Do konkursu zostało jeszcze trochę czasu, więc postanowiłam pozwiedzać okolicę i porobić zdjęcia. Widoki są naprawdę bajeczne. Cieszę się, że tu przyjechałam, nie tylko ze względu na Richarda. Czuję, że w końcu odpoczywam. Spaceruję sobie i niczym się nie przejmuję. Nie rozglądam się na boki, obawiając się, że ktoś może mnie napaść. Po kilkudziesięciu minutach wchodzę do pobliskiej restauracji, żeby coś przekąsić. Siadam na zewnątrz i obserwuję spacerujących ludzi. Każdy wydaje się być beztroski. Tutaj naprawdę można wypocząć. Po zjedzonym posiłku ruszam w dalszą drogę, ale po chwili postanawiam przysiąść na trawiastym wzniesieniu i złapać trochę promieni słonecznych. W tym samym momencie rozbrzmiewa dźwięk mojego telefonu. Wyciągam komórkę z małego plecaka, kładę się na trawie i odbieram połączenie.

— Halo.

— Cześć, siostra. Jak tam mija pobyt we Francji?

— Właśnie relaksuję się na trawce. W końcu czuję, że wypoczywam. A ty, co robisz?

— Ogarniam trochę firmowych spraw.

— Pracoholik. Trzeba było jechać ze mną.

— Następnym razem — śmieje się. — Ale w piątek po południu, jedziesz ze mną do Polski.

— Co? Nie, nie będę psuł ci zabawy.

— No, weź. Poznasz resztę moich znajomych, rozluźnisz się trochę. Co ci szkodzi, staruszku?

— To, że jestem od ciebie sześć lat starszy, nie oznacza, że jestem staruszkiem, łobuziaro.

— Czyli wszystko mamy ustalone. A poza tym, Richard będzie spokojniejszy, jak ze mną pojedziesz.

— Niech ci będzie. Dobra, nie przeszkadzam już. Miłego relaksu.

— Zaraz prześlę ci bajeczny widoczek.

— Czekam. Uważaj na siebie. Pa.

— Nie przemęczaj się. Pa — żegnamy się i kończę połączenie.

Pstrykam fotkę krajobrazu i wysyłam MMS-em do Adama. Chwilę później, dostaję odpowiedź.

Od Adam: Zazdroszczę ;) Miłej zabawy.

***

W końcu docieram na skocznię. Za kilkanaście minut rozpocznie się konkurs. Krążę po terenie sportowego obiektu, skryta pod czapką z daszkiem, żeby przypadkiem nie rozpoznał mnie któryś ze skoczków i nie doszło do Richarda, że tutaj jestem. Chcę mu zrobić niespodziankę. Kiedy zaczyna się rywalizacja, ustawiam się w miejscu, gdzie będę miała najlepszy widok. Oczywiście w swoich dłoniach dzierżę aparat, którego karta za chwilę zapełni się zdjęciami szybujących, w locie zawodników. Póki co, konkurs przebiega bez żadnych problemów i mam nadzieję, że tak będzie do końca. Teraz zdaję sobie sprawę z tego, że oglądając zmagania zawodników na igielicie, jestem jakaś spokojniejsza, niż kiedy skakali na śniegu. Nie wiem, z czego to wynika. Przecież tutaj też może zdarzyć się upadek, który będzie równie niebezpieczny. Jednak mam nadzieję, że cała rywalizacja zakończy się pozytywnie dla każdego uczestnika.

Nadeszła kolej na Richarda. Jako że ręce zajęte mam aparatem, to w myślach trzymam za niego kciuki. Po dobrym skoku bruneta, przez który obejmuje prowadzenie, z moich ust wyrywa się okrzyk radości. Kątem oka widzę, że patrzy na mnie kilka osób, więc zwieszam głowę w dół i udaję, że robię coś w aparacie. Po chwili spiker zapowiada kolejnego zawodnika, więc na szczęście oczy wszystkich, znowu kierują się w stronę skoczni. Uświadamiam sobie, że muszę bardziej panować nad emocjami. Po pierwszej serii Freitag zajmuje miejsce w pierwszej dziesiątce i nie jest bez szans na podium. Rywalizacja jest w miarę wyrównana.

Kilkanaście minut później, pierwszy zawodnik finałowej trzydziestki zasiada na belce i wykonuje swój skok. Tym razem odpuszczam sobie fotografowanie i skupiam się tylko, i wyłącznie na sportowej rywalizacji. Patrzę na rozemocjonowanych kibiców, których niestety nie ma tak wielu, jak w sezonie zimowym. Jeszcze jeden skoczek i znowu na belce pojawi się Freitag. Już nie mogę się doczekać jego skoku. Kiedy brunet jest w powietrzu, mocno ściskam kciuki, a następnie z niecierpliwością czekam na wynik. Poprawia swój wynik z pierwszej serii, aż o pięć metrów. Jestem z niego taka dumna. Przechodzi na miejsce dla lidera i mam nadzieję, że zostanie na nim najdłużej, jak się da.

                                                                                    ***

Klaszczę w dłonie, kiedy kończy się konkurs i okazuje się, że Richard zajął trzecie miejsce. Widzę, że jest bardzo radosny. Chciałabym już do niego podejść, ale niestety teraz udziela wywiadów, a za chwilę odbędzie się dekoracja. Trudno, muszę jeszcze chwilę wytrzymać. Po dekoracji pierwszej trójki Richard podchodzi do swoich kolegów z kadry. Zmierzam w ich kierunku. Brunet odwrócony jest do mnie plecami, ale widzę, że zauważyli mnie jego koledzy, więc kładę palec na swoje usta, pokazując im, że mają być cicho. Kilka chwil później, zasłaniam dłońmi oczy Richarda. Poczułam, że się wzdrygnął. Kładzie swoje ręce na moich i ściąga je, a następnie zdezorientowany odwraca się w moim kierunku.

— Gratuluję trzeciego miejsca — odzywam się i uśmiecham od ucha do ucha.

— Gosia? Co ty tutaj robisz? — Patrzy na mnie w osłupieniu, ale po chwili całuje mnie i mocno przytula.

— Chciałam ci zrobić małą niespodziankę. — Puszczam mu oczko. — Jako że za tydzień mnie nie będzie, to postanowiłam pokibicować ci w ten weekend.

— Jesteś niemożliwa — śmieje się. — Wiedzieliście o jej planach? — Spogląda na swoich kolegów, ale oni przecząco kiwają głowami. — Kto ci załatwił tę akredytację? — pyta, chwytając zwisającą z mojej szyi plakietkę, ale ja tylko wzruszam ramionami na to pytanie. — Czekaj, czekaj. Przecież Andreas, gdzieś dzisiaj wybył na chwilę z pokoju, po odebraniu telefonu — mówi, po czym przenosi wzrok na Wellingera.

— No co? Spaceru nie można sobie zrobić? — pyta Andreas.

— Spiskujecie za moimi plecami — odzywa się Richard, spoglądając na nas.

— Tylko troszkę — mówię i puszczam oczko brunetowi. — Wiesz, jak się bałam, że się wygada? — śmieję się, a Andreas udaje, że się obraża.

— To dlatego, tak mało gadał — odzywa się Eisenbichler. — Pewnie obawiał się, że przez przypadek może coś chlapnąć, więc postanowił, jak najmniej mówić — dodaje, po czym wszyscy wybuchamy śmiechem.

— A żebyś wiedział — rzuca Andreas.

— To zostawiamy was na chwilę samych, bo zaraz pewnie będziemy ruszać do hotelu.

— Chodź tu do mnie — zwraca się do mnie Richard, kiedy odchodzą jego koledzy. Łapie mnie w pasie i przyciąga do siebie.

— Co mi się tak przyglądasz?

— Myślę, jak przemycić cię do hotelu.

— Richi, nie kombinuj. Przespacerujemy się, a potem grzecznie wrócimy do swoich hoteli. Musisz być wypoczęty na jutrzejszy konkurs.

— No chyba sobie żartujesz.

— Nic a nic. — Kręcę głową, a on głęboko wzdycha. W tym samym momencie woła go Geiger.

— Muszę już iść. Poradzisz sobie? — pyta, a ja zaczynam się śmiać.

— Nie wiem, czy wiesz, ale dotarłam tutaj sama, więc myślę, że z powrotem też nie będę miała problemu.

— No wiem. Po prostu martwię się o ciebie, po tych ostatnich wydarzeniach.

— Spokojnie. Możesz mi wierzyć, że dawno nie byłam tak spokojna, jak dzisiaj. Przez te kilka godzin pobytu tutaj naprawdę odpoczęłam. Uciekaj już, bo cię jeszcze zostawią — mówię do bruneta, kiedy słyszę, jak Karl woła go kolejny raz.

— Do zobaczenia, skarbie — Całuje mnie i odchodzi w stronę kadry.

Natomiast ja, kieruję swoje kroki do wyjścia ze skoczni.

— No proszę, kogo moje oczy widzą — słyszę za sobą znajomy głos.

— Cześć, Gregor.

— Freitag nic nie wspominał, że będziesz.

— Bo sam nie wiedział, że się tutaj wybieram. Chciałam mu zrobić niespodziankę.

— Szkoda, że mi nikt nie robi takich niespodzianek. A właśnie — mówi, po czym chwyta mnie za dłoń. — Czyli to jednak prawda, że się zaręczyliście.

— Jak widać na załączonym obrazku — uśmiecham się.

— Szkoda, że taka fajna dziewczyna już zajęta, ale gratuluję — odzywa się i puszcza mi oczko.

— Dziękuję. Co u ciebie ciekawego słychać?

— A po staremu. Treningi, zawody i tak w koło — odpowiada. — A ty, czym się teraz zajmujesz po przeprowadzce do Freitaga? Pewnie zmieniłaś pracę?

— Nie, dalej pracuję w redakcji, ale tym razem robię przy Bundeslidze. Dołączyłam do innego zespołu redakcyjnego.

— No proszę. Najpierw skoki teraz piłka nożna, a co potem?

— Nie mam pojęcia. Może jakieś rajdy samochodowe — mówię z powagą.

— Serio?

— No co ty, żartuję sobie — zaczynam się śmiać.

— Jak zawsze piękny uśmiech. Taki, jak zapamiętałem z sezonu zimowego.

— Dziękuję — odpowiadam lekko zmieszana.

— Schlierenzauer! A ty zostajesz tutaj do jutra? — słyszymy krzyk jego trenera.

— Muszę lecieć. Jutro też będziesz?

— Tak.

— Super. Może uda się trochę dłużej porozmawiać. Do zobaczenia.

— Cześć — odpowiadam i odchodzę.

                                                                                ***

Po wyjściu z łazienki biorę telefon do ręki i siadam na łóżku. Patrzę, kto się tak do mnie dobijał, kiedy brałam prysznic. Byłam pewna, że na wyświetlaczu zobaczę imię bruneta, ale niestety się przeliczyłam.

— No, co jest? — pytam swojego rozmówcę, kiedy oddzwaniam.

— Miło znowu usłyszeć twój głos — mówi, a ja przewracam oczami.

— Tylko, po to dzwonisz?

— Szykuj się na piątek wieczór.

— Przykro mi, ale odpada. Wyjeżdżam do Polski.

— Nawet tak nie żartuj.

— Nie mam zamiaru.

— Margaret, mam bardzo ważne spotkanie biznesowe. Musisz mi towarzyszyć.

— Victor, ale nie ma takiej opcji.

— Ja pierdolę! Nie możesz wyjechać w sobotę rano?

— Nie. Poproś Marinę, żeby ci potowarzyszyła. Może z sentymentu zgodzi się z tobą pójść.

— Jesteś nienormalna i zaczynasz mnie wkurwiać. Nie zapominaj, kto ci ostatnio tyłek uratował przed tamtą wariatką.

— I co? Teraz mam być ci za to wdzięczna do końca swojego pieprzonego życia? — warczę na niego.

— Byłoby miło — zmienia ton na spokojniejszy, bo wie, że wkurzył mnie swoim komentarzem. — To jak będzie?

— Zastanowię się — odpowiadam i się rozłączam. Muszę się uspokoić, bo mocno podniósł mi ciśnienie. Oczywiście, on od razu dzwoni ponownie.

— Czego?

— Margaret, pięknie cię proszę, żebyś odpowiedziała mi teraz.

— Co to za spotkanie? W jakim celu miałabym tam iść?

— Tym razem, tylko i wyłącznie jako osoba towarzysząca — odpowiada i czeka na moją odpowiedź. Kompletnie nie mam pojęcia, co zrobić. Na pewno, kiedy będę widziała się w Polsce z Karolem, muszę z nim poważnie porozmawiać na jego temat. Teraz kiedy zaręczyłam się z Freitagiem, chcę rozpocząć wszystko od nowa. Porzucić dotychczasowe życie, żeby móc w pełni cieszyć się naszym związkiem. Wiem, że aktualnie jest to niemożliwe. Mam przed nim zbyt wiele tajemnic, które zaczynają mi ciążyć. — To jak będzie? — dopytuje, kiedy cisza z mojej strony trwa zbyt długo.

— Przenieś to na czwartek, wtedy pójdę. Piątek absolutnie nie wchodzi w grę.

— Kurwa, jak ty mi wszystko komplikujesz.

— Albo zrobisz tak, jak mówię, albo pójdziesz sam. Twój wybór — mówię i się rozłączam.

W końcu mogę zabrać się za szykowanie na wyjście. Zastanawiam się, co ubrać. Postanawiam założyć zwiewną, kwiecistą sukienkę przed kolano. Do tego sandały na koturnie. Na dworze jest gorąco, więc taki strój będzie najodpowiedniejszy. Robię delikatny makijaż i lekko zakręcam włosy na lokówce, żeby uzyskać efekt naturalnych fal. Ostatni raz przeglądam się w lustrze i z podekscytowaniem wychodzę z pokoju. Richard napisał mi, że już idzie w kierunku mojego hotelu, więc pewnie spotkamy się jakoś w pół drogi. W czasie spaceru otrzymuję SMS-a od Victora. Czwartek wieczór — czytam i uśmiecham się pod nosem. Facet zaczyna tańczyć tak, jak mu zagram. Chociaż wiem, że długo to może nie potrwać i lepiej nie przekraczać granic jego wytrzymałości, bo źle się to dla mnie skończy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro