Rozdział 27.
Było jakieś piętnaście minut przed dziewiątą rano gdy się obudziłam. Piękny niedzielny poranek, wprowadzający w jeszcze piękniejszy Malediwy, upalny dzień. Przez otwarte drzwi balkonowe do pokoju wpadały promienie zaspanego słońca i świeże powietrze. Cisza i spokój na tej plaży, był uspokajający, tak samo jak piski i krzyki bawiących się dzieci. Wszystko tego dnia było piękne. Spojrzałam na śpiącego jeszcze chłopaka sam się przeciągając i leniwie ziewając. Właśnie zdałam sobie sprawę, że jutro będziemy już wracać z tego pięknego miejsca. Spojrzałam zmęczona na swoje nogi orientując się, że nadal jestem w bluzce chłopaka. Wyjęłam z szafki świeże ubrania idąc do łazienki skorzystałam z toalety, umyłam się i wyszczotkowałam zęby. Postanowiłam na razie się nie malować, a włosy związać w kucyka. Czując pragnienie po wyjściu odkręciłam butelkę wody upijając łyk. Jak zawsze wzięłam paczkę papierosów z szafki i wyszłam na balkon siadając na kafelkach odpaliłam jednego. Myślałam o wczorajszej nocy i tym co się stało między mną i brunetem. Czy żałowałam? Oczywiście, że nie. W końcu darzyłam go uczuciem więc wydaje mi się, że i tak by do tego doszła, ale ta niepewność nadal trapiła moją duszę. Obawiałam się, że to tylko sen z, którego zaraz ktoś mnie brutalnie wybudzi. Usłyszałam cichy dźwięk mojego telefonu przez co wstałam idąc szybko do pokoju, odebrałam mając nadzieje, że nie obudziłam jeszcze chłopaka.
- Cześć Anna.- usłyszałam głos Louisa co trochę mnie zdziwiło.
- Hej Lou czemu dzwonisz?
- Chciałem się spytać czy kac was nie męczy- zaśmiał się cicho- po za tym wiem, że do tego idioty i tak bym się nie dodzwonił, pewnie jeszcze nawet nie wstał, mam racje?
- Nic mylnego Lou- westchnęłam.
Wzięłam kolejnego papierosa i paląc słuchałam Tomilsona, który entuzjastycznie opowiada o kolejnej imprezie na , którą dzisiaj pójdziemy. Czasem dziwie się im, że nie maja bariery przez karierę do takich szaleństw.
- A więc, Niall dopiero wieczorem będzie mógł nam załatwić zioło. Powiedział, że weźmie cały wór - mówił rozentuzjazmowany Lou, a jego głos brzmiał przez telefon jeszcze śmieszniej niż zapamiętałam.
- Bóg zapłać Horanowi w dzieciach! - odpowiedziałam i roześmialiśmy się.
- Raczej po tylu uderzeniach piłką po jajach, nie ma na to szans - zaśmiał się. Lou uwielbiał się ze wszystkich nabijać, ale chyba dwiema jego ulubionymi do tego osobami byli Niall i Liam.
- Lou, gdzie to będzie? - zapytałam po przerwie na intensywne żarty ze "sprzętu" Nialla.
- Dowiesz się w swoim czasie.- odpowiedział.- Jest prawie 12, a ten idiota jeszcze śpi co ty mu zrobiłaś?
- Wiesz musiałam go wczoraj zmęczyć.
- Ooo Helena jak słodko, shippuje was.- usłyszałam jego przesłodzony głos przez co się zaśmiałam.
- Jesteś głupi Tomo.
- Każda prawie pcha mu rękę w spodnie, a on chyba upatrzył sobie ciebie. Wiesz o co mi chodzi, co nie? Jak na polowaniu tygrys obczają najlepszą laskę wśród antylop i do niej startuje i goni ją aż jej nie złapie za tyłek - kontynuował, a ja nie mogłam przestać się śmiać.
- Olewa wszystkie inne, patrzy tylko na ciebie... Stara, chyba naprawdę mu się podobasz, bo nawet nie kryje się z tym, że z chęcią wziąłby cię tam gdzie się tylko da...
- Dziękuję, ulżyło mi - skwitowałam.
- Dobra kochanie obudź swojego księcia i chodźcie na śniadanie. - oznajmił z uśmiechem, który wyczuwałam nawet przez telefon.
- Tak jest!- zaśmiałam się rozłączając.
Odłożyłam papierosy i telefon na blat podchodząc do łóżka nachyliłam się nad chłopakiem, który teraz wyglądał jak słodkie dziecko.
- Harry!- podniosłam głos przez co chłopka mrucząc coś pod nosem otworzył oczy.
- Cześć kochanie- wymruczał całując moje usta przez co spowodował na mojej buzi momentalny uśmiech.
- Ubierz się Lou dzwonił, żebyśmy zeszli na śniadanie.- powiedziałam kładąc się na łóżku z tabletem w ręku przeglądałam instagrama. Gdy Harry wyszedł z łazienki od razu łapiąc się za ręce powędrowaliśmy na dół.
***
Siedziałam na włochatym dywanie w łazience, wtulona w zimną muszlę klozetową, czekając aż kolejna porcja alkoholu z imprezy będzie chciała opuścić mój organizm. Moje wymiotowanie jak do tej pory było spektakularne, aż całe moje ciało nie miało siły na utrzymanie prostej postawy. Byłam wrakiem, wraku człowieka czekającym tylko na koniec nieszczęsnych tortur.
- Anna żyjesz? - dobiegł mnie głos zza drzwi, poprzedzony pukaniem.
- Idź sobie - znalazłam w sobie resztki siły by mu odpowiedzieć, ale otworzenie oczu i uniesienie głowy znad toalety, było już czymś nieosiągalnym.
- Nie bądź taka. Pomogę ci - mówił rozbawiony moją sytuacją.
Chłopak jeszcze nie wytrzeźwiał do końca i nadal czuł ten błogostan, który do niedawna ja też jeszcze czułam. Niestety mój żołądek pokrzyżował mi plany i kazał mi wszystko zwracać, pozbawiając mnie zabawy.
- Będziesz wymiotował za mnie? Jesteś słodki - warknęłam, a chłopak kontynuował swój śmiech. Gdybym nie była zła na siebie za wymiotowanie, byłabym z siebie dumna, że jestem zabawna na tyle, by Harry Styles, śmiał się dzięki mnie. Lub ze mnie, co za różnica....
Drzwi za chwilę się otworzyły. Harry stał na progu w samych spodniach dresowych spod których wystawał biały pasek jego bokserek. Wyglądał tak idealnie, że chciałam zapaść się pod ziemię, by ktoś tak piękny nie musiał patrzeć na taką zasmarkaną gąsienicę!
- Potrzymać ci włosy? - zapytał kpiąco, opierając się o framugę drzwi.
- Pieprz się! - rzuciłam wściekła, a on znowu się roześmiał.
Czułam się już lepiej, ale z doświadczenia wiedziałam, że lepiej pozostać w tej pozycji trochę dłużej. Zignorowałam to jednak, bo nie mogłam pozwolić sobie na taki wygląd w jego obecności. To nie tak, że zależało mi na pięknym wyglądzie akurat przy nim. Wiedziałam, że nie mogę liczyć na wygląd dziewczyn, które uważałam za piękną. Pierwszą rzeczą jaką zrobiłam, było umycie zębów najdokładniej jak potrafiłam. Weszłam pod prysznic, zostawiając czarne rurki i czarny top na podłodze. Założyłam na siebie za dużą bluzkę, bieliznę i krótkie spodenki wchodząc do naszego pokoju zobaczyłam śpiącego chłopaka. Westchnęłam zrezygnowana i położyłam się obok niego wtulona jak mała dziewczynka w misia.
Sen przyszedł mi z łatwością gdyż wiedziałam, że jutro wracamy już do domu i będę musiała wcześnie wstać.
***
Widzieliście kiedyś marsz zombi? W tym momencie wchodziliśmy na pokład samolotu i dosłownie tak własnie wyglądaliśmy.
Zmęczona opadłam na siedzenie wkładając słuchawki oparłam głowę i usnęłam.
Nie miałam zamiaru wysłuchiwania żartów chłopców i plotkowania dziewczyn.
Nawet jeśli bym chciała to nie na mój stan, moja głowa pękała, czułam jak bym miała zaraz zwrócić ostatni posiłek, a mój wygląd odtrącał ludzi. Przestraszyłam się czując wibracje telefonu oznajmującą przyjście wiadomości.
" Witaj Anna mam nadzieje, że pamiętasz o naszym jutrzejszym spotkaniu.
Musimy porozmawiać na temat twoje płyty i pierwszego występu.
Widzimy się o 13, miłego dnia"
Rozszerzyłam oczy z własnej głupoty, że zapomniałam o tym, ale postanowiłam dać sobie spokój, bo do jutra miałam jeszcze wiele czasu.
***
- Będzie mi tego brakować..- powiedział Niall udając płacz.
- Mi też.- zaśmiałam się przytulając go.
- Kurwa to były najlepsze 3 dni naszego życia Panowie..i Panie oczywiście.- stwierdził Louis wyjmując ostatnią walizkę z samochodu. Właśnie staliśmy przed mieszkaniem Stylesa i każdy ze sobą się żegnał jak by już nigdy nie mieli się zobaczyć..zabawne.
Pomachałam im jeszcze ostatni raz wchodząc z chłopakiem do środka uderzyła we mnie cisza.
- Chcesz coś do picia?- zapytałam chłopaka, który miał zamiar zanieść bagaże do naszej sypialni.
- Zrób mi herbatę i jakieś kanapki jak możesz.- odparł wchodząc po schodach.
- Jasne.- westchnęłam cicho stawiając czajnik na kuchence.
Wyjęłam tosty i szybko je zrobiłam zaparzając brunetowi herbatę, a sobie kawę polaną bitą śmietaną postawiłam wszystko na stole.
Harry podszedł do mnie całując delikatnie w czubek głowy usiadł przy stole i zaczął jeść, a ja przeglądałam w tym czasie Twittera. O dziwo media zaczęły się już dowiadywać o tym, że zaczynam karierę wokalną co wcale mnie nie zdziwiło. W tym świecie każdy wiedziałam nawet kiedy idziesz do kibla..
- To co dzisiaj robimy?- zapytał chłopak.
- Proponuje opierdalanie się przed telewizorem.- zaśmiałam się na co pokiwał tylko głową.
Tak własnie spędziliśmy resztę dnia, a później wykończeniu zasnęliśmy.
________________________________________________________________________
Mam nadzieje, że nowy rozdział wam się podoba, niedługo będę kończyła to opowiadanie myślę, że jeszcze jakieś 5 rozdziałów mi wystarczy.
Nie mam nawet czasu tego pisać, serio nie polecam pójścia na biochem bez zapału do nauki.
Liczę na wasze opinie w komentarzach miłego dnia!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro