Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

F I F T E E N

________________________________________________________________________________


Chodzenie po supermarkecie z Xavierem rzeczywiście było trochę magiczne. Nie pamiętam, kiedy ostatnio tak się uśmiałam. Bardzo mi tego brakowało, bo w takich momentach cała moja przeszłość, wspomnienia i ból znika. Rozpływają się w powietrzu i przez chwilę ich nie ma. To najwspanialsze uczucie jakiego dotąd zaznałam.

Lecz dobry humor Xaviera nie mógł trwać wiecznie. Gdy kończyliśmy robić zakupy, jego telefon nie przestawał dzwonić i wibrować, lecz chłopak zawzięcie to ignorował. I choć próbował z całych sił udawać, że wszystko jest w porządku to widziałam, że tak nie jest. 

Wkładając zapełnione reklamówki do bagażnika zrozumiałam, czemu przejechaliśmy tą krótką drogę autem – nie dalibyśmy rady unieść tych wszystkich zakupów. W drodze do domu, gdy czekaliśmy na zielone światło, Xavier wziął swój telefon do ręki i zaczął pośpiesznie coś pisać. Moja nowa, ciekawska strona nie mogła sobie odpuścić i ukradkiem oka próbowała się doczytać tego co widniało na jego ekranie. Nie udało mi się doczytać zbyt wiele, ale wyłapałam imię osoby, z którą korespondował: Steffanie. 

Xavier wniósł ze mną zakupy w ciszy do domu, po czym oznajmił Henrykowi, że wychodzi i nie wie czy dziś wróci. Tuż po tym złapał za swoją skórzaną kurtkę i pośpiesznie wyszedł z domu, nawet na mnie nie spoglądając.
Decyduję się pomóc Henrykowi wypakować zakupy. Po chwili zaczynamy rozmawiać o moim pierwszym dniu w szkole i innych pierdołach. Gdy kończymy spoglądam na zegarek. Piętnaście po szóstej. PIĘTNAŚCIE PO SZÓSTEJ! 

–Ojeju. – wymyka mi się.
Wzrok Henryka kieruję się na mnie niemal natychmiast.
–O szóstej trzydzieści muszę się stawić u państwo Williams, jeśli chcę dostać tą pracę... Totalnie wypadło mi to z głowy, a Xavier miał mnie zawieść... - czuję, jak podnosi mi się tętno, gdyż naprawdę zależało mi na tej pracy, a nie zdążę dojść na piechotę tam, nawet gdybym biegła, bo nie wiem w którą stronę biec.
Henryk otrzepuje dłonie o spodnie po czym łapie za kluczyki od auta.
–No to ubieraj buty, zawiozę cię.
–Naprawdę? – pytam lekko zaskoczona.
–No jasne. – Mężczyzna posyła mi ciepły uśmiech, po czym robię, jak powiedział. Ubieram buty, łapię za kurtkę i wychodzimy razem z domu.

Po drodze uważnie przyglądam się drodze, na wypadek, gdybym dostała tą pracę, żeby być w stanie tam dojść samodzielnie.



________________________________________________________________________________


Taki króciutki na początek dnia hehe. 

Życzę wam miłego dnia w szkole xD

JA TU UMIERAM, ALE MUSZE WYTRWAĆ DO MAJA UHHH. 

Pozdrawiam, Sandra 

XoXoXO

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro