Rozdział 6
* Dwa tygodnie później*
Przez ten czas nasze relacje z Harrym są już lepsze. Oczywiście nie nazwałabym tego od razu wielką przyjaźnią, lecz nie kłócę się z nim i spędzam czas normalnie w towarzystwie całej piątki. Na początku nie pomyślałabym, że mogę się z nimi aż tak dobrze dogadywać. Niespodzianką nie jest chyba to, że mnie i Horana połączyła przyjaźń. Z jednej strony czuję jakby był moją kopią, ale w męskim wydaniu, to niesamowite. W tej chwili mogę powiedzieć, że byłam dosyć szczęśliwa. Przebrałam się w czarne rurki, biały sweterek i spięłam włosy w starannego koka, po czym wzięłam ze sobą tylko moją kurtkę i torbę, następnie zeszłam na dół. W domu był tylko Louis i Liam. Miałam zamiar wychodzić, kiedy usłyszałam donośny głos Liam'a
. -Anna gdzie wychodzisz?- spytał.
-Liaś nie jesteś za ciekawy?
- Nie chce się o ciebie martwić.- odparł z troską w głosie.
-Dam sobie rade.- powiedziałam wychodząc. Przed willą czekała na mnie już taksówka, którą zamówiłam wcześniej. Weszłam do samochodu podając adres kierowcy. Zaczęłam myśleć na tym co w ciągu tych dwóch tygodni zmieniło się w moim życiu. Może ja po prostu potrzebowałam innego otoczenia i mama miała racje, że to mi pomoże. Na miejscu byłam już po dobrych 40 minutach, podziękowałam kierowcy i zapłaciłam kierując się do mieszkania Mark'a, przyjaciela Josh'a. Zapukałam delikatnie w drzwi czekając aż ktoś wyjdzie. Po chwili stanął przede mną Josh bez zastanowienia rzuciłam się mu na szyje.
-Też tęskniłem- powiedział złączając nasze usta. Weszłam do środka zdejmując buty i kurtkę podążyłam do salonu.
-Jakieś plany na dzisiaj?- spytałam.
- Mark organizuje dzisiaj imprezę. Co ty na to?- poruszył śmiesznie brwiami.
- Jeszcze się pytasz - odparłam szczęśliwa.
- Jeżeli chcesz możemy teraz gdzieś iść, bo impreza jest dopiero o 20:00. Mamy jeszcze czas dla siebie.- powiedział przytulając mnie.
- Chodźmy do centrum.- odrapałam.
- Okey.
***
Pobyt w centrum handlowym spędziłam dosyć wesoło. Mam wiele zdjęć z Joshem i zauważyłam nawet, że jakieś paparazzi robi nam zdjęcia co mnie nie zdziwiło. Wiem, że będąc w życiu chłopców napotykam się na reporterów którzy są ciekawi kim jestem. Po dłuższym czasie udało mi się wreszcie znaleźć odpowiednią sukienkę dla siebie . Poszłam do kasy płacąc za nią, po czym postanowiliśmy już wracać. W domu Marka panowały końcowe przygotowania, a niektórzy nawet byli u niego. Poszłam się przebrać, a gdy zeszłam na dół niespodzianką nie było to, że impreza trwa w najlepsze. Mój chłopak podszedł do mnie szepcząc na ucho "pięknie wyglądasz". Nie zdążyłam nic zrobić, kiedy Mark do mnie podszedł i zaczął mnie przedstawiać swoim znajomym. Postanowiłam pójść po, dobrze mi już znane, narkotyki. Brakowało mi ich. Podeszłam do jakieś grupki, gdzie jeden z nich wręczył mi je. Czując, że moje ciało przelewa się ciepłem wyszłam na parkiet i zaczęłam tańczyć. Miały godziny, a ze mną było coraz gorzej, poza tym nie mogłam znaleźć nigdzie Josh'a. Wypiłam swój trunek do końca przepraszając Colinsa za przerwanie rozmowy i odejście. Postanowiłam poszukać Josh'a co nie szło mi zbyt dobrze. Do chwili gdy zobaczyłam w rogu znaną mi czuprynę z jakąś blondyną. Nie mogłam w to uwierzyć. Jak on mógł? Zebrałam w sobie ostatnie siły zmierzając w ich stronę.
- Ymm.. nie przeszkadzam ci Josh?- spytałam ironicznie na co chłopak się przestraszył. Spojrzałam na niego błagalnie po czym zaczęłam odchodzić.
-Anna! Proszę! Daj mi wyjaśnić.- słyszałam jak krzyczy. Odwróciłam się w jego stronę patrząc w oczy. Ćpał, widziałam to, ale to nie jest wytłumaczenie tego zdarzenia.
-Co chcesz wyjaśnić?! No co?! To koniec Josh! Nie patrz tak na mnie, tylko wracaj sobie do tej blond suki. Czeka na ciebie.- powiedziałam i wyszłam jak najszybciej z tego mieszkania. Do oczu zaczęły napływać mi łzy. Nie interesowało mnie to nawet gdzie idę. Jak on mógł mi to zrobić? Kochałam go, tak cholernie kochałam. Po prostu mnie zdradził jakby to było nic takiego. W mojej torbie słychać było cały czas dźwięk mojego telefonu. Wyjęłam go, patrząc na wyświetlacz -"Harry". Napisałam do niego krótką wiadomość żeby się nie martwił, po czym z buta zaczęłam iść do domu. Z mojego organizmu na szczęście ulatywały pomału procenty i inne świństwa. Stojąc przed drzwiami wzięłam głęboki wdech po czym weszłam.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro