Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

T H I R T Y T H R E E


________________________________________________________________________________

Wtorek, 3. Maj.

Perspektywa Xaviera

W porównaniu do wczoraj, pogoda jest dziś wspaniała. Słońce świeci, nie ma wiatru i wreszcie czuć zbliżające się powoli lato. Moją uwagę przyciąga nagle Ashley. Przyglądam się dziewczynie, gdy wychodzi z domu i kieruję się w stronę mojego auta. Ma na sobie dżinsy i białą koszulkę, a na ramionach ma zarzuconą kurtkę skórzaną. Co mogę powiedzieć? Wygląda oszałamiająco, zresztą nie jest to nic nowego. Biorę głęboki wdech, gdy dziewczyna wsiada do środka, a gdy oczy brunetki kierują się na mnie, posyłam jej uśmiech, który ona natychmiast odwzajemnia. Ashley zapina pas, po czym pogłaśnia natychmiast radio.

– Co to za piosenka? – pyta.
– Summers Over Interlude. – Mówię, na co dziewczyna posyła mi uśmiech. Gdy ruszamy, ona śpiewa razem z artystą rozbrzmiewającym w radiu.
Przyglądam się jej kątem oka, wygląda na szczęśliwą. Jej twarz promienieje, a uśmiech nie znika z jej twarzy. Jeszcze wczoraj wyglądała na tak smutną, złamaną. A dziś promienieje. Ta dziewczyna nie przestaje mnie zadziwiać. 

Czy jestem wścibski przez to, że chciałbym wiedzieć o niej wszystko? Co ją uszczęśliwia, jej marzenia i jej najciemniejsze sekrety. Bo z jakiegoś powodu nie mogę przestać o niej myśleć. To robi się chore, ponieważ wiem, że nigdy nie byłem tak zainteresowany inną dziewczyną, a ona jest w końcu moją kuzynką. A nie powinno się tak myśleć o własnej kuzynce, jak robię to ja. Jednego dnia mówię sobie, że muszę odpuścić, a drugiego dnia znajdują ją przed domem samą, i jedyne co potrafię, to myśleć o tym, co mogę zrobić, żeby poprawić jej humor. Wystarczy jej jeden uśmiech, a wszystkie moje rozsądne postanowienia szlag bierze. 

Parkuję w końcu na szkolnym parkingu, za dziesięć ósma. Gdy podnoszę wzrok widzę, że Steffanie czeka na mnie przed szkołą. Siedzi na ławce razem z Dianą i zapewne plotkują o czymś bezsensownym. Nie mam najmniejszej ochoty jej widzieć w tym momencie, ponieważ Ashley ulatnia się jak powietrze na widok Steffanie. Nie dziwi mnie to, po tym jak skończyła się ostatnia impreza... Na samą myśl przebiegają mnie ciarki. O czym ja myślałem? Naprawdę w tedy pokazałem się z najlepszej strony, jakiej mogłem. 

Przypatruję się jeszcze chwilę swojej dziewczynie, i dostrzegam jak rzuca krzywe spojrzenia przechodzącym i szczepce coś do koleżanki, z czego obie się śmieją. Wcześniej tego nie dostrzegałem, ale po tym jak poznałem Ashley, nie potrafię nie zauważać tego, jak okropną osobowość ma czasem Steffanie. Potrafi być płytka i okrutna. Nie widzi nic po za swoim tyłkiem. Czemu z nią jestem? Bo sam taki jestem. A może byłem... Sam nie wiem, co się zmieniło, ale coś się zmieniło. Zmieniło się to, że po raz pierwszy nie myślę tylko o tym czego chcę ja. Co może i jest dobre, ale biorąc pod uwagę to, przez co, a dokładniej przez kogo się zmieniam, to nie jest już to chyba takie dobre. 

– Wyglądasz jakbyś zobaczył ducha. – Mówi Ashley, a gdy odwracam się w jej stronę, napotykam jej czekoladowe tęczówki wpatrujące się we mnie.
– Po prostu jestem trochę zmęczony. – Odpowiadam.
– To niedobrze. Pamiętaj, że dziś pracuję jako twoja korepetytorka i wymagam od ciebie koncentracji. Będziesz miał przechlapane, jeśli zaśniesz w połowie mojej paplaniny. – Śmieję się.
Mimowolnie na moich ustach rozciąga się uśmiech, gdy słyszę jej śmiech. Jest ciepły i prawdziwy. W końcu dziewczyna opiera głowę o zagłówek i wbija swój wzrok ponownie we mnie. 

– Co? – pytam po chwili.
– Nic. – Wzrusza lekko ramionami. I w tedy to się dzieję. Mógłbym przysiąc, że jej wzrok na ułamek sekundy spada na moje usta, po czym wraca ponownie na górę. – Pewnie słyszałeś to setki razy, ale masz bardzo ładne oczy.
Przez sekundę nie wiem co odpowiedzieć. Zwykłe „dziękuję" wydaje się nie wystarczające, gdy ten komplement pada z jej ust. Ale gdy nie potrafię wymyślić nic lepszego, mówię po prostu „dziękuję". I potem zostaje mi tylko jedno pytanie, czy Ashley czuję choć odrobinę tego przyciągania, co ja?

* * *

– Collins! – Mark woła za mną, gdy nasz trening się kończy. Rzucam piłkę, którą mam w dłoniach na podłogę, po czym łapię za swoją butelkę wody i kieruję się w stronę Trenera.
– Tak?
– Słuchaj, zbliża się kolejny mecz. Przybędzie parę ważnych osób, którym chciałbym żebyś pokazał swoje umiejętności. Ale jeśli oblejesz jutrzejszy test z matmy, dyrektorka nie pozwoli ci grać.
– Rozumiem trenerze. Postaram się tego nie spieprzyć.
Mężczyzna kładzie swoją dłoń na moim ramieniu.
– Mam taką nadzieję. To wielka szansa, więc nie zawiedź mnie. I uważaj na język. – Mówi, dźgając mnie palcem w klatkę piersiową. Śmieję się, po czym kiwam zgodnie głową i odchodzę.
Wchodząc do szatni, uderza mnie ciepłe, wilgotne powietrze. Makabra.
– Niech zgadnę, trener znów ci kazał wkuwać i dał ci do zrozumienia, jak ważne są twoje oceny. – Odzywa się David, gdy podchodzę do swojej szafki.
– Coś w tym stylu. – Otwieram szafkę i wyciągam z niej swój ręcznik. – Ale głównie przypomniał mi o tym, że nic nie będzie ze zbliżającego się meczu, jeśli obleję jutrzejszy test z matmy.
– O cholera, stary, to masz przejebane.
Wzruszam obojętnie ramionami na jego komentarz.

– Ashley ma mi dziś pomóc z wkuwaniem. Więc jak mi się poszczęści dostanę dwóję.
– Ashley? Ta twoja kuzynka, tak? No to w niej leży cała nadzieja. – Śmieje się David. 

– Ta, można tak powiedzieć.

________________________________________________________________________________

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro