Rozdział 2
Pov'Harry
Wychodząc z samochodu zobaczyłem drobną dziewczynę kierującą się w stronę jakiegoś chłopaka. Nie mogłem jej nie rozpoznać. Anna. Oczywiście zmieniła się, lecz jakbym mógł ją zapomnieć? Teraz ma dłuższe włosy, jej ciało stało się pociągające, a ubrania bardziej odważne. Pamiętam, że jako 16-latka nie uganiała się za chłopcami i nie stroiła w spódniczki, nie odkrywała swojego ciała, tylko zawsze miała na sobie jakieś luźne spodnie i bluz. W tej chwili powinienem sobie pogratulować. Cieszyłem się , że ją zobaczę, ale widocznie jej reakcja była odwrotna. Po prostu pojechała. Zdaję sobie sprawę, że nie wybaczy mi nagłego odejścia z jej życia, ale chcę to zmienić. Pokierowałem się z rodzicami w stronę domu Weansów, gdzie drzwi otworzyła nam ciocia Bet z która od razu się przywitałem.
-Beta, a Anny nie będzie?- spytał mój ojczym.
-Nie chciała zostać. Powiedziała,że wychodzi i tyle ją widziałam- westchnęła.
-Widzieliśmy ją z jakimś chłopakiem przy samochodzie-powiedziała mama.
-To pewnie jej chłopak, Josh.- uśmiechnęła się słabo. Przez te ostatnie 4 lata obwiniałem się za to, że nie byłem przy niej, gdy mnie potrzebowała. Nie odważyłem się przeprosić, nie wiem dlaczego. Kolacja trwała już dobre 4 godziny, a ja wsłuchiwałem się w rozmowy mojej mamy i Bet. Dochodziła 24:00, lecz dziewczyny nadal nie było. W głowie gościło mi cały czas jedno pytanie. Gdzie podziała się moja dawna Anna, którą tak bardzo lubiłem? Po chwili ciocia odeszła od stołu odbierając telefon. Jej mina była dość nieciekawa.
-Co ona zrobiła?- wydarła się do słuchawki. Zorientowałem się, że chodziło pewnie o Annę.
-Dobra Dann dziękuje ci i zaraz po nią będę.- odparła i rozłączyła się.
-Przepraszam was, ale muszę jechać po Annę-odparła sięgając po klucze.
- Bet przecież piłaś! Jedź z Harry'm, a my sobie zamówimy taksówkę.- ciocia tylko skinęła głową i spojrzała w moją stronę. Zerwałem się szybko z kanapy i ruszyłem z nią w stronę mojego samochodu. Odpalając spytałem się gdzie mam jechać.
-Na pobliski komisariat.- powiedziała cicho. Zadziwiło mnie co ta dziewczyna wyprawiała. Słyszałem od mamy, że się bardzo zmieniła i Beta nie daje sobie już z nią rady, lecz nigdy nie pogłębiałem się w ten temat.
-Na komisariat?- spytałem zszokowany.
- Tak Harry. Ja już po prostu nie mam do tej dziewczyny siły. Dann do mnie dzwonił i powiedział, że spotkał Annę, która była naćpana. Nie wiem co mam z nią zrobić.- zaczęła mówić ze smutkiem w głosie.
-Będzie dobrze, zobaczysz- odparłem parkując samochód. Mama Anny szybko wybiegła w stronę komisariatu i zaczęła rozmawiać z jakimś facetem.
-Gdzie ona jest?- spytała poddenerwowana.
- Spokojnie Bet. Już cię do niej prowadzę. Czekając na powrót kobiety przyglądałem się tutejszym ludziom.Gdy zauważyłem Bet i Annę zachciało mi się momentalnie śmiać. Dziewczyna śpiewała jakąś piosenkę, aż ludzie się na nią patrzyli, a jej rodzicielka krzyczała by się uspokoiła.
-Coś ty znów zrobiła?- wydarła się na dziewczynę.
-JESTEM MOTYLKIEM!!!-odparła biegając po dworze. Dziewczyna zatrzymała się przede mną i spojrzała z dziwną miną.
-Co on tu robi?- spytała już bardziej stanowczo.
-Przyjechał ze mną. Po za tym nie zmieniaj tematu. Znów jesteś naćpana przez tego dupka. Dziewczyno ty się pogrążasz.- odparła Beta
- STOP STOP!!!-dziewczyna zaczęła w dziwny sposób wymachiwać jej rekom przed twarzą
-Przypominam, że te dupek to mój chłopak i nie masz prawa tak mówić.-powiedziała i na tym się skończyło. Po dojechaniu do domu Beta poprosiła mnie bym zaprowadził dziewczynę do jej pokoju. Ułożyłem ją delikatnie na łóżku i przykryłem,a ona się we mnie wpatrywała jakby chciała coś wyczytać z mojej twarzy. Już miałem wychodzić, kiedy dziewczyna odezwała się.
-Harry, proszę zostań.-powiedziała cicho,a ja spojrzałem w jej stronę zdziwiony.
-Zostaniesz?-spytała.
-Ymm tak, czemu nie.-odparłem kładąc się po drugiej stronie łóżka. Anna odwróciła się w moją stronę i nic nie mówiła.
-Przepraszam-powiedziałem cicho.
-To nie zawsze wystarczy Harry-odparła.
-Nie chce żebyś trzymała do mnie urazy.
-Możemy o tym nie gadać. Wystarczy mi tego wszystkiego na jeden dzień- powiedziała cicho i niepewnie przytuliła się do mnie. Wstałem z samego rana, gdyż chciałem porozmawiać z Betom. Schodząc na dół zauważyłem siedzącą kobietę przy blacie kuchennym.
-Ciociu będzie dobrze-kobieta tylko spojrzała z wyrazem smutku.
-Nie rozumiesz Harry, nie będzie dobrze. Nie wiesz jak trudne jest patrzeć na swoją córkę, która rujnuje sobie życie, a ty nie wiesz jak jej pomóc.-odparła.
- Właściwie ja wiem jak jej pomóc- uśmiechnąłem się w jej stronę
-O czym ty mówisz?
- Może zmiana otoczenia by jej pomogła?Zabrałbym ją do siebie i uciekłaby od tych wszystkich problemów. Chcę jej pomóc ciociu.- powiedziałem.
-Jesteś tego pewny?-spytała
-Tak! Damy sobie z nią radę. Zaufaj mi, proszę.
-Dobrze Harry.- powiedziała, a na mojej twarzy od razu zagościł uśmiech.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro