Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

16. KOLACJA

RICHARD

—  Cześć, uciekinierko — odzywa się ze śmiechem Andreas do Gosi, kiedy nas odwiedzają. 

Minął tydzień, odkąd opuściła berliński szpital. Z dnia na dzień jest w coraz lepszej formie, ale mimo wszystko ja nadal bardzo się o nią martwię. Najbardziej denerwuje mnie to, że kiedy ja jestem na treningu i ona zostaje sama w mieszkaniu, to bawi się w robienie jakichś porządków i gotowanie obiadów, zamiast wypoczywać. Nie mogę przemówić jej do rozsądku, żeby się oszczędzała. Ciągle tylko słyszę, że ona nie umie siedzieć w miejscu i nic nie robić.

—  Cześć, mój idolu — odpowiada mu i przewraca oczami.

—  Zostałaś moją hotką? — pyta ze śmiechem Wellinger.

— Ja jestem tylko i wyłącznie hotką Richarda — mówi, posyłając mi buziaka w powietrzu, a ja puszczam jej oczko. — Czego się napijecie? — dodaje, wstając z kanapy.

—  O nie! Ty grzecznie siedzisz, sami sobie poradzimy — przechodzę z kolegami do kuchni i robimy coś do picia oraz jedzenia.

—  Jak się czujesz? — zagaduje ją Markus, który postanowił dotrzymać jej towarzystwa.

—  Bardzo dobrze. Tylko Richard dalej trzyma mnie pod kloszem.

—  A jak praca? Podobno miałaś dzisiaj rozmawiać z szefem — dopytuje Karl, kiedy wracamy.

—  Widzę, że jesteście doskonale poinformowani.

—  Nie wiedziałaś, że Richard jest strasznym plotkarzem? — śmieje się Eisenbichler.

—  Teraz już wiem. Po letniej przerwie wracam do dalszych obowiązków.

—  Richard chyba nie jest zadowolony z twoich planów — mówi Geiger, spoglądając na mnie.

—  Myślę, że szybko się z nimi pogodzi.

—  No wiesz... Może w końcu poszukałabyś czegoś na miejscu? Przecież na jesień, będziesz już mówiła biegle po niemiecku — rzucam pomysł, a ona zaciska usta.

—  Już bez przesady, z tym, że będę mówiła biegle. Lepiej zmieńmy temat.

—  To co? Rundka w FIFĘ? – proponuję, na co ożywiając się chłopaki,

—  Andreas, może my zagramy pierwsi? Mam jedną rękę na temblaku, to jest szansa, że tym razem mnie pokonasz — prowokuje go Gosia.

—  Teraz jestem bezkonkurencyjny, bo ostatnio dużo ćwiczyłem.

—  Na mnie to i tak za mało.

—  Taka pewna jesteś?

—  Oczywiście. To jak? Przyjmujesz wyzwanie? Czy tchórzysz? — droczy się z nim moja dziewczyna, a ja z kolegami patrzymy na to i śmiejemy się z nich.

—  Przyjmuję, ale nie dzisiaj. Poczekam, aż będziesz całkowicie zdrowa. Wygrana nad tobą, kiedy nie jesteś w pełni sprawna, nie będzie satysfakcjonująca — wzdycha i wygodnie rozsiada się w fotelu.

—  Cykor — mówi Gosia, wymownie na niego spoglądając, a on gromi ją wzrokiem.

—  Gośka, Andreas, wiecie co? — odzywa się Eisenbichler, unosząc brwi do góry.

— No co? —  pytają razem.

—  Jesteście śmieszni — odpowiada i w tym samym momencie dostaje w twarz ciastkiem, którym rzuciła moja dziewczyna.

—  Zapchaj się tym, Biśla — mówi, a Andreas wystawia w jej kierunku dłoń do przybicia piątki.

Patrzę na to w wszystko z niedowierzaniem i się śmieję. Dobrze, że wpadli, bo dawno nie widziałem Gosi takiej radosnej. Próbuję z nią rozmawiać na temat tego co przeszła, ale ciągle słyszę, że nic nie pamięta. Martwię się, tym bardziej że zaczęła brać jakieś tabletki. Niby twierdzi, że to witaminy, ale coś mi się wydaje, że mnie oszukuje, bo jest po nich zupełnie inna. Radośniejsza. Niby powinno mnie to cieszyć, ale boję się, że się uzależni i nie będzie mogła potem normalnie funkcjonować, kiedy je odstawi.

                                                                                ***

GOSIA

Minęło kilka tygodni od mojego wyjścia ze szpitala. Wróciłam na lekcje niemieckiego i porozumiewanie się, idzie mi całkiem nieźle. Tym bardziej że Freitag odzywa się do mnie już tylko w jego rodzimym języku. Kiedy widzi, że czegoś nie rozumiem, to tak zmienia słowa, żebym załapała, o co chodzi. No cóż, brunet zaczął też letni sezon w skokach narciarskich i teraz widujemy się trochę rzadziej. Jeszcze nie przywykłam do tego, że wpada w tygodniu i zaraz znika na kolejny weekend. Brakuje mi go i to bardzo.

                                                                                   ***

Jesteśmy z Richardem w drodze do auta. Przyjechaliśmy do Monachium, bo ja miałam spotkanie z chłopakami, z mojego zespołu, żeby omówić plany na zbliżającą się wielkimi krokami, pierwszą kolejkę w nowym sezonie Bundesligi. Freitag oczywiście mi towarzyszy, bo stwierdził, że chce w końcu zobaczyć, z kim współpracuję.

— Czy ty musisz pracować z samymi facetami? — zadaje pytanie, kiedy wsiadamy do samochodu. Mam wrażenie, że przez te kilka minut rozmowy z moimi nowymi kolegami, nie wyrobił sobie o nich dobrego zdania. Tym bardziej że Michał kilkukrotnie puścił mi oczko, co oczywiście zauważył Freitag.

— Zazdrosny jesteś? — droczę się z nim.

— A powinienem być? Co to za szef, który puszcza co chwilę oczko? — mówi wyraźnie zdenerwowany. — Facet działa mi na nerwy. On próbuje cię poderwać — dodaje, a mnie zatyka.

— Chyba się trochę zagalopowałeś w swoim osądzie.

— Uwierz mi, że nie. Widzę, jak na ciebie patrzy.

— Richi, ty jesteś bezkonkurencyjny.

— W twojej redakcji są w ogóle jakieś kobiety?

— No oczywiście, a ja to co? — śmieję się, ale widzę, że jemu nie jest do śmiechu. — Oj Richard, daj spokój. Przecież wiesz, że dla mnie liczysz się tylko ty.

— Widziałem, jak uśmiechałaś się do tego... Jak mu było? Michał? — drąży dalej temat, a ja przewracam oczami.

— Powiedział żart, to się uśmiechnęłam — mówię i głęboko wzdycham.

Wiem, że Freitag jest zazdrosny, ale nie sądziłam, że aż tak. Zaraz się okaże, że nie będę mogła rozmawiać z żadną osobą płci przeciwnej, bo on się na mnie za to obrazi.

— Musisz jechać w przyszły weekend do Polski? — wyrywa mnie z zamyślenia, jego kolejne pytanie. — Będą zawody w Niemczech. Myślałem, że przyjedziesz, żeby mnie wspierać.

— Richard, przepraszam. Źle spojrzałam w kalendarz, ale już obiecałam i nie chcę robić zamieszania. Tym bardziej że to był termin, który nam wszystkim pasował. Dawno nie widziałam chłopaków.

— Jasne, jak zawsze oni są ważniejsi ode mnie — rzuca niezadowolony. — Jutro idziemy do restauracji na kolację. Chcę spędzić, chociaż jeden wieczór tylko w twoim towarzystwie, zanim znowu wyjadę na zawody.

— Już nie mogę się doczekać — odpowiadam i spoglądam na bruneta, który jest pochłonięty myślami.

Zauważyłam, że od poniedziałku wieczora, jak tylko wrócił do domu, często się zamyśla. Nie wiem, co się z nim dzieje. Przyłapałam go też na tym, że czasem kompletnie mnie nie słucha i prowadzi jakieś potajemne rozmowy. Boję się, że na jutrzejszej kolacji usłyszę coś, co sprawi, że mój świat rozsypie się na kawałki. Co jeśli będzie chciał się rozstać? Może te przytyki w kierunku mnie i Michała, to tylko pretekst do tego, żeby zakończyć związek?

                                                                                       ***

— Po kursie niemieckiego, pojadę do centrum handlowego. Dobrze? Chciałabym kupić sobie jakąś sukienkę na dzisiejszą kolację — mówię do Richarda, kiedy jemy śniadanie. Oczywiście nie otrzymuję żadnej odpowiedzi, bo brunet znowu mnie nie słucha. — Traktuję to, jako zgodę na moje popołudniowe plany.

— Co? Mówiłaś coś? — Schodzi w końcu na Ziemię, a ja wzdycham

— Tak. Powiedziałam, że potem pojadę kupić sobie jakąś sukienkę.

— Świetnie — odpowiada i w tym samym czasie rozbrzmiewa dźwięk jego komórki.

Spogląda na wyświetlacz, po czym wstaje od stołu i zanika w sypialni. Jestem ciekawa, kto do niego dzwoni, że nie chce rozmawiać przy mnie. Nigdy tak nie robił, a teraz ma jakieś tajemnice. Zastanawiam się, czy nie poznał kogoś w czasie zawodów. W końcu tak zaczęła się nasza znajomość. Czuję wewnętrzny niepokój, który z każdą mijającą tego dnia minutą, pogłębia się. Wolałabym, żeby wprost powiedział mi, co się dzieje, bo inaczej oszaleję z tych domysłów. Słyszę, jak odbiera i zaczyna z kimś rozmawiać, a ja się wsłuchuję i próbuję wyłapać jak najwięcej słów, które tłumaczę sobie w głowie.

Wszystko załatwione.

Dzisiaj wieczorem.

W tej eleganckiej restauracji.

Tak będzie lepiej.

Inna opcja nie wchodzi w grę.

Siostra, daj mi już spokój.

Po tym, co usłyszałam, dostaję olśnienia. Ta kolacja, to wcale nie randka, a nasze pożegnanie. Teraz jestem już tego pewna. Tak będzie lepiej  i Siostra, daj mi już spokój — te słowa, nie chcą wyjść z mojej głowy. Ona pewnie dzwoniła, żeby go przekonać, żeby dał nam jeszcze szansę, ale on najwidoczniej uważa inaczej. Do moich oczu napływają łzy, kiedy sobie to uświadamiam. Pewnie już wcześniej chciał ze mną zerwać, ale przez to, co mnie spotkało, nie miał odwagi, więc odczekał chwilę. Nagle pękam. Nie wytrzymuję tego wszystkiego, co właśnie do mnie doszło i zaczynam zalewać się łzami. Uciekam do łazienki i zamykam się w niej. Siadam na podłodze, opierając się plecami o drzwi i kryję twarz w dłoniach. Dlaczego to wszystko tak boli? Moje serce pęka, nie wytrzymam do wieczora ze świadomością, że to nasza ostatnia, wspólna kolacja. Na dodatek zabiera mnie do restauracji, bo wie, że gdyby powiedział mi o tym w domu, to bym się rozpłakała i prosiła o to, żeby dał nam jeszcze szansę, a wśród ludzi nie będę robiła przecież takich scen. Jakie to wszystko jest upokarzające. Czemu ja wcześniej nie widziałam, że coś jest nie tak? Na pewno dawał mi jakieś sygnały, a ja ich nie zauważałam. A może je widziałam, ale lekceważyłam?

— Gosia, co się dzieje? — z rozmyślań wyrywa mnie głos bruneta, który jest po drugiej stronie drzwi.

Co ja mam teraz zrobić? Czekać do wieczora i pozwolić mu na odegranie tej całej szopki, jak to kulturalnie się rozstajemy? Czy zakończyć to teraz, a potem się spakować i wrócić do Polski? Ale ja nie chcę się rozstawać. Kocham go.

— Gosia? Otworzysz drzwi?

No właśnie, mówi po imieniu. Już nie kotek, skarbie, kochanie, tylko Gosiu. Wstaję z podłogi i wyciągam z szafki swoje tabletki. Biorę dwie, popijając wodą z kranu. Następnie przemywam twarz i po chwili otwieram drzwi. Przechodzę przez nie i, jak gdyby nigdy nic, kieruję się do sypialni, skąd zabieram torebkę, bo muszę wyjść już z mieszkania, żeby nie spóźnić się na zajęcia.

— Co się dzieje?

— Nic, wszystko w porządku — odpowiadam, nie spoglądając na niego. Zresztą on i tak nie chce na mnie patrzeć, więc nie będę mu się narzucała. Postanowiłam, że poczekam do wieczora. Zakończymy to wszystko tak, jak on tego chce.

— Dlaczego płakałaś?

— Nie wiem, tak wyszło. Muszę już wychodzić. Do zobaczenia — żegnam się i zamykam za sobą drzwi.

                                                                          ***

— Na cholerę ja jadę na te zakupy? — mówię do siebie pod nosem, kiedy jestem w drodze do centrum handlowego.

Mam w szafie pełno sukienek i mogłam ubrać jakąś starą. Chociażby tą, którą mam od Victora. Teraz i tak nie mam już ochoty na żaden shopping. Po kilkunastu minutach parkuję auto i wchodzę do galerii. Krocząc korytarzem, rozglądam się dookoła i zastanawiam się, do którego sklepu wejść.

— To takie bezsensu — mruczę i w tym samym momencie mój wzrok pada na śliczną, czerwoną sukienkę do kolan, która jest na jednej z wystaw. Ma dekolt typu carmen i rozkloszowany dół. Do tego tiulowe, koronkowe rękawy. Wyglądała obłędnie i pewnie, gdyby to była prawdziwa randka, to bym ją kupiła, a tak? Czy jest sens? Stoję przed nią i zastanawiam się, co zrobić.

— Na takiej szmacie, jak ty i tak nie będzie dobrze leżała — słyszę znajomy głos i zamieram. 

Widzę, odbijającą się w wystawowej szybie, postać Lisy. Ciarki przechodzą mi po plecach, kiedy przypominam sobie, jakie piekło mi zgotowała. Ignoruję ją i wchodzę do sklepu. Tu przynajmniej będę bezpieczna. Podchodzę do ekspedientki i proszę o sukienkę z wystawy. Postanowiłam ją kupić. Po kilku minutach mam ją na sobie i oglądam się w lustrze. Pasuje idealnie. Kiedy wychodzę z przymierzalni, kątem oka spoglądam na wyjście ze sklepu i nie widzę tam Lisy. Najwidoczniej już sobie poszła. Całe szczęście, bo nie mam zamiaru wchodzić z tą wariatką w żadną dyskusję. Wchodzę jeszcze do kolejnego sklepu, żeby kupić jakieś szpilki. Po kilkudziesięciu minutach jestem w drodze powrotnej do samochodu. Idę przez podziemny parking i nagle, zza betonowego słupa wyłania się Lisa. Patrzy na mnie złowrogo.

— Ta dziewczyna ma naprawdę nierówno pod sufitem — mówię do siebie i staram się nie patrzeć w jej kierunku. Jak najszybciej zmierzam do auta.

— Ty suko! Nie zasługujesz na niego! On jest mój! — słyszę krzyk Lisy. Kiedy na nią spoglądam, dostrzegam, że dziewczyna biegnie w moim kierunku z nożem w ręku. Spanikowana szukam w torebce kluczy od samochodu. Kiedy mi się to nie udaje, rzucam ją na ziemię i po prostu uciekam, bo dziewczyna jest już prawie przy mnie. Zaczynamy krążyć wokół jednego z aut.

— Zwariowałaś? Chcesz wpędzić się w jeszcze większe kłopoty?

— Mój tatuś, jak zawsze wszystko załatwi — odzywa się słodkim głosikiem i szyderczo się uśmiecha.

— Pomocy! — krzyczę i rozglądam się dookoła. Widzę, jakąś parę z małym dzieckiem, ale oni mnie ignorują. Szybko wsiadają do auta i odjeżdżają. — No kurwa, dzięki za pomoc — rzucam w ich kierunku. Gdybym miała w pełni sprawny bark, to pewnie podjęłabym z nią walkę, ale teraz wolę nie ryzykować.

— Pomocy! — krzyczę ponownie, a ona histerycznie się śmieje.

— Nikt cię nie uratuje. W końcu się ciebie pozbędę i Richard do mnie wróci — odzywa się Lisa i rusza w moim kierunku. Zaczynam się zastanawiać, czy tu jest w ogóle jakaś ochrona.

— Pomocy! — Dostrzegam młodego chłopaka, ale on też nie chce mi pomóc. Wsiada do auta i odjeżdża. Mógł chociaż krzyknąć, że policja jedzie, to może ta wariatka by się wystraszyła i uciekła. Na cholerę, ja uczę się tego niemieckiego, jak i tak każdy mnie ignoruje? Nagle doskakuje do niej jakiś mężczyzna i jednym ruchem powala na ziemię. Słyszę dźwięk upadającego noża. Podchodzę do nich i staję jak wryta. Moim wybawcą okazał się Victor. Przyciska ją kolanem do ziemi, a ona się szarpie.

— Puszczaj, idioto! To sprawa pomiędzy mną a tą szmatą! — krzyczy do niego Lisa, ale on jest niewzruszony na jej prośby. Po jakimś czasie, na parking podjeżdża radiowóz. Policjanci spisują nasze zeznania, a potem odjeżdżają razem z Lisą. Wypuszczam głośno powietrze, kiedy znikają z mojego pola widzenia.

— Dziękuję — mówię w kierunku Meiera. — Co ty tutaj w ogóle robisz?

— Załatwiałem kilka spraw — odpowiada tajemniczo. — Kto to był?

— Lisa, była Freitaga. Ostatnio zgotowała mi piekło. Powinna siedzieć w szpitalu psychiatrycznym, ale jak widać, wpływowy ojciec ma gdzieś to, że ona jest niebezpieczna dla otoczenia.

— Nie umiesz się bronić? Z tego co mówił mi Karol, to poradziłaś sobie z dwoma facetami, którzy napadli cię na jej zlecenie.

— Wtedy nie miałam jeszcze rozwalonego barku — warczę na niego, bo zaczyna mnie wkurzać.

— Przyznaj. Tak się jej boisz, że paraliżuje cię strach, kiedy ją widzisz — śmieje się szyderczo.

— Dokładnie tak, panie Meier. Dziękuję za pomoc. Do widzenia — mówię chłodno i zmierzam do swojego samochodu. Podnoszę torebkę. Teraz na spokojnie szukam w niej kluczy od auta. Kiedy wsiadam do środka, opieram głowę na kierownicy i nie wytrzymuję. Zaczynam płakać. Dlaczego mnie to wszystko spotyka? I co ja mam teraz zrobić? Powiedzieć o tym Richardowi? Chociaż w sumie po co, skoro się rozstajemy. Słyszę, jak ktoś otwiera drzwi od auta. Spoglądam w lewo, a moim oczom ukazuje się Victor, więc szybko wycieram łzy.

— Te torby są chyba twoje. — Podaje mi moje zakupy. Wysiadam z samochodu, żeby włożyć je do bagażnika. — I już nie płacz, bo dobrze wiesz, że jestem pozbawiony jakiejkolwiek empatii. Kompletnie nie mam pojęcia co zrobić, kiedy kobieta płacze — dodaje, a ja przewracam oczami. — Co to za okazja, że kupiłaś taką sukienkę?

— Pożegnalna kolacja — rzucam krótko.

— Z kim?

— Z Freitagiem.

— Rozstajesz się z nim? — zadaje pytanie i badawczo mi się przygląda.

— Najwidoczniej.

— Ale tak ci powiedział?

— Matko, Victor! Co cię to obchodzi? — Wywracam oczami. — Nie, nie powiedział mi tego, ale widzę, co się dzieje. Jest zamyślony, nie słucha mnie, prowadzi jakieś potajemne rozmowy. Wczoraj, jak weszłam do pokoju, to szybko coś schował do szuflady, którą następnie zamknął na klucz, więc ewidentnie coś przede mną ukrywa. Nie trudno się domyślić, że znalazł sobie inną – odpowiadam, a on unosi jedną brew do góry.

— Ty i te twoje domysły. Powiem ci tyle, że słabo znasz nasze męskie zachowania — odzywa się ze śmiechem.

— Co masz na myśli?

— Przekonasz się wieczorem. Na mnie już pora, Margaret. Uważaj na siebie. Do zobaczenia — żegna się i odchodzi w kierunku swojego samochodu.

                                                                                    ***

Zbliża się godzina 18.30. Za jakiś kwadrans, wychodzę z Richardem na kolację. Stoję w łazience przed lustrem i patrzę na swoje odbicie. Nieskromnie powiem, że wyglądam obłędnie, ale mimo wszystko chce mi się płakać, kiedy dochodzi do mnie, że dzisiaj zakończy się nasz związek. Po chwili słyszę pukanie do drzwi.

— Gosia? Jesteś gotowa? — zadaje pytanie brunet. Biorę głęboki wdech i otwieram drzwi. — Łał, wyglądasz cudownie — mówi, całując mnie w czoło. Szkoda, że nie w usta, ale pewnie nie chce dłużej udawać, że pomiędzy nami jest wszystko dobrze. Zastanawiam się tylko, po co on się tak stroił, bo ze zdziwieniem zauważam, że założył garnitur. Jednak wtedy przypominam sobie, co mówił do swojej siostry. No tak, mamy iść do jakiejś eleganckiej restauracji. Wsiadamy do taksówki i ruszamy w drogę. Przez cały czas, brunet milczy. Spoglądam na niego i widzę, że kompletnie odpłynął w swoich myślach. Kolejny raz, walczę z bólem w sercu i pojawiającymi się w oczach łzami, chociaż to bardzo trudne.

                                                                                      ***

Siedzimy przy stole i jemy zamówione dania. Prowadzimy spokojną rozmowę, którą staram się, jak najdłużej podtrzymywać, żeby przypadkiem nie nastąpiła niezręczna cisza. W duchu dziękuje sobie za to, że jestem gadułą. Jednak po chwili Freitag przerywa naszą rozmowę i intensywnie się we mnie wpatruje. Czy to już ten moment? Czy za chwilę usłyszę słowa, które sprawią, że do końca się rozpadnę? Boje się tego, ale wiem, że to nieuniknione. Za chwilę nasz związek przejdzie do historii. Przyjeżdżając do Niemiec, miałam nadzieję, że tutaj będę w końcu szczęśliwa. Niestety, pomyliłam się, ale i tak nie żałuję, że dałam nam szansę. Richard wstaje ze swojego miejsca i podchodzi do mnie, więc ja też się podnoszę. Stoimy i patrzymy sobie w oczy. Mój oddech przyspiesza. Walczę, żeby się nie rozpłakać i na szczęście udaje mi się to.

— Gosiu — wypowiada moje imię, a ja w środku zamieram. — Nawet nie wiesz, jaki jestem szczęśliwy, że jesteś u mojego boku. Zakochałem się w tobie od pierwszego wejrzenia. Kiedy ujrzałem cię pierwszy raz, moje serce zaczęło bić jak oszalałe. Potem wszystko potoczyło się tak szybko. Poprosiłem cię, żebyś po sezonie zamieszkała ze mną. Przez cały ten czas, kiedy nie znałem twojej odpowiedzi, wariowałem, ale ty, ku mojej uciesze się zgodziłaś. Dałaś nam szansę, za co jestem ci bardzo wdzięczny. Te kolejne miesiące, które spędzamy, mieszkając razem, tylko utwierdziły mnie w przeświadczeniu, że jesteś kobietą mojego życia — mówi, a ja słucham tego wszystkiego w osłupieniu. — Kocham cię i nie wyobrażam sobie życia bez ciebie — dodaje, a potem sięga do kieszeni swojej marynarki i wyjmuje z niej czerwone pudełeczko. Otwiera je i wyciąga z niego pierścionek, po czym klęka na jedno kolano.

— Chciałbym codziennie widzieć cię przy sobie. Zostaniesz moją żoną? — zadaje pytanie, a ja nie wiem, co odpowiedzieć. Nie takich słów się spodziewałam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro