Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

13. POMÓŻ MI, RICHARD

Wybudzam się i nie wiem, gdzie jestem. Nic nie widzę. W pierwszej chwili myślałam, że straciłam wzrok, ale potem dochodzi do mnie to, że mam zawiązaną na oczach opaskę. Dodatkowo mam spętane nogi i ręce, usta zaklejone taśmą, a z tyłu głowy czuję potworny ból. Leżę na  jakimś materacu, a w pomieszczeniu, w którym jestem, strasznie śmierdzi. Zaczynam panikować, bo nie wiem, o co chodzi. Próbuję się wyswobodzić, jednak nie daję rady. Co się dzieje? Gdzie ja do cholery jestem? Ostatni moment, który pamiętam to ten, że miałam wsiadać do samochodu na parkingu przy autostradzie. Szamoczę się, żeby choć trochę poluźnić sznury, ale to nic nie daje. Zaczynam płakać z bezsilności. Po chwili dochodzą do mnie jakieś głosy i kroki. Są przytłumione, ale z każdą sekundą stają się wyraźniejsze. Ktoś zmierza w moim kierunku. Zaczynam się przysłuchiwać, w jakim języku porozumiewają się mężczyźni.

— Włoski — mówię do siebie w duchu.

Znam ten język, ale ból głowy jest tak nieznośny, że teraz nie dochodzi do mnie, o czym rozmawiają mężczyźni. Jest ich chyba dwóch. Po chwili słyszę otwieranie drzwi. Spinam się, kiedy dochodzi do mnie, że stoją przy mnie jakieś osoby.

— Idziemy! — słyszę nieznoszący sprzeciwu ton głosu. 

Mężczyzna mówi po angielsku, co utwierdza mnie w przekonaniu, że nie wie, iż znam włoski. Niech tak zostanie. Może dzięki temu dowiem się, co się dzieje, co ja tu robię. Czuję, że rozwiązują mi nogi. Po chwili mężczyźni chwytają mnie za ramiona i podciągają do góry, a następnie gdzieś prowadzą. Wyraźnie czuć chłód, jakby przeciąg, ale nie słychać niczego, poza naszymi krokami. Po kilku minutach, sadzają mnie na jakimś krześle i zdejmują opaskę z oczu, a z ust boleśnie zdzierają taśmę. Mrugam kilkukrotnie, żeby przyzwyczaić wzrok do światła. Kiedy już to się dzieje, zamieram, widząc, kto przede mną stoi.

— Możecie odejść — mówi po włosku do mężczyzn, którzy mnie tu przyprowadzili. Kurwa, czy ja jestem jeszcze w Niemczech, czy już mnie wywieźli? Panika w mojej głowie narasta.

— Witaj, ślicznotko — odzywa się do mnie po angielsku. Jego twarz nie wyraża żadnych emocji, jednak dłonie ma zaciśnięte w pięści. — Znowu się spotykamy — mówi, chwytając mnie za brodę i zadziera moją głowę do góry tak, żebym patrzyła mu w oczy.

— Czego ode mnie chcesz? — pytam, kiedy nabieram trochę odwagi.

— Jeszcze się pytasz, suko? Dla kogo pracujesz? — Mocniej ściska mnie za brodę.

— Co? O co ci chodzi? — odpowiadam, próbując ukryć zdenerwowanie.

— Jesteś bezczelna — mówi i wymierza mi siarczysty policzek, przez co prawie spadam z krzesła. — Jeszcze raz pytam: dla kogo pracujesz? — powtarza się, a ja tylko kręcę głową.

— Wiesz, że przez ciebie jestem prawie bankrutem? Albo powiesz, komu sprzedałaś te informacje, albo już nigdy nie ujrzysz światła dziennego. — Próbuje mnie zastraszyć.

— Nikomu nic nie sprzedałam... Nawet nie wiem, po co miałabym to robić. — Słyszę jego histeryczny śmiech.

— Tylko tobie powiedziałem o moich planach. Przyznaję, na tym bankiecie owinęłaś mnie sobie wokół palca. Mój błąd. Spodobałaś mi się i to bardzo, a ja nie umiem odmówić pięknej kobiecie, ale jak widzisz, karma cię nie ominie — mówi, mrużąc oczy. — Ciężko było cię znaleźć, wiesz? — dodaje, zapalając papierosa i zaciągając się nim. — Zwykle takie rzeczy, zajmują moim ludziom kilka godzin, a ciebie szukaliśmy prawie tydzień, bo któż by mógł się spodziewać, że taka suka, jak ty, ma drugą twarz — kontynuuje. — Wtedy wyglądałaś zupełnie inaczej. Dopiero kiedy moi ludzie przysłali mi zdjęcia spod berlińskiego hotelu, gdzie byłaś w towarzystwie tego twojego fagasa, z którym byłaś na bankiecie, zrozumiałem, że to jednak ty — modlę się w duchu, żeby nie powiedział teraz, że Karola też złapali. — Pracujesz z tym skurwielem Meierem? — pyta, a ja mocno przełykam ślinę.

— Z kim? — Udaję, że nie wiem, o kogo chodzi.

— Z Victorem Meierem.

— Nie! Już mówiłam, że dla nikogo nie pracuję. W ogóle nie rozumiem, dlaczego tutaj jestem — odzywam się i znowu zostaję spoliczkowana.

— Zobaczymy, jak długo będziesz upierać się przy tym kłamstwie — mówi, wypuszczając dym z papierosa prosto w moją twarz, przez co zamykam oczy. — Zazwyczaj kobiet nie traktuję brutalnie, ale dla ciebie mogę zrobić wyjątek. Radzę ci to wszystko dobrze przemyśleć. Zabierzcie ją! — krzyczy po włosku i po chwili do pomieszczenia wchodzi dwóch mężczyzn. 

Jestem w takim szoku, że nawet nie przyglądam się im. Zaklejają mi usta i zawiązują oczy, a następnie prowadzą z powrotem do miejsca, w którym się ocknęłam. Słyszę dźwięk otwieranych drzwi i po chwili zostaję popchnięta na ziemię. Z impetem i boleśnie uderzam o posadzkę. Myślałam, że będę już tak na niej leżeć, ale czuję, jak jeden z mężczyzn chwyta mnie pod pachy i przeciąga na materac, a następnie odwiązuje mi opaskę z oczu i zrywa taśmę z ust, przez co się krzywię, bo kolejny raz zabolało. Kiedy w końcu mam odwagę na nich spojrzeć, zamieram. Przede mną stoją mężczyźni, którzy obserwowali mnie z czarnego audi, a ja, jak głupia myślałam, że to paparazzi.

— Gdzie ja jestem? — zadaję im pytanie, na co wybuchają śmiechem.

Wychodzą i zamykają za sobą drzwi. Rozglądam się dookoła i w kącie zauważam ludzki szkielet.

— Ja pierdolę — mówię do siebie pod nosem, przymykając oczy. Pomieszczenie jest niewielkie z malutkim, zakratowanym oknem. Przy suficie pali się słaba żarówka. W kącie jest jakaś dziura, a ja w sekundę domyślam się po co. Jestem cholernie spragniona i głodna.

— Kurwa! W co ja się wpakowałam? — Przeklinam i czuję, jak po moich policzkach spływają łzy.

Pomóż mi, Richard. — Zwracam się w myślach do bruneta, chociaż wiem, że to bez sensu.

Po jakimś czasie ponownie słyszę kroki w kierunku pomieszczenia, w którym jestem zamknięta. Otwierają się drzwi i widzę w nich, jednego z trójki mężczyzn, którzy byli na parkingu i palili papierosy. Teraz już wiem, że nie byli tam przypadkowo. Tu w ogóle nie ma przypadku. Byłam śledzona. Wiedziałam, że jest coś nie tak, miałam takie przeczucia. Pomimo to, zlekceważyłam swoją podświadomość, która kolejny raz próbowała mnie ostrzec. Momentalnie przypominam sobie mój ostatni sen. Czy właśnie tak będzie wyglądał mój koniec? Barczysty brunet, kładzie na ziemi małą butelkę wody i podchodzi do mnie. Przewraca mnie na brzuch, po czym kładzie swoją nogę na moich plecach i rozwiązuje mi ręce. Po chwili łapie mnie za włosy i podciąga moją głowę do góry.

— Śliczna jesteś — szepcze mi do ucha. — Mam nadzieję, że zanim mój szef sprzeda cię do jakiegoś burdelu, to pozwoli trochę się z tobą zabawić — dodaje, a mi zbiera się na wymioty, chociaż nie mam czego zwracać, bo mój żołądek jest pusty. Zabiera swoją dłoń z moich włosów i wychodzi. Kiedy zamykają się za nim drzwi, w jednej chwili doskakuję do wody, którą zostawił w pomieszczeniu. Odkręcam ją i przykładam do ust, jednak w tym samym momencie dopadają mnie wątpliwości.

— A jeśli coś do niej dodali? — pytam siebie w myślach, ale pragnienie jest dużo silniejsze i wypijam większość. 

Dopiero po chwili zdaję sobie sprawę, że muszę ją oszczędzać, bo nie wiadomo, czy w ogóle coś jeszcze dostanę. Z powrotem siadam na materacu. Przecieram twarz i zaczynam bawić się bransoletkami na moim nadgarstku, żeby potem dokładnie je obejrzeć. Najpierw spoglądam na tę, którą dostałam od Freitaga na 28 urodziny. Przypominam sobie nasze wspólne, szczęśliwe chwile. Wyobrażam sobie, że jestem teraz w jego ramionach. Czy on o mnie myśli, czy się martwi? Następnie chwytam w dłoń symbol Helm of Awe i przymykam oczy.

— Jeśli naprawdę jesteś tak potężnym znakiem, to pomóż mi się stąd wydostać — mówię do siebie pod nosem, a potem z niedowierzaniem kręcę głową. Gośka, już ci odbija. — Karcę siebie w myślach. Obejmuję kolana rękoma i opieram na nich brodę. Po moich policzkach znowu spływają łzy. Jestem bezsilna. Moje dni są policzone.

WŁOCHY

RICHARD

Dzień dobiega końca. Nie wiem, jak zasnę, czy w ogóle mi się uda. Nadal brak jakichkolwiek wiadomości, co mogło stać się z Gosią. Ta niepewność mnie dobija. Nie mogę usiedzieć w miejscu, przez co od kilkunastu minut krążę po pokoju, zerkając co chwila na telefon. Nie chcę przegapić żadnego połączenia, czy SMS-a.

— Richard, zaczyna mi się kręcić w głowie, jak na ciebie patrzę — odzywa się Eisenbichler.

— To nie patrz — warczę w jego stronę.

— Znajdzie się, zobaczysz — mówi Wellinger, a ja głośno wzdycham.

— Cały czas zastanawiam się, dlaczego ktoś ją porwał. — Patrzę na moich kolegów i kręcę głową. — A jeśli... — Zaczynam zastanawiać się nad czymś, ale po chwili odpuszczam. To chyba zbyt duże oskarżenie.

— Jeśli co? — dopytuje Markus.

— Jeśli za tym stoi Lisa? — Kończę swoją myśl, a oni patrzą na mnie, mrużąc oczy.

— No w sumie... — mówi Eisenbichler. — Może jednak warto iść tym tropem. — Po tym, co powiedział, chwytam za telefon, ale po chwili go odkładam.

— Nie wiem, co robić. — Zamyślam się. — Patrząc na to, co zrobiła Gosi, wiem, że jest do tego zdolna, ale z drugiej strony, czy kolejny raz ryzykowałaby tak bardzo? — dodaję i siadam na łóżku, wplatając dłonie we włosy.

— Mimo wszystko stwierdzam, że warto to sprawdzić. — Spoglądam na Markusa, który znacząco na mnie patrzy. Biorę głęboki wdech i chwytam za telefon, a następnie dzwonię do policjanta prowadzącego sprawę i mówię mu o swoich obawach. Obiecuje to sprawdzić i oddzwonić jak najszybciej.

— Lepiej sprawdzić coś na wyrost, niż potem pluć sobie w brodę, że coś się pominęło. — Pociesza mnie Wellinger, kiedy widzi, że nie jestem zadowolony z rzuconych oskarżeń w stronę mojej byłej, a ja przytakuję. Po jakimś czasie rozbrzmiewa dźwięk mojej komórki i zauważam na wyświetlaczu imię brata Gosi.

— Oby miał jakieś dobre wieści — mówię do siebie pod nosem i odbieram połączenie. Rozmawiamy kilka minut, w ciągu których przekazuje mi informacje, dotyczące sprawdzenia monitoringu wokół stadionów.

— Co powiedział Adam? — zadaje pytanie Andreas.

— Była obserwowana — odpowiadam, a oni robią wielkie oczy. — Czarne audi, a w środku dwóch facetów. Tyle że to auto było skradzione. Zresztą... Już je nawet znaleźli. — Wypuszczam głośno powietrze. — Wszystko idealnie wyczyszczone, zero jakichkolwiek odcisków palców. Robota profesjonalistów — dodaję i opadam na łóżko. 

— Gosia, gdzie ty jesteś? — zadaję pytanie i przecieram twarz dłońmi. Mam ochotę płakać z bezsilności, ale nie chcę się rozklejać przed kumplami.

POLSKA

KAROL

— I co teraz? — zadaję Victorowi pytanie, kiedy przekazuje mi informacje odnośnie tego, kto ją porwał.

— Wiem tyle, że Bertone nie wrócił do Włoch, co oznacza, że prawdopodobnie nadal są gdzieś na terenie Niemiec — odzywa się po chwili.

— No to, kurwa, zmobilizuj swoich ludzi i do cholery zacznijcie ich szukać! — krzyczę, ale szybko się opamiętuję, kiedy dociera do mnie, że przecież w pokoju obok siedzą moi kumple z pracy.

— Myślisz, że to takie łatwe? Może być gdziekolwiek, nie mam tylu ludzi. Nawet nie mam pojęcia, gdzie zacząć poszukiwania — odpowiada, po czym głośno wypuszcza powietrze z płuc.

— Przeszukajcie wszystkie pustostany — mówię, a on prycha.

— Świetnie, w którym mieście? — pyta ironicznie.

— Nie wiem. — Jestem bezsilny. — Kurwa! Victor, to ty ją w to wpakowałeś. Dlaczego mi nie kazałeś rozmawiać wtedy z tym facetem?

— Bo Flavio to pies na baby. Doskonale wiedziałem, że nie oprze się Margaret i tylko ona będzie w stanie wyciągnąć od niego informacje, na których mi zależało. Na dodatek zdobyła informacje, o których nawet nie śniłem — mówi, a we mnie zaczyna się wszystko gotować.

— To moja wina — odzywam się zrezygnowany. — Ja ponownie ją w to wciągnąłem. Jeśli coś jej się stanie...

— Nic jej się nie stanie. — Przerywa mi Victor. — Wierz mi, zależy mi na niej bardziej, niż ci się wydaje. — O tym akurat wiem, że ci zależy. Z kilometra widać, jak się ślinisz na jej widok — myślę sobie. 

— To ją znajdź. Rusz głową, gdzie mogą ją ukrywać. Ona może nie mieć dużo czasu.

— Wiem — odpowiada zrezygnowany.

— Muszę kończyć, bo moi kumple zaraz się zorientują, że coś kręcę. Informuj mnie o wszystkim. Cześć. — Żegnam się i rozłączam.

Głęboko wzdycham i z niedowierzaniem kręcę głową, po czym wracam do kolegów z pracy, którzy siedzą w pokoju i robią burzę mózgów, kto mógł porwać Gośkę.

— Z kim tyle rozmawiałeś? — pyta mnie Rafał, kiedy siadam na kanapie.

— Z matką — odpowiadam obojętnie i upijam łyk piwa.

RAFAŁ

Obserwuję Karola i mam wrażenie, że coś kręci. Nie wiem czemu, ale przez moją głowę przebiega myśl, że on jest w kontakcie z kimś, kto wie, co stało się z Gosią i kto stoi za jej porwaniem. Jednak wiem, że jeśli zapytam go o to wprost, to się tego wyprze. Co mam teraz zrobić? Zacząć go podsłuchiwać, gdy tylko będzie z kimś rozmawiał?

— Ziemia do Rafała. — Wyrywa mnie z zamyślenia Piotr. — Miałeś nam jeszcze coś przekazać — dodaje, a ja wtedy przytomnieję.

— No tak... — odzywam się. — Freitag podejrzewa Lisę. Podobno już to zgłosił policji — mówię i obserwuję reakcję Karola. Wydaje mi się, że gdyby mógł, to roześmiałby się na głos, po tym co usłyszał, co jeszcze bardziej utwierdza mnie w przekonaniu, że on wie coś więcej.

— W sumie... Jest psychicznie chora i zdolna do wszystkiego, o czym przekonaliśmy się podczas Pucharu Świata. — Stwierdza Marek, a my przytakujemy głowami.

— A co z Arturem? Jak on się czuje? — pyta Darek, a ja kręcę głową.

— Jest totalnie załamany. Wziął wolne... Obawiam się, że po to, żeby się upijać — mówię zrezygnowany.

— Może warto jutro do niego wpaść po pracy? — Rzuca pomysł Marek.

— Chyba dobrze by było. — Wzdycham głęboko.

NIEMCY

GOSIA

— I jak, ślicznotko? Przemyślałaś już to i owo? — zadaje pytanie Flavio, kiedy kolejny raz jego ludzie przyprowadzili mnie do niego.

— Nikomu nie sprzedałam żadnych informacji — odpowiadam, a on intensywnie się we mnie wpatruje i pociera brodę. Póki co, nie jest w stosunku mnie zbyt brutalny, ale wiem, że w każdej chwili może się to zmienić.

— Skończysz w burdelu — warczy i pluje mi w twarz. — Zabrać ją — odzywa się do swoich ludzi. Po kilku minutach jestem z powrotem zamykana w swojej celi.

                                                                  ***

Mijają kolejne dni. Tak naprawdę, nawet nie mam pojęcia, ile już tu siedzę. Byłam kilkukrotnie prowadzona do Flavio, ale w dalszym ciągu milczę. Nie mogę wydać Victora. Wiem, co mnie czeka, jeśli to zrobię. Jestem coraz słabsza, bo dostaję tylko wodę do picia i to w małych ilościach. Siedzę skulona na materacu i biadolę nad swoim losem. Analizuję wszystko, co spotkało mnie do tej pory w życiu i uświadamiam sobie, że los ciągle kładzie mi kłody pod nogi. Najpierw śmierć rodziców, kłótnia z bratem, która poskutkowała wieloletnim milczeniem. Śmierć kilkorga ludzi na moich oczach, porwanie w Afganistanie, dźgnięcie nożem, napaść Erica i jego kumpli, groźby Lisy. Na dodatek kłótnia z Rafałem, która zakończyła się zerwaniem przyjaźni. W sumie może nawet dobrze, że tak się stało, przynajmniej nie musi zaprzątać sobie głowy moją osobą.

Kolejny raz jestem prowadzona do Bertone i znowu zakładają mi opaskę na oczy, przez co kompletnie nie wiem, gdzie jestem. Widzę tylko swoją celę i pomieszczenie, gdzie przesłuchuje mnie Flavio. Wydaje mi się, że to jest jakiś opuszczony budynek, co jeszcze bardziej utwierdza mnie w przekonaniu, że nikt, nigdy mnie nie znajdzie. Tym razem Włoch jest brutalniejszy. Kiedy wymierza mi policzek i spadam z krzesła, kilkukrotnie kopie mnie w brzuch, a ja się kulę. Kolejne kopnięcie jest w moją twarz. Zamykam oczy, czuję ogromny ból nosa i spływającą krew. Po chwili zdaję sobie sprawę z tego, że nie mogę otworzyć jednego oka. Bertone chwyta mnie za włosy i podciąga głowę do góry.

— Zacznij mówić — warczy do mojego ucha. — Inaczej skończysz w burdelu — dodaje, a po moich policzkach kolejny raz spływają łzy. Jestem tak wycieńczona, że nie mam siły iść, więc mężczyźni, którzy mnie odprowadzają, chwytają mnie pod pachy i ciągną.

— Jak długo już tu jestem? — pytam, kiedy kładą mnie na materacu, jednak obydwoje milczą. Po chwili jeden z nich wychodzi, a drugi zostaje i odsłania mi oczy oraz rozwiązuje ręce.

— Dziewięć dni — odpowiada mężczyzna, którego widzę dzisiaj pierwszy raz.

— Dziękuję — mówię, a on dziwnie na mnie patrzy, po czym wychodzi z pomieszczenia i zamyka je.

— Dziewięć dni... — mówię pod nosem. Dziewięć pieprzonych dni i żadnej perspektywy na wydostanie się stąd. Czy ktoś jeszcze w ogóle mnie szuka? Czy już sobie odpuścili? Po chwili do moich uszu dobiega dźwięk zbliżających się kroków. Ktoś przyszedł do człowieka, który przed chwilą zamknął drzwi.

— Zmiana planów — odzywa się po włosku mężczyzna. — Ja zostaję i pilnuję dziewczyny. Ty musisz wrócić z Bertone i pozostałymi do Włoch. Podobno czeka tam sprawa niecierpiąca zwłoki.

— Jasne — odpowiada ten drugi i razem odchodzą.

Leżę skulona na materacu i patrzę na bransoletki. Moi oprawcy wyjeżdżają, czy będę jeszcze żyła, kiedy wrócą? Mój organizm jest wycieńczony. Nic nie jem, tylko piję tę cholerną wodę. Dodatkowo jestem poturbowana przez Flavio. Nagle przez moją głowę przebiega pewna myśl.

— Tylko, czy to się uda? — mówię do siebie pod nosem, kierując wzrok na leżący ludzki szkielet.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro