Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

19. ROZMOWY O PRZYSZŁOŚCI

— Jak zawsze wyglądasz zjawiskowo — komplementuje mnie Richard. Całuję go i mocno wtulam się w ramiona, po czym zaciągam się jego perfumami. Tak mi tego brakuje, kiedy wyjeżdża. Na szczęście niedługo zaczyna się Bundesliga, więc już nie będę sama siedziała weekendami w domu. Splatamy nasze ręce i ruszamy przed siebie. Słońce przyjemnie grzeje, przez co jeszcze chętniej się spaceruje. 

— Adam pojedzie ze mną do Polski — informuję go o nowych ustaleniach z moim bratem.

— Naprawdę? To świetnie, będę spokojniejszy o ciebie — mówi, uśmiechając się do mnie. — Chciałem ci coś pokazać — dodaje, wyciągając swój telefon. Po chwili podaje mi go, a ja zauważam ogłoszenie o sprzedaży mieszkania.

— Dlaczego mi to pokazujesz?

— Podoba ci się? Moglibyśmy je kupić.

— Ale...

— Nie ma żadnego ale — przerywa mi szybko, bo zapewne wie, co chcę mu powiedzieć. — Chcę zacząć z tobą spokojne życie, a to nie będzie możliwe w dotychczasowym miejscu. Jak wrócimy z Francji, to pojedziemy je obejrzeć.

— Dobrze — zgadzam się, bo widzę, że i tak nic nie wskóram. W sumie obejrzeć zawsze można. Przecież i tak nie zdecydujemy się na kupno pierwszego lepszego mieszkania. Myślę, że powinniśmy obejrzeć co najmniej kilka, żeby mieć porównanie.

— Chodź, zjemy coś — ciągnie mnie w stronę restauracji. Siadamy w letnim ogródku i zamawiamy po sałatce, a do picia wybieramy wodę. Jest tak gorąco, że nawet za bardzo nie chce się jeść. — To mówisz, że teraz weszłaś w konszachty z Wellingerem? — śmieje się i puszcza mi oczko. Wiedziałam, że nie odpuści tego tematu. Ciekawe, czy oberwało się za to Andreasowi. Koniecznie muszę się go o to zapytać, kiedy będę go widziała.

— Mam nadzieję, że nie jesteś o to zły? — pytam, bacznie mu się przyglądając, ale nie zauważam na jego twarzy nawet odrobiny złości.

— Skądże. W taki sposób możecie spiskować za moimi plecami. Naprawdę się cieszę, że jesteś tutaj ze mną — mówi, łapiąc mnie za dłoń. 

— No wiesz, muszę cię pilnować. Kręci się koło ciebie, wiele rozochoconych fanek, więc postanowiłam trzymać rękę na pulsie - dodaję z powagą, ale po chwili zaczynam się śmiać. 

— Ty moja zazdrośnico — mówi i w tym samym momencie rozbrzmiewa dźwięk jego telefonu. — Markus — informuje mnie, kto dzwoni i odbiera. Z każdym wypowiedzianym przez niego słowem do Eisenbichlera, robię coraz smutniejszy wyraz twarzy, bo wiem, że zaraz będzie musiał wracać do hotelu. Rozłącza się i chowa komórkę do kieszeni.

— Musisz wracać? Spotkanie z trenerem? — pytam, a on kiwa głową.

— Tak. Już bardzo dobrze opanowałaś niemiecki, skoro wszystko zrozumiałaś.

— Jeszcze sporo nauki przede mną — uśmiecham się nieśmiało.

— Chodź ze mną. Wyeksmituję potem Andreasa z pokoju. Chcę rano obudzić się obok ciebie — mówi, a ja zaczynam się wahać, bo coraz bardziej podoba mi się ten pomysł. Richard widzi moje zawahanie się i postanawia to wykorzystać. — Czyli postanowione — puszcza mi oczko. Regulujemy rachunek u kelnera, po czym wstajemy od stolika. Łączymy swoje dłonie i wracamy do hotelu.

                                                                              ***

Kiedy kroczymy hotelowym korytarzem, mijamy kilku skoczków, którzy się ze mną witają. Miło mi, że mnie jeszcze pamiętają. Przecież spędziłam w ich towarzystwie tylko jeden sezon, więc nie zdziwiłabym się, gdyby już zapomnieli, kim jestem. Richard, przez cały czas kurczowo trzyma mnie w pasie, jakby się bał, że mu zaraz ucieknę. Chwilę później siedzę w pokoju Eisenbichlera i Geigera. Tutaj mam poczekać na Freitaga. Mam nadzieję, że to ich spotkanie nie będzie zbyt długo trwało, bo inaczej umrę z nudów. Uruchamiam Internet w telefonie i przeglądam wiadomości. Jednak po kilkunastu minutach odkładam go na bok. Opadam na łóżko, a chwilę później zasypiam.

                                                                             ***

— Pobudka, skarbie — słyszę głos Richarda i czuję jego usta na swoich. Po chwili, do moich uszu dochodzi stłumiony śmiech. Kiedy powoli otwieram oczy, widzę nad sobą uśmiechniętą twarz bruneta. Przenoszę wzrok za niego i dostrzegam jego kolegów, którzy chichoczą pod nosem.

— No i co was tak bawi? — pytam, siadając na łóżku. — Śpiącej kobiety nie widzieliście?

— Teraz odwaliliście scenę, jak w Śpiącej Królewnie — śmieje się Markus, a ja przewracam oczami. — Dobrze się spało na moim łóżku?

— Nawet bardzo dobrze — mówię, przeciągając się. — Nudziłam się, to ucięłam sobie drzemkę. Jak po spotkaniu z trenerem? Naładowani pozytywną energią na jutrzejszy konkurs?

— Jak zawsze. To co? Teraz po piwku? — proponuje Andreas.

                                                                                    ***

No cóż, na jednym piwie się nie skończyło. Niestety. Od kiedy zamieszkałam z Richardem, to tylko kilka razy piłam z nim wino i to góra trzy lampki na raz. Dodatkowo w czasie trwania sezonu Bundesligi, wypiłam parę drinków razem z moją nową ekipą. Jednak to nic w porównaniu z ilością alkoholu, którą wlewałam w siebie w towarzystwie mojej starej załogi. Na moje nieszczęście, organizm już chyba odzwyczaił się od większej ilości procentów na raz, bo szybko zaczęło szumieć mi w głowie. Oczywiście koledzy Richarda śmiali się ze mnie, że przy nim zostałam abstynentką. W sumie coś w tym jest. 

Lekko chwiejnym krokiem, wracam razem z Freitagiem do jego pokoju. Kiedy tylko przekraczamy próg pokoju, opadam na łóżko. Po chwili, obok mnie kładzie się brunet i zaczyna mi się przyglądać.

— Jak się czujesz? — pyta, uśmiechając się.

— Strasznie. Co ty ze mną zrobiłeś? Nigdy nie pomyślałabym, że będę w takim stanie po trzech piwach.

— Uroczo teraz wyglądasz — puszcza mi oczko.

— Ale zabawne — przecieram twarz dłońmi, ale to nic nie pomaga, bo nadal mam wrażenie, że świat wokół mnie lekko wiruje.

— Chodź pod prysznic, to trochę dojdziesz do siebie.

Kilkanaście minut później, ubrana w koszulkę Richarda, leżę na łóżku w jego objęciach.

— Jutro na bank, będę miała kaca giganta — odzywam się po chwili, a on parska śmiechem. — Bardzo zabawne, to wszystko przez ciebie — daję mu kuksańca w bok i gromię go wzrokiem. W tym samym momencie on zaczyna delikatnie muskać ustami moją szyję. — Richi? Chcesz wykorzystać pijaną kobietę?

— Mhh — mruczy mi do ucha, a przez moje ciało przechodzi przyjemny dreszcz. Kiedy jego ręka zaczyna błądzić po moim udzie, wpijam się w jego usta.

                                                                              ***

Weekend w Courchevel minął szybko. Zdecydowanie za szybko. Chyba kiedyś wybiorę się tam na jakiś dłuższy pobyt, bo bardzo spodobało mi się to miejsce. Jestem też ciekawa, jak wygląda ono zimą. Zapewne widoki są wtedy jeszcze bardziej bajeczne. Jednak pora wrócić do szarej rzeczywistości. W momencie powrotu do Niemiec znowu zaczęły dopadać mnie wyrzuty sumienia w stosunku do Richarda. Mam wrażenie, że sytuacja, w której tkwię z dnia na dzień coraz bardziej mi ciąży i mnie przybija.

— Kochanie, jesteś gotowa? — Z zamyślenia wyrywa mnie głos bruneta.

— Tak, możemy jechać — uśmiecham się i wstaję z kanapy. Jedziemy obejrzeć mieszkanie, które znalazł Freitag. Na początku byłam sceptycznie nastawiona do tego pomysłu, ale teraz w sumie myślę, że to bardzo dobry pomysł. Nowy początek w nowym miejscu. Po niecałej godzinie jesteśmy na miejscu. Okolica wygląda na przyjazną, co mnie cieszy. Chociaż nie jest aż taka ładna, jak ta, w której mieszkamy teraz. No cóż, będę musiała się przyzwyczaić, jeśli zdecydujemy się na zakup tego mieszkania. Agent nieruchomości wprowadza nas do apartamentowca. Po chwili znajdujemy się już w środku lokalu. Mieszkanie jest znacznie większe od tego, w którym teraz mieszkamy. W zasadzie teraz zaczęłam się zastanawiać, na co nam taki metraż, a tym bardziej aż cztery pokoje. Richard obserwuje mnie i kiedy dostrzega moje zawahanie się, bierze mnie na bok.

— Co jest? Nie podoba ci się?

— Mieszkanie samo w sobie jest ładne, ale chyba za duże. Po co nam tyle pokoi?

— Kochanie, jesteśmy zaręczeni. Za jakiś czas weźmiemy ślub, a potem mam nadzieję, że w miarę szybko pojawią się dzieci. Musimy myśleć bardziej przyszłościowo — mówi, a mnie zatyka. Nie sądziłam, że on już teraz o tym wszystkim myśli. Patrzę na niego i nie wiem, co mu odpowiedzieć. — Jeśli nie jesteś przekonana do tego mieszkania, to będziemy szukać dalej.

— Chyba tak bym wolała — odpowiadam nieśmiało, cicho wzdychając.

— Dobrze — mówi Richard, po czym podchodzi do agenta. W czasie rozmowy z nim otrzymuje prospekty biura nieruchomości z ofertami mieszkań na sprzedaż.

Kilka minut później zmierzamy do samochodu, żeby wrócić do domu. Siedzę na miejscu pasażera i patrzę przed siebie, a w głowie mam słowa Freitaga, które wypowiedział w moim kierunku: Kochanie, jesteśmy zaręczeni. Za jakiś czas weźmiemy ślub, a potem mam nadzieję, że w miarę szybko pojawią się dzieci. Musimy myśleć bardziej przyszłościowo. No tak, przecież taka jest kolej rzeczy. Do tej pory nie myślałam o tym. Cieszyłam się chwilą. Nawet nie wiem, czy w najbliższym czasie będę gotowa na macierzyństwo. Chciałabym jak najdłużej rozwijać się zawodowo, a wiem, że gdy pojawi się dziecko, będzie to niemożliwe. Powinnam się cieszyć ze słów, które usłyszałam od Richarda. W końcu myśli o nas bardzo poważnie, ale jakoś nie potrafię. Nie mam pojęcia dlaczego. Mam w swojej głowie mętlik.

— Co się dzieje? — słyszę pytanie i czuję dłoń Freitaga na swoim udzie. Przenoszę wzrok na niego, ale kompletnie nie wiem, co mam mu odpowiedzieć.

— Nic się nie dzieje. Wszystko jest w porządku. — Silę się na uśmiech, ale on widzi, że coś jest nie tak.

— Chciałbym, żebyś nie miała przede mną żadnych tajemnic.

— Po prostu... — zaczynam mówić, ale się zawieszam. Próbuję dobrać słowa tak, żeby nie pomyślał sobie, że nie traktuję go poważnie.  — Zaskoczyłeś mnie dzisiaj tymi słowami. No wiesz... O ślubie i dzieciach — wyrzucam to z siebie.

— A ty nie myślisz o nas w ten sposób?

— Do tej pory skupiałam się na tym, co jest tu i teraz.

— No to skarbie, pora to zmienić — mówi i puszcza mi oczko, a ja delikatnie się uśmiecham.

— Co masz na myśli, mówiąc, że pojawią się DZIECI? — specjalnie akcentuję ostatnie słowo. Jestem ciekawa o jakiej liczbie myśli.

— No... Trójka co najmniej — odchrząkuję, kiedy to słyszę. — Powiedziałem coś nie tak?

— Nie wiem, czy z jednym sobie poradzę, a ty mi tu o trójce mówisz.

— Damy radę, kotek — odzywa się z uśmiechem i puszcza mi oczko, a ja cicho wypuszczam powietrze. Dla mnie troje dzieci to zdecydowanie za dużo. Zresztą mam swój wiek i chyba żeby urodzić tę trójkę, to już musiałabym zacząć teraz to robić. Nie. W tym momencie w ogóle nie wchodzi to w grę. Póki co, jeszcze chcę trochę popracować.

                                                                                 ***

Nadszedł czwartek. Nie powiem, żebym cieszyła się z tego, bo tak nie jest. W południe Richard wyjechał na kolejne zawody, a ja aktualnie jestem w drodze do Berlina, żeby iść z Victorem na to jego spotkanie biznesowe. Ciekawe, z kogo dzisiaj zrobi idiotę. Bo, że zrobi, to jestem tego pewna. Po kilku godzinach parkuję na dziedzińcu przed jego domem. Ze zdziwieniem zauważam, że wychodzi mi naprzeciw. Jakby na mnie czekał. Oczywiście, jak zawsze ma na sobie garnitur. Zastanawiam się, czy ten facet ma w swojej szafie zwykłe jeansy i koszulki, bo coś mi się wydaje, że nie.

— Witaj, Margaret. Cieszę się, że już dotarłaś — wita się ze mną.

— Cześć — odpowiadam zdawkowo.

— Coś ty taka nie w humorze?

— Naprawdę cię to obchodzi? Nie sądzę — mówię, a on przygląda mi się spod przymrużonych oczu.

— Czyżby nie było seksu z kochasiem, przed jego wyjazdem? — pyta, a ja przewracam oczami i pukam się palcem po czole, na co on zaczyna się śmiać. Cały Meier, tylko jedno mu w głowie. — Chodź do środka. Dziewczyny czekają, żeby przygotować cię na wieczór.

— Wiesz, że umiem sama się ubrać? — pytam ironicznie, a on przecząco kiwa głową. Gromię go za to wzrokiem, bo w tym momencie mnie wkurzył. Co on w ogóle sobie myśli? Wchodzimy do domu i kierujemy się w stronę pomieszczenia, w którym ma czekać na mnie Caroline i jej koleżanki. Kiedy jestem w pokoju, ze zdziwieniem zauważam, że nikogo w nim nie ma. — I gdzie one są? — pytam z wyrzutem w głosie, patrząc w jego kierunku.

— Posłuchaj — zwraca się do mnie Victor i przypiera do ściany. Jedna z jego dłoni ląduje na mojej szyi, a ja czuję, jak delikatnie się na niej zaciska.

— Odsuń się ode mnie — warczę na niego, a wtedy on jeszcze bardziej napiera na mnie swoim ciałem i przysuwa swoją twarz do mojej. — Victor, porąbało cię?

— Na tym spotkaniu masz być grzeczna i miła dla mnie. Rozumiesz? W przeciwnym razie inaczej będziemy ze sobą rozmawiać.

— Jasne.

— Jeśli chodzisz taka nabzdyczona, bo ten twój cię nie zadowala, to ja mogę to zrobić. Po dobrym pieprzeniu od razu humor ci się poprawi.

— Spadaj, Victor, odsuń się ode mnie — warczę na niego. W tym samym momencie do pomieszczenia wchodzą dziewczyny. Wszystkie robią wielkie oczy, kiedy widzą, jak Meier mnie poddusza.

— Jakiś problem? — pyta ze złością brunet, posyłając im groźne spojrzenie, a one kręcą głowami i spuszczają wzrok na podłogę. — Świetnie. Zajmijcie się nią — rzuca i wychodzi. W końcu rozluźniam się i głośno wypuszczam powietrze z płuc, kładąc dłoń na szyję. Kolejny raz sama, dobrowolnie weszłam w paszczę lwa. Co do cholery jest ze mną nie tak, że ciągle ładuję się w kłopoty? 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro